A/N Oświadczenie: Wszystkie postacie pojawiające się w tym opowiadaniu, oprócz głównej bohaterki wymyślonej przeze mnie, nie należą do mnie. Pochodzą one z ostatnio bardzo rozpoznawalnej mangi/anime Kuroko no basket.

Wychyliłam się po raz kolejny zza rogu i spojrzałam jak klub koszykówki nadal trenuje. Byłam strasznie szczęśliwa, bo nagle zobaczyłam go. Przyszedł na trening, co mnie niezmiernie zdziwiło. Zachichotałam do siebie, zasłaniając usta dłonią i wyjrzałam jeszcze raz. Aomine akurat wykonywał niesamowicie szybki wsad do kosza. Podbiegłam szybko do wejścia na salę, żeby dać mojemu bratu bento. Dzięki temu, że Kyosuke zapisał się na zajęcia, ja mogłam bez problemu od czasu do czasu poobserwować ich treningi, a od pewnego czasu również Daiki'ego.
- Ah! Ma-chan! – Odwróciłam się w stronę dobiegającego głosu i ujrzałam zbliżającą się w moją stronę Momoi-san. No jasne, jeśli był tu niebiesko włosy to również ona musiała tu być. Od pewnego czasu podejrzewałam, że może nawet chodzili ze sobą, ale dowiedziałam się, że ona kochała się w kimś innym.
- Dzień dobry, senpai. – Ukłoniłam się lekko ściskając mocniej pudełko z lunchem dla brata. Uderzyła mnie przyjaźnie w plecy.
- Nie bądź taka formalna. Przyszłaś do Wakamatsu-kuna? – Pokiwałam lekko głową, chowając moje oczy za grzywką, podświadomie czując, że się rumienię. Czemu ona zawsze musiała mnie przytłaczać swoją osobowością? Ach tak, z niewiadomych przyczyn myślałam, że pod maską tej pięknej dziewczyny czai się diabeł i szalenie się bałam, że to jednak prawda.
- Chcesz przy okazji popatrzeć? – Zapytała ponownie jakby potrafiła mi czytać w myślach, pokiwałam znowu głową, a ona aż westchneła.
- C-coś nie tak, senpai? – Zapiszczałam nienaturalnie, czując, że jestem jeszcze bardziej czerwona, o ile to było możliwe. To niestety było moją wadą. Bez powodu potrafiłam wyglądać jak pomidor, co było moim przezwiskiem w podstawówce.
- Nic. Po prostu jesteś czasami niemożliwie urocza. – Nic już nie powiedziałam tylko ukłoniłam jej się na pożegnanie i wbiegłam na hale, prawie wpadając na wychodzącego z niej Aominego. Upadłam twardo na podłogę i z przerażaniem stwierdziłam, że pudełko pękło i całe jedzenie leżało teraz na podłodze. Pospiesznie zaczęłam zbierać jedzenie do pudełka, żeby wyrzucić to do śmietnika.
Braciszek chyba się z tego nie ucieszy.
Usłyszałam jak chłopak wzdycha ciężko nade mną, by po chwili kucnąć i pomóc mi z tym. Starałam się zbytnio na niego nie zerkać, ale nie mogłam nic na to poradzić. Pierwszy raz widziałam go tak z bliska, bliska i to mnie wręcz upajało szczęściem.
- Na co się gapisz? – Warknął po dłużej chwili Daiki, a ja wróciłam do przerwanej czynności. Po chwili mamrotałam jakieś podziękowania dla niego za pomoc, ale on nawet na mnie nie spojrzał i poszedł w stronę różowowłosej. No i poszła moja szansa zagadania go. Nie byłam tym pocieszona.
- Mairu, głupolu ty jeden, gdzie moje bento?! – Zaśmiałam się nerwowo, kiedy po zajęciach mój brat usłyszał, że nie mam nic dla niego. Zawsze był wybuchowy i prędzej robił, niż myślał. Całkowite przeciwieństwo mnie.
- Wpadłam na Aomine-senpai i no, no wiesz, trach i po pudełku. Przepraszam braciszku. – Mówiłam odrobinę za szybko, żeby jego mózg dłużej przetwarzał informacje, a ja mogła dłużej się modlić żeby nie zakazał odwiedzin kiedy miał trening.
- No nic. Stało się. – Pogłaskał mnie po głowie i głową wskazał wyjście ze szkoły. Jak zwykle wracaliśmy razem do domu.
Byliśmy naprawdę zgranym i dopasowanym rodzeństwem. Kyosuke był trochę nadopiekuńczy w stosunku do mnie, ale jak na razie nie przeszkadzało mi to.
Weszliśmy do domu i ja od razu skierowałam się w stronę kuchni. Nasza mama nie żyła, a tata był zbyt zapracowany, więc to ja przejęłam obowiązki domowe. Nie posiadaliśmy innej rodziny, ale tak naprawdę to nie przeszkadzało mi to. Wystarczającym już był fakt, że ojciec był nam kompletnie obojętny. Widywałam go może raz na miesiąc.
Wyjełam kolację, którą zrobiłam przed szkołą i wyjęłam je z folii. Dzisiejsze menu: Czerwone curry z wołowiną.
Kiedy jedzenie się podgrzało, podzieliłam je na dwie równe części i nałożyłam na dwa talerze, które uprzednio podał mi Kyosuke.
Usiedliśmy przy stole i zaczęliśmy opowiadać sobie dzisiejszy przebieg naszego dnia. To stało się już naszą rutyną. Strasznie lubiłam te spokojne wieczory po szkole, gdzie mogłam się w końcu odprężyć.
Po kolacji brat zaczął zmywać naczynia, a ja pobiegłam na górę, do swojego pokoju, by odrobić lekcje.
Idealna pani przewodnicząca, pomyślałam ironicznie i zabrałam się do pracy. Rzeczywiście wiele osób brało mnie za kujona, ale ja po prostu chciałam coś osiągnąć w życiu. Byłam bardzo ambitna i naturalnie odbijało się to pozytywnie na moich ocenach. Usłyszałam dzwonek przychodzącej wiadomości i spojrzałam na wyświetlacz. To było od mojej przyjaciółki Saeki.

„Jak tam moja O-Mój-Boże-Jestem-Nieszczęśliwie-Zakochaną-Dziewcz yną? Zagadałaś do niego tak jak Ci radziłam?"

Zaśmiałam się, wiedząc, że nie odpuści tak łatwo i szybko wystukałam odpowiedź.

„Beznadziejnie, ale wpadłam na niego przy wyjściu. Pomógł mi nawet, ale nic z tego nie wyszło. Dla twojej wiadomości – Właśnie się uczę."

To był dla niej sygnał żeby do mnie nie pisała, bo i tak bym nie odpowiedziała. Jeśli chodziło o te sprawy to byłam niezwykle poważna.
To nie tak, że zakochałam się w Aomine Daikim od pierwszego wejrzenia.
Pół roku temu, kiedy wracałam z dodatkowych zajęć, a braciszek nie mógł po mnie przyjść. Zaczepili mnie jacyś chłopacy. Robili jakieś uwagi na temat mojego wyglądu i nachalnie próbowali wyciągnąć mnie na randkę. Bezskutecznie próbowałam się im wyrwać. I wtedy uratował mnie.
Najpierw próbował grzecznie żeby się ode mnie odczepili, ale kiedy to nie poskutkowało, przywalił im. Na szczęście wystraszyli się jego siły i uciekli. Chłopak sprawdził najpierw czy nic mi nie jest, a później odprowadził mnie pod dom. Nadal pamiętam jego zadziorny uśmiech, kiedy mu niezdarnie dziękowałam.
Jeszcze wtedy to nie była miłość.
Wiedziałam kim był: genialnym koszykarzem, jednym z pokolenia cudów. Chodził z moim bratem na zajęcia klubowe. Ludzie brali go za dupka, ale ja, obserwując go od tamtego czasu zakochałam się w nim bez pamięci. Kochałam patrzeć jak śmieje się rozmawiając z Momoi-san, jak gra w kosza i jak prycha głośno, kiedy trafia kolejny raz. W głębi serca wiedziałam, że jest dobry. Że za tym aroganckim dupkiem jest ktoś jeszcze. Ktoś wyjątkowy.

- I wiesz wtedy właśnie wyszło, że ta zołza zabiła własnego męża! – Naoko opowiadała nam właśnie kolejny odcinek swojego ulubionego serialu i próbowała nas przekonać do oglądania go. Nie za bardzo lubiłam kryminały. To był jedyny gatunek przy którym miałam opory w oglądaniu, ale naprawdę się starałam słuchać przyjaciółki. Zerknęłam na Saeki, która kompletnie olewała naszą rozmowę i próbowała z kimś pisać wiadomości. Cała ona, zawsze się nudziła takimi rozmowami.
- Mairu-chan, a co ze sprawą twojego chłopaka? – Zapytała nagle Naoko, a ja zaczęłam nerwowo bawić się palcami i zerkać na ludzi, czy ktoś przypadkiem tego nie słyszy.
- On nie jest moim chłopakiem. – Powiedziałam po dłuższej chwili i zgromiłam wzrokiem moją przyjaciółkę. W ich gronie nie miałam takich oporów. Do rozmowy wtrąciła się akurat druga dziewczyna, która złapała moje długie, blond włosy i zaczęła mi robić coś z nimi. Lubiła to i miała nadzieje, że w przyszłości zostanie fryzjerką.
- Podejrzewam, że Mairu jest dla niego za bardzo nieśmiała. – Westchnęła i puściła do mnie oczko. Zignorowałam jej wypowiedź, doskonale znając swoje umiejętności. Jak coś chciałam to potrafiłam się zmotywować.
Zadzwonił dzwonek na lekcje i usiedliśmy w swoich ławkach. Wstałam jako przewodnicząca, kiedy nauczyciel wszedł do Sali. Wszyscy wstali na moją komendę, ukłoniliśmy się mu jednocześnie i ponownie zasiedliśmy w ławkach.
Naprawdę żałowałam, że niedługo zmieniamy ławki. Miałam teraz doskonały widok na boisko szkolne, gdzie akurat trenowały starsze roczniki. Znalazłam niebieską czuprynę, która górowała prawie nad wszystkimi. Siedział na ławce obok boiska i obserwował jak jego koledzy biegają wokół boiska. Nie ćwiczył, co mnie niezmiernie zirytowało.
Lubiłam patrzeć jak to robił. W jakiś sposób uspokajało mnie to i cieszyło, bo sama nie mogłam ćwiczyć z powodu słabego zdrowia.
Od małego byłam chorowita, co uważałam za przekleństwo. Chciałam ćwiczyć wraz z innymi i no nie wiem, grać z dziewczynami w siatkówkę, dlatego nie rozumiałam tego. Miał możliwości, był naprawdę bardzo dobry w sporcie, idealnie wysportowany, a nie chciało mu się ćwiczyć. Podejrzewałam, że po prostu może się znudził brakiem idealnego rywala. Kiedy obserwowałam ich mecze to zauważałam, że nie daje z siebie wszystkiego i wydaje się znudzony tym wszystkim, a przeciwnicy po prostu schodzą mu z drogi. Współczułam mu tego, ale dopingowałam go cicho żeby na nowo odnalazł tę pasję, która skłoniła go do grania w koszykówkę.
Po lekcjach jak zwykle skierowałam się na hale, żeby dać jedzenie Kyosuke i popatrzeć jak grają.
- Hej ty! – Odwróciłam się na ten dźwięk i odwróciłam się w stronę wołającego mnie głosu. Zamurowało mnie trochę, bo w moją stronę zmierzał wyraźnie zirytowany niebiesko włosy. Rzucił w moją stronę jakieś opakowanie, a ja niezdarnie to złapałam. To był chleb melonowy. Spojrzałam na niego zdziwiona.
- To za wczoraj. – Powiedział i miał już zamiar odejść, kiedy zdobyłam się na odwagę i zawołałam go. Przystanął na chwilę i odwrócił się w moją stronę. Teraz wyglądał na wkurzonego. Przełknęłam głośno ślinę, ale nie wycofałam się.
- N-nie idziesz na zajęcia? Macie przecież niedługo mecz towarzyski. – Prychnął na moje pytanie i otaksował mnie spojrzeniem. Chciałam zakryć moje policzki czy coś, bo zwyczajowo na pewno były czerwone, ale że rozmawiałam z nim to nie miałam pewności w jakim jestem stanie.
- I tak wygram. – Odpowiedział mi w końcu i poszedł w stronę budynków szkolnych.
Nie wiedziałam jak na to zareagować. Z jednej strony odzywał się naprawdę chamsko, ale z drugiej pomógł mi już dwa razy i za wczorajsze zniszczenia kupił mi chleb. Tak wiem, to brzmiało naprawdę beznadziejnie, ale jako zakochana dziewczyna miałam prawo tak mówić.
Szybko położyłam obok torby obento i ruszyłam na swoje własne zajęcia, a właściwie raczej korepetycje. Obiecałam poduczyć mojego kolegę z klasy matematyki, inaczej by mógł nie zdać.