Szósty rok nauki Lucjusza Malfoya niczym nie różnił się od poprzednich dwóch. Teraz jednak przerwę świąteczną miał spędzić nie w domu, ale u Blacków. Chociaż nie mieszkali oni w swojej głównej rezydencji, ta była na tyle duża, że wszyscy zmieścili się bez ścisku.

Czas do świąt był czasem wzajemnego poznawania się. Lucjusz wiedział, czego się od niego wymaga przez tą wizytę. W myślach śmiał się szyderczo z rodziców, bo i tak niemal od początku tego roku szkolnego zwracał uwagę na jedną z sióstr Black, Narcyzę. Bellatriks była już prawie zaręczona z Rudolfusem Lestrange, a Andromeda nie była w jego typie. Narcyza jednak nie wydawała się zachwycona jego zalotami w szkole — ciekawe, co zrobi teraz, kiedy jej rodzice aprobują ten związek.

Lucjusz schodził do salonu, zawiązując taśmę na włosach. Stanął w drzwiach i skrzyżował ręce na piersi, zaglądając do środka.

— Cyziu, daj się przekonać!

— Bello, nie! Nie mam zamiaru! To arogancki, przystojny drań! Z daleka widać, że niemal od razu wziąłby sobie kochankę!

— Ale pomyśl o rodzinie! Nazwisko Malfoyów! Cyziu!

Rozległ się głuchy odgłos uderzenia, jakby materiałem o materiał. Lucjusz, z uniesioną brwią wszedł do salonu; Narcyza, z kilkoma kosmykami uciekającymi jej z ciasnej kitki stała wzburzona. Szal, które zawsze nosiła na ramionach, tłumacząc, że jej zimno, trzymała w zaciśniętej pięści nad kanapą.

Stąd ten odgłos.

Obie siostry spojrzały na niego z wściekłością. Lucjusz zatrzymał się po przejściu trzech kroków, spuścił jedną brew i uniósł drugą.

— Przeszkadzam?

Bellatriks pierwsza się ożywiła.

— Ależ nie, Lucjuszu. Właśnie wychodziłam.

Zebrała się w sobie i naprawdę wyszła. Narcyza przewiesiła szal przez oparcie kanapy i poprawiła spódniczkę, siadając.

Lucjusz przeszedł przez pokój i usiadł tuż przy dziewczynie.

— Nie wziąłbym sobie kochanki, mając ciebie — powiedział otwarcie, patrząc na nią. Zrezygnował z udawania, że niczego nie słyszał.

Policzki Narcyzy lekko się zarumieniły, ale nie odwzajemniła spojrzenia.

— Nawet gdybym była zimna jak lód i sztywna jak kłoda?

— Nie ma takiej możliwości — odpowiedział rozbawiony, kładąc rękę za jej plecami na oparciu. — Twój gniew jest bardzo... namiętny. To zazwyczaj znaczy, że w innych dziedzinach życia też tak jest.

Chciała wstać i krzyknąć „Jak śmiesz!", ale zdążyła tylko nabrać powietrza, odwrócić głowę w jego stronę i otworzyć usta, kiedy Lucjusz wziął ją z zaskoczenia, całując. Wbrew sobie stwierdziła, że Malfoy był w tym świetny. Wbrew sobie złapała go za ramię. I już na pewno wbrew sobie zamknęła oczy.

— Lucjuszu, Narcyzo, jesteście tut... Och, ojejku.

Narcyza poczuła, jak usta chłopaka odsuwają się i jego twarz odwraca ku drzwiom. Podążyła tam wzrokiem również. We framudze stali jej matka i jego ojciec.

Nagle z całą mocą Narcyza poczuła, że siedzi na kolanach Malfoya (jak się tam znalazła?), a jego dłoń spoczywa na jej kolanie (jak się tam znalazła?). Zeskoczyła i zarumieniła się, ale Lucjusz tylko się uśmiechnął i usiadł prosto, uśmiechając się tak samo niedorzecznie, jak ci dorośli.

— Pomyśleliśmy, że pewnie chcielibyście wyjść z Andromedą, Bellą i Rudolfusem. W nocy spadł śnieg — powiedział pan Malfoy.

— Oczywiście, jeśli chcecie zostać... — dodała, tajemniczo nie kończąc, pani Black, po czym oboje wycofali się.

Lucjusz zwrócił się ku Narcyzie.

— Chcesz iść, czy wolisz zostać?

Dziewczyna odrzuciła blond włosy na plecy i wydęła usta. Myślała, że Lucjusz zaciągnie ją bez pytania o zgodę, a on tymczasem jedna...

— Pięknie wydymasz te swoje usta, naprawdę Narcyzo, i cudownie nimi całujesz.

Blackówna znowu poczuła róż na policzkach i popatrzyła na niego twardo. Lucjusz patrzył już w ogień na kominku, palcami przesuwając po jej szalu.

— Chyba lepiej by było, gdybyśmy porozmawiali — odpowiedziała w końcu, siadając naprzeciwko niego, na ławie, zakładając nogę na nogę.

Malfoy uśmiechnął się szarmancko w jej stronę.

— Porozmawiać? Słucham więc.

— Dlaczego? Nie udawaj, że nie wiesz, o co pytam.

Lucjusz oparł łokcie o kolana, pochylając się do przodu.

— Jesteś bardzo ładna i masz charakterek, a twój temperament jest znany w całym Slytherinie. Podobasz mi się.

Cóż, Narcyza nie spodziewała się tak otwartej deklaracji. Zmieniła nogę, uśmiechając się kącikiem ust, widząc oczy chłopaka podążające wzrokiem za jej ruchami.

— Malfoy, patrz mi na twarz.

— Mam na imię Lucjusz. Usiądź koło mnie, to nie będzie mnie kusiło, aby spoglądać w dół.

Zauważając niski stopień tej wymówki, usiadła z prychnięciem obok niego, w odległości przepisowych centymetrów. Malfoy zmniejszył tą odległość, przyciskając swoje (umięśnione — Narcyza nie przyznała się przed sobą, że to zauważyła) udo do jej nogi, rękę znowu kładąc za nią na oparciu. Siedział obrócony do niej bokiem. Blackówna utworzyła wokół siebie barierę, krzyżując ręce pod biustem. Przesiedzieli tak i porozmawiali spokojnie, aż po dwóch godzinach dołączyli do nich dorośli.

Rodziny były zadowolone. Lucjusz wyraźnie starał się o dziewczynę, a jej opór słabł w miarę spędzania z nim czasu i poznawaniu go. Siedziała w bardziej otwartej pozie, bawiąc się mankietem jego koszuli, podczas gdy chłopak zawijał na palec jej włosy.

W święta Narcyza została obdarowana złotym naszyjnikiem, a Lucjusz dostał spinkę do szaty, również złotą. W szkole nosił ją pod odznaką prefekta, będąc już oficjalnie chłopakiem Blackówny.