Drzwi zamknęły się z dość głośnym trzaskiem, inaczej niż zazwyczaj. Tak jakby ktoś chciał zaznaczyć swoją obecność. Eren zamarł na krótką chwilę wsłuchując się w odgłos kroków, na szczęście dobrze mu znanych.

Levi zazwyczaj nie martwił się witaniem czy czymkolwiek, co wiązało się z nawiązywaniem dobrych kontaktów z innymi ludźmi. Eren wcale się temu nie dziwił. Jemu z pozoru też na tym nie zależało. Jaeger był po prostu impulsywnym potworem, któremu zależało tylko na wybijaniu tytanów. Nie da się zaprzeczyć, że właśnie tak było na początku. Oskarżali go o bycie potworem, ale równocześnie oczekiwali, że nim będzie. Jako człowiek nie mógł wygrać z tytanami. Musiał wyrzec się siebie by stać się nie-sobą. Nie-sobą, ale tylko dla niego. Nikt nie mógł o tym wiedzieć.

Dla reszty Eren musiał być potworem, który wyrzekł się człowieczeństwa. Potworem, który szuka zemsty i nie obchodzi go nic innego. Tylko dzięki temu mogli wygrać.

Tak mu mówili, gdy uciekał przed kobietą-tytanem i pozwolił na śmierć swoich towarzyszy, tak mu mówili, gdy poznali tożsamość kobiety-tytan i kazali mu walczyć. Zginęło tysiące ludzi. Ale przecież było warto. Stać się nie-sobą.

Dowódcy od początku nim manipulowali. Miał po prostu poświęcić wszystko, aby uratować ludzkość. A poświęcenie wszystkiego jest łatwe, kiedy ma się ten „wyższy cel". Eren go miał, prawda?

Może to trochę egoistyczne, ale Eren uważał, że trochę to smutne. To, że stracił tożsamość. Tą jedyną. Tą prawdziwą.

Dalej był Erenem Jaegerem.

Ale kim był Eren Jaeger?

Eren Jaeger był potworem, który pragnął wymordować wszystkich tytanów.

Ale Eren Jaeger ostatnio marzył o czymś innym. Marzenie zbyt dziecinne i naiwne na jego wiek. Tak głupie, że nie przyznałby się do niego nikomu. Chciałby wrócić do chwili, gdy czekał na śniadanie i wraz z Arminem i Mikasą, przeglądali kolorową książkę o odległych krainach. Chciał mieć kogoś, kto widział w nim tylko małego chłopca, zbyt impulsywnego i dziecinnego jak na swój wiek. Przecież nie potrafił nawet przygotować śniadania dla swojej matki. Zawsze musiał je spalić.

A najbardziej chciał po prostu przestać myśleć. Nad tym, kim jest, kim powinien być i kim chciałby być. Eren zaczął podejrzewać, że stwierdzenie „myślenie nie boli" jest naprawdę bardzo błędnym stwierdzeniem.

Przez to myślenie, staje się tylko bardziej miękki. Co za tym idzie, bardziej - człowieczy. Jaeger myślał, że ta dziwna pustka, którą czuje, ten brak uczuć, wyklucza go jako człowieka. Ale z biegiem lat coraz bardziej utwierdza się w fakcie, że to właśnie czyni z niego człowieka.

Levi usiadł naprzeciwko chłopaka i wpatrywał się w niego w skupieniu. Chłopak tylko uśmiechnął się lekko i pomieszał danie w patelni. Nie dziwił się, że kapral spoglądał na niego z lekkim powątpieniem. Przecież to był pierwszy raz, gdy chłopak coś gotował.

-Co ty robisz, dzieciaku? – zapytał mrużąc oczy i podpierając głowę na swojej dłoni. Levi miał bardzo blade i chude dłonie. Wydawały mu się takie drobne i słabe. Eren naprawdę lubił dłonie kaprala – postanowiłeś wreszcie się mnie pozbyć i otruć mnie?

-To takie podłe, kapralu! – jęknął młodszy chłopak i nałożył jedzenie na stojący przez mężczyzną talerz. Levi spoglądał z wrogością na jajecznice, jakby była miała się zaraz poruszyć i uciec przez okno- trochę ją spaliłem, ale naprawdę się starałem.

Starszy mężczyzna z wyraźną niechęcią podniósł widelec i spróbował jedzenia. Eren nie czekając na reakcje mężczyzny odszedł od stołu i podszedł do okna, spoglądając na dopiero wschodzące słońce. Ten cały nostalgiczny nastrój nie sprzyjał jego melancholijnym uczuciom. Na całe szczęście, Levi zawsze potrafił zniszczyć takie chwile.

-To naprawdę obrzydliwe, dzieciaku- powiedział z pełnymi ustami- następnym razem postaraj się bardziej.