1. Rose Tyler

Rose nigdy nie potrafiła za nim nadążyć. Potrafił w jednej chwili zmienić zarówno radość w smutek, jak i porażkę w triumf. Życie z nim było ekscytująco niepewne i właśnie za takim życie tęskniła przez wiele bezsennych nocy. Dla takiego życia poświęciłaby… poświęciła wszystko. I kolejny raz odkryła, że każda wygrana niesie za sobą także cierpienie. Znowu mnie zostawiłeś - mówiły jej oczy, gdy ich spojrzenia się spotkały. A on zrozumiał. Jak zawsze.

- Rose. Tak bardzo, bardzo mi przykro.

Odetchnęła głęboko. Te słowa, ton, którym je wypowiedział… Tak łatwo było uwierzyć, że to wciąż jej Doctor. Poczuła, że zaczyna się dusić od nadmiaru uczuć. Potrzebowała zająć czymś myśli i to szybko.

- Mamo, zadzwoń do taty, na pewno się niepokoi - powiedziała, odwracając się przez ramię. - Z tego co pamiętam, gdzieś za tym wzgórzem znajduje się wioska, może pożyczą nam lub sprzedadzą samochód. Umiesz prowadzić? - spytała, patrząc znów na Doctora. - Zresztą na pewno tak - spojrzała znowu przed siebie, żeby nie patrzeć dłużej w jego oczy. - Więc chodźmy, nie chcę przebywać w tym miejscu ani chwili dłużej niż jest to konieczne.

Ruszyła przed siebie szybkim krokiem, a on poszedł za nią. Wciąż trzymali się za ręce, jak dwoje dzieci, które nie chcą się zgubić. Zatrzymali się dopiero przy wyjściu z zatoki, czekając na Jackie. Rose odwróciła się i objęła plażę spojrzeniem.

- Obiecaj mi… Po prostu obiecaj, że już nigdy tu nie wrócę.

- Obiecuję.

Dogoniła ich zdyszana Jackie z telefonem przy uchu.

- Tak, wiem. Też Cię kocham, Pete. Ucałuj ode mnie Tony'ego. Tak zrobimy. Tak. Pa!

- I co? - spytała Rose.

- Tata przyśle po nas szybowiec do Bergen.

- Więc wciąż musimy tam dojechać. Chodźmy - powiedziała Rose, odwracając się na pięcie i opuszczając na zawsze Zatokę Złego Wilka i Złych Wspomnień.

W wiosce udało im się wypożyczyć samochód. W czasie jazdy Rose bardzo próbowała nie analizować ostatnich wydarzeń, ale wspomnienia wracały całkiem nieproszone. Więc udało się jej. Udało się jej znaleźć Doctora. A potem on umarł. Ale jednak nie umarł. Przelał energię w tę nieszczęsną rękę. A potem z tej ręki wyrósł On. Doctor-nie-Doctor. Potem jeszcze raz ocalili świat. A potem znowu zostawił ją w tej cholernej Norwegii ze swoją ludzką kopią. Co On sobie w ogóle wyobrażał? Że daje jej szansę, na którą sam nie zasłużył? To było tak bardzo do niego podobne. Zniszczyć czyjeś życie, a potem próbować je naprawić, odchodząc. Ale to nigdy nie działało w ten sposób.

Czy gdyby nie został zabity przez tego nieszczęsnego Daleka… albo gdyby się zregenerował… czy wtedy mogłaby z nim zostać? A może od początku to przewidział? Cały przebieg zdarzeń… Miał przecież nowe towarzyszki. Ta Martha była bardzo ładna i mądra. Albo Donna - musiał naprawdę ją lubić. Może i tak kazałby jej wrócić? Nie, nie pozwoliłaby na to. Mógł mieć wielu towarzyszy, ale to jej wyznał miłość. Choć właściwie - ten prawidłowy Doctor nigdy tego nie powiedział…

Teraz nie miało to już chyba znaczenia. Miała go już nigdy nie spotkać. Utknęła w innym wymiarze ze swoją rodziną i... Odwróciła wzrok od okna i popatrzyła w lusterko. Ich spojrzenia się spotkały i Rose dostrzegła w jego oczach, tak bardzo znajomych oczach, coś czego nie widziała nigdy wcześniej. Strach. Strach, że ona go odrzuci. Powiedział, że On jej potrzebuje. Zawsze to ona potrzebowała Doctora, a teraz on potrzebował jej. Spróbowała się uśmiechnąć, a on odpowiedział niepewnym uśmiechem, po czym zahamował gwałtownie, gdy jakiś samochód zajechał mu drogę.

- Na litość boską, mógłbyś patrzeć czasami na drogę - krzyknęła Jackie. - Czy ty masz w ogóle prawo jazdy?

- Jestem technologicznym geniuszem, nie potrzebuję jakiegoś papierka, żeby to potwierdzić - mruknął, wbijając wzrok przed siebie.

- Oczywiście - zrzędziła dalej Jackie - geniusz od siedmiu boleści.

Rose spojrzała znowu przez okno. Czy tak ma to teraz wyglądać? Doctor nie będzie już tylko częścią jej życia, będzie częścią życia całej rodziny. Będzie kłócił się z mamą, dyskutował z tatą, zabawiał Tony'ego… Spróbowała to sobie wyobrazić - normalne życie z Doctorem. Ale przecież Doctora tu nie było. Doctor odszedł.

Rose poczuła nagle, że marzy tylko o tym, żeby wrócić do domu i położyć się spać.

Wjechali do Bergen.

Zatrzymali się na niewielkiej stacji benzynowej, żeby coś zjeść i wypić przed podróżą, ale Rose na samą myśli o jedzeniu poczuła mdłości. Wyszła poza parking, wystawiając twarz na lodowaty wiatr. I nagle poczuła, że cały ból i tęsknota wracają z podwójną siłą. Więc po tym wszystkim straciła go ponownie? Jej ciałem wstrząsnął szloch, gdy świadomość straty uderzyła w nią z całą mocą. Znała już to uczucie, ale do tej pory zawsze miała nadzieję, że jeszcze kiedyś go zobaczy. Jakąś malutką iskrę, która nie pozwalała jej zwariować. Ale teraz ta iskra zgasła i Rose aż zgięła się w pół krzycząc bezgłośnie z bólu.

- Rose! - Doctor przypadł do niej, kładąc dłonie na jej ramionach i patrząc na jej zaczerwienioną twarz. - Rose, jestem tutaj! Rose, proszę, to ja, to naprawdę jestem ja!

- Nie!- wydusiła z siebie przez łzy. - Nie jesteś moim Doctorem, on mnie zostawił, znowu mnie zostawił… - Jej głos załamał się, gdy jęknęła spazmatycznie.

- Oh, Rose, tak bardzo, bardzo mi przykro - powiedział, próbując ją objąć i uspokoić. W jego głosie słychać było prawdziwą rozpacz, ale to jeszcze bardziej zdenerwowało Rose.

- Przestań to ciągle powtarzać - krzyknęła, odpychając go z trudem. - To nic nie zmienia, absolutnie nic. Nie możesz mi go oddać, nie możesz nic zmienić. Więc zostaw mnie w spokoju! - Odwróciła się i pobiegła przed siebie, a Jackie, która już od dłuższej chwili przyglądała się tej scenie ruszyła za nią, rzucając jeszcze Doctorowi spojrzenie pełnie wyrzutu. Całkowicie niepotrzebnie. W tej chwili nikt we wszechświecie nie nienawidził go tak mocno jak on sam.

Przez całą drogę do Londynu Doctor starał się trzymać z daleka od Rose, nie chcąc sprowokować kolejnego wybuchu, ale wyglądało na to, że wyczerpała już wszystkie siły. Siedziała tylko bez ruchu i wyglądała na bardzo zmęczoną i nieszczęśliwą. Co jakiś czas zapadała w krótką drzemkę i wtedy Doctor mógł przyglądać jej się bez obaw, jednak gdy tylko się budziła odwracał wzrok. Czuł, że nie zniesie bólu w jej oczach w momencie, gdy odkrywała, że to co wydarzyło się w ciągu ostatniej doby nie było tylko snem.

Czuł się podle. Gdyby rzeczywiście był dla niej obcym człowiekiem, to wszystko byłoby dużo prostsze do zniesienia. Ale on był Doctorem. Miał 904 lata i był ostatnim władcą czasu z planety Gallifrey. Pamiętał swoje dziesięć poprzednich inkarnacji. Był mordercą swojej rasy, zaprzysięgłym wrogiem Daleków, Nadchodzącym Sztormem, Przynoszącym Ciemność… I kochał Rose Tyler. Przez 900 lat kochał wielu ludzi. Stracił wielu ludzi. Wyglądało na to, że stracił też ją. Znowu.

A najgorsze było to, że nie to przerażało go najbardziej. Przez wiele lat marzył o tym, żeby być człowiekiem. Żeby choć raz posmakować normalnego życia, dzień po dniu, z kobietą, którą pokocha. Nawet gdyby to miało być ostatnie z jego żyć. A teraz sam dał sobie tę szansę. Nikt go tu nie znał, nie musiał przed nikim uciekać. Miał przed sobą całe życie możliwości. I był przerażony. Przerażony i zagubiony. Chciał tylko wrócić do swojej Tardis i znowu być Władcą Czasu. Ale nie mógł. Stracił wszystko za jednym zamachem - swoją Tardis, swoją tożsamość i Rose. A przecież zrobił to dla niej. Nie zregenerował się dla niej. Porzucił Tardis i resztę przyjaciół dla niej. A ten drugi on wyrzekł się jej, żeby mogła być bezpieczna. I szczęśliwa. Kiedy pocałowała go na plaży, obaj uwierzyli, że im się udało. Zaskakujące, że po tylu latach Doctor wciąż był takim głupcem.

Ale mimo wszystko musiał spróbować. Dla niej.

Gdy dotarli na miejsce było już mocno po północy. Willa Tylerów była teraz dużo większa niż za poprzedniej wizyty Doctora, choć ciężko było zobaczyć więcej szczegółów w świetle kilku latarni. Pete czekał na nich na ganku. Przywitał się wylewnie z Jackie i dostrzegł ponad jej ramieniem Doctora. Jego oczy rozszerzyły się w zdumieniu, które powiększyło się tylko gdy zobaczył twarz Rose. Ale zanim zdążył sformułować pytanie Rose przytuliła się do niego i Doctor pozwolił sobie na odrobinę nadziei. W końcu skoro Rose pokochała i zaakceptowała swojego-nie-swojego ojca, mogła zaakceptować też innego Doctora. Jednak nadzieja zniknęła równie szybko jak się pojawiła, gdy dziewczyna wymruczała coś pomiędzy „cześć tato", a „jestem bardzo zmęczona" i weszła do domu nawet nie oglądając się na niego.

– Cześć, Pete - mruknął, wsadzając ręce do kieszeni. Czuł się bardzo nieswojo i bardzo nie na miejscu.

Na szczęście była jeszcze Jackie. Zaprowadziła Doctora do kuchni, odgrzała mu kolację, zajrzała do Tony'ego, opowiedziała mężowi większość wydarzeń, pościeliła Doctorowi łóżko, przyniosła mu wszystkie potrzebne rzeczy, pokazała mu pokój i wysłała go do łazienki. Doctor czuł, że powinien jakoś okazać jej wdzięczność, ale nie mógł się zdobyć na nic ponad podziękowanie i przeproszenie za kłopot. W odpowiedzi Jackie machnęła tylko ręką i powiedziała zmęczonym głosem:

- Cóż, witaj w domu. W końcu należysz teraz do rodziny, prawda?

Za te słowa Doctor poczuł jeszcze większą wdzięczność. Dom, rodzina… Te słowa wzbudziły w nim jakieś dziwne odczucia i po raz pierwszy od wielu godzin poczuł spokój. Przynajmniej nie musiał się bać, że zostanie wyrzucony za drzwi. A teraz jak nigdy wcześniej potrzebował takiej pewności.

Idąc do swojej sypialni zatrzymał się przed uchylonymi drzwiami do jednego z pokojów. „Rose" - głosiła dumnie tabliczka na drzwiach. Zawahał się przez chwilę, po czym pchnął drzwi i zajrzał ostrożnie do środka.

Wyglądało na to, że Rose przed położeniem się zdążyła tylko zrzucić buty, a teraz spała ciężkim snem, oddychając miarowo. Doctor już miał się wycofać, gdy poruszyła się i wyszeptała coś przez sen. Imię. Jego imię.

- Często to powtarza - wyszeptała mu do ucha Jackie, przyprawiając go prawie o zawał jedynego serca.

- Ja tylko… - zaczął, wiedząc że nie ma nic na swoje usprawiedliwienie.

- W porządku - mruknęła, mijając go i przykrywając córkę kocem. - Daj jej czas. - Podeszła do niego i westchnęła ciężko. - Naprawdę, Doctorze, czasami Cię nienawidzę. Ale jeśli możesz uszczęśliwić moją córkę, po prostu to zrób.

- Naprawdę bym chciał.

Jackie westchnęła tylko ponownie.

- Idę spać. I tobie też to radzę. Dobranoc.

- Dobranoc - mruknął Doctor, ale nie poszedł za nią. Zaczekał, aż jej kroki ucichną i odwrócił się znowu do Rose.

- Jestem tu, Rose - wyszeptał cicho. - Jestem tu.