AN: Ogromne dziękuję dla Marley za poganianie do pisania! Część druga (i ostatnia) pojawi się jutro.

Książę Łabędzi

Rozdział I


- Balancé!

Harry usłyszał, że zaczęli bez niego. Nienawidził się spóźniać, a poza tym to był jego pierwszy dzień w The Royal Ballet... Mógł się domyślić, jak będą go obgadywać za plecami... Dlaczego musiał zaspać akurat dzisiaj? Dlaczego nikt go nie obudził? No tak, nikogo tu nie znał... Zapewne cieszyli się z jego spóźnienia. Z jakiegoś powodu wszyscy uważali, że jest wielkim zagrożeniem dla ich karier... Powinien częściej dziękować Gellertowi Grindelwaldowi, swojemu byłemu nauczycielowi - sama jego sława wystarczyła, by ludzie drżeli, chociaż przysłał do Londynu zaledwie debiutanta.

W końcu dobiegł do drzwi. Nagle zaczął się zastanawiać, co on tu właściwie robił. Co go podkusiło? Cóż, chciał wrócić do domu i pracować w Anglii, ale może mądrzej byłoby zostać w Rosji? Tam miał jakąś pozycję, w równym stopniu ze względu na szkołę Grindelwalda i własny talent, a tutaj... Był jednym z wielu tancerzy; niektórzy zapewne byli dużo lepsi od niego. Nie chodzi o to, czy ludzie myślą, że jesteś najlepszy, przypomniał sobie niespodziewanie ostatnią radę byłego nauczyciela. Ważne, czy ty tak myślisz. Wejdź tam tak, jakbyś właśnie schodził ze sceny po swoim najlepszym występie.

Tylko co właściwie było jego najlepszym występem? Czy w ogóle jakiś miał? Może Don Kichot? Mistrzowsko zatańczył tamto solo... Widownia była zachwycona. Tamtego wieczoru czuł się tak, jakby potrafił latać. Chyba właśnie dlatego zacząć tańczyć - żeby latać. Nie interesowała go ani ekscytacja związana z przebywaniem na scenie, ani miłość publiki, ale właśnie to kruche uczucie lekkości wyrażonej ruchem.

- Wchodzisz, czy będziesz tu tak stał? - zapytał ktoś za jego plecami i Harry podskoczył z zaskoczenia.

Tuż obok niego stał jakiś obcy chłopak, trochę wyższy i... i tak rudy, że Harry stracił na moment zdolność ubierania myśli w słowa. Musiał wyglądać idiotycznie, przyglądając się tak nieznajomemu, i później żałował swojej niedorzecznej reakcji, ale naprawdę już dawno nie widział nikogo o tak płomiennych włosach.

- Ja... - Harry chciał coś powiedzieć, ale wciąż nie potrafił z siebie nic wydusić.

- Ty...? - Chłopak zaczął przedrzeźniać go z przekornym uśmiechem, po czym wyraz jego twarzy zmienił się nagle, zupełnie jakby coś sobie uświadomił. - Wielkie nieba, to ty, prawda? Ten nowy? Czekaj, jak to było... Harry Potter?

- Tak, to ja - odpowiedział z ulgą, domyślając się, że nie tylko on się spóźnił.

- Ron Weasley – przedstawił się rudzielec, ściskając dłoń Harry'ego. - Powiem, że cię oprowadzałem, ok? Malfoy grozi mi od miesiąca, że jeszcze jedno spóźnienie i mnie wyrzuci...

Harry pokiwał głową, zapominając o tym, że miał wejść do sali w aurze triumfu i podążył za Ronem.

Muzyka zamarła. Wszyscy się im przyglądali – ze szczególną uwagą zerkali na Harry'ego, tak intensywnie, jakby był owcą pośród stada wilków. Nie czuł się szczególnie miło powitany.

Pan Mafloy, dyrektor teatru i słynny reżyser, też patrzył na nich z uwagą. Nie skomentował w żaden sposób spóźnienia, ale jego wzrok wyrażał wyraźną dezaprobatę.

Pozostali tancerze... Cóż, nawet nie próbowali ukryć poirytowania. Czy naprawdę tak zdenerwowało ich to spóźnienie? A może był jakiś inny powód? Harry nie wiedział. Zapewne nie lubili go dla samego nielubienia. Był kimś nowym, kolejną osobą, która mogła pozbawić starszych tancerzy angażu... Czy było my z tym źle? Harry z pewnym zdziwieniem stwierdził, że nie. Miał zamiar spełnić w Londynie wszystkie swoje marzenia.

- Cóż, jeśli wszyscy łaskawie się już pojawili - dyrektor posłał Ronowi szczególnie niezadowolone spojrzenie – najwyższa pora porozmawiać o nowym sezonie.

W pokoju zapadła cisza. Wszystkie rozmowy umilkły, zupełnie jakby pan Malfoy rzucił zaklęcie.

- Wieczna miłość – zaczął słynny niegdyś baletmistrz, sprawdzając, czy wszyscy go słuchają. - Okrutna zdrada – ciągnął powoli jak aktor na scenie.

- Nie, to niemożliwe – wyszeptała jakaś dziewczyna za plecami Harry'ego. Była prawie tak ruda jak Ron i stała ramię w ramię z blondynką o nieobecnym wzroku.

- Tragiczny koniec – podsumował pan Malfoy i Harry był prawie pewien, że wie, o której sztuce mowa. To mogło być tylko...

- Jezioro łabędzie! - zawołał ktoś z entuzjazmem i Harry rozpoznał Draco, jedynego syna reżysera. Spotkali się dwa lata wcześniej w czasie jakiegoś konkursu... Harry przypomniał sobie z pewną satysfakcją, że wtedy wygrał.

- Jezioro łabędzie, oczywiście - potwierdził pan Malfoy. - Ale co, jeśli zrobimy to inaczej niż wszyscy? Znamy tę historię aż za dobrze – piękna królowa i jej zła bliźniaczka... Przystojny książę... A jeśli mielibyśmy dwie księżniczki? Albo dwoje książąt?

- Poprawność polityczna - dobiegł gdzie z końca sali komentarz i Harry automatycznie się odwrócił.

Stał tam młody mężczyzna, prawdopodobnie kilka lat od niego starszy, wysoki i ciemnowłosy i... i tak przystojny, że Harry pomyślał, że będzie musiał na chwilę usiąść, żeby odzyskać spokój ducha. Czy właśnie zakochał się od pierwszego wejrzenia?

- Poza tym to nic nowego - tancerz kontynuował znudzonym tonem, rzucając Malfoyowi wyzwanie.

- My... - reżyser chciał coś dodać, ale Buntownik, bo właśnie tak nazwał go w myślach Harry, ruszył już w kierunku drzwi.

- Oczywiście, my zrobimy to inaczej – rzucił na odchodne, wzruszając ramionami.

- To Tom Riddle - wyjaśnił Ron, kiedy w czasie przerwy usiedli na dworze z kawą. Wyglądało na to, że w corps de ballet można było wyodrębnić kilka grup: jedna skupiona była wokół syna Lucjusza Malfoya, druga składała się z Ron i jego siostry – najwyraźniej rude włosy były u nich rodzinne - jej zamyślonej dziewczyny, Luny, rozpoznawalnej już na świecie baleriny Angeliny Johnson i potomka znanego klanu: wnuka Augusty Longobottom, Neville'a. Tom Riddle był grupą samą w sobie. - Dziwne, że jeszcze go nie widziałeś, mieszkacie chyba naprzeciwko siebie.

- Dlaczego Malfoy go toleruje? - chciał wiedzieć Harry. - W szkole nie mogliśmy nawet myśleć o takich odzywkach, nie mówiąc już o ich mówieniu. Grindelwald zrównałby mnie z ziemią za coś takiego.

- Nie jesteśmy już w szkole - Neville odezwał się, brzmiąc nieco smętnie. - Riddle jest najlepszy, a poza tym publiczność go kocha. Gdyby Malfoy go zwolnił, pożarliby go żywcem.

Harry spojrzał na swoją kawę. Była już prawie zupełnie zimna, ale nieszczególnie mu to przeszkadzało. Niektóre rzeczy lepiej przyjmowało się na chłodno. Musiał odzyskać spokój ducha przed castingiem. Grindelwald poradziłby mu spróbować. Chociaż Riddle powiedział, że już wystawiano takie interpretacje, Harry nie miałby nic przeciwko roli Odetty. Nawet walc z drugiego aktu byłby dobrą rolą.

Jeśli wyjdziesz, nie będzie odwrotu. Po raz kolejny słowa jego byłego nauczyciela pojawiły się niepodziewanie w głowie Harry'ego. Daję ci scenę. Dlaczego nie chcesz jej przyjąć?

Poczuł lekkie mrowienie mięśni w lewej nodze. Nic poważnego, ale powinien rozgrzać się trochę lepiej przed przesłuchaniem.

Sukces albo otchłań. Nie widział innej opcji.

Przenieśli się do innej sali prób i przyglądali się sobie drapieżnie. To była śmiertelna walka. Ron już odpadł – chociaż według Harry'ego zatańczył solo księcia Zygfryda po mistrzowsku – i wszystko wskazywało na to, że potencjalni kandydaci do głównych ról powoli wyłaniali się spośród tancerzy. Pomimo swoich wcześniejszych uwag, Riddle też się pojawił i rozciągał się właśnie leniwie przy drążku. Harry musiał przyznać, że jego opanowanie jest godne podziwu.

- Spróbujmy w parach - oświadczył pan Malfoy, wskazując na swojego syna i jego wysokiego przyjaciela, Blaise'a Zabiniego.

Dlaczego ja nie mogę tańczyć z Zabinim?, pomyślał rozpaczliwie Harry; nie bardzo podobała mu się wizja tańca z Riddle'em. Buntownik sprawiał, że czuł się nieswojo, chociaż było to zupełnie niedorzeczne. Przecież nawet się nie znali.

- Potter... i Longbottom – wezwał ich reżyser i Harry poczuł, jak okropny ciężar spada mu z ramion. Neville byłby idealny księciem Zygfrydem, zwłaszcza w pierwszym akcie.

W lewo i w górę i w dół, Harry poczuł, że po raz kolejny unosi się w powietrzu. Neville wydawał się dość pewny siebie i taniec z nim był całkiem przyjemny. Może nie tak ekscytujący, jak spodziewałby się Harry po tej roli, ale przecież to był dopiero casting, prawda?

Jeśli masz wybór, bądź najlepszy na castingu. Tylko to pozwoli ci być najlepszym na scenie. Dlaczego Gellert Grindelwald tak uparcie nawiedzał dziś jego głowę? Głos dawnego nauczyciela wydawał się bardziej realny niż pan Malfoy, mówiący wyraźnie:

- W porządku, teraz pas de deux z trzeciego aktu.

Zła bliźniaczka, wiedźma, córka Von Rothbarta, Odile. Cóż, jego syn w tej wersji wydarzeń. Harry starał się wyobrazić sobie, że jego białe skrzydła czernieją.

Dźwięk pianina wypełnił pokój raz jeszcze i znów leciał, choć czuł, że coś jest nie tak. Wcześniej było prawdziwie, bardziej... autentycznie.

Nagle ktoś się roześmiał i Harry stracił równowagę... Nim zorientował się, co się właściwie stało, leżał już na podłodze, sycząc z bólu. Śmiech, którzy usłyszał wcześniej, nabrał na sile.

- Masz jakiś problem? - zapytał Harry ze złością, widząc, że to Tom Riddle go rozproszył. Był dziwnie poirytowany, chociaż widział takie sceny setki razy. Dzieci bywały dużo bardziej okrutne niż dorośli, pamiętał to aż nazbyt dobrze.

- No nie wiem, chyba najbardziej bawi mnie pomysł, że jakiś łabędź mógłby się zakochać w Longbottomie i jego ciężkich stopach - Riddle już się nie śmiał, zwyczajnie stwierdzał fakty. - A ty... - spojrzał na Harry'ego z nieodgadnionym wyrazem twarzy. - Kamień byłby bardziej uwodzicielski.

Przez krótką chwilę Harry poczuł zbliżający się atak paniki i chciał uciec, ukryć się... Jego policzki płonęły, chociaż trudno było mu stwierdzić - ze złości czy ze wstydu?

Jednak właśnie wtedy, nie wiadomo skąd, pojawiło się w nim kolejne uczucie, tuż obok strachu. Harry nie był pewien, jak je nazwać - duma? Gniew? Chęć walki? Cokolwiek to było, sprawiło, że po raz kolejny stanął twarzą w twarz z Tomem i powiedział:

- Czyżby? - Harry poczuł, jak jego wargi drgają lekko, wykrzywiając się w czymś, co musiało być szyderczym uśmiechem. - Chyba powinieneś ocenić to osobiście. Zatańcz ze mną.

Pan Malfoy obserwował ich uważnie. Wszystko wskazywało na to, że bardzo podobało mu się to, co widział.

...

- Nie, nie zgadzam się!

Chociaż Harry był nadal na odległym końcu korytarza, mógł już usłyszeć oburzony ton Draco. Czyżby ogłoszo obsadę? Poczuł, że jego stopy przyspieszają, trochę wbrew rozsądkowi. Na co właściwie liczył? Był przecież nowy, a przesłuchanie nie poszło mu aż tak dobrze, tym bardziej po tej głupiej kłótni z Riddle'em.

Malfoy biegł już w przeciwnym kierunku, rzucając Harry'emu nienawistne spojrzenie. Kto mógł dostać główną rolę, jeśli nie Draco? Byłby doskonałym Księciem Łabędzi, nawet jeśli miał w sobie odrobinę za dużo ciemnej strony.

W końcu dotarł do tablicy ogłoszeń. Było tam tak ciasno, że ledwie mógł cokolwiek zobaczyć... Ale po chwili, jakby zdając sobie sprawę z tego, że się pojawił, pozostali tancerze wycofali się, robiąc dla niego miejsce. Ktoś poklepał go po ramieniu, ktoś się uśmiechnął. Dlaczego nagle zrobili się tacy mili? Wczoraj...

I wtedy to zobaczył. Swoje własne imię, na samej górze listy tuż obok Ginny... Harry Potter, Książę Łabędzi.

Wiedział, że są wokół niego ludzie, ale czuł się jak topielec pod taflą wody, gdzie dochodziły tylko odległe i stłumione dźwięki. Czarne litery krzyczały do niego z białego papieru. Książę Łabędzi. Nie, to przecież niemożliwe, prawda? Dlaczego mieliby go wybrać? Dlaczego nie Draco? Albo Blaise? Albo ktokolwiek inny?

Byłeś najlepszy, głos podejrzanie podobny do tego, którym przemawiał dawniej jego nauczyciel, odezwał się znowu w głowie Harry'ego. Zasługujesz na to.

Odwrócił się szybko i zaczął biec - uciekać - w stronę wyjścia. Potrzebował powietrza.

W tym roku miał latać. W tym roku miał mieć skrzydła.

- Dyadyushka? - Harry nie próbował nawet ukryć swojego podekscytowania, wybierając numer dawnego nauczyciela. Miał wrażenie, że unosi się przynajmniej kilka cali nad ziemią. - Słyszysz mnie?

- Co się stało, Harry? - Gellert Grindelwald brzmiał jak człowiek nieco zirytowany. Miał do tego wszelkie prawo – Harry wiedział, że Grindelwald nie znosi, kiedy przerywa mu się zajęcia. Ale to... To nie mogło czekać.

- Udało się! - Wszystkie emocje i stres w końcu zaczęły przybierać realną formę i Harry poczuł, że kręci mu się w głowie. - Dostałem rolę!

- Rolę, jaką rolę?

- Łabędzia, będę łabędziem!

- Harry, byłeś łabędziem tyle razy, że nie widzę powodu, żeby o tym rozmawiać... Tańczysz małego łabędzia, od kiedy skończyłeś czternaście lat, pamiętasz?

- Nie, dyadyushka, nie będę małym łabędziem. - Harry był bardziej rozbawiony niż zły, słysząc narzekanie Grindelwalda. - Będę dużym łabędzie, największym - roześmiał się nieco histerycznie; znaczenie tych słów dopiero zaczynało do niego docierać. - Będę Księciem Łabędzi.

Po drugie stronie linii zapadła cisza.

- Odette? - Grindelwald zdawał się nie wierzyć. - Wystawiacie wersję Bourne'a?

- Nie do końca - Harry chciał powiedzieć coś więcej, ale jego nauczyciel był najwyraźniej zbyt zachwycony, żeby go słuchać:

- To... To niesamowite, Harry. - Wyraźnie usłyszał pochwałę w głosie Grindelwalda. - Tylko pamiętaj, że to dopiero początek... Ta rola... Jest o wiele bardziej wymagająca niż cokolwiek, co tańczyłeś do tej pory... Jeśli ci się uda, na pewno przyjadę obejrzeć, jak latasz.

- Byłoby wspaniale!

Ktoś prychnął gdzieś niedaleko i Harry rozejrzał się wokół siebie ze zdziwieniem.

Dopiero teraz dostrzegł Toma Riddle'a opierającego się niedbale o ścianę. Jak długo go podsłuchiwał?

- Muszę kończyć, rozgrzewka - Harry spróbował naturalnie zakończyć rozmowę. - Zadzwonię później.

- Żałosne - Riddle rzucił nieproszony, kiedy Harry odłożył telefon do kieszeni. - Będziesz do niego dzwonić z każdą sprawą? Jaka szkoda, że nie wspomniałeś o tym, jak prawie się wczoraj rozpłakałeś... Może powinieneś mu powiedzieć, że jestem tym złym? - Tancerz uśmiechnął się nieprzyjemnie. - Będziesz mieć jeszcze mnóstwo okazji, żeby na mnie narzekać, łabędzia królowo. Książę Zygfryd pada do stóp - Riddle skłonił się teatralnie i zostawił Harry'ego pustej szatni.

Czekała go długa i trudna droga.