Powoli występuje z tłumu i zbliża się do ciebie, więc rozegraj to. Jestem rozbudzony, a ta scena jest o mnie. Coś stanęło ci na drodze i ktoś teraz zapłaci. I jeżeli nie dostaniesz tego, czego chcesz, to wszystko przeze mnie."*

Było dużo słów. Słów, które tak naprawdę nie były potrzebne, a które obaj wypluwali z siebie, jakby odwlekali nieuniknione. Nikt tak naprawdę nie wie, co obaj czuli w tym pełnym napięcia momencie. Może jednemu z nich towarzyszył strach, troska o swoich przyjaciół, którzy byli gdzieś tam - daleko od tej skromnej bitwy rozgrywającej się właśnie tu, właśnie teraz. A ten drugi mężczyzna o dziwnych oczach w których dało się dostrzec śmierć? Co on czuł? Prawdopodobnie nic. Bo co może czuć człowiek, który wyzbył się całego człowieczeństwa i już nie można go nazwać żywym, realnie prawdziwym? Ktoś, kto nie ma wspomnień, chociaż powinien je mieć. Natłok myśli i obrazów z przeszłości - to one, właśnie one, powinny teraz mieszać mu w głowie, powstrzymując przed ostatecznym ruchem, wypowiedzeniem jednej klątwy. Dwa proste słowa. Znał je. W miejscu, gdzie normalnie znajduje się serce coś powinno się poruszyć i przypomnieć, że to nie tak miało być. Nie możesz tego zrobić, do diaska! Nie możesz zabić Harry'ego Pottera, ponieważ... Ponieważ co?! No co?! Nie było czegoś takiego. Nie było tego głosu, który nakazywał mu, co ma robić. Lord Voldemort nie słuchał. Chyba nigdy nie potrafił tego robić. Był Czarnym Panem, najpotężniejszym czarodziejem wszech czasów! Nieważne, że ktoś kiedyś powiedział mu, że jest chłopcem, który nie potrafi znieść samotności. Nie pamiętał tego, a więc nie miało to żadnego znaczenia.

- Ostatnie życzenie? - wysyczał, a jego oczy zabłyszczały pod wpływem wypowiedzianych słów. Tak blisko, tak wyjątkowo blisko... Jeszcze tylko chwila.

- Zdychaj? - mruknął w odpowiedzi, a kąciki jego ust uniosły się mimowolnie ku górze. Nie kontrolował swoich ruchów - już nie był sobą. Istniał gdzieś na granicy świadomości i bezsensowności, z uporem godnym maniaka unikając tego dziwnego uczucia, które nagle pojawiło się w jego głowie. Powinno boleć. Nie bolało. Może to wspomnienia, których tak naprawdę jeszcze nie miał, pojawiły się w jego głowie? Nie. Tak nie powinno być. To nie on miał pamiętać!

Kilka okrążeń, pełnych gracji ruchów, które u przypadkowego obserwatora wzbudziłyby zachwyt. To nieodgadnione piękno zniszczenia, fascynacja końcem, która istnieje w każdym z nas. U niektórych jest po prosto głęboko ukryta. Bardzo głęboko.

Kilka klątw rzuconych niby od niechcenia, chociaż wewnątrz nich szalała burza - i ona w końcu musiała wyjść na światło dzienne. Harry Potter musiał zginąć. Tak musiało być.

- Avada Kedavra! - głośny krzyk rozdzierający dziwną ciszę. Nagle jakby wszystko zastygło w oczekiwaniu na kolejne wydarzenia. I co było dalej? Dalej była tylko ciemność, poprzedzana przez zaskakująco niewyraźny obraz. Czyjaś twarz... Pełne zaskoczenia, ale i pogardy spojrzenie skierowane wprost na niego.

Wtedy dotarło do niego, że słowa są czymś, co jako jedyne tak naprawdę potrafi zabić człowieka. Słyszysz je i z każdym następnym coraz bardziej oddalasz się od swojego życia, aż w końcu...

...umierasz.

Umierasz śmiercią wyimaginowaną, nierealną, a jednak tak bardzo bolesną. Ale potem jest jeszcze gorzej. Nigdy nie trafiasz do nieba, ale do piekła, które staje się odrobinę łaskawsze, gdy to ty zaczynasz mówić. Potoki słów wypływają z twoich ust. Słów, których kiedyś tak sobie szczędziłeś. I już nic nie jest takie jak być powinno. A może nigdy nie było?

Harry Potter zginął. Takie było jego przeznaczenie.

Nie mogło być inaczej.