Prolog

Wokół panowała prawie absolutna cisza, którą zakłócał jedynie cichy chlupot fal, rozbijających się o kadłub statku i szum morza. Lekka bryza powodowała, że każdy, kto wychynął ze swojej kajuty, w jednej chwili strząsał z siebie resztki snu. Nie inaczej było w przypadku kapitana Czarnej Perły, Jacka Sparrowa, który odetchnął głęboko, z lubością wdychając orzeźwiający zapach morza. Na jego ustach zagościł melancholijny uśmiech, kiedy tak stał oparty o barierkę swojego ukochanego statku, obserwując morze skąpane w srebrnym blasku księżyca. Takie noce zadumy zdarzały się piratowi niezwykle rzadko… Chociaż może powodem było to, że podobne zachowanie niezbyt współgrało z charakterem Sparrowa, lekkoducha jakich mało, błyskotliwego szelmy, który nie miał problemów z wykaraskaniem się z każdej sytuacji.

W tej konkretnej chwili kapitan nie myślał o niczym konkretnym, a na krawędzi Jackowego umysłu błądziła jedynie refleksja, co by było, gdyby. Ludzie z natury lubią rozpatrywać różne możliwości, sytuacje, które mogły się zdarzyć, a Jack nie był w tym przypadku wyjątkiem. Oczywiście, jego myśli biegły w nieco innym kierunku niż to zazwyczaj bywało. Po raz pierwszy od naprawdę długiego czasu Sparrow zastanawiał się, jak potoczyłoby się jego życie, gdyby nie poświęcił go w całości morzu, które było dla niego wszystkim. Zastąpiło mu ukochaną oblubienicę, a nieraz i kochankę. Jack uświadomił sobie, że jeszcze nigdy nie żałował podjętej decyzji.

W zamyśleniu, uniósł rękę i dotknął jednego z dredów, w które zaplecione były jego włosy. Omiótł wzrokiem pokład, po czym porządnie łyknął z butelki, wypijając ostatnie krople pozostałego tam rumu.

— Ach! — mruknął jeszcze i, lekko się chwiejąc, podążył do swojej kajuty.