Rozdział 1 – wschodni wiatr

Cesarzowa przysłuchiwała się delikatnej melodii, wygrywanej przez Yonę na koto*, jak zwykle oczarowana nie tylko dźwiękiem, ale wrażeniem, jakie robiła pochylona nad instrumentem. Było łagodne, wiosenne popołudnie, toteż drzwi do ogrodu zostały nieco rozsunięte i ze swojego miejsca widziała, jak słońce kładło się błyszczącą poświatą na sylwetce dziewczyny.

– Mogłabyś dać występ podczas jutrzejszego przyjęcia – odezwała się.

Yona przerwała i z całą energią zaprotestowała.

– Ciociu, za bardzo bym się denerwowała, występując przed publicznością.

– No cóż, nie mogę cię zmusić, ale przemyśl to, ćwiczysz wytrwale nie po to, aby grać tylko dla...

Urwała, bo w drzwiach pojawił się jej mąż, a za nim zestresowana, gnąca się w ukłonach służąca. Wszystkie damy dworu, jak na komendę, poderwały się ze swoich miejsc i pokłoniły głęboko. Cesarz był wysokim, szczupłym mężczyzną o surowym wyrazie twarzy i nieprzejednanym, przenikliwym spojrzeniu, budzącym w większości z nich lęk i grozę.

– Witaj, mój drogi – powitała go żona. – Czemu zawdzięczam tę przyjemność?

Uśmiechnęła się i jego spojrzenie momentalnie złagodniało. Nie miał złej natury, chyba żeby tą nazwą określić oschłość i przyzwyczajenie do stawiania na swoim.

– Witaj – odpowiedział, przebiegając wzrokiem po zebranych w pomieszczeniu kobietach. – Zostawcie nas samych. Yona, ty zostań.

Gdy panie wyszły, zachęcił bratanicę, by podeszła bliżej niego.

– Wyrosłaś na piękną kobietę – stwierdził z zadowoleniem.

Yona była filigranową dziewczyną o nienagannej figurze i dużych, iskrzących się temperamentem oczach. Miała olśniewającą cerę, drobne rysy, słodki, pociągający uśmiech, a jej buzię oplatała burza rudych loków. Przyjęła komplement z uśmiechem, choć jego zachowanie wydawało się dość nietypowe.

– Myślę, że ucieszy cię wieść – mówił dalej – że na przyjęciu zaręczynowym Soo-Wona pojawi się Hak Son.

Soo-Won, kuzyn Yony i następca tronu, miał poślubić lady Lili, córkę szoguna prowincji Wody. A feta, jaką cesarz wydawał z okazji ich zaręczyn, przewyższała wszystko, co Yona do tej pory widziała.

Nie bardzo jednak rozumiała, jaki to miało związek z tym nieznośnym chłopakiem, który w dzieciństwie dokuczał jej do granic wytrzymałości. Pamiętała, że komentował wszystko, co robiła, nabijał się z jej zauroczenia Soo-Wonem i przezywał „księżniczką", bo jego zdaniem była rozpuszczoną pannicą. Nawet nie wiedziała, kiedy widziała go po raz ostatni. Musiało to mieć miejsce, co najmniej, kilka lat temu. Odkąd został szogunem, prawie nie odwiedzał stolicy.

– Twój ojciec nie mógł się go nachwalić – kontynuował stryj – pracowity i odpowiedzialny, bardzo szanowany wśród poddanych i żołnierzy...

W tym momencie zaświtało jej w głowie, o co może chodzić. Ojciec niedawno odwiedził prowincję Wiatru, jednak wtedy nie widziała w tym nic niepokojącego, teraz przez myśl Yony przebiegło podejrzenie, które spędziło jej krew z policzków. Zerknęła na cesarzową, ale nic nie wyczytała z jej oczu. Przeniosła więc wzrok z powrotem na stryja, czekając, aż wyjawi wreszcie, do czego zmierza.

– Zechcesz dotrzymać mu towarzystwa podczas przyjęcia? – zakończył tonem, niepozostawiającym wątpliwości, że nie bierze pod uwagę odmowy.

– Jak sobie życzysz, panie – odparła potulnie, dokładnie tak, jak należało się spodziewać po dobrze wychowanej pannie.

Nie śmiałaby sprzeciwić się żadnej jego prośbie. Po chwili pozwolono jej się oddalić. Pokłoniła się i wyszła z pokoju. Znalazła się w widnym korytarzu oddzielającym dużą salę od dziedzińca, z całkowitym mętlikiem w głowie.

Czemu mam towarzyszyć Hakowi podczas przyjęcia? Zastanawiała się gorączkowo, próbując sama siebie przekonać, że to nic nie oznacza. Bardzo nie chciała nadawać temu znaczenia przez formułowanie niepokojących podejrzeń. Wmawiała sobie, że przecież znają się od dziecka, a on dawno nie gościł w zamku i przyda mu się życzliwa osoba u boku, lecz intuicja podpowiadała Yonie, że to na nic. W głębi duszy wiedziała, że stryj zamierzał wydać ją za Haka!

Czuła się tak, jakby ziemia zawaliła jej się pod nogami. Jak mogła go poślubić? Przecież go nie kocha!

Roztrzęsiona nie wiedziała, co ze sobą począć. Wybiegła na dziedziniec, by zaczerpnąć powietrza. Znajdujące się tam damy dworu spostrzegły jej wzburzenie i, z przejęciem oraz nieukrywaną ciekawością, zaczęły pytać o jego powód. Yona nie miała ochoty niczego tłumaczyć, bez zastanowienia pobiegła więc dalej. Chciała jak najszybciej, znaleźć się sama, zebrać myśli i spokojnie nad wszystkim zastanowić.

Po wyjściu z pałacu skręciła w stronę ogrodu, w którym od najmłodszych lat szukała ukojenia. Nagle uderzyła w kogoś. Silne dłonie chwyciły ją za ramiona i delikatnie odsunęły od siebie. Zawstydzona podniosła wzrok.

– Nic ci nie jest? – spytał miękko kuzyn.

– Soo-Won! – krzyknęła radośnie. Był chyba jedynym człowiekiem, który zawsze zdobywał jej uśmiech. – Ciocia i stryj są w dużej sali, a lady Lili u siebie... choć nie wiem na pewno... wybacz, nie widziałam jej dzisiaj... – wyrzucała z siebie słowa jednym tchem.

Zaśmiał się cicho. Postawę miał męską, ale jego zachowanie cechował niemalże kobiecy wdzięk. Wrażenie to potęgowały łagodne rysy twarzy i jasne długie włosy, jakie odziedziczył po matce.

– Pełna energii jak zawsze – odparł. – Tym razem jednak szukam ciebie. Hak przyjechał do zamku – wyjaśnił z entuzjazmem – i pomyślałem, że zechcesz go powitać.

– Nie chcę! – parsknęła. Soo-Won zamrugał, nie kryjąc swojego zaskoczenia. – Nie chcę go w ogóle oglądać! – dodała ze złością.

– Kogo nie chcesz oglądać, pani? – usłyszała za sobą niski, zabarwiony nutką sarkazmu głos.

Odwróciła się. Nim zdążyła zareagować, Hak ukłonił się. Zdziwiło ją to oficjalne powitanie, ale odkłoniła się równie ceremonialnie.

– Czy to nie wspaniale, że znów jesteśmy razem! – odezwał się Soo-Won. – Hak, zostaniesz nieco dłużej w zamku, prawda?

– Jak sobie życzysz, panie – odpowiedział, przenosząc swoją uwagę z Yony na niego.

– Mówiłem, żebyś mnie nie tytułował! Mów mi po imieniu jak wcześniej.

– To nie byłoby właściwe, panie. – Uśmiechnął się z przekorą.

– Hak, nie wygłupiaj się! – zaprotestował Soo-Won.

Zaczęli się przekomarzać, przypominając dwóch bijących się o piłkę chłopców. Jednak Yona była zbyt oszołomiona, by przywiązywać do tego wagę. W jej losie dokonała się zmiana, która sprawiła, że za nic nie mogła uspokoić swojego łopoczącego serca. Dopiero co spędzała spokojne popołudnie przy grze na koto, teraz stała obok chłopaka, którego nie widziała kilka lat, a którego prawdopodobnie będzie zmuszona poślubić. Nie mogła się powstrzymać, by ukradkiem mu się nie przyjrzeć.

Kiedy widujesz kogoś codziennie, zmiany pozostawione przez upływający czas są prawie niedostrzegalne. Znajoma osoba zdaje się nie zmieniać, a może zmieniacie się jednocześnie i tego nie zauważacie? Jednak Hak zmienił się. Zawsze był od niej wyższy, ale obecnie przerastał ją o głowę i bardziej przypominał mężczyznę niż chłopaka sprzed lat. Niegdyś dobrze jej znany i bliski wydawał się w tej chwili niemalże obcy. Skołowana swoim odkryciem milczała jak zaklęta. Nawet kilka zachęt ze strony kuzyna, nie było w stanie wciągnąć jej w rozmowę. W końcu jednak dobre wychowanie wzięło górę i postanowiła zapytać o dziadka Haka.

– Czy lord Mundok również przybył do zamku?

– Tak, pani.

– Mam nadzieję, że podróż nie była dla niego zbyt męcząca.

– Dziękuję za troskę, ma się bardzo dobrze. Spotkasz go zapewne na jutrzejszym przyjęciu.

Na twarzy Haka pojawił się szeroki, nonszalancki uśmiech, który zbił ją z tropu. Zmieszana odwróciła wzrok. Stała wpatrzona w ziemię, przysłuchując się jak Soo-Won, wyraźnie szczęśliwy z przyjazdu przyjaciela, zachęca go do spędzenia z nim reszty dnia. W końcu zaproponował, by wspólnie udali się na herbatę do jednej z altan w ogrodzie.

– Przykro mi, nie mogę. Obiecałam Asami, że spędzę z nią popołudnie – powiedziała Yona, korzystając z możliwości, by się wymówić.

– Asami masz cały czas, a Hak przyjechał tylko na kilka dni – przekonywał ją kuzyn.

– Wybaczcie. Może innym razem – odparła niewzruszenie.

Ukłoniła się obydwóm i zniknęła szybko w pałacu, nie oglądając się za siebie ani razu. Nie miała odwagi spojrzeć Hakowi w oczy. W jego wzroku było coś, co ją krępowało. Całe to niespodziewane spotkanie z nim sprawiło, że zamiast się uspokoić, była jeszcze bardziej zdenerwowana.

By skryć się przed wścibskim wzrokiem pań, zaszyła się w swoim pokoju. Chodziła po nim w tę i z powrotem, analizując wszystko ponownie. Nie mogła mieć wątpliwości co do intencji stryja. Jakiekolwiek złudzenia byłyby czystą głupotą. Hak był szogunem prowincji Wiatru, która posiadała nie tylko silne wojsko, ale także bogate złoża i szlaki handlowe. Jej małżeństwo z nim pasowało do polityki cesarza, dążącego do wzmocnienia wewnętrznie kraju i własnej pozycji. Poza tym, co innego mogło tłumaczyć tak niecodzienne życzenie? Nigdy wcześniej nie proszono, by komukolwiek towarzyszyła, choć w naturalny sposób przypadała jej czasem rola partnerki Soo-Wona. Była bratanicą samego Syna Niebios*, córką jego młodszego brata, księżniczką drugiego stopnia, nie zabawiała mężczyzn na przyjęciach, bez względu na ich urodzenie.

Czy ojciec o tym wie? Zastanawiała się. Podczas ich ostatniego spotkania chciał pomówić o małżeństwie, lecz nie dała mu dojść do słowa. Zamierzał powiedzieć jej o Haku? Pragnęła z nim porozmawiać. Bez względu na sytuację dawał jej poczucie ciepła i akceptacji, których tak bardzo potrzebowała. Musiała się jednak uzbroić w cierpliwość, gdyż wyjechał z wizytą do sąsiadującego imperium.

Westchnęła i spojrzała na stojącą w kącie pokoju toaletkę z lustrem. Jej wzrok przykuł grzebień, jaki otrzymała od Soo-Wona na szesnaste urodziny. Róża z motylkiem wysadzana ametystami i perłami, bez wątpliwości wykonana na specjalne zamówienie.

Dlaczego nie mogła poślubić kuzyna?! Był dla niej ideałem. Kochał ją, znał i zawsze okazywał mnóstwo ciepła i czułości. Był przewodnikiem, strzegącym ją nieprzerwanie odkąd tylko pamiętała, w ogromnej mierze formował jej umysł, gust i sądy. Zagryzła wargę w bezsilnej złości. Była wściekła na los, na który nie miała żadnego wpływu!

Nagle poczuła, jak o jej nogi ociera się biała kotka cesarzowej. Przykucnęła i przejechała dłonią po jedwabistej sierści.

– Ty nie masz takich problemów, co Shiro? Jesteś wolna. Całkowicie wolna – zakończyła łamiącym się głosem.

Czuła się tak, jakby jej istnienie nie miało żadnego znaczenia, jakby pozbawiono ją prawa do bycia sobą. Jak mogli nawet nie zapytać jej o zdanie?! Nigdy w życiu nie była tak nieszczęśliwa. Osunęła się na podłogę, chwyciła Shiro w ramiona i rzewnie rozpłakała.

Nie wiedziała, ile czasu upłynęło, gdy zza drzwi dobiegło ciche pukanie.

– Wszystko w porządku? – usłyszała delikatny głos przyjaciółki.

Nie mogła odpowiedzieć, bo słowa ugrzęzły jej w gardle. Asami rozsunęła shoji* i zajrzała do środka.

– Co się stało? – spytała z przejęciem.

Yona siedziała na podłodze zapłakana, żałosna i udręczona. Ujrzawszy zaniepokojoną twarz przyjaciółki, lekko się uśmiechnęła.

– Przypuszczam, że nie sposób uciec od swojego przeznaczenia – powiedziała, ocierając łzy brzegiem długiego rękawa.

Asami podeszła bliżej i przyklękła obok.

– Dlaczego mówisz o przeznaczeniu?

Yona początkowo nie odpowiedziała, dopiero po chwili wyrwała się z zamyślenia i wymamrotała:

– Nie miałaś nigdy wrażenia, że twój los nie należy do ciebie?

– Los żadnej kobiety nie należy w pełni do niej, zawsze jesteśmy zależne od ojców, braci, mężów. – Usłyszała w odpowiedzi.

– Jak możesz o tym tak spokojnie mówić? Nie denerwuje cię to?!

Nie rozumiejąc powodu jej wzburzenia, przyjaciółka potrząsnęła głową z naganą.

– To byłoby bez sensu. Nie mam na to żadnego wpływu.

Yona badawczo spojrzała na twarz Asami, po czym wstała i znów w milczeniu zaczęła nerwowo krążyć po pokoju. Słowa „los żadnej kobiety nie należy w pełni do niej" rozbrzmiewały echem w jej głowie. Im bardziej je ważyła, tym bardziej uświadamiała sobie, jak boleśnie są prawdziwe. Nigdy wcześniej tak nie myślała. Może dlatego, że wszystkie jej zachcianki były spełniane na poczekaniu? Jednak prawda była taka, że miała niewiele do powiedzenia nawet w kwestii drobnych, codziennych spraw, jak choćby podróż, której nie mogła odbyć bez zgody ojca czy stryja, nie wspominając o czymś tak istotnym, jak małżeństwo.

Przystanęła przy drzwiach wychodzących na ogród i uchyliła je. Do pokoju wpadł lekki wietrzyk, niosąc ze sobą przyjemną woń wiosennych kwiatów. Westchnęła gorzko. Jakie to naiwne z mojej strony, że liczyłam na poślubienie kogoś, kogo sama wybiorę, pomyślała i odwróciła się w stronę przyjaciółki.

– Powiesz mi, co się dzieje? – Asami ponowiła pytanie.

– Cesarz życzy sobie, bym jutro dotrzymała towarzystwa Hakowi Son – wyjaśniła nieco rozchwianym głosem. Nie musiała nic więcej mówić, w spojrzeniu przyjaciółki zobaczyła zrozumienie i współczucie. Asami podeszła bliżej, a Yona złożyła swoją znużoną i pulsującą bólem głowę na jej ramieniu i cicho załkała. – Nie mogę nic zrobić, prawda?

– Obawiam się, że nie – odpowiedziała i przytuliła Yonę, przyjmując jej żal i wchłaniając łzy.

Nie zadała sobie trudu, by tłumaczyć, że młody, przystojny Hak Son nie był najgorszym, co mogło ją spotkać.

Mniej więcej po upływie godziny, obie panny dołączyły do pozostałych kobiet w głównej sali. Gdy wchodziły, ciocia Yony objęła ją uważnym, nieco przydługim spojrzeniem. Zauważyła, że ma lekko zaczerwienione oczy, jednak uspokoiła się, widząc na jej twarzy uśmiech. Dziewczyny usiadły przy niskim lakowanym stoliku i miały zamiar zagrać w go*.

– Pani, kim jest ten przystojny mężczyzna, który towarzyszył dziś księciu? – zagadnęła Midori, jedna z młodszych dam dworu.

Zwróciło to uwagę pozostałych pań, nawet cesarzowa wydawała się zaciekawiona. W pałacu usługiwało zazwyczaj około trzydziestu kobiet, wszędzie było ciasno i intymność nie wchodziła w grę. Yona zdawała sobie sprawę, że i tak nie uniknie tego tematu, uznała więc, że nie ma sensu niczego ukrywać.

– To był lord Hak Son – wyjaśniła.

Szmer podniecenia przeszedł po pokoju.

– Szogun prowincji Wiatru? – dopytywała Midori.

Yona potwierdziła.

– Naprawdę! – krzyknęła jedna z dziewcząt. – Jest w zamku?

Rozważała przez moment, czy w ogóle jest sens odpowiadać na to pytanie. Niedawno był przecież przed pałacem we własnej osobie. Przytaknęła tylko.

– Widziałaś się z nim? – spytała cesarzowa, głos miała spokojny i prawie pozbawiony emocji.

Yona nie była pewna czy faktycznie jest ciekawa, czy tylko bada jej nastrój.

– Tak, po to Soo-Won go przyprowadził.

– Rozmawialiście? Jak się zachowywał?

– Był bardziej uprzejmy, niż mogłam się spodziewać. – W spojrzeniu cioci zobaczyła naganę. – Kiedyś był okropny i dokuczał mi na każdym kroku – dodała na swoją obronę, czym wywołała jedynie falę śmiechu.

Na usta cesarzowej również wypłynął delikatny uśmiech.

– Spodziewam się, że raczej już z tego wyrósł. Bardzo się zmienił?

Yona kiwnęła głową. Nie wiedziała jednak, jak ubrać to w słowa. Jedyne, co na poczekaniu przychodziło jej do głowy, to że zmężniał. Zarumieniła się. Na szczęście panie, które go widziały, zaczęły przerzucać się uwagami na jego temat. A gdy zaspokoiły nieco swoją ciekawość i odgłosy zachwytu przycichły, padło wreszcie to najbardziej wszystkie nurtujące pytanie:

– Ciekawe czy ma kobietę? Słyszałyście jakieś plotki? – zagadnęła Natsumi, piękna dwudziestoletnia dziewczyna, która, jak można się było domyślić, gotowa była wypróbować na nim swoje wdzięki.

Żadna z pań nie przypominała sobie ani jednej pogłoski. Skierowały więc pytanie do Yony.

– Nic mi o tym nie wiadomo – odparła speszona, kątem oka zerkając na niewzruszone oblicze cioci.

Natsumi westchnęła.

– Nie wierzę, by nie miał powodzenia. Pewnie jest bardzo dyskretny.

– Bez względu na to, jakie są twoje domysły, nie masz prawa o nich mówić – doprowadziła ją do porządku Saisho, przyjaciółka i powiernica cesarzowej.

System hierarchii wśród dam dworu był skomplikowany i Yona nigdy nie kłopotała się jego poznaniem, wiedziała jednak, że Saisho cieszyła się wielkim poważaniem, zwłaszcza wśród młodszych kobiet.

– Chyba nie będzie jutro padać? – rzuciła cesarzowa.

Asami natychmiast to podchwyciła. Podboje miłosne młodego szoguna były ostatnią rzeczą, o jakiej powinna teraz słyszeć Yona. Tak właśnie sprawa ewentualnego deszczu i pogody została dokładnie omówiona. Saisho, najwyraźniej we wszystko wtajemniczona, zasugerowała konieczność dobrania odpowiedniego ubioru na jutrzejsze przyjęcie i w ten sposób, wspólnym wysiłkiem, odwróciły uwagę pozostałych. Nowy temat okazał się wystarczająco zajmujący, by panie szybko zapomniały o młodzieńcu. Kolekcja kimon cesarzowej nie miała bowiem sobie równych, a zbiór Yony także prezentował się okazale. W sumie dawało to olbrzymią ilość strojów do przejrzenia, przymierzenia i omówienia, na czym właśnie upłynęła im dalsza część popołudnia.


*koto – tradycyjny, japoński instrument szarpany, rodzaj cytry, początkowo grano na nim jedynie na dworze cesarskim

*Syn Niebios – określenie cesarza, wywodzące się z wiary, że linia cesarska pochodzi od Bogów

*shoji – w architekturze japońskiej zsuwany ekran, używany jako drzwi, składający się z drewnianych ramek, tradycyjnie wypełnionych natłuszczonym papierem ryżowym, przepuszczającym światło

*go – starochińska gra planszowa, popularna również w Korei i Japonii