"Big Cyndi was totally in orange. An orange sweatshirt. Orange parachute pants like something stolen from MC Hammer'a 1989 closet. Dyed orange hair. Orange fingernail polish. Orange — don't ask how — skin. She looked like a mutant teenage carrot."

~ Harlan Coben "The Final Detail"


Zarya zamrugała oczami, patrząc na swoją siostrę dziwnie.

- Nie wiedziałam, że lubisz pomarańczowy – stwierdziła, trzęsąc głową i podchodząc do stoiska z jedzeniem w parku, kiedy Ziva posłała jej szeroki uśmiech, wylegując się na kocu blisko jeziorka.

- Bo nie lubię – odparła, na co dziewczyna zamrugała zirytowana, wracając z hot-dog'iem w dłoni – Wiesz…Ratchet już by ci głowę odciął – stwierdziła.

Blondynka wzruszyła oczami.

- Czego Ratchet nie może zobaczyć, to go nie zaboli – odparła prosto, opierając się o drzewo i wzdychając.

Ziva po chwili opadła znowu na miękkie nakrycie z ramionami pod swoją głową i spojrzała w górę, podziwiając okropnie niebieskie niebo. W końcu zaczęła nucić jakąś piosenkę, której Zarya nie znała.

Słońce było ukryte za chmurami, wokoło nich roznosił się śmiech dzieci i w końcu blondynka nie wytrzymała.

- To, po co się ubrałaś na pomarańczowo? – spytała.

Ziva jedynie uśmiechnęła się tajemniczo.

- Bo w świecie trzeba się wyróżniać, Sunshine.

Zarya zmrużyła oczy.

- Dlaczego pomarańczowy?

Tamta wydawała się wzruszyć ramionami.

- Bo rudy się nie dostał?

Gdyby Zarya miała siłę, już dawno udusiłaby ją gołymi rękoma. Na razie, westchnęła zirytowana, wstając po kolejnego loda.

Ziva…była po prostu inna.