Chapter pierwszy xD ^*^ ~ͺ*
Moje sny, od zawsze były dziwne. Jak nie jakaś postać z Anime, tańcząca "Makarenę", to innym razem mam cztery nogi, kopyta i patatajam jak koń... Tej nocy żaden Armstrong* nie tańczył, a ja również nie galopowałam po polach.
Śniły mi się dziwne znaki. Najróżniejszych kształtów, lecz wszystkie posiadały ten sam kolor- czarny, smolisty. Zazwyczaj budziłam się rano... na biurku u mnie w pokoju, z kawałkiem węgla do rysowania w dłoni masą kartek wokół. Kartki były zapełnione tymi samymi znakami, co widziałam we śnie. Ponadto, narysowałam je sobie na rękach. Niezmywalnym markerem. NIEZMYWALNYM. Do tego detale były takie... no... szczegółowe, jakbym rysowała je na jawie, nie podczas snu. Wiele razy próbowałam je zmyć, ale na darmo i musiałam nosić długie rękawy. Nie, że tatuaże mi się nie podobały, były na prawdę śliczne, ale stwierdziłam, że to trochę dziwne bym ja, szara myszka, najmniej popularna osoba na świecie, obiekt wielu kpin i wyzwisk, nagle zrobiła sobie dużo, ale to bardzo dużo, tatuaży na rękach, no bez przesady, nie?
Lecz mój sekret pewnego razu się wydał. A z jakiego to powodu? No wychowanie fizyczne, proszę państwa, a jak... Jako, że wszyscy na w-fie(wiem, że źle to napisałam, ale co tam) musimy nosić krótkie rękawki i spodeneczki, które ledwo zasłaniają tyłek, oraz głupie, sztywne adidasy, to musiałam pokazać światu moje tatuaże... Spodziewałam się bardziej zdziwienia i oburzenia, a zamiast tego wszystkie dziewczyny zaczęły ćwiergotać do mnie:
-Skąd je masz?! Są przepiękne!
-Kto ci je namalował?! Musi mieć wielki talent!
-To jest zrobione henną, czy to taki na zawsze?!
A moja odpowiedź:
-Sama je namalowałam, niezmywalnym markerem.
Krótko, zwieźle i na temat. A co się będę...
I tyle im wystarczy. Głupie arogantki... Od dzisiaj już chyba mogę nosić krótsze rękawy do szkoły, tak? Super! Prawie się ugotowałam w tych golfach...
Zaciesz na widok moich tatuaży zniknął równie szybko, jak się pojawił.
No bo rzeczywiście są bardzo ładne, ale coś nie daje mi spokoju. Dlaczego rysowałam je w nocy do tego ŚPIĄC? Racja, miewałam już odpały lunatykowania, ale zatrzymały się one kiedy miałam 9 lat. Całe siedem lat temu. Coś tu nie gra...
No dobra, tatuaże tatuażami, A TU PIŁKA LECI W MOJĄ STRONĘ!
-Lisa! ODBIJ!
Odbij, odbij, jakby to było takie łatwe! SAMA SE TU KURDE PRZYJDŹ I ODBIJ, DO CHOLERY JASNEJ!
-Dolnym!
No wiem przecież! Ułożyłam ręce do dolnego i czekałam, aż piłka walnie mnie prosto w twarz... Zaraz... Zaraz przyleci... Moment... Jeszcze chwila... NO GDZIE JESTEŚ, MAŁO WSTRĘTNO-
-Bardzo dobrze! Gramy dalej!
Chwila... COOO? Odbiłam piłkę? Ja odbiłam piłkę? JA? Coś tu ewidentnie nie jest dobrze...
Po w-fie napotkałam na grupę byków szkolnych... Idioci, którzy całe swoje życie spędzają w arkadzie z grami, albo lombardzie, wymuszając kasę od dziesięciolatków... Tja, a myślałam, że to ja mam głupie życie...
Najwyższy z nich podsunął się bliżej, z dziwnym, szyderczym uśmieszkiem na głupiej mordzie.
-To co, Lisku? Co nam dzisiaj przyniosłaś?
-Weź się odpiernicz, zanim ci przypierdolę.
No dobra, coś tu DEFINITYWNIE nie jest dobrze! Najpierw ta piłka, a teraz ja pyskująca do największego byka szkolnego! Normalnie, to dałabym im kasę i poszła do domu, a teraz?!
-Ktoś tu nie w humorze, co? Słuchaj, możemy zrobić tak jak zawsze, dasz nam chajs, pójdziesz do domu, zapomnisz o całej sprawie, co?
-Oczywiście, że ci dam.
-Widzisz, jakie to było proste? Teraz pokaż ile-
-KOPA W MORDĘ CI DAM, BEZMÓZGA SZMATO!
W jednej sekundzie moja noga, opancerzona w ciężki glan, pofrunęła do góry i skolidiowała ze szczęką idioty. Ten jęknął głośno i odrzucony do tyłu, od mojej potęgi uderzył w ławkę i złamał ją. Kiedy później spojrzał na mnie, w jego oczach twił nieskrywany strach, a z kącika jego ust, ciekła krew.
-Jeśli jeszcze raz... usłyszę, że podrabiasz innym pieniądze... to nie skończy się tak wesoło, rozumiesz?! Czy wszyscy rozumieją?!
Inni zaczęli potakiwać, z obawy, że mogę ich urządzić tak samo. Strzeliłam jeszcze jedno spojrzenie śmierci i z gracją odeszłam do swojego domu.
Lecz nigdy do niego nie trafiłam.
Na mojej drodze ktoś stanął. Był wysoki, ubrany całkiem na czarno, a kaptur zasłaniał mu twarz.
-Kim jesteś? Czego chcesz?!
Odrzucił kaptur z głowy i ujrzałam piękne, jasne oczy, koloru złotego. Włosy jego były blond i miały lekki miodowy odcień. Tak szczerze mówiąc... on jest całkiem przystojny... Wydawał mi się bardzo znajomy...
-Nazywam się Jace Weyland.
-COO?! Niemożliwe! Przecież ty nie istniejesz!
-Ranisz moje uczucia, panno Liso.
-Przepraszam! Ja nie-chwila, ty znasz moje imię?!
-Oczywiście, że znam. Obserwowałem cię dzisiaj cały dzień, także twoje imię nie umknęło mojej uwadze. Teraz, chodź ze mną. Musimy stąd spadać.
-Huh? Gdzie?
Jace tylko zachichotał i chwycił mnie za ramię. Poczułam, jak cała moja twarz robi się czerwona. Gdzie on mnie prowadzi? Co on tu robi? Czy to się dzieje na prawdę, czy to znowu jeden z moich idiotycznych snów?!
C. D. N.
Jeżeli chcecie więcej rozdziałów, wystarczy poprosić ;*
* Alex Louis Armstrong- Najdziwniejszy charakter w Anime FullMetal Alchemist (które gorąco polecam ^*^) Nazywany również 'Silnorękim Alchemikiem'
