Szedł powoli wzdłuż parkingu spoglądając po kolei na każdą tablicę rejestracyjną. W myślach przeklinał Artura i jego głupie pomysły, przez które znalazł się właśnie tutaj i szukał samochodu, w którym miał odbyć szkolenie praktyczne na kursie prawa jazdy.

To już nawet Albus nie był takim kretynem! –myślał spoglądając znów na kartkę z numerem rejestracyjnym samochodu i nazwiskiem instruktora.

H. Slavicset – przeczytał nieomal łamiąc sobie przy tym nazwisku język. – Mam nadzieję, że chociaż nie dali mi żadnej jędzy. Bo jak nie, to chyba inaczej będę musiał z nimi porozmawiać…

Wreszcie znalazł numer, którego szukał. Spojrzał sceptycznie na pojazd. Biały Fiat Grande Punto stał spokojnie koło zgniłozielonego Opla i brudnoszarego BMW. Zerknął na miejsce pasażera i ujrzał tak kogoś kryjącego się za czarną podkładką do dokumentów. Westchnął ciężko, podszedł do drzwi od strony kierowcy i otworzył je z rozmachem, by chwilę później zamknąć z trzaskiem za sobą. Ów osobnik z podkładką podskoczył przestraszony i zza tej prowizorycznej zasłony wyłoniły się starannie ułożone brązowe loki i tegoż samego koloru oczy wpatrujące się obecnie z niedowierzaniem w jego twarz. Zapadła chwila cichy. Bardzo, bardzo krótka chwila…

- PROFESOR SNAPE?

- GRANGER?

- CO PAN TU ROBI?

- SIEDZĘ, KRETYNKO! MOGŁABYŚ SIĘ NIE DRZEĆ? BĘBENKI MI ZARAZ POPĘKAJĄ!

- I KTO TU SIĘ NIBY DRZE?

- MILCZ!

Po tej krótkiej wymianie zdań znów zapadła cisza, kiedy dwoje lekko zdenerwowanych ludzi próbowało na nowo odzyskać zmysł słuchu, który był już nieco zszargany. Hermiona odłożyła swoją tajemniczą podkładkę na bok i spojrzała, wciąż zdziwiona, na swojego byłego nauczyciela Eliksirów.

- Mógłby mi pan wyjaśnić, co pan tu robi? – zapytała siląc się na spokój.

- Już ci powiedziałem, siedzę – warknął zirytowany.

- Zauważyłam. Ale dlaczego właściwie pan tu siedzi?

- Granger, co to jest za samochód? – spytał niepokojąco łagodnym głosem. Hermiona wzdrygnęła się.

- Do nauki jazdy…

- Więc jak myślisz, po jaką cholerę tu siedzę?

- Po pierwsze, nie musi się pan wydzierać. Ja i tak wszystko słyszę. Po drugie – dodała szybko, widząc, że już chciał się wtrącić. – Chyba nie chce mi pan wmówić, że będzie się pan uczył jeździć?

Snape zastanowił się przez chwilę.

- Owszem, nie chcę…

Hermiona odetchnęła lekko, ale zaraz potem zaniepokoiła się na widok złośliwego uśmieszku na twarzy Mistrza Eliksirów.

- … ale obawiam się, że muszę – dokończył z ironią w głosie. Znów wpatrywała się w niego z niedowierzaniem wypisanym na twarzy.

- Pan. Chce się uczyć. Jeździć. Samochodem. – Powiedziała powoli, na co on przytaknął. – Pan? – Ponownie przytaknął, a jego szyderczy uśmieszek powiększył się. – Ale po jaką cholerę?

- O ile się nie mylę, to ktoś tu wcześniej mówił o nie wydzieraniu się – odparł chłodno. – Że tak powiem, nie miałem innego wyjścia.

- Nie, to chyba jakiś koszmar. – Zamknęła oczy. – Za chwilę się obudzę i wszystko wróci do normy. Wdech. I wydech – mruczała do siebie pod nosem, a Snape wpatrywał się w nią z rozbawieniem.

Dopiero teraz zauważył, że cała była ubrana na czarno. Czarne spodnie, czarna bluzka przypominająca koszulę i czarny szeroki pas otaczający talię. Zwrócił też uwagę na to, że miejscami przybyło jej nieco krągłości, szczególnie, jeśli chodziło o biust. Spojrzał na jej twarz zastygłą w skupieniu. Delikatny makijaż podkreślał jej urodę, ale nie przyćmiewał jej naturalnego kobiecego piękna. Zamarł słysząc swoje myśli. Stanowczo nie pasowały do jego wizerunku mrocznego drania. Odchrząknął lekko, a Hermiona gwałtownie otworzyła oczy i spojrzała na niego z niepokojem.

- Obawiam się, że to nie sen, Granger – powiedział z ironią.

- Widzę. I nie nazywam się już Granger – odparła szybko.

- Zdążyłem zauważyć. Ale wiesz, Granger wymawia się dużo prościej niż to twoje nowe, pokręcone nazwisko. – Ironia w jego głosie była wyraźnie wyczuwalna. Hermiona zmarszczyła brwi.

- Ono nie jest pokręcone. I niech pan nawet tak nie mówi, bo przez to obraża pan też mnie. – Starała się mówić spokojnie, ale słychać było nutki złości w jej słowach.

- Wiesz mi, Granger, obrażanie ciebie sprawia mi niezwykłą przyjemność – powiedział cicho uśmiechając się szyderczo. Chwilę później jego uśmieszek zmienił się w wyraz zdziwienia, a zaraz potem w grymas złości, kiedy pas bezpieczeństwa przy jego fotelu nagle się zapiął i naprężył przyciskając go do fotela i unieruchamiając ręce.

- Granger! Natychmiast…

- Milcz! – przerwała mu. Ucichł i spojrzał na nią zaskoczony. – Nie życzę sobie, żebyś mnie obrażał! Nie uczysz mnie już, więc nie mam zamiaru zgrywać grzecznej dziewczynki, jaką byłam i robić wszystko, żebyś był zadowolony. Ani słowa! Teraz ja mówię! – krzyknęła, kiedy otworzył usta, by się wtrącić. – Mam ostatnio złe dni, więc nie próbuj mnie nawet denerwować, bo to się może dla ciebie źle skończyć, rozumiemy się? – Przytaknął powoli wpatrując się w nią uważnie. – I przypominam ci, że tutaj ja jestem nauczycielką, więc masz się mnie słuchać. Czy wyrażam się jasno?

Snape obserwował ją przez chwilę, a kiedy zobaczył, że jej złość się pogłębia i zaraz zacznie kolejne kazanie, przytaknął szybko. Hermiona zamknęła znowu oczy i odetchnęła głęboko, by się uspokoić. W tym czasie Snape uważnie się w nią wpatrywał próbując zrozumieć jej zachowanie. Niestety, nic nie przychodziło mu do głowy.

Nagle Hermiona otworzyła oczy i uśmiechnęła się do niego sztucznie.

- Dobrze, zaczynamy. Rozumiem, że wiesz, do czego służy kierownica i pedały? – zapytała spokojnie.

- Nie pogrywaj sobie…

- Pytam, bo nie wszyscy posiadają tą wiedzę – przerwała mu, a on spojrzał na nią zdziwiony.

- Jak to?

- Raz trafił mi się staruszek, emerytowany wojskowy, który całe życie latał śmigłowcami i kiedy wsiadł, to zaczął szukać drążka sterującego. Przez pół godziny tłumaczyłam mu, że w samochodzie sterem jest kierownica.

- I? – zapytał, kiedy chwilę milczała.

- Nic, w końcu załapał, ale egzamin zdawał chyba z dwadzieścia razy, bo ciągle próbował włączać jakieś tam systemy do sprawniejszego latania.

Na widok jej miny Snape musiał powstrzymywać się przed uśmiechnięciem, tak go rozbawiła. Patrząc na nią zastanawiał się, kiedy zdążyła się tak zmienić. Teraz nie wyglądała już, jak nastoletnia kujonka, ale jak piękna kobieta. Stop! O czym ty myślisz? Wracaj na ziemię, ale już! – zganił się w myślach.

- No, ale wracając do rzeczy – zaczęła z tym sztucznym uśmiechem niesięgającym oczu. – Zanim ruszymy, należy przygotować się do jazdy. To znaczy, zapiąć pasy, ustawić we właściwej pozycji lusterko wsteczne znajdujące się wewnątrz samochodu – mówiąc to, wskazała mu lusterko umieszczone na górze przedniej szyby – później włączyć zasilanie przekręcając kluczyk w stacyjce, ustawić lusterka boczne za pomocą dżojstika umieszczonego na drzwiach na wysokości lusterka i zapalić światła przekręcając tą dźwignię.

Po kolei wskazywała mu wymieniane elementy, a on starał się robić dokładnie to, co mu mówiła. Dziwnie się czuł musząc kogoś słuchać i robić dokładnie to, co mu kazano, jakby znowu był na lekcjach. Zanim zaczęła wydawać kolejne polecenia, zapytał szybko:

- Czemu nie masz obrączki?

Hermiona spojrzała na niego zdezorientowana, wyraźnie zbita z tropu.

- Słucham? – zapytała nieprzytomnie. Zmarszczył brwi ze złości.

- Czy muszę ci przypominać, że nie lubię się powtarzać? Pytałem, dlaczego nie nosisz obrączki.

- A co ciebie to obchodzi nagle? Jakoś zawsze miałeś mnie w głębokim poważaniu, więc skąd to nagłe zainteresowanie? – spytała cicho niebezpiecznym głosem.

- Z czystej ciekawości. Zniknęłaś na kilka lat, po czym nagle się pojawiłaś najpierw, jako kelnerka w mugolskiej restauracji ze złotą obrączką na palcu, po czym można łatwo wnioskować, że wyszłaś za mąż, prawdopodobnie za mugola. Wątpię, żeby jakiś czarodziej pozwolił ci pracować w mugolskim świecie. A teraz, równie niespodziewanie, robisz za instruktorkę jazdy, ale już bez obrączki, za to wciąż z innym nazwiskiem. Logiczne jest, więc w tym momencie pytanie, dlaczego nie masz obrączki.

Kiedy mówił, Hermiona odwróciła wzrok i patrzyła za okno na odjeżdżające BMW, starając się go nie słuchać, ale jego słowa rozbrzmiewały głośno na tej małej przestrzeni, w której się znajdowali. Po chwili jej oczy zaszkliły się.

- Odpowiesz mi? – zapytał cicho.

- To nie twój interes – odparła, ale tym razem w jej głosie był wyraźnie słyszalny smutek. Zaintrygowany Snape chwycił delikatnie jej podbródek i szybkim ruchem odwrócił jej głowę w swoją stronę. Zaskoczył go widok łez w jej oczach. Kierowany jakimś nieznanym mu impulsem powiedział cicho:

- Wyrzuć to z siebie.

Patrzyła przez chwilę w jego oczy, po czym bez ostrzeżenia przytuliła się do niego mocno, a łzy nieprzerwanie płynęły po jej twarzy. Snape momentalnie znieruchomiał nie bardzo wiedząc, co zrobić, ale ona wyraźnie nie zwracała na to uwagi. Jedynie przytuliła się do niego mocnej, coraz bardziej mocząc mu czarną koszulę. Kiedy już otrząsnął się z pierwszego szoku objął ją delikatnie ramieniem i zaczął gładził ją po plecach, mając nadzieję, że w jakiś sposób jej to pomoże. Siedzieli tak przez kilka minut, a jedynym dźwiękiem towarzyszącym im był chichy szloch byłej Gryfonki. W końcu się uspokoiła i odsunęła od niego, żeby wyjąć z torebki chusteczkę i zetrzeć z twarzy pozostałe łzy.

- Przepraszam, nie powinnam była się tak rozkleić – powiedziała cicho.

- Było, minęło. Ale dostaniesz moją koszulę do prania – odparł poważnym głosem, na co Hermiona zaśmiała się lekko.

- Oczywiście, niech mi ją pan zostawi po jeździe.

- O, to teraz wracamy do „pana", tak? – spytał z szyderczym uśmieszkiem.

- Jeśli ci to przeszkadza, to nie musimy.

Wpatrywał się w nią przez chwilę zaskoczony. Hermiona zerknęła na niego i uśmiechnęła się lekko na widok jego miny.

- Może lepiej wróćmy do tego, po co tu przyszedłeś.

Severus otrząsnął się szybko i słuchał, jak tłumaczyła mu, jak się rusza i zmienia biegi. Ogarnięcie wszystkich nowości zajęło mu dobrą chwile, ale już po kilku minutach jechali prostą drogą na przedmieściach Londynu. Hermiona co jakiś czas instruowała go, kiedy ma zwolnić, przyspieszyć, zmienić bieg, czy zakręcić. Chwilami miał problemy z biegami, ale z każdą chwilą radził sobie coraz lepiej.

- Umarł – powiedziała nagle Hermiona. Severus spojrzał na nią zaskoczony, przez co mało nie przejechał mugola przechodzącego przez ulicę.

- Niby kto?

- Uważaj na drogę. Kurt, mój mąż. Kilka dni temu miał poważny zawał, a lekarze nie byli w stanie go z niego wyciągnąć – pełen smutku głos powodował, że Severus czuł się dziwnie. Nie wiedział, co ma o tym myśleć.

- Przykro mi – powiedział po chwili.

- Jasne, wszystkim jest przykro – odparła z goryczą. – Żeby to jeszcze szczere było.

Jechali dalej w milczeniu. Hermiona odezwała się tylko raz, informując go, że ma zawrócić w kierunku centrum Londynu. Po kilku chwilach zatrzymali się na parkingu, z którego wcześniej ruszyli. Powiedziała mu, co po kolei wyłączyć, po czym znowu zapadła cisza. Severus przerwał ją pierwszy.

- Kiedy kolejna lekcja?

- W środę o czternastej.

- W tym samym miejscu?

- Tak.

Severusa denerwowała już ta jej obojętność, ale stwierdził, że dziś już jej da spokój. Następnym razem się jej odpłaci. Na tą myśl uśmiechnął się złośliwie i wysiał z samochodu trzaskając drzwiami.

- To nie jest stodoła! – Dobiegł go jeszcze wrzask Hermiony. Niezrażony tym odszedł w kierunku najbliższego baru.