-Prolog-
-Slytherin!- wykrzyknęła stara, podniszczona Tiara. Salę zalała fala oklasków. Nasz bohater zszedł dziarskim krokiem z krzesła, na którym siedział i z kpiącym uśmieszkiem pod nosem pokierował się w stronę swojej nowej rodziny. Chłopak miał ciemne włosy, niebieskie oczy, lekko zadarty nos oraz bardzo swawolne podejście do życia. Przydzielenie go akurat do tego domu nie zrobiło na nim żadnego wrażenia. Raczej tego się spodziewał. Nonszalancko zasiadł przy długim stole należącym do Slytherinu zastanawiając się, jak długo będzie jeszcze trwała cała ta szopka. Jedną ręką oparł się o podbródek, drugą zaczął dudnić po stole. Spowodowało to, że poczuł na sobie czyjś wzrok. Spojrzał naprzeciwko i ujrzał lichego chłopaka w dłuższych, ciemnych włosach. Jego szata była bardzo znoszona, co sugerowały liczne łaty i wyblakły kolor. Wzrok chłopaka był lekko płochliwy i kiedy zobaczył, że nasz bohater patrzy się na niego z wyższością szybko odwrócił wzrok. Trzeba przyznać, że takie zachowanie bardzo pochlebiało ciemnowłosemu, który cicho zaśmiał się pod nosem. Nie chciał jednak tracić czasu na to płochliwe zwierzę, dlatego zaczął rozglądać się po sali. Cztery długie stoły ustawione były przez całą długość Sali. Na końcu, w poprzek znajdował się krótszy stół, przy którym siedziało stado starych belfrów. Żaden nie wydawał się miły. Raczej byli nijacy. Nie warto się nimi przejmować. Popatrzył na uczniów. Zbieranina hołoty. Nic nadzwyczajnego. Trzeba będzie trochę rozruszać to towarzystwo. Nuda i obojętność, która dręczyła chłopaka w tym momencie była ogromna. Niestety nawet zaczarowane sklepienie sali nie robiło większego wrażenia, ponieważ niebo było zachmurzone. Jego wzrok padł ponownie w kierunku nowo przybyłych uczniów i ku swojej radości odkrył, że stolik i zniszczona część garderoby znikają w komnacie obok. Wstał dyrektor, poględził trochę o niczym (w tym momencie chłopak rozglądał się, czy przy jego stole nie siedzą jakieś ładne dziewczyny. Stwierdził, że kilka jest nawet niczego sobie) i zaprosił do wspólnego posiłku. W końcu! Z tego całego zamieszania wyżerka była najlepsza. Dawno nie jadł tak dobrych potraw. Kiedy chwytał za udko z kurczaka, które wyglądało nader smakowicie, po stole rozlał się sok dyniowy, który uniemożliwił pochwycenie wypatrzonego kąska. Niezbyt zadowolony nowy Ślizgon spojrzał z wyrzutem na sprawcę zamieszania. Był to starszy chłopak o jasnych włosach. Już na pierwszy rzut oka widać było, że jest z jakieś wpływowej rodziny czystej krwi. Szybkim ruchem różdżki usunął sok, rzucając jakieś przekleństwa w stronę swojego sąsiada.
-Mam wrażenie, że niektórych przydałoby się zamknąć w klatce- powiedział władczym tonem spoglądając na naszego bohatera. Ciekawe, dlaczego zwrócił się akurat do niego. Przecież to nie on był sprawcą tego zamieszania. Nie znalazł jednak zrozumienia, gdyż Ślizgon patrzył się wzrokiem niezdradzającym żadnych uczuć. Zignorowawszy wszystko wrócił do polowania na udko. Chłopak jednak nie dał za wygraną. Blond włosy zaczął wypowiadać się niezbyt miło o niewychowaniu i zachowaniu nie do zaakceptowania. Szybko też zwrócił uwagę na wyższość siebie i swojej czystej krwi
-Jestem Lucius Malfoy- podał rękę ciemnowłosemu, który do tej pory nie powiedział ani jednego słowa. Nie wykazał też najmniejszego zainteresowania monologiem swojego nowo poznanego kolegi. Przekalkulował jednak w głowie wszystkie „za" i „przeciw" i doszedł do wniosku, że lepiej mieć kogoś takiego po swojej stronie, uznał, więc śmiało, że może się przedstawić. W końcu nic to go nie kosztuje
-Black. Syriusz – powiedział głosem pozbawionym jakichkolwiek emocji. Zauważył jednak, że temu wszystkiemu przygląda się zauważony wcześniej chłopak. Szybko jednak znów odwrócił wzrok.
