Witaj, Strudzony Wędrowcze!
Na Twoje nieszczęście 'You came into the wrong neighborhood', jakby to powiedział Alfred.
Alfreda na szczęście tutaj nie ma, a może na nieszczęście - przynajmniej atmosferę by rozładował, jest za to Ludwig, Gilbert i moja odpowiedź na pytanie: 'jak sprawić, by Hetardzi cię znienawidzili?' To proste - zabij kogoś z fandomu.
Tak więc - śmierć. Bez hektolitrów krwi i walających się po podłodze flaków, ale jednak śmierć.
Napisało się samo, zostało poprawione z pierwotnej wersji, za radami Filigranki, której serdecznie dziękuję.
Jak zwykle - niebietowane, więc pewnie błędów cała Rzesza.
Przygotujcie chusteczki - mój niecny plan zakładał, że mogą się przydać.
Niemcy patrzył na więdnące w jego rękach ciało, tak, jak jeszcze niedawno On patrzył na więdnące w kolorowym wazonie kwiaty.
Szeroko otwarte, błękitne oczy spoglądały z pewnym niedowierzaniem na spokojne, alabastrowe powieki, zakrywające rubin oczu, tak jak Gilbert, jeszcze wczoraj, patrzył na świeżo uszkodzoną, białą pozytywkę - baletnicę w bordowej sukni.
Stary, drewniany zegar, pamiętający czasy świetności Królestwa Pruskiego, nie zwracał uwagi na lokatorów willi pod Berlinem, tylko nadal, z uporem, jaki znają najstarsze istoty, wybijał jednostajny, monotonny rytm upływających, urywanych oddechów blondyna, dławiącego się własnym istnieniem.
Ludwig patrzył.
Ściśnięte gardło nie pozwalało mu na nic innego, niż ciche, pełne czułości i goryczy, szepnięcie...
- Bruder...
Czeka. Patrzy i czeka, ale wie, że już nie usłyszy, zbyt głośnego, podszytego złośliwością 'Co jest, West*?'. Więc pozostaje mu tylko patrzenie, na te lekko wygięte ku górze, jak zwykle w ironicznym pół- (a nawet ćwierć) -uśmiechu wargi.
Blondyn nie płakał. Mężczyźni nie płaczą. Żołnierze nie płaczą. A on nie płakał, nie dlatego, że nie wypada, ale dlatego, że jego ukochany brat, leżący spokojnie w jego ramionach, by tego nie chciał.
Ciało Gilberta staje się coraz bardziej lekkie, jaśnieje, choć nikt tego nie dostrzega. Nikt, oprócz niewielkiego, żółtego kurczaczka, siedzącego na piersi swojego pana. Piersi, która nie wznosi się i nie opada. Znika.
A mały, choć całkiem już dorosły, niebieskooki blondyn, roztrzęsioną dłonią odgarnia białe, a może bardziej srebrne, kosmyki z nieruchomej twarzy i składa czuły pocałunek na odsłoniętym czole brata, nim ten zniknie na dobre.
Chwilę jeszcze wpatruje się w swoje puste ramiona, błękitem nieba pełnym łez. Zagubiony ptak pisnął cicho, nie rozumiejąc, gdzie zniknął jego właściciel, przyjaciel.
West, nie, już nie West, Niemcy, kręci głową z lekkim uśmiechem, pełnym smutku, zagubienia i pewnej melancholii, którą rozumie tylko mały, żółty kurczaczek, wtulający się w jego roztrzęsioną dłoń.
* West – żywcem z kanonu wyjęte (choć o tym nie wiedziałam, użyłam z początku tylko i wyłącznie dlatego, że spotkałam się z tym gdzieś tam i mi się potwornie spodobało, zważywszy na historię Narodu Niemieckiego) nawiązanie do podzielenia Niemiec na RFN I NRD [notka z Hetaliowej wikipedii mówi: 'Prusy zwraca się do niego (Niemiec) Zachód przez ich podzielenie.'] A że Zachód po polsku brzmi po prostu kijowo, pozwoliłam sobie na zangielszczenie do Westa.
