Disclaimer: I own nothing except my imagination and doubtful skills
A/N: znalazłam to cudo w moim folderze z fikami. Mówiąc szczerze mam trochę pozaczynanych dzieł – od crossoverów do Hobbita do tego jak „dom Vernona zostaje pierwszym, w pełni świeckim, przytułkiem dla nieludzkiej, trudnej młodzieży" - niektóre mają po jedno zdanie, inne pół rozdziału. Większość o Roche'u. Ten plik był najbliżej ukończenia!
Nic zbyt wytrawnego. Do napisania tego dzieła zainspirowały mnie rozmowy z Filigranką. Czy kogokolwiek ta informacja w ogóle dziwi? :D
A/N2: Haśmaszkietnik (gwara śląska) - osoba wybierająca śmieci z kontenerów, żul, obszczymurek. Od: Hasiok – śmietnik i maszkiecić – zajadać się słodkościami(maszkietami).
Pierwsza kąpiel
"Istnym zabiegiem związanym z pierwszymi chwilami życia była tak znamienna i symboliczna pierwsza kąpiel nowo narodzonego. W wielu robotniczych domach wrzucano wówczas do wody pieniądz, niekiedy srebrny."
Nawet dla prostych chłopów, mężczyzna prasował się poniżej standardów higienicznych. Śmierdział szczynami, przetrawionym alkoholem i bytowaniem w kanałach. Był obdartusem, włóczęgą, haśmaszkietnikiem – jak to mówiono w żargonie krasnoludzkim.
Nikt nie umiał pojąć skąd król Foltest wziął owo pół-dzikie cudo i dlaczego ma on zostać umyty, ubrany i nakarmiony. Ale co król powie to służba wykona… w podskokach jeśli sobie jego wysokość zażyczy.
Służba miała z włóczęgą problem. Nie był to problem etyczny - wszakże wszyscy nawykli już do dziwnych ekstrawagancji monarchy. Sam wagabunda nie był specjalnie groźny – nie klepał po pośladkach, nie mamrotał zberezeństw do ucha czy lizał po policzkach lub innych nieosłoniętych częściach ciała. Po prostu nie chciał się kąpać, a sprawa była poważna - służba nie zdążyła jeszcze użyć mydła a woda w balii już miała kolor smoły i, można było przysiąc, że była tak samo gęsta.
Ale przecież król rozkazał.
Na cycki Melitele!
Choćby się paliło i waliło, zrobią z tego śmierdziela człowieka!
Dolewano więc kolejne dzbany ciepłej wody, by rozcieńczyć smołowatą ciecz w balii. Zrezygnowano też z pachnideł na rzecz, porządnego, szarego mydła sprawdzonego w boju z brudem przez praczki.
- sam – wychrypiał myty, jakby przypadkowo połknięta mydlana woda rozpuściła bród zatykający jego gardło – do kurwy nędzy, przestańcie mnie macać zboczone babsztyle, umiem się myć.
Jego głos był głęboki i nieprzewidywalny jak grzmot towarzyszący piorunowi z jasnego nieba. Kobiety odskoczyły jak oparzone.
- patrzcie! - zapiszczał z wnętrza łaźni szpakowaty paź trzymający stertę ręczników - to cudo umie naśladować ludzką mowę!
Zanim jednakże wyrostek zdążył wyartykułować kolejną obserwację, oberwał czarną od brudu szmatą prosto w twarz.
- skurwysyn – wycedził kąpany, starając się wstać z balii i osobiście przyłożyć dzieciakowi.
Woda rozlewała się po posadzce. Podlotki zachichotały na widok bladych pośladków włóczęgi.
- a już ci! – Jedna z starszych kobiet trzepnęła mężczyznę w ucho – siedźcie spokojnie, co wam to da? Godności już i tak nie macie!
Mężczyzna zamarł. Ta uwaga wydusiła z niego cały animusz.
Na samym początku próbowano rozmoczyć i rozczesać czarną plątaninę na głowie mytego lecz z każdym szarpnięciem grzebienia coraz jaśniejszym stawało się, że na skołtunione pasma nie pomoże żadne inne remedium oprócz nożyczek. Mężczyzna przestał oponować. Złagodniał. Wzdrygnął się jednakże na widok nożyc i brzytwy. Lecz i tak bez szamotaniny fryzura wyszła nierówna, choć jak na wstępne przymiarki i tak zapowiadał się całkiem znośnie.
Przy dokładniejszych zabiegach fryzjerskich mężczyzna był o wiele spokojniejszy. Można przysiąc, że 'iskanie' uspokoiło go jak głaskanie wpływa na psy i dzieci. Siedział na krześle, z białą szmatą na kolanach.
Dopiero kiedy kobiety wyszły z komnaty a balwierz zawiązał mu dodatkową szmatę pod brodą i odchylił namydloną twarz mężczyzny a wypolerowana powierzchnia brzytwy zamigotała w słońcu, bezdomny ocknął się z transu i spiął mięśnie. A gdy wprawne ręce golibrody operowały brzytwą – by raz na zawsze pozbyć się długiej do obojczyków brody – mężczyzna tak zacisnął pięści, że aż kłykcie mu pobielały.
Balwierz, nie zauważył reakcji mężczyzny, lub udawał, że jej nie widzi trajkotając o swojej rodzinie jak to miał w zwyczaju robić przy toalecie samego króla. Mężczyzna wyglądał jakby go nie słuchał, skupiając całą swoją wolę na tym by nie oddychać, utkwiwszy wzrok w jednym punkcie. Można było przysiąc, że nawet pobladł jeszcze bardziej.
- spójrz! Blady jak duch! - paź, ten który wcześniej oberwał szmatą i jakimś dziwnym trafem pozostał z nimi pomimo tego, nie wstrzymał się od kolejnego komentarza - pewnie boi się, że mu gardło poderzną!
Melitele mu nie dała mu za dużo rozsądku.
- idź ty lepiej do pani Dobromiły i poproś ją o jakąś koszulę i spodnie, a nie gadaj głupoty – golibroda polecił młokosowi, widząc jak bezdomny łypie na pazia wzrokiem wytrawnego sadysty, który właśnie układa w głowie grafik i intensywność tortur.
Chłopak westchnął dramatycznie, nieświadomy całej sytuacji, wymaszerował z pokoju nie zapominając trzasnąć ostentacyjnie drzwiami w ramach protestu.
- A tak w ogóle to jak wam na imię? – Balwierz zapytał, skończywszy wreszcie golenie i zabawną historyjkę o siostrze stryjenki która była przyszywaną bratanicą siostry jego wuja, notabene też balwierza.
Zapadła grobowa cisza. Zapytany mrugnął i spojrzał twardo na rumianą i uśmiechniętą twarz golibrody.
- Vernon.
- witaj w naszym wesołym gronie Vernonie – mężczyzna poklepał nowego kolegę po ramieniu - Niemój zaraz Ci jakieś gacie przyniesie. W kuchni na pewno czeka już na ciebie kapinka rosołu, trochę królika i kaszy. Lubisz kaszę, co Vernon? Chudziutki jesteś jak przecinek.
Tym razem Vernon nie odpowiedział, ale widoczny ruchu grdyki zdradzał, że nie miał nic przeciwko rosołowi, królikowi czy nawet kaszy.
