Kilka słów wstępu

Opowiadanie to jest tylko próbką. Jeżeli dam sobie radę, to będę pisała je dalej. Adam Lambert zostanie w nim heteroseksualnym mężczyzną który żyje z kobietą. Główna bohaterka zostaje fotografikiem, ponieważ sama się tym trochę interesuję i myślę, że lepiej pisać o tym, o czym się wie. Po prostu nie chcę tutaj pisać bzdur.
Fabuła dobrze wiąże się z piosenką "Fantasy" George Michaela.

Zapraszam


Samanthę Woodstone obudziły delikatne promienie słońca wpadające przez jej okno. Przeciągnęła się leniwie i spojrzała na zegarek. Było po dziesiątej. Uśmiechnęła się do siebie i wyszła do łazienki.

...

-Samantha? Będę u ciebie za dwadzieścia minut.
-W porządku.
Odłożyła słuchawkę. Brooke była naprawdę podekscytowana, więc Woodstone uznała, że musiało wydarzyć się coś ciekawego. Usiadła po raz kolejny zerkając na laptopa. Po chwili zatraciła się w wirtualnym świecie na tyle, że nie poczuła upływu czasu. Z rozmyśleń wyrwał ją dzwonek.
-Witaj!
-O rany! Tak dawno się nie widziałyśmy! - zaśmiała się przyjaciółka - Jak u ciebie?
-W porządku. Jakoś się trzymam. - Perlisty uśmiech zagościł na jej twarzy.
-Znów siedziałaś w internecie?
Nie odpowiedziała nic. Poczuła się... dziwnie. To już kolejny raz jak przyjaciółka przyłapała ją na surfowaniu. To tak, jakby nie zaznała innego życia.
-Napijesz się herbaty czy kawy? - Zmieniła temat
-Nie odpowiedziałaś na moje pytanie.
Samanthę zamurowało. Czasami Brooke potrafiła mocno przycisnąć. Cieszyła się, że ma przyjaciółkę, która choć trochę się nią interesuje, a jednak... zawsze czegoś jej zazdrościła. Mężczyźni tracili dla niej głowę. Zazdrościła Brooke urody. Długich nóg, krótkich, ale jakże pięknych kasztanowych włosów i ciemnej, jakby opalonej karnacji. Samantha zawsze widziała siebie w lustrze jako grubą, niską kobietę ze smutnymi, szarawymi oczami, zadartym nosem i wiecznie nieukładającymi się włosami. Były naturalnie jasne, jednak wydawały jej się zniszczone. To był właśnie jeden z powodów przez które zawsze zostawała w domu. Do tego dołączyła chorobliwa nieśmiałość i brak pewności siebie.
-Siedziałam, bo i tak nie mam żadnego innego zajęcia.
-Sam... dlaczego ty to robisz? Marnujesz swoje życie. Kobiety w twoim wieku wychodzą i się bawią. Masz dopiero 24 lata.
Blondynka westchnęła cicho i wlała herbatę do szklanek.
-Nie chcę się bawić. Znalazłam pracę w jakimś pisemku dla kobiet.
-Więc będziesz robiła zdjęcia?
-Tak.
Brooke uśmiechnęła się ciepło i przytuliła Samanthę.
-Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę!
Mijały godziny. Po kilku nieudanych próbach wyciągnięcia Woodstone na miasto kobieta zrezygnowana wyszła z jej domu. Sam odetchnęła z ulgą i spojrzała na zegarek. Zapomniała o rozmowie kwalifikacyjnej, więc szybko zarzuciła na siebie płaszcz i biegła przez samo centrum małego miasteczka. Wydawało jej się, że każdy mężczyzna spogląda na nią i wybucha głośnym śmiechem. Nienawidziła tego uczucia.

...

-Hej, Adam.
-Brooke? Jaka miła niespodzianka! Siadaj! Co cię do mnie sprowadza?
-Jestem zmęczona całym tym zgiełkiem w Los Angeles, więc... przyjechałam do ciebie!
-Haha! - Śmiał się -A więc to tak? Wpadasz do mnie tylko wtedy, kiedy masz dosyć świata?
Kobieta uśmiechnęła się ciepło i usiadła naprzeciwko Lamberta.
-Masz duży dom na uboczu. Nikt ci tutaj nie przeszkadza. To wystarczający powód.
-Czasami to minus, a czasami plus. Szczególnie, kiedy wpadają do mnie goście. - Wybuchnął śmiechem
Był wysokim mężczyzną o postawnej budowie. Miał brązowe włosy i zarost na twarzy. Brooke wydawało się, że jego usta zawsze są wygięte w uśmiechu. Uwielbiała to. Adam potrafił ją pocieszyć, poprawić humor i pomóc w każdej sprawie. Do tego był świetnym partnerem do rozmów i niesamowicie przystojnym mężczyzną. Często myślała jak wyglądałby ich związek. Była pewna, że miłość równałaby się pasji i namiętności, a każda kobieta szalałaby z zazdrości. A jednak... coś sprawiało, że miała ochotę oddać przysługę komuś innemu. Czuła, że to jeszcze nie ten mężczyzna. Spojrzała na Adama i przerwała mu jego zabawną opowieść.
-O co chodzi? - Zapytał zdziwiony
-Byłeś kiedyś na randce w ciemno?
-Raz... ale byłem młody... i głupi. - Uśmiechnął się. - Dlaczego pytasz?
-Nie chcesz spróbować jeszcze raz? Mam wspaniałą dziewczynę, jednak... jest cholernie nieśmiała! - mówiła -Chciałabym, żeby zaznała szczęścia i choć trochę się rozerwała. Ona sama z pewnością nie pamięta kiedy ostatni raz była na randce.
Adam uniósł brew i spojrzał na kobietę zdziwiony.
-Tutaj nie chodzi mi już o nic innego, ale... ona sama wyrządza sobie tym krzywdę - kończyła. - Doszło już do tego, że prawie boi się wychodzić z domu. Brakuje jej pewności siebie.
Brunet drgnął. Nie gustował w szarych myszkach - wolał umawiać się z wysokimi modelkami, które były naprawdę pewne siebie. A jednak... poczuł, że może zrobić jeden mały wyjątek.
-Czy ta dziewczyna...
-Jest samotna. Mieszka sama, a ja często ją odwiedzam. To moja przyjaciółka. I nie - nie znasz jej.
-Dobrze, zgoda.
-Naprawdę? - Wstała uradowana i ofiarowała mu soczysty pocałunek w policzek. - Nawet nie wiesz jak się cieszę! Zadzwonię do ciebie, gdy już ją namówię i ustalimy miejsce spotkania. W porządku?
Lambert kiwnął głową i dopił kawę.
-Już idziesz?
-Tak, mam coś do załatwienia. Dzięki za gościnę.
-A może... napijesz się czegoś...?
-Nie. Musze lecieć, pa!
Trzasnęła drzwiami. Adam nie wiedział co się szykuje, jednak zaufał tej kobiecie. Była szalona i to w niej uwielbiał.