Nic odkrywczego, jak sądzę, ale przeczytałam jedno zdanie w pewnym fanfiku i narodził się pomysł na poniższe (tzn. fanfik przeczytałam cały, ale pomysł wziął się z jednego zdania, a właściwie jego fragmentu). Treścią poniższe drabble jest osadzone tylko i wyłącznie w filmach, ponieważ żadnych komiksów z Avengerami nie czytałam, więc nie pisuję do nich tekstów. To po prostu jedna z możliwych dla mnie interpretacji tego, jak mogło wyglądać dzieciństwo Tony'ego Starka, przynajmniej w tym jednym aspekcie.
Nawiedzony dom
Odkąd sięga pamięcią, w jego domu straszy, ale rodzice zdają się tym nie przejmować. Mama ignoruje ducha z wystudiowanym spokojem, nawet kiedy staje z nim twarzą w twarz. Tato wręcz przeciwnie: przywołuje go, zmusza syna do konfrontacji z upiorem i oczekuje po tych spotkaniach pozytywnych rezultatów.
Leżąc już w łóżku, chłopiec wskazuje ręką pod siebie i prosi:
- Możesz sprawdzić?
- Chcesz się upewnić, że nie ma tam potworów?
- Nie potworów. Potwory nie istnieją. Ale... - Nerwowo zwilża wargi językiem. - Może on się tam schował.
- On?
- Kapitan Ameryka - wyjaśnia Tony szeptem.
Jarvis nie ma zaskoczonej miny, kiedy schyla się, żeby zajrzeć pod łóżko.
