Tego ponurego dnia szłam do szkoły, słuchając nachalnego świergolenia mojej najlepszej koleżanki Klaudii. Skupiałam swoje wszystkie siły witalne, by nie wybuchnąć gniewem i nie walnąć jej w ten pusty łeb. Na ogół byłam przyzwyczajona do jej gadulstwa, ale w tamtej chwili usiłowałam sobie przypomnieć coś ważnego.
- I wtedy on jak gdyby nigdy nic wyciąga do mnie łapy i próbuje zerwać ze mnie ubranie. No to ja...
- Klaudia - zaczęłam opanowanym głosem.
- No? - spojrzała na mnie ze złością, że przerwałam jej wywód.
- Wiesz może czyim synem był Władysław II?
- Kto to? - uniosła brwi w wyrazie niebotycznego zdumienia, tak że te aż schowały się za równo przystrzyżoną grzywką.
- No ten gościu, o którym ostatnio mówił Szambonurek na historii.
- Nie mam pojęcia. A po co ci to teraz?
- Właśnie przypomniałam sobie, że dziś ma być kartkówka.
- Kartkówka? Z jakiej paki? Nikt nic nie mówił o żadnej kartkówce.
- Bo to będzie niezapowiedziana kartkówka - wysyczałam, chwytając się ostatnich resztek cierpliwości.
- No to skąd wiesz, że będzie?
- Bo ja takie rzeczy po prostu przeczuwam.
- Mnie się raczej wydaje, że miałaś kolejną schadzkę z naszym kochanym nauczycielem historii i tym razem podsunął ci info o kartkówce - uśmiechnęła się złośliwie.
- Jaką znowu schadzkę?
- No wiesz... Taką, którą masz co czwartek rano - wyszczerzyła zęby.
- To nie żadne schadzki tylko spotkania do projektu.
- Mnie możesz powiedzieć - uśmiechnęła się prosząco. - Jakiś mały szczegół waszego ostatniego spotkania?
- Odczep się i przestań sobie wyobrażać nie wiadomo co - spojrzałam na nią z furią i już miałam zacząć drzeć się na całego, gdy poczułam na ramieniu dotyk czyjejś szorstkiej dłoni.
Obejrzałam się za siebie. O wilku mowa, pomyślałam.
- Ależ Se - popatrzył mi w oczy. - Nie ma powodów, żeby ukrywać przed koleżankami rzeczy, o których rozmawiamy w czwartkowe poranki.
- N-nie? - wyjąkałam zdezorientowana, zastanawiając się, co ten kretyn znowu wymyślił.
- Oczywiście. Klaudio - teraz zwrócił się do mojej towarzyszki. - omawiałem ostatnio z Seszelą najważniejsze aspekty powstania listopadowego.
- Aha - zdołała wydukać Klaudia, która była równie zdezorientowana, co ja.
- A myślałaś, że co my tam robimy? - fuknęłam patrząc na nią zmrużonymi oczami.
- Właśnie tak myślałam - powróciła do swojego zwyczajowego uśmiechu. - Że omawiacie powstania.
Nauczyciel uśmiechnął się, po czym spojrzał na zegarek i stwierdził:
- No moje panie, muszę już iść, bo nie zdążę dopracować waszych kartkówek. Tak na marginesie Se, Władysław II był synem Bolesława Krzywoustego. Niech ci to nie umknie na kartkówce - posłał w moim kierunku jeszcze jeden uśmiech i odszedł szybkim krokiem w kierunku szkoły, zostawiając mnie i Klaudię na chodniku.
To w nim było dziwnego - zawsze pojawiał się w najmniej spodziewanym momencie.
Czekając pod klasą do historii, rozmyślałam o tym, jak bardzo nienawidzę Szambonurka, powstania listopadowego i wątróbki, którą mama miała przygotować tego dnia na obiad. Nagle drzwi do klasy się otworzyły. Nikt jednak nie wyszedł ze środka. Nieufnie zrobiłam kilka kroków do przodu i zajrzałam za futrynę. Sala wydawała się być pusta. Zrobiłam jeszcze kilka kroków i to był błąd. Ktoś zasłonił mi dłońmi oczy, a druga para rąk złapała moje nadgarstki. Gdy zaczęłam krzyczeć, zakneblowali mi usta.
- Co teraz szefie? - zapytał szorstkim, ochrypłym głosem facet, zakrywający mi oczy.
- Zwiążcie ją - powiedział ktoś inny. Jego głos był głęboki i seksowny, pobrzmiewający nutką irytacji. Już po samym tonie poznałam, że to musi być cholerny sukinsyn. Znałam skądś ten głos... Mógł należeć do tylko jednej osoby... Do człowieka, który nie istniał. A może jednak? Na samą myśl o tym, że mogło być inaczej, zrobiło mi się słabo. Zemdlałam. W tak ważnym momencie mojego życia, po prostu osunęłam się na podłogę, zanim ktokolwiek zdążył mnie związać.
