Harry Potter był niezwykłym dzieckiem, tylko jeszcze o tym nie wiedział. Mieszkańcy Privet Drive uważali go za upośledzonego lub ograniczonego umysłowo, bo taki obraz przedstawiali Dursley'owie, u których Harry mieszkał. Dursley'owie podtrzymywali te plotki i starali się wszelkimi przewinieniami Dudleya, obarczyć Harry'ego. Jedynymi osobami, które w nie nie wierzyły, były Ivy Ceres i jej babka Salomea. Posiadały przytulny dom z ogromnym ogrodem przy Magnoliowym Łuku. W ogrodzie, niemal każdy skrawek ziemi pokryty był roślinami, z których Ivy i jej babka przyrządzały niesamowite przetwory. Jeżeli pani Figg nie miała czasu zajmować się Harrym, a Dursley'owie gdzieś nie chcieli go zabrać, Ivy chętnie zapraszała go do siebie pod pretekstem pomocy w ogrodzie. Oczywiście, oboje wiedzieli, że muszą chociaż udawać, że jest im ze sobą źle. Tak było w dziesiąte urodziny Dudleya, Dursely'owie pojechali do parku rozrywki i na dwa dni zostawili Harry'ego u Ivy i jej babki. Pani Figg, która zawsze zajmowała się Harrym, pojechała na wystawę kotów. Harry był pierwszy raz od niepamiętnych czasów szczęśliwy. Salomea znała sporo historii, wieczorem snuła niezwykłe opowieści przy przepysznym biszkopcie z kremem i konfiturami żurawinowymi. Salomea, jak na swój wiek była piękną i wytworną kobietą, ale miała dobre i kochające serce. Miała również sekret, którego nie znała nawet jej wnuczka. Ivy również była piękna, miała długie miodowo-złote włosy i chabrowe oczy. Była filigranowa, ale bardzo zwinna. Pracowała w księgarni.
...
Dziewięć lat wcześniej
Vernon Dursley przeżył niespokojny dzień, na ulice wylegli dziwni ludzie, sowy latały za dnia i działy się inne niesamowite rzeczy. I szeptanie o chłopcu, Harrym Potterze. Wieczorem zagadnął Petunię o siostrę. Nie pamiętał jak się nazywali.
- Petunio, nie miałaś ostatnio wiadomości od swojej siostry? Jak ona się teraz nazywa?
- Potter.
- A mają dziecko?
- Syna. Harry'ego.
Vernon i Petunia także mieli swoją tajemnicę. Nie rozmawiali o siostrze Petunii i jej mężu. W ich oczach Potterowi byli dziwni. Nienormalni. Uznał jednak, że musiał się przesłyszeć i poszedł spać. Nie zauważył jednak szarej kotki, która cały dzień siedziała przy tabliczce z napisem Privet Drive no.4, i obserwowała całą ulicę, jakby na kogoś czekając.
W nocy pojawiła się druga postać, którą Vernon spokojnie mógłby zaliczyć do dziwacznych. Był to stary mężczyzna, z długą siwą brodą w śmiesznym płaszczu i kapeluszy na głowie. Wyjął coś z kieszeni, pstryknął i pogasły światła na całej ulicy. Łyknął jeszcze cytrynowego dropsa i poszedł w kierunku numeru 4. Tam, gdzie wcześniej siedział kot, stała teraz kobieta w czarnym płaszczu z surową miną.
- Albusie, czy naprawdę chcesz go tutaj umieścić? To najwięksi mugole jacy mogą istnieć. Największemu wrogowi nie życzyłabym z nimi mieszkać.
- Witaj, Minerwo. To jego jedyna rodzina. Jedyni ludzie, którzy zapewnią mu ochronę.
- Ale jakie to życie…
- Wiem, że każda rodzina czarodziejska chętnie by go wzięła, ale nie jest to w mojej mocy. Tutaj ma przynajmniej ochronę z krwi, której najmocniejsze zaklęcie nie złamie.
- Jak uważasz. Musisz coś jeszcze wiedzieć Albusie.
- Co takiego Minerwo?
- Wydawało mi się, że widziałam tu Salomeę Ceres.
- Salomeę?
- Tak.
- Minerwo, niech to będzie naszą tajemnicą. Salomea i jej wnuczka żyją. Sam pomagałem im zniknąć. Nie chcą mieszać się w sprawy czarodziejów. Salomea zrezygnowała z pracy i zabrała Ivy. Znalazły tutaj spokój z dala od tej tragedii.
- Rzeczywiście lepiej zachować to dla siebie. Ale Albusie, dlaczego?
- Ojciec i brat Ivy służyli Voldemortowi. Matka miała być zrekrutowana do śmierciożerców, ale wcześniej zabiła się. Jak tylko dowiedziała się, że mała jest niemagiczna, zawiozła ją do babki. Salomea nie bardzo pochwalała wybory córki.
- Tak, Alec był potworem, a ich syn nie lepiej postępował. Teraz siedzi w Azkabanie, ale co stało się potem?
- Salomea bardzo przeżyła śmierć córki, a za niedługo aurorzy wytropili Alec'a i go zabili. Młody Alex Avey, ledwo opuścił mury szkolne, miał już na przedramieniu mroczny znak. Potem Salomea uznała, że musi chronić małą i upozorowała własną i Ivy śmierć.
- Ile lat ma dziewczynka? Trzynaście? Czternaście?
- Coś koło tego. O! Leci Hagrid!
- Nie rozumiem cię. Żeby tak ważną misję powierzać Hagrid'owi.
- Kochana, ja własne życie bym mu powierzył….
