Od autorki: Tak, mój angielski kuleje, ale chyba da się mniej więcej zrozumieć co i jak :) Prawa i część postaci należą do J. K. Rowling. Proszę o niekopiowanie tego opowiadania bez mojej zgody.

- Dyrektorze! Panie dyrektorze!- krzyczała zdyszana Kornelia Nowacka, biegnąc z piwnicy po schodach na parter do gabinetu swojego przełożonego. Gwałtownie otworzyła drzwi i o mało nie potknęła się o własne nogi, gdy przekraczała próg gabinetu. Na szczęście uniknęła niechybnego losu, a pomogła jej w tym ręka wciąż spoczywająca na klamce - Anastazy!

Profesor Dyktandor wstał gwałtownie, poprawiając czerwone szelki zaczepione o spodnie od najlepszego garnituru jaki posiadał. Mocno zdziwiony obserwował jak profesor Nowacka dysząc niemiłosiernie, z bladą twarzą próbuje z marnym skutkiem coś mu przekazać.

- Kornelio, mówże po ludzku! - przerwał jej, zniecierpliwiony. - O co chodzi, na słodkowodną makrelę?!

- Ministerstwo Magii... Z Londynu... Korea... - powiedziała ostatkiem sił. W następnej chwili leżała na ziemi.

- Eee... Bardzo mi... nam miło, mogąc was tu powitać, wasza wyso... - spojrzał pytająco na bibliotekarkę Przedjutrzną. Kobieta pokręciła z rozpaczą głową. - Znaczy... Ministrze.

- Percy? What is he saying? - Knot z konsternacją spojrzał na swoją prawą rękę. Wspomniany Percy szepnął coś mu do ucha, a potem wymienił spojrzenia ze stojąca obok kobietą ubraną na różowo od stóp do głów. Tak, nawet na twarzy miała różową woalkę. Dyktandor przez chwilę zastanawiał się czy owa kobieta wie jak ponętnie wygląda w tej obcisłej, różowej sukience, lecz po chwili odzyskał świadomość, w czym pomogła mu wciąż biała niczym kreda profesor Nowacka i jej kuksaniec w bok.

- Powiedzże coś! - syknęła kątem ust do wpatrzonego w Różową Kobietę Anastazego. Nerwowy uśmieszek, który miał udawać, że wszystko w porządku chyba nie zdał egzaminu. Minister wyglądał na jeszcze bardziej zdziwionego.

Dyktandor chrząknął:

- Wasza wyso... Znaczy, panie mistrze szanowny. Witamy w skromnych progach naszego Gimnazjum Magicznego im. Różdżki Drewnianej.

- Ja no speaking ruski - zaczął migać (a raczej próbować migać) otępiały Korneliusz Knot.

- On chyba myśli, że jest w jakiejś rosyjskiej placówce... - odkryła z przerażeniem bibliotekarka Przedjutrzna.

- Jeżeli zna rosyjski to ja coś tam powiem... - zadeklarował nieśmiało woźny Detergenty, wychodząc z cienia. Dyktandor kątem oka spostrzegł, że Alojzy najwyraźniej ostatniego tygodnia zgubił swoją brzytwę - przywodził na myśl półtorametrową figurę składającą się z 99,9% procent z siwych włosów.

- Ale on mówi, że nie mówi po rusku... - zakłopotała się Nowacka.

- Oh! Cornelius! I don't know what to say! - wymachiwała rękami Kobieta w Różu, ewidentnie zbulwersowana. - They're behaving like a bubbling, bambling band of baboons!

- Dolores, honey, admit it. You've got it from Minerva - mruknął znudzony Knot, zezując na KwR.

- I'm afraid I don't know what are you talking about - wściekłą Kobieta w Różu zerwała woalkę, rzuciła na podłogę i zaczęła po niej skakać.

Jaka ona jest słodka..." pomyślał Dyktandor.

Jaka ona jest dziwna..." pomyślała Nowacka.

- Moi drodzy, oni najwyraźniej mają tam taki zwyczaj - uznał Anastazy, z niechęcią odwracając wzrok od Kobiety w Różu, by zaszczycić uwagą swoich podopiecznych - Barbaro, mamy jeszcze te takie śmieszne różowe serwetki, które haftowałaś? - zwrócił się do Przedjutrznej.

- A pewnie! - ucieszyła się bibliotekarka. - Całą masę! Accio!

Korneliusz do tej pory pogrążony w rozmowie ze swoimi towarzyszami, urwał w pół słowa na dźwięk znanego czaru. Co prawda powiedzianego z dziwnym akcentem, ale zawsze.

- Oh! Yes! Yes! Accio! - ożywił się, odwracając głowę w kierunku dyrekcji Gimnazjum Magicznego. - Exactly!

- Chyba lubi moje serwetki! - pisnęła radośnie Przedjutrzna. - To mój szczęśliwy dzień! Pierwszy kupiec i od razu nie byle jaki! - zatarła ręce.

Zaskoczony Minister wraz z Kobietą w Różu i jakimś Percym powtórzyli wesołe piśnięcie i potarcie dłoni. W tym momencie z pewnej szuflady w pewnym biurku z biblioteki przyfrunęły tabunem wprost do ręki Barbary P. jej hafty. Zapełniły one pół sali od podłogi do sufitu (uniosły na sobie Kobietę w Różu wprost pod górną ścianę, gdzie zaczęła krzyczeć i wymachiwać krótkimi, tłustymi nóżkami). Dyktandor, Nowacka, Przedjutrzna i zarośnięty Detergenty po założeniu i zdjęciu kilku sztuk z twarzy, zaczęli po nich skakać. Patrząc na te zdarzenia pióro Percy'ego nie wyrobiło nagłego zakrętu na notatniku i zgubiło złotą końcówkę. Knot zagryzł wargi.

- ATTENTION, FOR MERLIN'S SAKE! Where are we?! You! Who are you?! - parsknął, celując groźnie różdżką w Anastazego, Nowacką i Przedjutrzną.- And you... - tu zawahał się, gdy wskazał na Detergentego - what are you?! - dokończył z

- O czym on mówi? - zdumiał się Dyktandor.

- Chyba wyzywa nas na pojedynek... - zgadywała Przedjutrzna.

- Nie, nas oszczędzi. Alojzego wyzywa - ustaliła Nowacka.

- Mnie? - zgroza powiała w głosie woźnego. - Nie czarowałem od siódmego roku życia! Cała rodzina się tym szczyciła! U nas to rodzinne! Każdy kto po ukończeniu siedmiu lat rzuci czar zostaje wydziedziczony i pozbawiony szans na wygraną w loterii!

Dyktandor podrapał się po nosie.

Koniec rozdziału I.