Prolog
Czasami wydaje mi się, że umrzeć za kogoś to dobra śmierć. Ale myślę też, że sama śmierć jest dużo lepsza niż męczarnia tutaj. Tu gdzie nie mam pomysłów na przyszłość...
Albo mam, tylko się ich boję.
Dziś "najszczęśliwszy" dzień mojego życia, a ja znowu mam ochotę umrzeć. Znowu mam ochotę przestać oddychać. Siedzę na krześle przed starą toaletką, w białej sukni mojej mamy, tylko lekko skróconej i przerobionej. Ginny za wszelką cenę stara się ujarzmić moje włosy, a Molly tylko co chwilkę przypomina mi, jaki to cudowny dzień i jak bardzo się cieszy. Nie mam odwagi zaprzeczyć, nie mam ochoty żyć.
- Hermiono słuchasz mnie ? - nagle z zamyśleń wyrywa mnie przyjaciółka.
- Tak, oczywiście. Ginny? Nie ważne, co mamy, tylko żebyśmy byli szczęśliwi, prawda ? Najważniejsze jest szczęście i miłość?
- Oczywiście! Nigdy nie myśl inaczej!
Znowu wracam do rozmyślań, słucham jak Ginny opowiada coś o Harrym i patrzę jak mama Rona wychodzi z sypialni.
- Zrobisz mi kawę? Nie wypada żeby panna młoda zasnęła na własnym weselu - wysilam się na uśmiech w jej stronę. Ona kiwa głową i pospiesznie wychodzi. Myślę przez moment, że w ten dzień zrobiłaby dla mnie dosłownie wszystko i mam wyrzuty sumienia, że jestem zmuszona tak bardzo ją skrzywdzić. "Teraz albo nigdy"- mówię do siebie i zmuszam się do szybkiego działania i poukładania wszystkiego w całość. Najszybciej jak mogę ściągam sukienkę, przebieram się w krótkie jasno jeansowe spodenki do połowy uda i bawełnianą liliową koszulkę na ramiączka. Nie zakładam butów, bo szkoda mi na to czasu, a w zasadzie wszystkie spakowałam już do walizki. Wyjmuję tylko list, który kładę obok lustra i znikam, widząc jak drzwi się uchylają. Ginny słyszy tylko trzask mojej deportacji.
Ląduję na piasku, ciepło uderza w moje ciało, a ja czuje się zagubiona i staram się trzeźwo myśleć. Odwracam się i kieruję do małego, starego, białego domku z tarasem na plażę. Sięgam do kieszeni, wyciągam klucze i otwieram tylne drzwi, które witają mnie cichym skrzypnięciem. Siadam na kanapie, walizkę stawiam na stoliku do kawy, rozpinam ją i machnięciem różdżki powoduję, że wszystkie rzeczy same się rozpakowują. Z małej torebki wyciągam kolejny list z napisem "PRZECZYTAJ" wykonany moim pismem oraz małą fiolkę. Odkorkowuje ją. "Za zrozumienie i lepsze jutro"- myślę i piję do dna, a później nie widzę już nic.
