Był piękny, słoneczny poranek. Haru siedział właśnie z rodzicami przy stole. Chyba pierwszy raz od kilku miesięcy wspólnie jedli śniadanie.
Nastolatek może się nie uśmiechał, lecz z jego postawy można było wywnioskować, że jest szczęśliwy jak jeszcze nigdy w życiu. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta. Wczorajszego wieczoru dowiedział się o zaakceptowaniu jego podania dotyczącego nauki na bardzo elitarnym uniwersytecie z niesamowicie mocną drużyną pływacką.
Matka od czasu do czasu zerkała na niego z zaciekawieniem. Domyślała się, że stało się coś ważnego w życiu jej syna.
- Mamo, tato muszę wam coś powiedzieć.
Skupił na sobie uwagę rodziców.
- Dostałem się na studia. W połowie wakacji jadę z Rinem do Australii.
Na twarzy pani Nanase rzadko widać było radość, jednak teraz wręcz skakała z radości.
Haru popatrzył na nią ze zdziwieniem. Jeszcze nigdy nie widział jej w takim stanie. Spojrzał na ojca, który dumnie wypiął pierś i powiedział:
- Moja krew!
Poczochrał go po głowie z promienistym uśmiechem na twarzy. Po chwili jednak obydwoje uspokoili się zdając sobie sprawę, że przez długi czas nie będą mieć przy sobie swojej jedynej pociechy, którą i tak rzadko kiedy widywali.
- Haru jak ty sobie tam poradzisz? Co z zakwaterowaniem, jedzeniem? Ostatnio jak zostawiłam cię na tydzień wylądowałeś w szpitalu!
- Mamo, jestem już niemalże dorosły. Nie chodzę już do gimnazjum. Umiem o siebie zadbać.
Westchnęła, jednak nic nie odpowiedziała.
Reszta śniadania przebiegała spokojnie, bez większych emocji.
Gdy już wszyscy zjedli swoje porcje. Haru wstał od stołu, podziękował i stwierdził, że pójdzie popływać.
Nie chciał iść na basen. Tym razem pragnął nacieszyć się swoją wolnością w oceanie. Bo czemu niemiałby z tego skorzystać, skoro niezmierzona ilość wody była kilka kroków od jego domu?
Spojrzał niebo. Było niesamowicie niebieskie, jego powierzchnię nie przecinała żadna, nawet najmniejsza chmurka, co jeszcze bardziej potęgowało jego chęć do pływania.
Gdy był już na plaży zdjął ubranie, pod którym jak zwykle miał kąpielówki i od razu wskoczył do wody. Za cel obrał sobie jakiś punkt na horyzoncie i zaczął płynąć w jego kierunku. Ciesząc się chwilą nie zauważył jak niebo zasnuło się ciężkimi, burzowymi chmurami. Szalejący wiatr i coraz większe fale uświadomiły mu, że to co zrobił było bardzo głupie. Deszcz, który zaczął padać przesłonił mu pole widzenia. Fale oddalały go coraz bardziej od domu, ale też i od celu 'podróży'. Zdenerwowany, mimo braku sił zaczął płynąć przed siebie wykorzystując ostatnie pokłady energii. Machał rękami i nogami do czasu, gdy mięśnie całkowicie odmówiły mu posłuszeństwa. Przemarznięty i wykończony do granic możliwości stracił przytomność.
