Prolog
Siedziała przed nim pewna siebie kobieta, wyprostowana, z włosami związanymi w zwykły kucyk, z którego kosmyki spływały jej po karku, a jeden niesforny schowała za ucho. Ręce skrzyżowała na piersi, przez co odblaskowy materiał bluzki lekko się zgniótł. Bacznie przyglądała się mężczyźnie przenikliwymi, czekoladowymi oczami wyrażającymi pustkę. Z jej twarzy mógł jedynie wyczytać nieobecność i znużenie trudami życia. Czy ona zdaje sobie sprawę, że jest jedyną, która zaszła tak wysoko w świecie mężczyzn, w którym rządzą zwierzęce prawa?
Odchrząknął i poprawił się na metalowym krześle, które nagle stało się niewygodne. Kobieta nadal spoglądała obojętnym wzrokiem, choć mógł dostrzec w jej kącikach ust lekkie uniesienie sugerujące nikły uśmiech. Odetchnął i chwycił dyktafon – mały, czarny przedmiot z niewielkim wyświetlaczem – i wcisnął czerwony przycisk nagrywania.
Wtedy coś się zmieniło. Jej oczy drgnęły i powędrowały w stronę dyktafonu, po czym usłyszał tak dobrze znany głos. Głos, którego oczekiwał, choć musiał włożyć w to wiele pracy:
- Żadnego nagrywania – odparła melodyjnym, tajemniczym i surowym tonem, wypranym ze wszystkich emocji.
Mężczyzna spojrzał na nią ukradkiem i kiwnął głową, następnie schował przedmiot w kieszeni marynarki przewieszonej przez poręcz krzesła, lekko poluzował krawat i wyjął swój dziennikarski notes wraz z metalowym piórem, które dostał w pierwszym dniu pracy w Daily. Zaakceptował wolę kobiety, ponieważ bardzo zależało mu na rozmowie z nią. Otworzył zeszyt na pierwszej, czystej stronie i zapisał drobnymi literami tytuł artykułu. Część informacji zgromadził już wcześniej, lecz to nie to samo, co usłyszeć wszystkie fakty od samej oskarżonej.
- Opowie mi pani swoją historię? – zaczął, przerywając pisanie i spoglądając na pannę Swan. – Jak to się wszystko zaczęło?
Zmrużyła oczy i przesunęła się na krześle, przez co znalazła się blisko jego twarzy. Ręce ułożyła na blacie, a jej przenikliwy wzrok wbijał się w mężczyznę niczym igły. Nie wiedział, o czym mogła myśleć, możliwe, że analizowała to, co miała powiedzieć. Ta kobieta ostrożnie dobierała słowa i wspominała tylko o faktach nieistotnych. Wielu dziennikarzy przed nim próbowało z nią rozmawiać. Rzucali ją od razu na głęboką wodę i bombardowali pytaniami. On zrobił inaczej. Był pewny, że musi wzbudzić jej zaufanie choć odrobinę. Sądził, że mu się to udało.
- Fuga ex mundo – odparła spokojnym głosem.
Spojrzał na nią niepewnie. Co chciała przekazać? Wiedział doskonale, co oznacza ten termin, ale on nie pasuje do kobiety, która zmieniła hierarchię w południowym świecie. Pokazała, że nie tylko mężczyźni mogą rządzić i że teraźniejszość nie różni się wiele od przeszłości.
- Opowiem panu historię mojego życia. Nie jest tak ciekawa, jak wszyscy sądzą . – Cofnęła się i oparła o metalowe krzesło.
Serce zabiło szybciej dziennikarzowi na wieść o tym, iż dostanie informacje z pierwszej ręki. Rzucił kątem oka na drzwi wyjściowe, przy których oczekiwał strażnik. Wcześniej poprosił o spotkanie sam na sam, przez co musiał uruchomić swoje kontakty i podpisywać ogromną ilość papierów. Ochroniarz bacznie przyglądał się tej dwójce, lecz nie mógł niczego usłyszeć. Dziennikarz potrząsnął głową, żeby odegnać myśli o trudach dotarcia do tej kobiety. Ponownie zwrócił się do rozmówczyni, która bacznie go obserwowała i stwierdził fakt:
- Uważam, że jest pani w błędzie.
Rozdział 1
- Isabello, ruszaj się! – krzyknęła zniecierpliwiona opiekunka, tupiąc groźnie nogami i uderzając w drewnianą poręcz schodów długimi czerwonymi paznokciami. Wyglądała jak jedna z macoch w bajce z dzieciństwa, którą kiedyś czytał nam ksiądz, gdy odwiedził nas w święta. Kobieta wyglądała groźnie, w okularach w rogowych oprawkach i włosach zawsze mocno spiętych i przylizanych oraz z grymasem na twarzy. Żadne z dzieci za nią nie przepadało, ponieważ na pierwszy rzut oka wydawała się oschła i lodowata, bez serca. Jednak po bliższym poznaniu można było wysunąć wniosek, że potrafi zrozumieć i wysłuchać, lecz dyscyplinę stawiała na pierwszym miejscu. Może to wina tego, iż była w wojsku przez tyle lat? W młodości została rekrutem i spędziła kilkanaście lat jako mundurowa. Niejedna kobieta nie wytrzymałaby presji i życia przystosowanego jedynie dla mężczyzn. Wzdrygnęłam się na samo wspomnienie opiekunki w mundurze i poszłam w stronę kuchni, mijając nadal tupiącą kobietę.
Zawsze po kolacji jedna osoba musiała zmywać po wszystkich naczynia. Tym razem wypadło na mnie. Stos brudnych talerzy i garnków piętrzył się przed oczami i nie malał, pomimo tego że czyściłam je już dobre kilkanaście minut. Dosłownie padałam ze zmęczenia po owocnym dniu „Wielkiego sprzątania". Nie znosiłam tych czynności, ale lepsze to niż mycie podłóg w całym sierocińcu. Wiadomo, że każdy unika tego zajęcia, choć grafiki zawsze konstruowano w taki sposób, aby to zajęcie każdy dzieciak wykonywał raz w miesiącu.
Jako jedna z tych gorszych miałam utrudnione zadanie. Nikt nie liczył się z moją opinią bądź sugestią w żadnej sprawie, byłam po prostu wyśmiewana. Wyglądem przypominałam szarą myszkę i tak się czułam. Miałam długie, ciemnobrązowe włosy, zawsze spięte w ciasny kucyk, jasną wręcz bladą cerę i jedyne, co podobało mi się w sobie, to oczy koloru ciemnej czekolady. Nie dbałam o siebie jak niektóre dziewczyny, ponieważ nie miałam takiego powodu. Niestety, wszyscy wykorzystywali fakt, że byłam nieśmiała. W moim grafiku sprzątanie wypadało tylko kilka godzin w tygodniu, lecz poza nim – obejmowało cały wolny czas przeznaczony na gry, zabawy i naukę, którą tak uwielbiałam. Przede wszystkim kochałam matematykę, liczby traktowałam jak dobrych znajomych i wszystko kalkulowałam w głowie. Nie jestem pewna, po kim odziedziczyłam talent do zapamiętywania, ale na pewno nie po matce alkoholiczce, która nawet nie potrafiła się mną zająć, tylko wolała sprzedawać swoje ciało za śmieszną ilość pieniędzy, aby następnie wydać całe oszczędności na tanie alkohole. Odpędziłam od siebie myśli o wyrodnej rodzicielce i przejściach z nią, by zająć się naczyniami.
Po godzinie uporałam się ze zmywaniem. Gdy gasiłam światło w kuchni, zauważyłam starszą koleżankę, która schodziła schodami do piwnicy. To trochę dziwne. O tej porze był zakaz jakichkolwiek spacerów, a tym bardziej w tak ponure miejsce. Miałam wrócić do pokoju, ale ciekawość zwyciężyła i ruszyłam w ślad za nią. Stąpałam cicho po starych deskach, wiedząc dokładnie, które skrzypią, a które są stabilne. Dziewczyna chyba się zagapiła, ponieważ zostawiła niedomknięte duże, mahoniowe drzwi z klamką w kształcie ryczącego lwa. To miejsce zawsze mnie przerażało. Powoli, nie robiąc hałasu, zaczęłam schodzić schodami w dół. Krok po kroku coraz niżej. Pomieszczenie było zaniedbane, zagracone, pełno w nim kurzu i niepotrzebnych, starych rzeczy. Wszystko to, co nie nadawało się do użytku, było zanoszone na dół. Zauważyłam światło wydostające się z kolejnego pokoju. Podeszłam cicho do przymkniętych drzwi i przystawiłam ucho, aby coś podsłuchać. Ktoś się śmiał, z kolei inna osoba szeptała. Ukucnęłam, kolana wydały z siebie ciche strzały, na co zawarczałam. Nienawidziłam tego. Pochyliłam się, żeby znaleźć się na wysokości dziurki od klucza i dojrzałam z tej pozycji, że dziewczyna nie jest sama. Razem z nią stał nieznany mi chłopak. Wysoki, umięśniony, o miłym uśmiechu okalającym twarz i ciepłych, ale przenikliwych i błękitnych oczach, z kolei jego policzki zdawały się zapadnięte. Zrobił na mnie wrażenie, wyglądał na dziewiętnastolatka, ale jednocześnie miał wyraźne rysy twarzy niczym dorosły mężczyzna.
Podczas gdy on liczył pieniądze, dziewczyna zapalała papierosa. Przyglądałam się temu jak oczarowana i po chwili spostrzegłam, że to nie był zwykły tytoń. Papieros, zazwyczaj prosto zwinięty, tym razem został niezdarnie zakręcony. Wiele razy widziałam coś takiego i potrafiłam sprecyzować, czym to jest. Gdy miałam trzynaście lat, dzieciaki z mojej dzielnicy zachwycały się tak zwanymi jointami z haszyszem. Nigdy nie miałam okazji tego spróbować, lecz inni mówili, że po niej człowiek zapomina o problemach, trudach życia i rzeczywistości, wstępuje w krainę szczęśliwości i powraca do niej za każdym razem, gdy sięgnie po ten wspaniały lek.
Dziewczyna zaciągnęła się zwiniętym papierosem i wydmuchała dym, rozkoszując się nim. Powtórzyła czynność kilkanaście razy, a ja nadal patrzyłam jak oniemiała. Wypaliła prawie wszystko, a jej wzrok stał się zamglony i rozmarzony. Śmiała się, na co mężczyzna musiał ją uciszać. Po jakimś czasie wstała i zaczęła kierować się do wyjścia, przy których kucałam. Nogi mi zdrętwiały i nie miałam siły wstać. Spanikowałam. Wiedziałam, że jak będę szybko uciekać, narobię większego hałasu, dlatego rozejrzałam się rozpaczliwie dookoła, rozpoznając coś więcej, niż same kształty starych rzeczy, ponieważ wzrok przyzwyczaił mi się do ciemności i czmychnęłam w stronę starego pieca, ukrywając się obok wystających cegieł. Przywarłam do ściany i nasłuchiwałam. Nabierałam haustami powietrze, a serce waliło jak szalone. Oby tylko nikt mnie nie usłyszał, modliłam się w duchu. Kiedy drzwi się otworzyły, zamarłam. Dziewczyna chwiejnym krokiem, nadal uśmiechając się głupkowato, poszła w stronę schodów. Usłyszałam ciche skrzypnięcie sugerujące, że znalazła się na pierwszym schodku, więc odetchnęłam z ulgą. Teraz tylko czekałam, aż nieznajomy opuści pomieszczenie. Nadal kucałam skulona i wreszcie go zauważyłam. Zarys postaci ukazał się, więc wbiłam plecy w ścianę. Czułam zimno od betonu pod stopami i od muru, jednak najważniejszym stało się to, aby mężczyzna mnie nie dostrzegł. Wszystko szło po mojej myśli, właśnie przechodził, sądziłam, że jestem bezpieczna. Przyjrzałam się jego posturze. Nie wyglądał na kogoś, kto palił bądź brał jakieś świństwo. Zachowywał się normalnie, szedł krok za krokiem, nie śmiał się. Przypomina tygrysa, pomyślałam. Z tą postawą i dorosłością nadal mnie przerażał. Nagle przystanął i rozejrzał się po piwnicy. Zamarłam, bardziej przywarłam plecami do ściany i zacisnęłam ręce wokół skulonych nóg. Gwałtownie skręcił w stronę pieca i na oślep wystawił ręce. Przeraziłam się, ponieważ celowały… we mnie. Warknął i podniósł mnie za bluzkę, nie patrząc, że to sprawia ból. Miał ogromną siłę, której nie mogłam sprostać.
- To boli! – jęknęłam, próbując się wyrwać ze szponów nieznajomego.
On jednak nie zareagował, po prostu wciągnął mnie bezceremonialnie do pokoju, w którym przesiadywał wcześniej z dziewczyną i rzucił mną na podłogę. Na szczęście wylądowałam na zwiniętych szmatach, uderzając głową w stołek, który znajdował się niedaleko. Czułam, jak robi mi się ciemno przed oczami, lecz zmusiłam się całą sobą, aby nie zemdleć.
Już raz sobie dałam radę. Teraz też się uda, przypomniałam sobie i w tym samym momencie nawiedziły mnie myśli z mieszkania u matki. Chłopcy z dzielnicy. Alkohol. Ciemny zaułek. Rozdarta koszula. Podwinięta spódnica. Krzyk. Ból… Wszystkie obrazy przedostawały się z zakamarków pamięci, które próbowałam wymazać, pragnęłam zamknąć tamten rozdział, lecz nie potrafiłam. Łzy zaczęły napływać do oczu na wieść o tym, że to wszystko może się powtórzyć. Znalazłam się sam na sam z nieznajomym. Zanim odcięłam się od myśli i ciemność ustąpiła, mężczyzna rozsiadł się wygodnie w starym fotelu, obitym materiałem w dziwne magnackie wzory z herbem jakiejś rodziny królewskiej. Skrzyżował ręce na potężnej klatce piersiowej i spoglądał na mnie groźnym wzrokiem. To wystarczyło, żebym przypomniała sobie o ucieczce. Wstałam przestraszona i zignorowałam wirowanie przed oczami, chciałam się stąd jedynie wydostać. Odwróciłam się w stronę drzwi i właśnie stawiałam pierwszy krok, gdy ktoś złapał mnie mocno w talii i znów rzucił w to samo miejsce.
- Zostaw mnie! – wrzasnęłam, choć głos drżał i zdradził, że jestem przerażona.
- Zamknij się, bo cię usłyszą. – Nie musiał krzyczeć, jego niski baryton rozniósł się echem po pomieszczeniu, a władczy ton głosu sugerował, że każdy mu ulegał, więc i ja powinnam, ale jestem Isabellą i mam prawo do robienia tego, na co mam ochotę.
- Niech słyszą! Co tu robisz? Kto cię wpuścił? – zapytałam piskliwym głosem, kiedy nieznajomy taksował mnie spojrzeniem. Szybko rozejrzałam się po pokoju, aby znaleźć coś ostrego i unieruchomić mężczyznę.
- Twoje koleżanki – odparł, jakby to było oczywiste. – Przychodzę tu od miesiąca. Nie wiedziałaś? – zapytał, uśmiechając się ironicznie.
Zagryzłam dolną wargę, aż poczułam metaliczny i słony smak w ustach. Krew.
- Nie interesuje mnie to – wycedziłam, odzyskując panowanie nad własnym ciałem i umysłem. – A teraz daj mi spokój, chcę stąd wyjść.
Widać było, iż rozważa propozycję. Zmarszczył czoło i spoglądał badawczo. Przeszył mnie dreszcz, który nie miał związku z niską temperaturą w pomieszczeniu.
- Pod jednym warunkiem – powiedział i oparł się wygodnie w fotelu.
- Jakim? – Oczy rozszerzyły mi się na myśl o najgorszym, powtórce z dzieciństwa, lecz zdziwiłam się jego odpowiedzią.
- Nikomu, słyszysz? Nikomu nie powiesz o tym, co tu zobaczyłaś, jasne? – warknął niespodziewanie, a źrenice rozszerzyły mu się i pociemniały.
Tylko tyle? Nic więcej?
- A co zrobisz, gdy cię nie posłucham? – Wiedziałam, że igram z ogniem, ale zdążyłam zauważyć, że nieznajomy nie chce mnie ani zabić, ani zgwałcić. Mężczyzna oparł się w fotelu i przemyślał, co powinien odpowiedzieć.
- Co zrobię? – Grał na czas, a ja zaczęłam się trząść, nie będąc już przekonaną, czy aby na pewno dobrze go oceniłam. – Zastanówmy się. Jesteśmy teraz sami, nikt nie wie, gdzie jesteś. Nawet dziewczyna, która tu była, nie widziała cię. Jak myślisz, co mogę zrobić?
Przełknęłam głośno ślinę i wlepiłam uparcie wzrok w dziurawe deski, służące jako podłoga. Próbowałam uspokoić oddech i modliłam się, żeby to, co powiem, brzmiało śmiało.
- Nie boję się ciebie. – Zdziwił mnie własny, szorstki i przesycony chłodem ton.
- Jesteś tego pewna? – zachichotał i wstał z fotela. Z przerażenia zamknęłam oczy.
***
Zaśmiałam się na samo wspomnienie pierwszego dnia, gdy poznałam Emmetta Suareza. Chwyciłam szklankę w lewą rękę, podczas gdy w prawej trzymałam czarno-białą fotografię. Przyjrzałam się osobom, znajdującym się na niej i wypiłam łyk tequili. Ciepła ciecz rozlała się po wnętrznościach i przynosiła ukojenie na skołatane nerwy. Własnoręcznie robiony papieros z haszyszem leżał na małym stoliku, obok butelki, w połowie pustej. Znów rzuciłam okiem na obrazek, na którym muskularny mężczyzna, z jasnymi włosami i ogromnym uśmiechem na twarzy, obejmował kruchą dziewczynę z przerażonymi, czekoladowymi oczami i brązowymi włosami, lecz również z zadowoleniem na delikatnych ustach. Zdjęcie zostało zrobione w dniu moich osiemnastych urodzin.
To wszystko przypomniało mi o kolejnych sytuacjach i wieczornych spotkania z Emmettem, po tym feralnym dniu, kiedy naprawdę się go przestraszyłam. Jednak dzięki temu poczułam, że żyję. Adrenalina dodała mi energii i spowodowała, iż zapragnęłam odkrywać to, co nieznane, zatrzeć granice, których nigdy nie ośmieliłabym się przekroczyć, lecz nie sama. W tym wszystkim pomagał Emmett. Spotkania z nim były warte niewyspania, ponieważ dopiero przy nim poczułam się kimś, a nie jedynie przedmiotem, jak się traktuje każdego sierotę. Śmiałam się, rozmawiałam i zauważyłam, że za każdym razem, gdy widziałam tego człowieka, stawałam się kimś zupełnie innym. Przestałam być sfrustrowana i nastawiona negatywnie. Starsze dziewczyny zaczęły mnie unikać i nikt mi nie rozkazywał. To wszystko zdawało się warte ryzyka. Emmett nie był z tak zwanej „mojej bajki", a ja nie wyglądałam na zwykłą dziewczynę dilera, którą interesują jedynie pieniądze. Pomimo tego, iż żyłam wcześniej w biedzie i niedogodnych warunkach w sierocińcu, zrozumiałam, że nie tylko pieniądze są ważne w życiu. Liczy się również zaufanie i obdarzenie drugiej osoby czymś, co ludzie nazywają miłość, a tak naprawdę mają na myśli bliskość i potrzebę zrozumienia.
Pamiętam, jak dziś, dzień, który zbliżał się nieubłaganie – osiemnaste urodziny, które jednocześnie cieszyły mnie i smuciły. Wiedziałam, że mogę odejść z sierocińca i tego pragnęłam całym sercem, lecz tak naprawdę nie miałam pojęcia, gdzie się zatrzymać i zamieszkać. Nie znałam nikogo poza dzieciakami, z którymi byłam zmuszona przebywać. Z perspektywy czasu śmiesznym wydaje się fakt, iż ten dzień przerażał mnie i wprawiał w zachwianie emocjonalne. Pół nocy spędziłam na kontemplacji, co powiedzieć dyrektorce, jakie plany pragnę zrealizować w przyszłości i którą drogą podążę. Wtedy też po raz pierwszy porozmawiałam szczerze z Jessicą, z którą dzieliłam mały pokoik, mieszczący jedno łóżko, na którym obie spałyśmy, i komodę.
- Odejdziesz? – zapytała Jessica, gdy leżałyśmy już w łóżku, ponieważ zbliżała się pora spania. Opuściłam książkę, którą próbowałam czytać i przekręciłam głowę w stronę koleżanki, dziwiąc się, że w ogóle się do mnie odezwała.
- Tak – odparłam po krótkiej chwili, przyglądając się, jak marszczy brwi i kiwa delikatnie głową. Wiedziałam, że ona również tego pragnie, ale pełnoletniość osiągnie dopiero za dwa miesiące, które będą wlokły się nieskończenie długo. Nie współczułam jej, ponieważ nigdy za nią nie przepadałam. Mieszkałyśmy w jednym pokoju już kolejny rok, ale żadna z nas nie przejęła inicjatywy, żeby kiedykolwiek poszerzyć znajomość i nie ograniczać się jedynie do przebywania w pomieszczeniu i łóżku, ale również do istnienia. Razem, a jednak obok.
- Dobrze robisz – wyszeptała, po czym usłyszałam delikatne skrzypnięcie, gdy odwróciła głowę w moją stronę i zaczęła obserwować. – Wiem, że już niczego nie naprawię, ale chcę, żebyś wiedziała jedno… – zaczęła, a jej wyraz twarzy stał się poważny. Spojrzałam na nią, zagryzając dolną wargę i bojąc się, co też takiego może mi powiedzieć.
- Hm? – wymamrotałam, aby wreszcie mogła to z siebie wykrztusić.
- Zasługujemy na coś lepszego. Obie – stwierdziła i na podkreślenie swoich słów chwyciła mnie za rękę. W pierwszej chwili przestraszyłam się, że chce zrobić mi krzywdę, ale później zauważyłam, że po prostu potrzebowała potrzymać kogoś za dłoń, poczuć ciepło drugiej osoby. Uśmiechnęłam się do niej w odpowiedzi i pokiwałam głową na znak, że ma rację.
Kto by pomyślał, że ostatnia noc w sierocińcu może obrać taki kierunek?
Następnego dnia, wcześnie rano, poszłam do dyrektorki, żeby przekazać jej swoją decyzję. Ugościła mnie w swym przestronnym gabinecie i skinęła, abym usiadła na twardym krześle, naprzeciwko jej biurka. Tak też zrobiłam. Czułam, jak trzęsą mi się ręce i całą siłą woli pragnęłam to powstrzymać. Nie mogłam się teraz rozkleić i stać się słaba. Nie po tym, jak odkryłam chęć do życia i osobę, dla której warto żyć. Przywołałam w myślach twarz Emmetta i zalała mnie fala ciepła, która dodała odwagi.
- Słucham? Jaką decyzję podjęłaś, Isabello? – Głos dyrektor odbił się echem po ścianach. Spojrzałam na nią i utrzymałam kontakt wzrokowy. Widziałam kątem oka, jak ze znudzenia obraca długopis w dłoni.
- Odchodzę – powiedziałam pewnie i nadal wpatrywałam się w jej zimne, pozbawione uczuć oczy. Kąciki ust kobiety powędrowały w górę, co wystraszyło mnie, ponieważ to nie był miły uśmiech, raczej oznaczający satysfakcję.
- To dobrze, bo brakuje nam miejsc. W takim razie powodzenia – rzuciła od niechcenia i machnęła ręką, żeby dać mi do zrozumienia, abym wyszła, gdyż rozmowa dobiegła końca. Spojrzałam na nią wielkimi oczami, myśląc, że to żart, ale usłużnie wstałam i poszłam do swego pokoju.
***
Po tym spotkaniu nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Z pomocą przyszedł Emmett i po długich namowach zgodziłam się z nim zamieszkać. Darzyłam go ogromnym uczuciem, ale nie chciałam się narzucać, jednak przekonał mnie, że tak będzie lepiej i dla niego, i dla mnie. Gdy spakowałam wszystkie rzeczy, pożegnałam się z Jessicą słowami „do zobaczenia" i uściskałyśmy się, przez co poczułam się gorzej, że ją zostawiam, ponieważ naprawdę polubiłam tę dziewczynę.
Stałam właśnie na ganku, z niewielką torbą postawioną obok nóg i czekałam na Emmetta, który miał po mnie przyjechać. Obejrzałam się do tyłu, aby ostatni raz spojrzeć na te nieprzyjemne, obdrapane ściany. Nienawidziłam tego miejsca, ale byłam pewna, że będzie mi brakować Jessici, którą polubiłam w ostatnim dniu. Westchnęłam głośno i odwróciłam głowę w stronę drogi. Usłyszałam odgłos silnika i ujrzałam czarny samochód, który mknął z zawrotną prędkością. Uśmiechnęłam się na ten widok i serce zabiło mocniej, ponieważ takim autem zwykle jeździ Emmett. Czarny mercedes zatrzymał się i od strony kierowcy wysiadł wysoki mężczyzna, z ogromnym zadowoleniem na twarzy.
- Przepraszam, że czekałaś – wymamrotał, idąc w moją stronę i zabierając torbę. Pocałował mnie przelotnie w czoło, a następnie skupił się na ustach. Przywarł wargami do moich, całował z pasją i namiętnością. Przez chwilę zabrakło mi oddechu, więc odsunęłam twarz i zaczerpnęłam powietrza.
- Też się cieszę, że cię widzę – wyszeptałam, a on chwycił dłoń i poprowadził mnie do samochodu. Otworzył drzwi i niezdarnie wgramoliłam się na siedzenie, po czym zamknął je i szybkim krokiem podbiegł do drugich. Wsiadł i ruszył z podjazdu. Cała podróż trwała ponad godzinę, mieszkanie Emmetta zdawało się być oddalone od sierocińca sporo kilometrów. Przez cały ten czas nie zamieniliśmy ani słowa, choć każde z nas zerkało co i rusz na siebie. W końcu zatrzymaliśmy się przy niewielkim wielopiętrowym domu rodzinnym, w jednej z lepszych dzielnic meksykańskich. Lepszych, ponieważ nie widać biedy i nie kręciły się tu żadne osoby z wyższych sfer oraz mafii. Naprawdę nie chciałam zostać zabita, nawet przez przypadek, przed swoim własnym, nowym mieszkaniem. Wysiedliśmy z samochodu i poczułam chłodny wiatr na karku, jakby życie i dusza ponownie wstępowała w moje ciało. Uśmiechnęłam się do Emmetta, a widząc jego wyciągniętą dłoń, bez namysłu chwyciłam ją mocno i ruszyłam z nim do drzwi. Dom wyglądał niesamowicie, mury koloru jasnego złota przyciągały wzrok i koiły nerwy, z kolei masywne drzwi utwierdziły mnie w przekonaniu, że będę tu bezpieczna.
Nasze mieszkanie znajdowało się na pierwszym piętrze, więc ruszyliśmy schodami w górę, po czym Emmett zatrzymał się przed jednym i przekręcił zamek. Weszłam do pomieszczenia, zapewne korytarza, i o mało nie krzyknęłam. Pokoje wyglądały na ogromne, było tak wiele miejsca, że aż łzy zaczęły napływać mi do oczu. Nie mogłam uwierzyć, że to wszystko jest nasze. Spojrzałam na ukochanego i poczułam, jak słone krople ściekają po policzkach. Emmett podszedł i starł je kciukiem, po czym uśmiechnął się, przytulił i wyszeptał:
- Witaj w domu, kochanie.
To było tylko parę słów, ale poruszyły mnie do głębi. Przestałam myśleć trzeźwo i kontrolować ciało. Pragnęłam zatracić się w szczęściu i poczuć się kobietą. Ścisnęłam mocniej ukochanego i powiedziałam, jak bardzo go pragnę i kocham. On wyczuł moment i zatrzasnął drzwi za nami. Chwycił w ramiona me kruche ciało i zaniósł do jednego z pokoi. Nie rozglądałam się za bardzo, ponieważ w tym momencie liczył się tylko on. Położył mnie delikatnie na ogromnym łóżku i poczułam miękką pościel, uśmiechnęłam się i przyciągnęłam twarz Emmetta do swojej. Pocałowałam go delikatnie odsunęłam się, spoglądając głęboko w oczy. Zapewne dobrze odczytał intencje, gdyż niewiele myśląc zdjął koszulkę, ukazując zadbany tors i mięśnie. Jęknęłam z zachwytu na ten widok i doszłam do wniosku, że pragnę go tu i teraz. Modliłam się jedynie, aby wizje z dzieciństwa nie powróciły. Jestem z mężczyzną, którego kocham i który kocha mnie, więc nie mam powodów, by się bać, iż mnie skrzywdzi. Emmett rzucił koszulkę na bok a w jego oczach zauważyłam zwierzęcą dzikość, oddanie, strach i miłość. Tyle emocji w jednym człowieku… Przyglądałam mu się zafascynowana i jednocześnie przerażona, bałam się kontaktu, męskiego dotyku… Wizje zaułku wróciły, powstrzymywałam się od krzyku, nie chcąc zepsuć owej wspaniałej chwili… Ukochany chyba to zauważył, ponieważ przestał całować szyję i spojrzał głęboko w oczy, gdy ciało spięło się na wspomnienia.
- Kocham cię, ale to nie znaczy, że chcę cię wykorzystać – wyszeptał delikatnie i ułożył się obok, przyciągając mnie do klatki piersiowej.
- Wiem, przepraszam – wymamrotałam i wtuliłam się głębiej. Pragnęłam w końcu być tą, która niczego się nie boi i potrafi okazać wielkość uczucia, jakim darzy drugą osobę. Przysięgłam sobie w duchu, że przemogę się pewnego dnia i uszczęśliwię tego człowieka nie tylko psychicznie, ale i fizycznie.
