1. Nic się nie zmieniło…
Chłopak w czarnych bojówka, wojskowych butach i zielonej koszulce stanął przed budynkiem jego nowej szkoły. Spojrzał przez ramię na odjeżdżający samochód z jego ojcem za kółkiem.
- "Witaj szkoło…" - westchnął i poprawiając zielony plecak wmaszerował przez drzwi.
Zaczynał już tęsknić za przyjaciółmi z poprzedniego miejsca zamieszkania. On i jego rodzice przeprowadzili się do tego małego miasteczka, zwanego Ooo, bo jego ojciec znalazł tu pracę.
A przynajmniej tak twierdzili rodzice. Chłopak domyślał się jednak, że powód jest inny. W jego poprzedniej szkole nienawidzili go dokładnie wszyscy osobnicy określani przez ciało pedagogiczne jako "sprawiający problemy". Tak to już zresztą jest, że kiedy próbujesz pomóc wszystkim, których widzisz, łatwo możesz podpaść tym, których celem jest prześladowanie innych. Krótko mówiąc rodzice postanowili wziąć sprawy w swoje ręce i uchronić synka od zemsty kilkunastu wściekłych łobuzów.
Korytarze szkoły były pełne uczniów. Nie było w tym zresztą nic dziwnego. Pierwszy dzień szkoły - ludziom się jeszcze chce.
Chłopak wyciągnął z kieszeni pomiętą kartkę z zanotowanym planem. Przeskanował go szybko wzrokiem i znalazł numer sali, w której powinien za kilkanaście minut się znajdować - 32. Rozejrzał się po najbliższych drzwiach i zaczął powoli drałować przez tłum w poszukiwaniu sali.
Droga okazała się nie być zbyt długa i już po kilku minutach dotarł pod drzwi z odpowiednim numerem. Po zapełnieniu korytarza w tym miejscu, ocenił, że przed wejściem do klasy trzeba poczekać na nauczyciela. Wzruszył tylko ramionami, oparł się o wolny kawałek ściany i zagłębił się w rozmyślaniach.
- "Odczep się ode mnie ty psycholu!" - damski krzyk wyrwał go z zamyślenia.
Rozejrzał się powoli po korytarzu w poszukiwaniu kogoś kto mógłby wydać taki krzyk. Jego wzrok szybko znalazł osobliwą grupkę uczniów.
Wysoka, chuda i blada, czarnowłosa dziewczyna usiłowała odepchnąć trzymającego ją za nadgarstki punka. A przynajmniej punkiem został, przez posiadacza bojówek, określony. Miał na sobie czarną koszulkę z obdartymi rękawami i czarne jeansy z pobrzękującym przy kieszeni łańcuchem. Na głowie miał długie, specyficznie obcięte, białe włosy. Za nim, na podłodze siedział chłopak z blond włosami ukrytymi częściowo pod białą czapką z uszami mającymi zapewne wyglądać niczym uszy niedźwiedzie. Miał na sobie niebieską koszulkę i krótkie spodnie. Biorąc pod uwagę sytuację, nowy uczeń stwierdził, że tamten został najprawdopodobniej popchnięty. Pomagała mu wstać dziewczyna. Specyficzna dziewczyna. Była ubrana w różowy sweter, różowe jeansy i różowe trampki. Ba! Miała nawet różowe włosy.
Chłopak podszedł powoli do przepychającej się pary. 'Nic się nie zmieniło...' - pomyślał - 'Łobuzy wszędzie są takie same'.
- "Ty! Zostaw ją!" - powiedział głośnym, stanowczym głosem. Doskonale wiedział, że goście tacy jak ten stojący przed nim nienawidzą takiego tonu.
- "Spadaj!" - odpowiedział z wściekłością punk odwracając się w kierunku nowego - "Nie wtykaj swego parchatego nosa w nie swoje interesy! To sprawa pomiędzy mną, a moją dziewczyną."
- "Dziewczyną?" - chłopak uniósł brew i spojrzał na bladą twarz czarnowłosej - "Nie wygląda na zbyt zadowoloną twoim towarzystwem…"
- "To nie twój interes!" - wrzasnął białowłosy, po czym spróbował popchnąć nowego.
Nie spodziewał się jednak po stojącym przed nim chłopaku takiego refleksu. Przyzwyczajony do konfliktów z wszelkiej maści łobuzami, posiadacz bojówek zrobił unik w bok i podstawił napastnikowi nogę. Białowłosy, który już po nie napotkaniu oporu ze strony popychanego przeciwnika zaczął mieć problem z równowagą, teraz stracił ją całkowicie. Z jękiem zdziwienia punk wylądował na podłodze. Zaraz jednak poderwał się i pogroził pięścią.
- "Jeszcze mnie popamiętasz! Będziesz miał tutaj piekło!" - warknął i odszedł przepychając się przez tłum uczniów tarasujący korytarz.
- "Wszystko w porządku?" - chłopak zapytał czarnowłosą z uśmiechem.
- "Taa…" - uśmiechnęła się - "Jesteś nowy, prawda?"
- "Tak" - pokiwał w odpowiedzi głową - "Nazywam się Paul."
- "Ja jestem Marcelina. Ta różowa to Bonnibel" - wskazała na uśmiechającą się i machającą ręką dziewczynę - "A to…"
- "A ja jestem Finn" - przerwał jej blondyn. Był wyraźnie młodszy od dziewczyn.
- "O co chodziło tamtemu gościowi?"" - zapytał Paul wskazując kciukiem korytarz, którym odszedł punk.
- "To… Ash… Mój były" - Marcelina skrzywiła się - "Nie może pogodzić się z tym, że go rzuciłam, a do tego jest totalnym dupkiem."
- "Co tam?" - usłyszał za swoimi plecami chłopak zanim zdążył cokolwiek powiedzieć. Odwrócił się i zobaczył nadchodzącą korytarzem parę. Gość w żółtej bluzie z kapturem i czarnych jeansach mający żółte włosy i wyraz twarzy świadczący o bezgranicznym wyluzowaniu. Towarzyszyła mu ubrana w tęczową bluzkę i kremowe spodnie Azjatka z blond włosami.
- "Cześć Jake! Cześć Lady!" - przywitał się Finn energicznie machając ręką.
- "Jesteś nowy?" - zapytał Jake patrząc na Paula - "Nie widziałem cię wcześniej…"
- "Wprowadziłem się wczoraj" - wyciągnął rękę na powitanie - "Jestem Paul."
- "A ja Jake" - posiadacz żółtej bluzy uścisnął jego rękę - "Jestem bratem Finna, którego już chyba poznałeś" - wskazał dzieciaka gestem - "A to moja dziewczyna. Nazwa się Lady i pochodzi z Korei" - objął ubraną na tęczowo towarzyszkę.
Dziewczyna powiedziała coś po koreańsku, a Paul mógł się tylko domyślać po tonie głosu i machnięciu ręką w geście pozdrowienia, że było to przywitanie.
- "Miło mi poznać."
- "Chciałbyś rozejrzeć się po mieście?" - zapytała Bonnibel - "Może chciałbyś dołączyć do nas po zajęciach?"
- "Chętnie" - odpowiedział z uśmiechem. Dalsze rozmowy przerwał dzwonek na lekcję. Finn jako że był młodszy, pobiegł do swojej klasy. Kilka minut później przyszedł nauczyciel.
Miał na sobie granatowy garnitur i żółty krawat. Białe włosy i średniej długości biała broda stanowiły większą cześć jego twarzy. Czubek jego głowy był łysy. Zatrzymał na chwilę Paula.
- "Paul Miles?" - uczeń kiwnął głową - "Witaj w naszej szkole. Jestem … Iceking. Będę twoim wychowawcą i nauczycielem historii" - mężczyzna wymamrotał swoje imię tak niewyraźnie, że chłopak nie usłyszał - "Może przedstawisz się klasie?"
- "Nie ma problemu" - odpowiedział Paul i wszedł za brodaczem do sali. Stanął przed biurkiem i, zapowiedziany przez nauczyciela, przedstawił się.
Kiedy mówił miał okazję rozejrzeć się po kompletnym teraz składzie klasy. Poza grupką, z która zapoznał się na korytarzu, w oczy rzuciło mu się kilka osób.
W pierwszej ławce siedziała pulchna dziewczyna z lokowanymi, pofarbowanymi na fioletowo włosami. Jej ubranie było w takim samym kolorze. Z wyjątkiem kilku złotych cekinów w kształcie gwiazdek. Dziewczyna po sekundzie mierzenia Paula wzrokiem zaczęła rozmawiać iście teatralnym szeptem z siedzącymi po jej obu stronach koleżankami.
Z boku sali, przy oknie siedział za to dziwny, łysy typek w żółtym ubraniu. Miał na sobie do tego kilka kolorowych chustek, a na jego ławce leżał żółty, spiczasty kapelusz. Gapił się z głupawym uśmieszkiem w okno.
Po drugiej stronie siedział kolejny osobliwy typ. Chłopak ubrany w zielonkawo-niebieską koszulkę z czarnym napisem "BMO". Na nosie miał okulary, a jego krótkie włosy były w kolorze podobnym do koloru koszulki. Całkowicie nie zwracał uwagi na otoczenie, gapiąc się w ekran nieudolnie ukrywanej pod stołem przenośnej konsoli.
Z niewiadomych przyczyn uwagę Paula najsilniej przyciągnęła siedząca w kącie klasy dziewczyna. Można było ją określić jednym słowem: niebieska. Miała niebieską bluzkę, niebieską spódniczkę, a nawet pofarbowane na niebiesko włosy. Leżała na ławce opierając głowę na rękach. Widać było jednak, że nie spała. Patrzyła tylko nieobecnym, nieco smutnym wzrokiem w przestrzeń.
Chłopak w końcu skończył przedstawianie się klasie. Zastanawiając się skąd w tej szkole taka moda na farbowanie włosów zajął wolne miejsce w ławce stojącej obok ławki Marceliny. Zaczęła się lekcja. Pan Iceking zapisał na tablicy temat i zaczął mówić. Paul skrzywił się. Dawno nie słyszał nauczyciela, który tak nudził. Do tego zdawało się, że całkowicie przestał zwracać uwagę na uczniów. Obydwa te czynniki szybko spowodowały, że lekko licząc połowa klasy zasnęła.
Paul postanowił rozejrzeć się jeszcze raz po nowych kolegach. Siedząca kilka ławek przed nim fioletowa dziewczyna "szeptała" z koleżankami tuż za plecami nauczyciela. Szum rozmowy był doskonale słyszalny w całym pomieszczeniu. Po stronie okien siedział, a właściwie leżał na ławce Jake. Spał śliniąc się lekko na otwarty zeszyt. Siedząca przed nim Lady próbowała zachować przytomność i słuchać monologu nauczyciela, ale z minuty na minutę szło jej to gorzej.
Kilka ławek za nimi łysol w żółtym właśnie przyklejał komuś do pleców kartkę. Paul nie widział co było na niej napisane, ale domyślał się czegoś w rodzaju "kopnij mnie".
Po drugiej stronie klasy Bonnibel z uwagą wsłuchiwała się w wykład. Starała się nawet notować wszystko o czym historyk mówił, co szło jej zaskakująco dobrze, sądząc po ruchu zapełniającego zeszyt długopisu. Zachowanie siedzącej z nią Marceliny z kolei nieco zaskoczyło Paula. Czarnowłosa dziewczyna zdawała się być odcięta od otoczenia. Wpatrywała się w plecy swojej różowej przyjaciółki i nawet raz cicho westchnęła.
Chłopak pokiwał głową i spojrzał na gościa w koszulce z napisem "BMO". Tak jak się spodziewał. Niebieskowłosy z pełnym skupieniem torturował przyciski konsoli kompletnie nie zwracając uwagi na nauczyciela. Siedząca za nim dziewczyna, ubrana w koszulkę jakiegoś zawodnika piłki nożnej, zaglądała mu przez ramię.
W końcu wzrok Paula natrafił na dziwną, niebieską dziewczynę. Robiła ona dokładnie to co na początku lekcji. Nawet nie zmieniła pozycji. Chłopak uchwycił jej spojrzenie i uśmiechnął się. Dziewczyna spojrzała na niego tak jakby się przestraszyła, po czym odwróciła się w inną stronę.
Paul westchnął cicho i odwrócił się z powrotem do tablicy. 'Jestem aż tak brzydki?' uśmiechnął się pod nosem i skupił się na odpędzaniu snu. Nie poszło mu to zbyt dobrze, bo kilkanaście minut później obudził się słysząc dzwonek.
Lekcje upłynęły zaskakująco szybko. Paul wyszedł ze szkoły i rozejrzał się w tłumie uczniów w poszukiwaniu znajomych. Przez sekundę wydawało mu się, że widzi niebieskie włosy i niebieską spódniczkę, ale szybko zgubił ją w tłumie. Nagle ktoś trącił go w ramię.
- "Idziesz?" - zapytała Marcelina kiedy się odwrócił.
- "Pewnie" - odpowiedział z uśmiechem i poszedł za czarnowłosą.
Po wydostaniu się z tłumu dołączyli do reszty. No… nie całej reszty. Czekali na nich tylko Jake, Lady i Bonnibel.
- "I jak ci się podoba w naszej szkole?" - zapytała różowa kiedy zaczęli iść w stronę centrum miasteczka.
- "Jest całkiem nieźle" - odpowiedział Paul - "Nauczyciele wydają się być też całkiem znośni… Chociaż niektórzy mają jakieś sennogenne głosy."
- "Tak…" - zaśmiał się Jake. Podobnie zresztą zrobiły dziewczyny - "Iceking zdecydowanie umie uśpić."
- "Ale potrafi być całkiem zabawny" - wtrąciła się Marcelina - "Jeszcze zobaczysz. Jest całkiem spoko. I jest… w pewnym sensie moim wujkiem..."
- "Hmm… A jak właściwie on ma na imię?" - zapytał chłopak w bojówkach - "Przedstawił mi się, ale imię powiedział jakoś tak niewyraźnie…"
- "Nie mam pojęcia…" - powiedziała Bonnibel - "Właściwie chyba nikt nie wie" - Paul zdążył już się o tym zorientować po wyrazach twarzach pozostałych. Jedynie czarnowłosa uśmiechała się tajemniczo - "Zawsze przedstawia się w ten sposób."
- "A o co chodzi z tym farbowaniem włosów?" - zapytał z uśmiechem - "Tylko w naszej klasie naliczyłem chyba z pięć osób z pomalowanymi włosami…"
W odpowiedzi tylko wzruszyli ramionami.
Po kilkuset metrach spaceru przez ulicę zabudowaną domkami jednorodzinnymi, spaceru wypełnionego całkowicie nie znaczącymi rozmowami, coś zwróciło uwagę Paula. Właściwie były to dwa cosie. Jeden był niebieski z odrobiną białego na czubku, a drugi był praktycznie cały pomarańczowy. Obydwa poruszały się szybko w przód i w tył. Po dokładniejszym przyjrzeniu się kolorowym cosiom, chłopak stwierdził, że to dwie osoby huśtające się na huśtawce. Z jednej strony była ruda dziewczyna w pomarańczowym ubraniu, a z drugiej…
- "Hej, czy to nie Finn?" - rzucił wskazując huśtawkę.
- "Chyba jednak coś z tego będzie" - zaśmiała się Marcelina szturchając Jake'a w ramię.
- "Ha!" - Jake wyraźnie się ucieszył - "Wreszcie! Gadał o niej odkąd ją zobaczył."
Po kilku minutach dotarli w końcu do centrum. Chociaż nazywanie w ten sposób kilku sklepów, kawiarni, barów i urzędu miasta było lekką przesadą. Po krótkim przedstawieniu rozłożenia mniej i bardziej ważnych obiektów znajdujących się w centrum, nowy został zaprowadzony do kawiarni na szarlotkę. Nad drzwiami kawiarni widniał napis "U Treetrunks" i obrazek przedstawiający małego, zielonkawo-żółtego słonia.
Właścicielką była starsza kobieta ubrana w kolorach słonia z obrazka. Była bardzo miła i okazało się, że zna nowych przyjaciół Paula.
- "A kim jest wasz przyjaciel?" - zapytała przynosząc tacę z szarlotkami.
- "Jestem Paul" - przedstawił się zanim ktokolwiek zdążył coś powiedzieć - "Przeprowadziłem się do Ooo wczoraj."
- "W takim razie witaj w naszym pięknym, małym mieście" - uśmiechnęła się i wróciła za ladę.
Chłopak przyjrzał się szarlotce, która przed chwilą wylądowała przed nim. Podniósł widelczyk i nabrał kawałek ciasta. Zaczął żuć.
- "Mmm… płyszne" - powiedział pakując do ust kolejną porcję. Jego towarzysze zaśmiali się, a Treetrunks pokiwała z uśmiechem głową.
- "Tak właściwie…" - zaczął Paul po przełknięciu - "...to kim jest ta ufarbowana na niebiesko dziewczyna?"
- "Ona się nazywała…" - zastanowiła się Marcelina.
- "Carroll" - wtrąciła się Bonnibel.
- "O właśnie…" - czarnowłosa kiwnęła głową - "Ona ma…"
- "Problemy emocjonalne" - przerwał jej Jake - "A do tego kilku ludzi się na nią nieźle uwzięło" - kontynuował nie zwracając na wściekłe spojrzenie od bladej dziewczyny.
- "Uwzięło się?" - z widoczną złością zapytał Paul - "I nikt jej nie pomógł?!" - przyjaciele zauważyli ledwo widoczną zmianę. W zachowaniu i wyrazie twarzy.
- "Ona nie chce pomocy…" - powiedziała powoli różowa - "Zawsze mówi, że jest samodzielna i nie potrzebuje współczucia…"
Paul potrząsnął głową i rozmasował twarz dłońmi.
- "Wszystko w porządku?" - zapytała Marcelina.
- "Przepraszam was…" - podniósł głowę i uśmiechnął się. Wyglądał tak jak wcześniej - "Nie ma co tego ukrywać… Mam pewne, drobne problemy ze zdrowiem psychicznym… naprawdę nic wielkiego…" - spojrzał na reakcje przyjaciół.
Wszyscy patrzyli na niego lekko zaskoczeni.
- "Jakie?" - zapytał Jake spokojnie, wypowiadając na głos pytanie, które widać było w spojrzeniach całej reszty.
- "Mam lekki rozdwojenie osobowości" - uśmiechnął się szeroko. I sztucznie - "Zwykle nad tym panuję, ale kiedy się wkurzę, albo mocno ucieszę to… zresztą widzieliście…"
- "Coś jak Zielona Bestia z komiksów" - zaśmiał się Jake - "Będziemy na ciebie tak mówić!"
- "Ani. Mi. Się. Waż" - głos i zachowanie Paula znów się zmieniło. Co prawda tylko na kilka sekund, ale Jake i tak się przestraszył.
- "Spoko… Nie będziemy…" - powiedział przełykając głośno ślinę.
- "Naprawdę wybaczcie" - Paul uśmiechnął się przepraszająco - "Nie zawsze da się nad tym panować."
