Widziałam całkiem sporo fanfików, w których Kakashi cofa się w czasie i kilka z Obito, ale nigdy z trzecią częścią ich drużyny. Jeśli coś takiego znacie, napiszcie, chętnie przeczytam.
Moja Rin nie jest miękką kluską. Jest silna i im dalej w las, tym bardziej. A poza wszystkim czy to nie dziwne, że Sanbi hasa po świecie, podczas gdy ona umarła? Obito go raczej nie wyciągnął, prawda? Czyli że ta teoria, według której wtedy, kiedy nosiciel umiera, to bestia razem z nim, jest bujdą na resorach?
„Naruto" nie należy do mnie. Ja tak nie rysuję.
Życie nie przeleciało jej przed oczami. Czuła przeraźliwy ból w klatce piersiowej, rozchodzący się na wszystkie strony. I tak jak się zaczął, nagle ustał. Leżała na czymś miękkim, co nie było trawą. Otworzyła oczy, które nie wiedziała, kiedy zamknęła i zobaczyła, że znajduje się nie na ścieżce prowadzącej do Konohy, ale we własnym łóżku.
Poświęciła chwilę na zastanowienie się, czy ktoś uwięził ją w genjutsu, ale jak miałby to zrobić z osobą martwą, nie miała pojęcia. A przebicie Chidori przez pierś na wylot zaliczało się do przeżyć śmiertelnych w skutkach. Rin nigdy nie poznała Hidana. Ani Kakuzu. Miała więc prawo zakładać takie rzeczy.
Najwyraźniej żyła i w dodatku nie była w szpitalu. Co nie miałoby sensu, chyba że w kostnicy, ponieważ jak już zostało ustalone, przebicia Chidori w miejscu, w którym tego doświadczyła, się nie przeżywało. Szybkie włożenie dłoni pomiędzy guziki piżamy ujawniło, że nie ma na piersi nawet blizny. O wielkiej, ziejącej dziurze nie mówiąc.
Może tak wyglądały zaświaty? Jak pokój, w którym mieszkało się przez wszystkie lata życia.
Jakoś wątpiła. Istniała oczywiście możliwość, że się nie znała, ale zawsze sądziła, że będzie tu więcej chmur albo kotłów z gorącą smołą. Skrzydła i rogi. I czerwony ogon. Każdemu wedle potrzeb?
Może była staroświecka. Ale na jej rozum to nie wyglądało w żadnym wypadku jak świat pozagrobowy.
Jaki mógł być dzień? Nie była z tych, co trzymali na ścianie kalendarze, w których odhaczali kolejne dni. Ale wkrótce miała się tego dowiedzieć. Do pokoju wdzierało się zza rolet światło słoneczne.
Spojrzała na zegar. Jeśli to rzeczywiście był jej dom, a nie jakiś okrutny żart, jej rodzice powinni niedługo wstać.
Weszła do kuchni. Oboje byli w domu, chūnini Konohy, więc to się rzadko zdarzało. Nie miała czasu się tym cieszyć. Przebicie Chidori wpływało tak na priorytety.
– Jaki dzisiaj mamy dzień?
– Ładny – odpowiedział ojciec złośliwie.
W tym samym czasie matka odparła:
– Dwunasty marca.
Dwa tygodnie do misji zniszczenia mostu… Kannabi, o ile się nie myliła. Prawda czy rodzaj jakiegoś przedśmiertnego złudzenia, zamierzała to wykorzystać.
