- Ara, nie patrz. - tak powiedział. Nie patrz na jego twarz. Nie patrz na niego. Dlaczego? Jestem za mała? Za głupia? - Proszę, odwróć wzrok. - Ralik błagał, choć sam też patrzył. Patrzyliśmy na jego twarz. Na twarz naszego ojca, który był tak załosny, tak nic nie warty, tak pozbawiony samego siebie, że się powiesił. To nie jest coś, co powinny oglądać dzieci. Ale byliśmy sami. Matka umarła, ojciec się zabił. Zostaliśmy tylko my - ja i mój starszy brat. Patrzyłam w oczy naszego ojca, nie tęskniłam, nie płakałam, cieszyłam się. Nareszcie ten bydlak odszedł. Koniec bicia, krzyków, bólu, cierpienia, płaczu. Nie płacz, tak mi mówił brat, jesteś silna. Nie chciałam płakać. Chciałam, aby jego zwłoki rzucono banthom do zjedzenia.

Minęła dłuższa chwila w bezruchu, wlepialiśmy tępe spojrzenia w wiszące ciało.

- Trzeba go odciąć. - szepnął Ralik, po czym odszedł po narzędzia. Szybko wrócił, przeciął sznur wisielca i martwy ojciec ciężko opadł na ziemię. To ja go znalazłam. Mogłam tego nie robić, mogłam pozwolić by jego truchło zjadły ptaki. Ale jednak, teraz musieliśmy go zakopać. Gdy mój brat zaczął kopać dół w pobliżu grobu mojej matki, przeszukałam ciało - żadnego listu, żadnej informacji dlaczego. Udałam się do domu, może tam był powód, ślad, ale również się myliłam. Na ziemi tylko puste butelki po alkoholu.

- Aragna! Chodź, pomożesz mi! - krzyknął Ralik z dworu. Dół znajdował się jakiś metr od miejsca spoczynku matki. - Jest ciężki, pomóż mi go tam wrzucić. - on też nienawidził ojca, nie cackał się z zakopywaniem jego ciała, nie miał do niego szacunku jaki należy się zmarłym, ale to zrobił.

- Nic nie ma. Żadnej informacji dlaczego to zrobił.

- Pewnie tęsknił do matki. - próbował mnie pocieszyć.

- Ten drań nie zasługuje nawet na to, by jego szczątki znajdowały się blisko niej.

- Aragna... - przerwałam mu.

- Zapił się, a potem zrozumiał, jak niewiele jest wart i się zabił. - krzyczałam. Chciałam wyrzucić z siebie złość. Był nikim... i był moim ojcem. Z oczu popłynęły mi łzy. Ralik mnie objął. - Co my teraz zrobimy?

- Będzie dobrze. - szepnął, głaszcząc mnie po głowie. - Będzie dobrze.

Ale nie było. Ralik zaczął okradać ludzi, dla których pracował. Polepszyło to warunki naszego życia, niestety nie na długo. Kilka miesięcy od śmierci ojca, mój głupi brat został przyłapany, pewien inteligentniejszy Zabrak zauważył ubytki w swoich rzeczach, od razu zorientował się, co jest na rzeczy. Przyprowadził Ralika do domu, pewnie chciał odebrać należne mu przedmioty. Szkoda, że ich nie mieliśmy. Ani ich, ani kredytów.

- Słodkie dzieci, gdzie wasi rodzice? - zapytał gburowatym głosem, krzywo uśmiechając się w moją stronę. Chciałam go uderzyć, ale wiedziałam, że nie miałam szans. Od razu złamałby mi rękę, jeżeli nie zabił. - Cóż, chłopcze. Nie masz czym mi odpłacić, to wezmę tę śliczną rudowłoskę. - rzekł perfidnie się szczerząc. Nie ukrywam, bałam się, miałam nadzieję, że brat mnie obroni. W końcu od czego są bracia? Ralik przełknął głośno ślinę.

- Błagam, nie zabieraj jej. - wybełkotał. Stałam pod ścianą, nie wiedząc co robić. Zabrak wyjął blaster zza pleców i przystawił jego lufę do głowy chłopaka.

- Powiem ci tak, albo mi ją oddasz, albo sam ją sobie wezmę. - walcz, Ralik! Walcz, błagam! takie słowa cisnęły mi sie na usta, mój brat wziął głęboki wdech, po czym usłyszałam jego odpowiedź.

- Zabieraj ją i nie wracaj.