Kiedy Sam namówił ich, by całą trójką poszli na pobliskie lodowisko, Dean miał co do tego mieszane uczucia. Bardzo złe, mieszane uczucia. Nie miał w ogóle pojęcia, jak się jeździ na łyżwach i jakoś nieszczególnie wierzył w zapewnienia Sama, że to bardzo proste.

Założył łyżwy i wyszedł na lód, o mało się nie przewracając. W ostatniej chwili przytrzymał się stojącego najbliżej Casa, który odruchowo go złapał.

— Kiedyś go zamorduję — złorzeczył Dean pod nosem. — Sam i te jego cholerne pomysły…

Usłyszał chrząknięcie i spojrzał na Castiela, który wciąż go trzymał, będąc bardzo, bardzo blisko. O wiele za blisko. Jednak ten jeden raz, Dean miał gdzieś swoją przestrzeń osobistą i patrząc w te niebieskie oczy nie mógł się powstrzymać, i pocałował go.

A gdzieś tam, na drugim końcu lodowiska przy barierkach, Sam właśnie dzwonił do Lucyfera, by z pełnym radości „Wygrałem zakład, zrobili to!" powiedzieć szatanowi, że jest mu winny dwadzieścia dolców.