t962-hpnz-oficjalnie-mam-dosc-1-5#4723
Fandom: Harry Potter
Autor: Fantasmagoria.
Beta: Olgie.
Pairing: raczej tylko kanoniczne
Gatunek: parodia thrillera/czarnej komedii
N/A: Tekst pisany na akcję "Oprawcy i ofiary", pod prompt "wypalenie zawodowe" na forum Imaginarium. Co zrobiłby Lord Voldemort, gdyby nagle okazało się, że wszyscy jego najlojalniejsi Śmierciożercy wypalają się zawodowo?
Moje pierwsze mierzenie się z formą, którą jest dramat, proszę o jak największą liczbę opinii, czy warto kontynuować! Nie przedłużając, zapraszam!
Oficjalnie, mam dość!
Postacie:
Bellatrix Lestrange
Rabastan Lestrange
Rudolphus Lestrange
Walden Macnair
Antonin Dołohow
Avery
Yaxley
Crabbe
Goyle
Lord Voldemort
i inni
AKT PIERWSZY
SCENA PIERWSZA
Późny wieczór. Bellatrix Lestrange odwiedza swojego szwagra w jego mieszkaniu w Hogsmeade. W salonie na podłodze leży kilka trupów mugoli oraz kilka skomlących niedobitków.
Rabastan stoi przed kominkiem i bezmyślnie patrzy się w płomienie, do których właśnie wrzucił kwilące niemowlę; Bellatrix podchodzi do niego i wytrąca mu z ręki szklankę z Ognistą Whiskey.
Bellatrix:
Zwariował! Twój brat kompletnie oszalał!
Rabastan:
A to ci nowość.
Cóż tym razem ci uczynił, droga Bello?
Bellatrix:
Twój sarkazm jest nie na miejscu, drogi szwagrze.
Mój mąż, a twój brat, stwierdził dzisiaj z rana, tuż po przebudzeniu,
że nie ma ochoty dalej służyć naszemu Panu!
Patrz, napisał wypowiedzenie!
Bellatrix wręcza Rabastanowi list przyozdobiony jasnozieloną wstążką i zapieczętowany rodową pieczęcią Lestrange'ów. Mężczyzna zaczyna czytać melodyjnie, jako podkład dźwiękowy używając wrzasków konającego dziecka.
Rabastan:
"Szanowny Czarny Panu,
Z przykrością zawiadamiam, że zmuszony jestem zrezygnować
z mojej dotychczasowej roli twojego wiernego sługi
w zastępie Śmierciożerców.
Powodem mojej rezygnacji jest fakt, że praca ta przestała podążać
w tym samym kierunku, co moje zainteresowania.
Czuję, że nie nadaję się już do tej pracy, straciłem do niej całe serce,
zwyczajnie nie mam już ochoty mordować.
Z poważaniem, już nie Twój,
Rudolphus Lestrange"
Bellatrix:
I wyobraź sobie, że to mnie kazał mu to zanieść!
Bo on już nie ma siły! Cały dzień nic innego nie robi poza rzeźbieniem!
W drewnie! Rozumiesz?
Twój rodzony brat rzeźbi jebane centaury, wróżki i jednorożce
w pieprzonym drewnie!
Rabastan:
Bello, język! Cóż za słownictwo!
Nie przystoi to komuś o takim statusie, jak Twój,
by mówić jak plebs spod rynsztoka!
Bellatrix:
Możliwe, ale…
Na litość Merlina! Ucisz się wreszcie! Avada Kedavra!
Kobieta rzuciła zaklęcie zabijające na dziecko konające w płomieniach, ucinając jego żałosny lament.
Rabastan:
No i cały misterny plan w…
Zresztą, czyżby nie podobały ci się nowe metody aborcji?
Do szóstego tygodnia po porodzie gratis!
Później jedyne 9 galeonów za sztukę!
Bellatrix:
Już nie mam do Rudolphusa siły, drogi szwagrze.
Może mógłbyś z nim porozmawiać, skoro mnie nie słucha...
Jakie masz plany na jutro?
Rabastan:
Jest środa.
Bellatrix:
No tak.
I co w związku z tym?
Rabastan:
Nie mogę w środy. Chodzę na grupy wsparcia.
Bellatrix:
Masz jakąś grupę wsparcia?
Rabastan:
Tak, chodzę na spotkania Anonimowych Alkoholików.
Bellatrix:
Gdzie? Przecież ty nie pijesz! Nigdy nie piłeś!
Rabastan:
No nie piję.
Bellatrix:
Więc dlaczego?
Rabastan:
No wyobraź sobie, że jakoś grupy wsparcia dla seryjnych morderców nie ma.
Bellatrix:
Ciekawe dlaczego.
Rabastan:
No nie wiem, może dlatego że byśmy się nawzajem pozabijali?
Bellatrix:
Pozabijam to ja zaraz ciebie i twojego brata!
O, i jego!
Bellatrix kieruje różdżkę na jednego z konających mugoli i rzuca na niego niewerbalnie zaklęcie zabijające.
Rabastan:
A proszę ciebie bardzo, szanowna szwagierko!
Znudziło mi się już to wszystko! Morduj mnie do woli!
Bellatrix:
Co proszę?
Rabastan:
To, co słyszałaś! Mdli mnie już od tego wszystkiego
Ciągle tylko morderstwa, tortury,
potem jeszcze trochę morderstw, a wiesz co na koniec?
Bellatrix:
...Cóż takiego?
Rabastan:
Jeszcze więcej tortur!
Na mugolach, na szlamach, na pieskach, kotkach, złotych rybkach
i na sobie nawzajem!
Bellatrix:
Ależ...
Rabastan:
Nie przerywaj mi, kochana Bello!
Nie rozumiesz niczego, co do ciebie mówię.
Ciągle tylko co rusz to nowsze morderstwa i tortury ci w głowie,
nie dziwię się Rudolphusowi, że i jemu to wszystko zbrzydło!
Atmosfera panująca w Wewnętrznym Kręgu jest koszmarna!
Gdzie ta kultura, gdzie ta ślizgońska lojalność?
Wszystkie ideały upadły, katujemy siebie nawzajem,
w imię czego? Bo ja nie wiem.
Rabastan rozkłada ręce w geście bezradności.
Rabastan:
Właściwie, to mój brat ma rację i chyba najlepiej byłoby rzucić
to wszystko w cholerę!
Bellatrix:
Tyś chyba zwariował!
Rabastan:
A może i zwariowałem!
A może to my wszyscy jesteśmy szaleni?
Lalalalaaaa...
Rabastan chwyta Bellatrix w pasie i robiąc z nią kilka tanecznych obrotów, zręcznie omijając trupy, schodzi ze sceny.
SCENA DRUGA
Rabastan wraca do salonu, nadal tańcząc. W objęciach zamiast swojej szwagierki trzyma Lucjusza Malfoya. Blondyn traci równowagę, zachaczając czubkiem buta o wyprute jelito jednej z ofiar.
Lucjusz:
Rabastan…
Rabastan:
Malinowy król malowanych róż
Zawsze nas od złego obroni...
Lucjusz:
Ależ słucham? Jakiż malinowy król?
Rabastan:
Malinowy król malowanych róż
Sprawia że nocą kwitnie kamień...
Lucjusz:
No nie… Crucio!
Rabastan pada na kolana i zaczyna zwijać się z bólu, krzycząc. Lucjusz nic sobie nie robi wrzasków miotającego się towarzysza, pogrążając się we własnych rozmyślaniach.
Rabastan:
Lucjuszu, proszę…
Lestrange przypadł do Malfoya opasując go ramionami i wymiotując na skraj jego stalowoszarej szaty. Lucjusz ze zgorszeniem odtrąca Lestrange'a, jednocześnie wzmacniając moc zaklęcia ruchem różdżki.
Lucjusz:
No nie, znowu!
Mam więcej poplamionych posoką ubrań niż Krwawy Baron!
A wywabianie krwi z tej szaty jest niemożliwe, cała do wyrzucenia!
Skąd ja mam na to wszystko brać pieniądze?
Nie płacą nam! A pieniądze przodków się kurczą…
Lucjusz przerywa zaklęcie torturujące Rabastana i, zirytowany, zaczyna krążyć po pokoju. Lestrange rozpaczliwie walczy o oddech, trzymając się za pierś.
Lucjusz:
Nie mogę nawet podjąć pełnoetatowego zatrudnienia,
gdyż godziny służby dla Czarnego Pana
uniemożliwiają mi podjęcie jakiejkolwiek synekury!
Przecież nie pójdę pracować w gospodzie!
A na handel na czarnym rynku też trzeba mieć czas.
I artefakty do sprzedania lub wymiany…
Malfoy nagle przystaje na środku salonu, po czym zniża się do porzuconej, odrąbanej głowy i bierze ją do rąk. Kontynuuje monolog tak, jakby mówił do czerepu.
Lucjusz:
A nie posiadam takich!
Wszystkie rzeczy, które kwalifikowałyby się
do barteru lub sprzedaży są zaanektowane przez Lorda!
Ciągle tylko: "tego nie nie oddawaj, tym nie handluj,
tego nie obracaj, tym nie rządź, to mi będzie potrzebne…"
I jak tu żyć z takim zbieraczem?
Sprzedałbym ten cały "pas wysokiej jakości epickich supermocy"
który poza idiotyczną nazwą nie ma w sobie nic interesującego.
No, może poza wspomaganiem potencji, ale powiedz mi…
Lucjusz patrzy głowie prosto w martwe, matowe oczy.
Lucjusz:
Na co kastratowi pas na potencję?
Wcale mu kuśka od tego nie urośnie.
A nawet jeśli, to średniowieczny pas nie sprawi,
że nagle będzie płodny, skoro przed Upadkiem nie był…
Rabastan unosi głowę i patrzy na drugiego mężczyznę ze zdumieniem.
Rabastan:
Czarny Pan jest impotentem?
Ale przecież Bella mówiła…
Lucjusz piorunuje go wzrokiem, więc Lestrange milknie i chowa się za najbliższym fotelem.
Lucjusz:
Nie przerywaj mi, kiedy ja tu inteligentną rozmowę ze sobą prowadzę…
Tormenta!
Rabastan znów wpada w konwulsje nieopodal szczątków jego dwóch ofiar. Lucjusz rozgląda się po pomieszczeniu i marszczy nos z odrazą.
Lucjusz:
Ale tutaj syf… Lestrange, nigdy nie byłeś czyścioszkiem,
ale trupy to mógłbyś utylizować!
Nie stać cię na skrzata domowego, czy co?
Lucjusz patrzy na Lestrange'a z wyższością, ale szybko rzednie mu mina. Przerywa zaklęcie torturujące i zrezygnowanym wzrokiem spogląda na trzymaną w dłoni głowę.
Lucjusz:
W sumie, jeśli ten tryb życia będzie nadal trwał,
to mnie też nie będzie na niego stać.
I jego też będę musiał zastraszać, co, naprawdę, jest już nużące.
Co gorsza, nie będzie mnie stać na odżywki
do moich pięknych, wspaniałych włosów!
A wiesz, jak one się niszczą, gdy ciągle traktowane są
tą brudną, szlamowatą krwią i wszystkimi innymi wydzielinami?
To jest koszmar! W takim tempie wyłysieję przed pięćdziesiątką
i będę musiał nosić tupecik, jak Knot!
O nieeee… tak to nie będzie.
Lucjusz tupie nogą i zdecydowanym krokiem podchodzi do ledwie żywego już Rabastana, po czym chwyta go za włosy, zmuszając do spojrzenia sobie prosto w oczy. Malfoy patrzy na drugiego Śmierciożercę z całą determinacją, na jaką tylko go stać (czyli bardzo dużą).
Lucjusz:
Wiesz co?
Oficjalnie, mam dość.
Zwalniam się, nie będę dłużej służył Czarnemu Panu.
Jak mnie za to wyklnie lub będzie torturował - trudno!
Trzeba mieć swą godność i honor,
a moim punktem honoru są moje włosy.
Nietykalne, rozumiesz.
Proszę, przekaż to Lordowi,
ja wybywam na W PEŁNI ZASŁUŻONE wakacje.
Lucjusz wsuwa sobie głowę pod pachę i schodzi ze sceny. Rabastan traci przytomność.
Koniec Aktu Pierwszego
C.D.N.
