- Nee, Mido-chin. - Murasakibara opiera głowę o moje ramię. Jego włosy łaskoczą mnie w kark, ale nie mówię ani słowa, bezgłośnie licząc do dziesięciu. Już co najmniej dwieście razy powtarzałem mu, żeby przestał się o mnie opierać. - Czego chcesz? - pytam w końcu, wzdychając lekko. Nic nie poradzę na to, że moim szczęśliwym przedmiotem na dziś jest "coś fioletowego". Tuż przy moim uchu rozlega się donośne chrupnięcie, a okruszki z kukurydzianego batonika opadają mi na rękaw. Może trzeba było nabić sobie śliwę pod okiem. Otwieram usta żeby go odpowiednio skarcić, jednak w tym samym momencie on postanawia łaskawie mnie oświecić.
- Mido-chin byłby dla mnie świeeeeeetną dziewczyną. Mido-chin posiada ideaaalny wzrost~. - Jego ramiona oplatają moją klatkę piersiową. O co chodzi...? - No cóż. Nie jestem dziewczyną, Murasakibara. To już chyba zauważyłeś. - Prycha coś pod nosem, naburmuszony i wygodniej układa głowę. Jego usta są tuż tuż mojego ucha. - Płeć nie jest ważna w miłości, Mido-chin~ - Przez chwilę nie kontaktuję. Serce mi zwalnia, odgłos chrupania przy uchu wycisza a wszystko wokół wiruje. O co chodzi? Do życia budzi mnie jego ciepły oddech na policzku. - C...co? Masz na myśli że ja...nie! - Murasakibara krzywi się lekko i burczy coś pod nosem. - Ararara, ale czemu nie, Mido-chin~? Masz idealny wzrost żebym mógł się opierać, zawsze gdy kończą mi się przekąski dajesz mi nowe jeśli poproszę, nie rozkazujesz mi, nie jesteś kłopotliwy i wcale a wcale nie jesteś nudny...no może troszeczkę, ale mnie to nie przeszkadza. Więc czemu nieeee~? - Moja twarz i szyja robią się nieznośnie gorące. Jestem pewny że są również czerwone niczym dojrzały pomidor. - B...bo ja nic do Ciebie nie czuję. I ty nie czujesz nic do mnie. Poza tym nie powiedziałeś ani jednego sensownego argumentu... - To wszystko jest jak dziwny, abstrakcyjny sen z którego nie mogę się wybudzić. Murasakibara z niezadowoleniem unosi głowę i staje przede mną, zamiast jak robił to przed chwilą, za mną. - Czy to jest sensowny argument? - pyta, pochylając się delikatnie i bez wysiłku ku moim ustom by po chwili złączyć je z własnymi. - Idę kupić sobie coś do jedzenia~ - mówi, zostawiając mnie samego. Chwieję się delikatnie i nie do końca świadomie dotykam rozgrzanych przez kontakt z innymi warg. Dziwny dreszcz przechodzi wzdłuż mojego kręgosłupa. Zdaje się że ten ostatni argument był dość sensowny.
