Rozdział 1

Pomyłki i mango

Ginny naprawdę chciała pójść na ulicę Pokątną, żeby kupić nowy kociołek. Tylko dlatego. Nigdy nie zamierzała dostrzec kątem oka sklepu Luny.
Małe, przytulne miejsce znajdowało się na końcu ulicy. Lekarstwa Lovegood - przeczytała na drewnianej tabliczce i wstrzymała oddech. Nigdy nie zamierzała gapić się na ten budynek, oczarowana, zastanawiając się, czy Luna tam była. Nigdy nie wyobrażała sobie siebie, idącej tam, otwierającej drzwi i szukającej koleżanki, a w końcu spostrzegając jej jasne pukle. I wreszcie, nigdy, nawet za milion lat, nie zamierzała z nią spać.

Ale to się stało i teraz, gdy Ginny powoli budziła się, powinna zmierzyć się z sytuacją jak przystało na osobę dorosłą. Spokojnie, racjonalnie, zwyczajnie.

Czego oczywiście nie zrobiła, zamiast tego wyskakując z łóżka z głośnym „Aaaaa!".

Luna obróciła się na łóżku w kierunku, z którego dochodził dźwięk, narzuciła na siebie prześcieradło i spojrzała leniwie na Ginny. Rudowłosa biegała po pokoju, podnosząc różne części garderoby i pośpiesznie je na siebie zakładając.

- Zostałaś zaatakowana? - zapytała z zaciekawieniem, sięgając po zestaw przedmiotów na nocnej szafce. Zawierał on papaję, butelkę żabiego skrzeku i pluszowego Miggsa, szalonego mugola. - Masz, to pomoże.

- Nie, nie, nie. Wszystko w porządku, żadnych nargli ani czegoś w tym stylu, – odparła nieprzytomnie Ginny. Nie potrafiła znaleźć swojej bluzki i pantofli, a myśl o tym, jaką minę miałby Harry, gdyby wróciła toples, powodowała, napływ łez do jej oczu. Oddychając głęboko, stała przy brzegu łóżka, zaciskając palce na nosie.

- Dlaczego nargle miałyby się tu pojawić – zapytała zakłopotana Luna, a następnie na jej twarzy zabłysło nagłe przekonanie. - Chyba, że zagnieździły się we włosach!

- Och, do jasnej cholery, Luna, NIC nie zagnieździło się na mojej głowie! - warknęła Ginny, ucinając rozmowę o jej nowym odkryciu. Westchnęła, patrząc wszędzie byle nie na łóżko i jego właścicielkę. Głos załamał jej się na moment. - Musi być coś nie tak z moim umysłem, mówiącym mi, że właśnie uprawiałam z tobą seks.

- Kontakty międzyludzkie są zupełnie normalną praktyką, Ginewro, - powiedziała do niej Luna tak, jakby tłumaczyła coś małemu dziecku.

- Nie, kiedy jesteś w związku małżeński z kimś innym! - wysyczała rudowłosa, podnosząc do góry rękę, żeby pokazać złotą obrączkę na palcu, jakby sądziła, że Harry mógłby ją usłyszeć. - I nie nazywaj mnie Ginewrą!
Luna podparła się na łokciach, wpatrując się w kochankę.

- Ginewro, czy kiedykolwiek brałaś pod rozwagę, że za dużo myślisz? - zapytała Luna, unosząc głowę. Rudowłosa odwróciwszy się spojrzała na nią ze zdumieniem.

- Co? - zapytała zdziwiona. - Za dużo myślę! Och, wow, zawsze zastanawiam się po co to robię! - odpowiedziała sarkastycznie, unosząc przy tym ręce w górę. Złotowłosa uśmiechnęła się przytakując, na co Ginny prawie warknęła z frustracją.

- Luna, czy ty nie możesz tego zrozumieć? – zapytała z rozpaczą. Wciąż leżąca na łóżku dziewczyna wyciągnęła ręce w kierunku sfrustrowanej koleżanki. Ginny przez kilka sekund wpatrywała się w nie bez słowa i w końcu je pochwyciła. Usiadła z powrotem na łóżku, upewniając się, że odległość między nią a Luną jest spora. Ginny mówiła powoli, umiarkowanym tonem, starając się tak bardzo, jak to tylko możliwe, by blondynka zrozumiała. - Jestem mężatką. Bezwzględnie zamężną. Małżeństwo oznacza odpowiedzialność, rozsądne zachowanie i robienie właściwych rzeczy… Próbuję powiedzieć, że kocham Harry'ego. Bardzo go kocham, rozumiesz? Nie jestem związana jedynie przysięgą małżeńską, kocham go i wiedziemy wspaniałe, przyzwoite życie. Cokolwiek się wydarzyło między nami, cokolwiek to jest, a właściwie było, to po prostu nie może...

Luna nie słuchała. Trzymała dłonie Ginny, gładząc je i pozwalając swoim własnym wędrować wzdłuż ramion rudowłosej. Dziewczyna jęknęła miękko, zaciskając jednocześnie powieki. Musiała zignorować to uczucie, powinna zignorować budzące się motylki w jej brzuchu ze względu na Harry'ego.

- Bezwzględnie zamężna, rozumiesz, prawda? I jestem szczęśliwa z Harrym. Mamy świetne pożycie seksualne, a ja nie potrzebuję dziwnego, lesbijskiego romansu w swoim życiu, ponieważ jestem szczęśliwa. Harry jest szczęśliwy, a mama jest taka zadowolona, i ja kocham i i… Co robisz?

Luna przyciągała Ginny bliżej, tak, że rudowłosa mogła poczuć zapach jej włosów i zobaczyć brązowe plamki w jej błękitnych oczach. Stawiała tylko nieznaczny opór.

- Proszę, nie pozwól bym znowu to czuła – powiedziała bez przekonania dziewczyna, zaabsorbowana przenikliwym spojrzeniem niebieskookiej. - Harry. On jest dobry, naprawdę bardzo dobry i nie potrzebuję ciebie, nie potrzebuję TEGO.

Luna spojrzała w oczy dziewczyny, a te jej, błękitne, syciły się widokiem błyszczących brązowych tęczówek. W końcu ją pocałowała, scałowując z jej ust słowa oraz wszystkie wątpliwości i lęki, doprowadzając do tego, by wszelkie wzniesione przez Ginny mury runęły.
Zapomniała o Harrym, o ich mieszkaniu, o oczekiwaniach matki i o pierścionku na swoim palcu. Opadły razem na prześcieradła, stając się jednością, opętane wspólnym pragnieniem.

Na krótki moment Luna przerwała pocałunek, szybko poszukując odpowiedzi w brązowych oczach.

- Ginny - zaczęła delikatnie.

- Och, zamknij się - przerwała rudowłosa i przyciągnęła ją ponownie blisko siebie.