Rozdział Pierwszy
Okey, pomysł zakiełkował w mojej głowie już jakiś czas temu, ale, jak to zwykle bywa, musiał sobie na spokojnie dojrzeć i tak dalej. Dlatego też składam to FF w Wasze łapki dopiero teraz.
Będzie się to składać z kilku części, nie wiem jeszcze, z ilu dokładnie, ale mam nadzieję, że będziecie zadowoleni.
Przy okazji - jeżeli są tu jacyś czytelnicy moich ficków - "Wampiry Jednak Istnieją" oraz "Pingwiny z Madagaskaru - Moja Historia", pragnę zaznaczyć, iż historie te są chwilowo zawieszone. Wrócę do nich, jak tylko odzyskam serce do pisania takich rzeczy.
Dodatkowo pragnę powiadomić wszystkich, którym do tej pory sprawdzałam jakiekolwiek prace - moja rola bety również zostaje na jakiś czas zawieszona. Nie dam rady ich ogarnąć w tak krótkim czasie, jak kiedyś, a nie chciałabym kogoś denerwować ani nic w tym stylu.
Dobrze, skoro wszystko już sobie wyjaśniliśmy, zapraszam do czytania.
Ach, jeszcze jedno - do czytania tej części polecam piosenkę Adele - Hello.
Jego krzyk. Nadal go słyszała. Krzyk zmieszany z jej własnym, wzywającym desperacko jego imię. Ślad ognia i dymu, który za sobą zostawiał. Dziura w ścianie, przez którą wyleciał. Świst powietrza i huk grzmotu w oddali. Kilka wilków, wykręcających jej ręce do tyłu. Nie protestowała. Dziki śmiech pawia, który docierał do niej jakby z oddali. Ból. Najgorszy ze wszystkich, jakie czuła do tej pory. Pustka. Jakby nagle ktoś usunął z niej wszystko, co ważne. Rezygnacja. Bo nie miała już po co walczyć.
Otworzyła oczy i zerwała się z miejsca. Sen. Wspomnienie. Kolejne. Rozejrzała się dookoła. Wszyscy spali. Żmija zwinęła się w kłębek obok stojącego na jednej nodze Żurawia. Małpa jak zwykle rozłożony na ziemi niemal na wznak, Modliszka niemal niewidoczny pomiędzy szarymi, całkiem sporymi kamieniami. Mistrz Shifu leżący niedaleko niej. Mistrzowie Krokodyl i Pędzący Wół ułożeni gdzieś w pewnym oddaleniu od nich, zapewne kolejne kilkanaście kroków wgłąb jaskini, w której od jakiegoś czasu się ukrywali. Odetchnęła głęboko i powoli wstała. Potrzebowała nieco świeżego powietrza. Delikatnie i cicho, aby nikogo nie obudzić, wyszła na zewnątrz. Jej twarz musnął chłodny powiew wiatru, jakby przywracając jej trzeźwość umysłu. Aż niemożliwe, jak tamte wydarzenia w niej żyły. Dawały o sobie znać nie raz, zwykle w najmniej odpowiednich momentach. Przegrali. Przegrali pod każdym względem.
Może gdyby pozwoliła mu iść z nimi, wszystko potoczyłoby się inaczej. Miałaby go na oku, nie wymykałby się na spotkanie z Shenem. Gdyby była bardziej uważna. Gdyby była szybsza. Gdyby nie dała się zatrzymać tamtemu gorylowi. Gdyby zdążyła do niego dobiec i go zatrzymać. Albo przynajmniej odepchnąć z pola rażenia. Ale jej się nie udało. Zawiodła. I właśnie dlatego, że zawiodła, przegrali.
Nie była już w stanie walczyć. Nie mogła zrozumieć tej pustki, która się w niej pojawiła. Po prostu w momencie, w której trafiła go kula armatnia, straciła wszystko. Wszystko, co się dla niej liczyło. Wszystko, dla czego walczyła. Tak bardzo chciała go chronić, a nie potrafiła. Tęskniła za jego uśmiechem, za głosem, który sprawiał, że wszystko było w porządku. Tęskniła za ich rozmowami, za jego wygłupami i żartami. Tego już więcej miało nie być.
Gdyby o nią chodziło, teraz wszyscy razem byliby w innym miejscu. Nie czułaby tej pustki. Nie byłoby tego bólu. Nie byłoby tej świadomości, że straciła go na zawsze. Gdyby nie pojawił się Shifu wraz z Krokodylem i Pędzącym Wołem. To oni wzbudzili w niej jakąś iskierkę życia.
- Tygrysico, nie możesz się poddać! - krzyknął Shifu, widząc, że jego uczennica jakby nie radziła sobie z napastnikami. Ona kopnęła jakiegoś wilka i spojrzała na niego. Jej oczy były pełne bólu i rezygnacji. Czegoś, czego nigdy nie spodziewał się zobaczyć. Nie u niej.
- Musisz walczyć, Tygrysico. Dla Po. Przecież on by tego chciał - powiedziała Żmija, pomagając jej odeprzeć kolejny atak. Chciałby tego. Przed oczami stanęła jej jego twarz. Uśmiechnięta. Jakby chciał jej powiedzieć, że da sobie radę. To dodało jej pewnej energii. Musiała skończyć to, co on zaczął. Rzuciła się do walki niemal z dawną siłą i pasją. Shen zapłaci jej za to, co zrobił. Nie pozwoli skrzywdzić nikogo więcej.
Paw jednak ich zaskoczył. Zapora nie pozwalała mu wypłynąć z miasta, więc zniszczy zaporę. Rozkazał głównodowodzącemu straży, aby strzelał, ale ten ośmielił się sprzeciwić. Nie namyślając się długo, zabił nieposłuszne stworzenie i sam namierzył cel. Ostatnie, co zobaczyła, to jego tryumfujący uśmieszek. Potem był huk. W następnej sekundzie leżała już na jakieś desce. Uniosła głowę. Dookoła była woda. Nic poza tym. Przegrali. Shen wypłynął do portu. Koniec walki.
- Wybacz, Po - szepnęła cicho, chowając twarz między ramionami. Siłą powstrzymywała łzy. Nie mogła płakać. Nie ona.
Potem uciekli. Musieli, inaczej paw by ich zabił. Osobiście nie miała nic przeciwko. Mogliby dołączyć do Po. Może wtedy wszystko znów wróciłoby do porządku. Chciała tylko móc znów go zobaczyć. Chociaż na chwilę.
To było tak cholernie niesprawiedliwe! On zasługiwał na to, żeby żyć! Nie powinien tak kończyć. Nie on.
Usiadła niemal na skraju przepaści niedaleko wejścia i wpatrzyła się w księżyc. Był w pełni. Jutro musieli się przenieść. Dopóki nie odnajdą odpowiedniego schronienia, w którym Shen ich nie znajdzie, będą musieli często wędrować z miejsca na miejsce. Taka twarda, że już nic nie czujesz. Nikt nie miał pojęcia, jak bardzo w tym momencie pragnęła, żeby tak naprawdę było. Żeby nie musiała czuć nic. Nawet nie wiedziała, kiedy zaczęło jej na nim aż tak zależeć.
- Tygrysico? - głos mistrza Shifu pośród panującej dookoła ciszy brzmiał niemal jak krzyk. Odwróciła się w jego stronę z pewnym zaskoczeniem. Była pewna, że śpi. A przynajmniej, że nie zbudziła nikogo przy wychodzeniu z jaskini.
- Tak, mistrzu? - spytała cicho. Jej głos był jakby inny. Pozbawiony tamtego ciepła. Twarz jej nauczyciela wykrzywiła się w wyrazie smutku.
- Znowu nie śpisz - zauważył. Tygrysica zacisnęła usta w cienką linijkę i skinęła głową. Żadna nowość. Ostatnimi czasy nie była w stanie spokojnie zasnąć. - Myślisz o nim.
- Nie chcę o tym rozmawiać - ucięła krótko i odwróciła się tyłem do mistrza. Ten westchnął ciężko i po prostu usiadł obok niej. Nie odpuszczał. Była tylko jedna osoba, która nigdy nie zwracała uwagi na jej ostry ton i jawne odrzucenia i po prostu siadała obok niej, nadal drążąc temat. No tak. Znowu w nieodpowiednim momencie.
- Kiedyś będziesz musiała. To cię niszczy - powiedział dość cicho Shifu. - Widzę to i, wierz, lub nie, to boli zarówno mnie jak i pozostałych.
Tygrysica nic nie odpowiedziała. Po prostu wpatrzyła się w księżyc usadowiony na ciemnym niebie. Raniła wszystkich, ale nie mogła nic na to poradzić. Sama nie była w stanie się pozbierać.
- Lepiej byłoby, gdybym to ja tam zginęła zamiast niego - mruknęła prawie niedosłyszalnie. Oczy mistrza rozszerzyły się w zaskoczeniu. Nie spodziewał się czegoś takiego.
- Lepiej? Dla kogo? Sądzisz, że gdybyś ty zginęła, on cierpiałby w mniejszym stopniu od ciebie? Sądzisz, że ktokolwiek cierpiałby chociaż odrobinę mniej? Bo ja na pewno nie.
- On zasługiwał na to, żeby żyć. Dopiero poznawał swoje możliwości. Powinien tu być, nadal się rozwijać...
- A on chciałby tego samego dla ciebie - przerwał jej mistrz. Tygrysica zamknęła oczy. Jakby nie chciała przyjąć tego wszystkiego do wiadomości.
- Tęsknię za nim - przyznała. - Bardzo.
- Wiem, Tygrysico. Wszyscy tęsknimy. Jednak musimy nauczyć się żyć dalej. Tak, jakby Po tego chciał - posłał jej pokrzepiający uśmiech, na chwilę kładąc swoją dłoń na jej. - Bądź silna. Dla niego.
Zerknęła na mistrza kątem oka. A było to spojrzenie pełne smutku.
- Dla niego - powtórzyła cicho. Te dwa słowa dodawały jej siły. Musiała od nowa nauczyć się dalej żyć. Dla niego.
Wędrowali już od kilkunastu dni. Jako schronienie wybrali sobie góry. Tam mało kto się zapuszczał, a już na pewno nie Shen, który zajmował się bardziej zaludnionymi terenami. Zbiorą siły i zaatakują w odpowiednim momencie.
- Hej, co to jest? - zdziwił się Modliszka, wskazując na dziwnie wyglądającą skałę. Na jej szczycie coś było. Żuraw wzbił się w górę. Z jego skrzydłem wszystko było już w porządku. Po walce było nieco nadwyrężone i przez jakiś czas nie mógł nim ruszać.
- Tam jest wioska! - krzyknął podekscytowany. Spojrzeli po sobie. To mogło im pokrzyżować wszystkie plany.
- Zabierajmy się stąd - powiedział stanowczo Shifu. Zawiedzeni skinęli głowami. Wszyscy byli już wykończeni wędrówką. Potrzebowali odpoczynku. Nic jednak nie wskazywało na to, żeby go zaznali.
- Czekajcie! To nie jest zwykła wioska! To Wioska Pand! - krzyknął znowu Żuraw, lądując na ziemi. Oczy jego towarzyszy rozszerzyły się w wyrazie szczerego zaskoczenia.
- Jak to Wioska Pand? - spytał Shifu, najwyraźniej nie do końca rozumiejąc, o co chodzi.
- No, Wioska Pand. Mieszkają w niej pandy, mistrzu.
Wszyscy wymienili zaskoczone spojrzenia. Czy to możliwe? Ogólnie rzecz biorąc, nikt z nich nigdy nie widział żadnej pandy. Nie licząc Po. Nie sądzili, że mogłoby być ich więcej. I to tak daleko. Tygrysicy coś się przypomniało. Pandy.
- Nie mogę tu zostać!
- A niby dlaczego?! - spytała zirytowana. Dlaczego tak trudno było mu cokolwiek przetłumaczyć? Prosty komunikat, ma zostać w więzieniu. Dlaczego ciągle upierał się przy swoim?! Nie rozumiał, że robiła to dla jego dobra?!
- Bo on tam był, okey?! Był tam tego dnia, kiedy ostatni raz widziałem rodziców. On wie, co się stało. Wie, skąd pochodzę. Kim jestem.
Te słowa wprawiły ją w osłupienie. A jednocześnie zrozumiała. Chciał po prostu wiedzieć. Na jego miejscu też robiłaby wszystko, żeby poznać prawdę. Ale po prostu nie mogła mu pozwolić. Nie chciała, żeby przypłacał to życiem. Jeżeli jej się uda, pomoże mu w odkryciu prawdy. Ale nie pozwoli mu na takie ryzyko.
- Słuchaj, idę i koniec. Muszę poznać prawdę - podniósł się z ziemi. Na jego twarzy widziała smutek i żal. - Jesteś zbyt twarda, żeby to zrozumieć.
Ten gorzki ton. Ten zawód w jego oczach. Musiała coś zrobić. Coś, czego nigdy wcześniej by nie zrobiła. Ale z całego serca chciała mu pokazać, że wcale nie była tak twarda, za jaką ją uważał. W jednej sekundzie znalazła się przy nim, obejmując go ramionami i przyciskając do siebie. On zastygł zaskoczony. Jakby nie wiedział, co zrobić. Ona jednak tylko wtuliła policzek w jego miękkie futro. Nie mogła pozwolić go skrzywdzić.
- Rozumiem aż za dobrze, Po - wyznała. Przecież znała ten ból. Sama nie wiedziała, skąd pochodzi, ani co się stało z jej rodzicami. Nie było jednak czasu na dzielenie się smutkami. Musieli już iść. Nie było czasu. Powoli się od niego odsunęła, nadal jednak trzymając dłoń na jego ramieniu. Spojrzała mu w oczy. Było w nich tyle emocji... - Ale nie pozwolę ci iść na pewną śmierć.
"Nie pozwolę..."
Gdyby tu był. Gdyby zobaczył Wioskę... gdyby przeżył zrobiłaby wszystko, żeby ją znaleźć i go do niej przyprowadzić. Tutaj pewnie dowiedziałby się wszystkiego.
- Nikt nie wie o tej wiosce. Chyba możemy się tutaj zatrzymać - powiedział mistrz Pędzący Wół. Shifu posłał mu przelotne spojrzenie. Wiedział, że to może być trudne. Nie wiedzieli z jakich powodów wioska pozostawała w ukryciu. Nie wiedzieli nic. Czy warto było ryzykować?
- Mistrzu Shifu, sądzę, że to dobry pomysł - poparła mistrza Tygrysica. - Wszyscy są zmęczeni. Przyda nam się to. A przy okazji możemy dowiedzieć się czegoś nowego. Może pomogą nam zbierać sojuszników?
Mistrz Jadeitowego Pałacu zamyślił się chwilę. Uznał jednak, że nie warto dyskutować. Oboje mieli rację. Skinął więc głową.
- Dobrze. Ale jak się tam niby dostaniemy?
- Tutaj jest chyba coś w stylu windy - powiedziała Żmija, odsłaniając coś, co rzeczywiście mogło przypominać windę. Mocna podstawa zawieszona na grubych linach, które były przewieszone przez coś na górze. Niestety za pierwszym razem udało się na niej zmieścić tylko Piątce i Shifu. Pozostali dwaj mistrzowie musieli poczekać, aż tamci wjadą na górę. Wspólnymi siłami pociągnęli ruszający się podest, aż stanęli na twardym gruncie. Przeszli pod zniszczonym łukiem i ich oczom ukazała się malownicza kraina. Eleganckie domy, wybudowane pośród gór. Soczyście zielona trawa porastała cały teren. Do tego piękny, idealnie czysty strumień przepływający niemal przez środek wioski. I wszędzie, ale to wszędzie były pandy. Jedna z nich, ubrana w różową sukienkę, tańczyła z długą, czerwoną wstęgą, podobną do tej, którą kiedyś zwykła bawić się Żmija. Małe pandy biegały z latawcami, a starsze wylegiwały się na leżakach zawieszonych pomiędzy drzewami. Obrazek spokoju i nostalgii.
- O ja nie mogę - odezwał się mistrz Krokodyl, dołączając wraz ze swoim przyjacielem do pozostałych wojowników. Wtedy ktoś ich zauważył. W wiosce zapanowało poruszenie. Wszyscy zaczęli wychodzić z domów, zbijając się w ciasną grupkę. Na kilku twarzach malowały się przerażenie i niepewność, na kilku tylko zaskoczenie. Szepty i głosy zagłuszały niemal wszystko. Wojownicy nie bardzo wiedzieli, jak się w tej sytuacji zachować. Pierwszy wystąpił naprzód mistrz Shifu, unosząc dłoń w przyjacielskim geście.
- Wybaczcie nam nagłe najście. Przybywamy w pokoju - powiedział najgłośniej, jak tylko potrafił, ledwo przekrzykując wrzawę. Na chwilę zapanowała cisza.
- Kim jesteście? - spytał jakiś starszy panda, wychodząc przed swoich towarzyszy. Miał na sobie ciemnozielone spodnie i narzucone przez ramię coś w stylu saszetki na materiale. Do tego jakiś grubszy kożuch. Wyglądał na przywódcę.
- Ja nazywam się Shifu. A to moi przyjaciele. Mistrz Pędzący Wół, Mistrz Krokodyl, oraz Potężna Piątka, Tygrysica, Żmija, Żuraw, Małpa i Modliszka. Przybywamy z bardzo daleka - odparł Shifu, starając się przybrać jak najspokojniejszy ton.
- Czego tutaj chcecie? Jak nas znaleźliście? - dopytywał nadal panda.
- Trafiliśmy tutaj przypadkiem. Wędrujemy od bardzo dawna. Nie zamierzamy zrobić nikomu krzywdy.
Atmosfera powoli zaczęła się robić coraz spokojniejsza. Pandy z natury były ufnymi stworzeniami. Po chwili wszyscy powoli ruszyli w ich stronę. Tygrysica wyłapała wśród nich pewną znajomą sylwetkę. Niby wszyscy tu wyglądali prawie tak samo, ale... w nim było coś innego. Tak bardzo znajomego. Nie, chyba miała już przywidzenia.
- Więc witajcie - panda, z którym rozmawiali, podszedł najbliżej nich. - Nazywam się Li Shan. Skoro jesteście zmęczeni, możecie zatrzymać się tutaj, na jak długo chcecie. Chciałbym jednak, abyśmy później wytłumaczyli sobie całą sytuację na osobności - ostatnie zdanie wypowiedział nieco ciszej, pochylając się w ich stronę z uśmiechem. Shifu skłonił delikatnie głowę, również się uśmiechając.
- Jesteśmy wam wszystkim bardzo wdzięczni za pomoc.
W tym momencie zza grupki jakiś wesołych dzieci wyszedł inny panda.
Panda, którego przecież tak dobrze znali. Ale to niemożliwe... widziała na własne oczy jego śmierć.
Jadeitowe oczy spojrzały przez ułamek sekundy wprost na nią. Uśmiech, który tak dobrze zapamiętała, nie schodził z jego twarzy. W jednej sekundzie ogarnęła ją taka euforia, że ciężko to opisać słowami. On tu był. Przecież to ON! Jego uśmiech, jego oczy. To on!
- Po! Ty żyjesz! - uśmiech rozjaśnił jej twarz i w następnym momencie trzymała go w objęciach, tak samo, jak w Gongmen. I tak samo, jak w Gongmen on zastygł zaskoczony w bezruchu. - Myślałam, że cię straciłam. Co się z tobą działo? Dlaczego nie wróciłeś? Jak tu trafiłeś?
- Eeee... - z jego gardła wydobył się nerwowy śmiech. Chwycił ją za nadgarstki i delikatnie się od niej odsunął, nadal z lekkim zakłopotaniem na twarzy. - Przepraszam, to chyba musi być jakaś pomyłka.
Tak samo, jak ogarnęło ją szczęście, tak samo w jednej sekundzie znowu wróciło tamto dziwne uczucie. Patrzyła na niego z wyrazem zszokowania na twarzy. Przecież to był on. Nie mogła się pomylić.
Spojrzała na swoich przyjaciół. Oni również wyglądali na zdziwionych. To był Po. Wszyscy to wiedzieli. Ale przecież... Znów przeniosła spojrzenie na niego. Nadal patrzył na nią z zakłopotaniem. Ale nie było tego, co widziała kiedyś. Nie było tamtego spokoju, radości i czegoś, czego do tej pory nie potrafiła opisać. Jakby zachwytu. Teraz było tylko zaskoczenie i zakłopotanie.
- Ty... nie pamiętasz? - spytała. Panda na moment uciekł spojrzeniem w stronę Li Shan'a, jakby szukał u niego wsparcia. W tym momencie zrozumiała. Zrozumiała, dlaczego nie wrócił, dlaczego ich nie szukał.
Po stracił pamięć.
No, brawo, dobrnęliście do końca przez te wypociny! :D Należy Wam się jakaś specjalna nagroda ^^ Mam nadzieję, że zakończenie nieco Was zaskoczyło. Zawsze wszyscy układają dwie opcje - albo Po żyje i wszystko rozgrywa się jak w filmie, albo umiera i jest ogólna rozpacz po zwycięstwie. A ja całkowicie odwróciłam kota ogonem. Lubię robić na złość :D
Co o tym sądzicie? Dobrze zrobiłam? Bardzo Was proszę o OPINIE :D
