Generalnie oryginał jest napisany przez Cobalt-Wolf i znajduje się
tutaj: .net/s/4827268/1/Full_Moon_Leahs_Story

Historia jest pisana z punktu widzenia Lei i zaczyna się tuż przed jej pierwszą przemianą.
Enjoy!

- Nie kocham cię Leah.
- Mówiłeś przecież, że zawsze będziesz mnie kochał! – krzyczałam, ale on już nie słyszał. Obrócił się tyłem do mnie. Sięgnęłam ręką, ale odsunął się.
- Nie kocham cię. Kocham Emily – zwrócił się do mnie. Ale to już nie był Mój Sam. Jego długie, kruczoczarne włosy były krótko ścięte, jego oczy ciemne i zimne, a jego twarz to już nie ta, emanującą szczęściem, w której się zakochałam.
- Jak możesz kochać Emily?! Obiecałeś kochać mnie! Zawsze! – Chciałam krzyknąć, ale byłam w stanie wydobyć z siebie tylko szept. Upadłam na kolana. Kiedy popatrzyłam do góry zobaczyłam strasznego, ciemnego potwora. Warknął i podniósł wielką łapę, by mnie uderzyć.

I wtedy się obudziłam, mokra od potu.
Przeżywałam to co noc, a najsmutniejsze było to, że nie był to tylko zwykły sen.

Słońce świeciło na niebie. Miałam jeszcze 3 godziny do pracy, ale i tak chciałam już wstać. Wzięłam długi prysznic, pozwalając gorącej wodzie spływać po moich włosach, uspokajając dygoczące ciało. Musiałam to pokonać. Sam nie może być cały czas w mojej pamięci. Ta myśl wywołała kolejną falę drgawek.
Chodziłam ciężkim krokiem po pokoju, wyrzucając sobie, że przecież Sam nie jest jedynym mężczyzną na świecie. Ale nie mogłam przestać o nim myśleć. I o powodzie, dla którego już mnie nie kocha.
Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Długie, hebanowe włosy okalały moją twarz. Myślałam, że to dobrze wygląda, słyszałam to od mojego taty i od Sama, ale oboje mnie opuścili. Przeczesałam włosy szczotką, patrząc na łzy spływające mi po policzkach. Byłam tak głupia. Zerwał ze mną kilka miesięcy temu, a ja dalej o nim śniłam. Głupiec. Pomyślałam. Głupiec, który kiedyś trzymał mnie w swoich ramionach, szeptając w moje włosy, że mnie kocha.
- Uspokój się! – krzyknęłam do siebie. Miałam w głowie straszliwy bałagan.
Wybiegłam z pokoju. Musiałam zająć moje myśli czymś innym. Opuszczając dom, zauważyłam mamę i mojego brata Setha, siedzących w kuchni. Mama gotowała jajka, a Seth proporcjonalnie zmniejszał ich ilość. Wyglądał, tak jakby miał zjeść też talerz i nóż.
- Dzień dobry Leah – przywitała mnie mama – Zrobiłam ci jajka.
- Dzięki, nie jestem głodna – wymamrotałam.
- Leah myśli, że jest za gruba. – powiedział głośniej Seth z ustami pełnymi żółtej papki. Zgadłam, że musiało to być jedzenie.
- Bachor! – krzyknęłam, uderzając go w ramię. Byłam zdziwiona moją siłą. Przenoszenie tych wszystkich pudeł musiało ją zwiększyć – Wcale nie!
Seth i tak był szczęśliwy. Uderzając go okazałam swoją słabość.
- Oh, Leah! Kochanie, nie jesteś gruba. Czemu nie chcesz śniadania? – zagruchała mama
- Muszę iść – prawie krzyknąłem. Co ja mam z tym dzisiaj?
- Ale Leah, jest dopiero… - byłam za drzwiami nim zdążyła skończyć. Zamknęłam je z trzaskiem.
Schowałam ręce w kieszeniach bluzy. Letnie powietrze było dziwnie energetyczne, a wiatr ochładzał mnie, przepływając przez moje włosy. Zamknęłam oczy i szłam, traktując świat dookoła jak coś niewartego uwagi. Powietrze w lecie nigdy dobrze nie pachniało. Witałam wiatr jak uścisk, owijający mnie spokojem, zostawiający całą dynamiczność gdzieś za wzgórzem.
Moja strefa Zen została zakłócona przez dziwny dźwięk. Był daleko, ale dobrze go słyszałam. Przeciągłe wycia zdawało się tańczyć z wiatrem dookoła mnie. Wszyscy mówili, że wilki odeszły, ale ja codziennie je słyszałam. Tylko ja. Może zaczynam wariować…
Usłyszałam więcej tych odgłosów, kiedy doszłam do magazynu. Byłam godzinę przed czasem, zadziwiona, że jest już otwarte. Ale i tak nie miałam w nim nic do roboty, do czasu, kiedy na drzwiach nie zmienią tabliczki z „Zamknięte" na „Otwarte". Rozejrzałam się, sprawdzając, czy wszystko jest w porządku.
Byłam akurat na tyłach hali, kiedy godzinę później zadzwonił dzwonek, sygnalizujący otwarcie drzwi. Wróciłam do wejścia rozglądając się kto przyszedł. Serce zabiło mi mocniej. Uspokój się Leah! Ze sztucznym uśmiechem wyszłam przywitać Sama i jego „gang".
Sam nie spodziewał się, że mnie tu zobaczy. Szybko spojrzał za siebie i odszedł do bocznego przejścia. Zauważyłam, że grupa jego zwolenników robiła się coraz większa. Dlaczego te wszystkie dzieciaki tak się z nim kolegowały? Wszyscy byli dopiero w liceum. To było dziwaczne. Te dzieciaki nagle znikały, a gdy wracały, Sam stawał się ich najlepszym przyjacielem. Jeden z nich, chyba Jared, mrugnął do mnie wychodząc. Spojrzałam na niego i poczułam że kolejny krzyk ciśnie mi się na usta, ale zamaskowałam go kaszlem. Chyba kamuflaż nie był dobry, bo wszyscy, łącznie z Samem zszokowani patrzyli na mnie. Poczułam się niezręcznie, nie wiedziałam co powiedzieć. Wtedy wszedł ten głupi Jacob Black. Przekroczył jedną stopą próg i wsadził do środka głowę, jakby chciał powiedzieć im żeby już wyszli. Niespodziewanie wszyscy bardzo szybko opuścili magazyn.

Usiadłam i spróbowałam doprowadzić swój oddech do porządku. Dzieją się tutaj dziwne rzeczy. Jakby na poparcie tego - usłyszałam wilcze wycie…