Tytuł: "Blisko, bliżej… Teraz";
Postać: Harry Potter; Hermiona Granger; Ronald Weasley; Ginny Weasley;
Typ: Short story;
Pairing: wzmianki o HG/RW; HP/HG; HP/GW;
Info: AU (spojlery HP 1-7). Było ich czworo – wąż, lew, kot oraz sowa. Połączeni najpotężniejszą magią, jaką znał świat. Ostatnia bitwa rozgorzała na dobre, wyruszyli i oni naprzeciw swojemu przeznaczeniu. Co niesie ze sobą wojna? Strach… śmierć. Oni postanowili zrobić wszystko w swojej mocy, aby uchronić Harry'ego, pokonać zło. Czy tego dokonają? Czy zdążą? Ich przeznaczenie ich ściga, zaciska pętlę dookoła ich karków.
Part I
„Blisko…"
To jest niebezpieczne – rozbrzmiało głośno w ciemnym pokoju. Właścicielka tego głosu z ledwością kontrolowała swoje nerwy, właściwie wciąż nie potrafiła zrozumieć, dlaczego przyszła na to spotkanie.
- To może się udać! W ten sposób będziemy mogli mu pomóc nawet, jeśli my…
- Nie! Przestań! Nie chcę tego już słuchać!
- Czyli uważasz, że ta wojna nas nie dosięgnie? – spytała z niedowierzaniem, pokręciła głową. – Wciąż posiadasz tą złudną nadzieję, że to wszystko skończy się jak bajka?
- Nie, ale z całą pewnością nie przyjmuję pod uwagę tylko jednego zakończenia – stwierdziła oschle. – I dla twojej informacji, Ginny. Wiem, że wojna pochłonie wielu czarodziei…
- Tak jak Cedrika, Syriusza, Dumbledore'a…
- Ginny, proszę cię przestań.
- Nie przestanę, Hermiono! – zagrzmiała groźnie. – Ja tu wychodzę do ciebie z niepowtarzalną propozycją, a ty tak po prostu ją odrzucasz!
- To nie jest gra. To wojna…
- Myślisz, że tego nie wiem?! Jakbyś nie zauważyła, ja przeżyłam tyle samo, co ty czy Harry! Widziałam śmierć na własne oczy, czułam ją… I nadal czuję. Ona krąży wokół nas jak wygłodniały sęp.
Hermiona westchnęła ciężko. – Ty też masz to dziwne uczucie?
- Ja? – Ginny roześmiała się gorzko. – Ja czuję to od dnia, kiedy w ręce wpadł mi ten przeklęty pamiętnik. To nigdy nie odpuszcza, czasem traci na sile, ale nigdy nie odchodzi.
- Boję się.
Zaskoczona, uniosła brwi. – Jak to możliwe? Wyruszyłaś z Harrym i Ronem na tą swoją misję, mogłaś zostać.
- Nie rozumiesz, nigdy nie zrozumiesz – odpowiedziała cicho.
- Ależ ja rozumiem – sarknęła ze złością. Podeszła do pobliskiego krzesła, kopnęła je. – Jakbym nie potrafiła.
- Nie wiesz, o czym mówisz Ginny.
- Nie, to ty nie wiesz. Może i jesteś najbystrzejszą wiedźmą naszych czasów, ale na niektóre rzeczy jesteś po prostu ślepa.
- Słucham?
- To Harry.
- Harry?
- Tak, nigdy tego wcześniej nie dostrzegłaś?
- Nie dostrzegłam, czego? – spytała z irytacją.
- Jak on na ciebie patrzy. Jak on ciebie słucha. Jak on cię traktuje… Zrobiłby wszystko dla ciebie.
Tym razem Hermiona zaśmiała się gorzko. – Dla mnie? Oczywiście, jestem jego przyjaciółką. Ale to nie mnie wyłapywały jego oczy na każdej przerwie. To nie ja zaprzątam jego myśli właśnie teraz…
- Jesteś tego pewna?
- Tak.
- Nie – zaoponowała oschle. – Tylko tobie się tak wydaje. Nawet Ron, nawet on to zauważył.
- Ginny, czy prosiłaś mnie o to spotkanie tylko po to, aby mydlić mi oczy jakimiś swoimi urojeniami?
- Moimi urojeniami? – prychnęła rozzłoszczona. – Moimi? Dziwne, więc, że większa część szkoły uważała dokładnie to samo!
- Ty jesteś zazdrosna – orzekła nagle. – O Harry'ego.
- Nie jestem o niego zazdrosna, nigdy nie byłam.
- Oczywiście! Wszystko jasne… Ale Ginny, ja… Ja lubię… Znaczy się… Bardziej, no… Rona…
- Niech ci będzie – sarknęła, poddając się. – Ale nadal nie rozumiem, dlaczego nie chcesz przyjąć mojej propozycji.
- Już ci mówiłam, dlaczego.
- No tak, pamiętam. Bo to jest niebezpieczne. I co z tego? Jakby to, co robisz dla Harry'ego już teraz nie narażałoby cię na niebezpieczeństwo.
- Tu nie chodzi o mnie, ale o ciebie.
- Jestem Gryfonką, tak jak i ty. Jestem zdolną czarownicą i też chcę pomóc w tej wojnie! Chcę walczyć. Chcę stać się częścią tego zwycięstwa!
- Ginny…
- Nie, teraz ty posłuchaj. Zawsze to ty byłaś tą, która mówiła. Zawsze to ty dyktowałaś, co wam wolno, a co nie…
- Skądże – wtrąciła wartko, wykrzywiła usta. – To Harry był zawsze tym w gorącej wodzie kąpanym. Ja tylko za nim podążałam.
- Ale mimo wszystko twoje zdanie brał pod uwagę, kiedy innych czasem po prostu… olewał.
- Tak? A co powiesz o klęsce w Departamencie Tajemnic?
- Dobra, tu masz rację. Postąpił całkowicie lekkomyślnie, ale mówimy tu o Harrym. Czego się można było po nim spodziewać? W każdym bądź razie wracając do tematu, znalazłam to zaklęcie, aby wam pomóc.
- Ale to nie zmienia faktu, że jest niebezpieczne i jeśli coś by nie wyszło to moglibyśmy sami się zniszczyć!
- Wiem, nie jestem głupia – mruknęła, po czym dodała głośniej. – Ale nadal uważam, że warto by je wykorzystać. Pomyśl logicznie, Hermiono. Obie zdajemy sobie sprawę z tego, że podczas wojny ktoś z nas może, no cóż… umrzeć. Dlaczego by, więc tej śmierci nie wykorzystać dla większego dobra? – Podeszła do Hermiony, potrząsnęła nią. – Pomyśl. Nasza zguba w ten sposób nie poszłaby na marne, przeciwnie. Dzięki temu czarowi bylibyśmy z Harrym do końca.
- Oszalałaś Ginny – osądziła krótko, wyrwała się z objęć dziewczyny.
- Możliwe.
- Dlaczego to zrobiłaś? – Widząc uniesioną brew rozmówczyni, spytała ponownie. – Dlaczego szukałaś takiego czaru? I skąd w ogóle go masz? To mi śmierdzi Czarną Magią.
- Gdybym ci powiedziała, że Luna miała wizję na lekcji Wróżbiarstwa, uwierzyłabyś mi?
- Co?! I tylko z tak błahego powodu wdrążyłaś się w Czarną Magię? Dlatego, że twoja koleżanka…
- Przyjaciółka – poprawiła ją.
- Mniejsza o to! Chyba nie uwierzyłaś w tą wizję?
- Uwierz mi, Hermiono. Gdyby to była zwykła wizja, to by mnie tu nie było.
- Więc, co..?
- Zaklęcie. Ono jest powodem, dla którego tu przyszłam, dla którego cię tu ściągnęłam. Zastanów się nad tym, daj mi znać jak podejmiesz jakąś decyzję… Ja muszę się zbierać, wkrótce dziewczyny z dormitorium się obudzą…
A potem cichymi krokami, które wprawiły nikłą warstwę kurzu w powietrze, Ginny wyszła.
---
Harry, ty chyba żartujesz! Nie, to niemożliwe! Powiedz mi, że nie bierzesz tego pod uwagę! – Dźwięczny, nieco przemądrzały głos rozbrzmiał w namiocie. Jego właścicielka nie była zadowolona z reakcji swojego przyjaciela, która była tak niezwykle… spokojna. Aż za spokojna.
- Wiem, że to niezwykle niebezpieczne, ale pod tym względem… Muszę przyznać rację Ginny, Hermiono – odparł powoli. Przetarł skronie dłonią. – Boję się o nią tak jak o każdego z was. Jednak, jeśli ona mówi prawdę, że to zaklęcie potrafiłoby przesłać jakimś sposobem magię do mnie, czemu by nie spróbować?
- Harry!
- Mi osobiście nie za bardzo uśmiecha się myśl, w której padam sztywny na glebę – wtrącił Ron, wzruszając ramionami. – Ale też nie odrzucam jej. Liczę się z tym, że faktycznie mogę nie dać sobie rady… Cholera, przeklęte mrówki…
- Czyli co? Ty też się zgadzasz Ron? – spytała z niedowierzaniem.
- Ta, dlaczego by nie? Wszystko, aby pokonać Smoldzia… Cholera… Widział ktoś moją różdżkę?
- Miono… wiem, że się denerwujesz tym, co się zbliża… - Harry wstał i położył dłonie na ramionach dziewczyny. – Wiem, że masz nadzieję, ale czy nie lepiej zapobiegać niż zwalczać?
- Właśnie! – wtrącił Ron, wstając na równe nogi i otrzepując się. – Małe, wredne gówna… - mruknął pod nosem, patrząc wściekle na swoje prowizoryczne łóżko.
- Zapobiegać! – syknęła, mrużąc oczy. – Oczywiście, że zapobiegać! A w tym wypadku mówimy o własnej śmierci! Znaczy się o mojej i Rona, i Ginny…
- Miona, jeśli twoja wiara w nasze powodzenie będzie na tyle silna, to nic się nam nie stanie. Prawda? – dołączył Ron, podchodząc do przyjaciół. – Więc nawet po przeprowadzeniu tego rytuałopodobnego czegoś, z naszą magią nic się nie stanie, nie? To zadziała dopiero po naszej śmierci, więc dopóki każdy z nas będzie miał na oku własne życie, będzie tak jakby tego rytuału wcale nie było.
Hermiona pokręciła głową, była blada jak ściana. – Ty nic nie rozumiesz Ron! Czy ty słyszysz, co mówisz?
- Hermiono – odezwał się Harry, westchnął. – Rozumiem, że się boisz… Wszyscy się boimy.
- Nie – szepnęła, kręcąc głową. Kilka łez spłynęło po jej policzkach. – Ja nie chcę…
- Ćś… Wszystko będzie w porządku. Możliwe też, że zaklęcie nigdy nie zostanie użyte – orzekł słabo, podchodząc do przyjaciółki. Przytulił ją, a ona załkała głośno w jego klatkę piersiową.
- Oi, Harry mam nadzieję, że mnie nie zamierzasz tak pocieszać – powiedział Ron, unosząc brwi. – Nie żeby nie tylko Hermiona miała przeprowadzić ten rytuał, czy coś…
- P-przepraszam – szepnęła, wycierając oczy. – Przepraszam.
- Nie ma, za co – odpowiedział Harry, uśmiechnął się cienko. – Więc, jaka jest twoja decyzja?
- Ronald? – spytała, spoglądając na rudego.
- Wchodzę, już mówiłem wszystko, aby pokonać Smoldzia… Orzesz ty! Czy te małe świństwa nie odczepią się ode mnie! – dodał, potrząsając energicznie na przemian nogami. Mimowolnie pozostała dwójka roześmiała się serdecznie. – Oi, zamiast się ze mnie śmiać, byście pomogli!
- Dobrze, że cię mamy – stwierdziła po chwili Hermiona. Wyciągnęła swoją różdżkę i machnęła nią. W okamgnieniu wszystkie mrówki spadły z nogawek przyjaciela. – A twoja różdżka, przypuszczam, jest pod poduchą. Powinieneś, choć raz poświęcić trochę uwagi swojemu posłaniu.
- Och, wybacz – sarknął, sięgając pod poduchę i wyciągając swoją różdżkę. – Byłem trochę zajęty, jasne?
- Tak tylko, że sam jesteś sobie winien, że teraz masz mały kłopot… I nowych przyjaciół – stwierdził Harry, uśmiechając się od ucha do ucha.
- Bardzo śmieszne.
- I nadzwyczaj trafne, nie sądzisz? – spytał, unosząc ciemną brew. Westchnął. – Więc kiedy i gdzie przeprowadzicie ten rytuał?
Hermiona przełknęła ciężko ślinę. – Nie zastanawiałam się nad tym, ale myślę, że da się coś wymyślić.
- Nie zapomnij o Ginny, ona wciąż jest w Hogwarcie – wtrącił.
- Wiem – orzekła – i to możne stanowić największy problem.
- Ja tam nie widzę żadnego problemu – odezwał się Ron, ponownie siedział na swoim łóżku. Tym razem jednak mrówki odganiał różdżką. – Spotkałaś się z nią, niczego nam nie mówiąc wcześniej, kilka dni temu. Aportujesz nas tam i już. Zero problemu, ona też znała tamto miejsce.
- Widzisz? – spytał Harry, uśmiechając się szeroko. – Problem sam się rozwiązał, wystarczy, że przekażesz jej datę i godzinę spotkania…
