The Shameless Captain.

Rok 1709. Trwa wojna o sukcesję hiszpańską. Wojska Wielkiej Koalicji wyparły siły francusko - hiszpańskie z północnych Włoch i Niderlandów hiszpańskich. Po zajęciu Bawarii, wojska Koalicji szykują się do decydującej ofensywy na Paryż. W samej Hiszpanii trwają walki pomiędzy Filipem V francuskim, popieranym przez Kastylie, a Karolem III austriackim, dysponującym wsparciem Katalonii.

Aby uniknąć katastrofy, Francja i Hiszpania potrzebują złota, aby odbudować siły zbrojne. Wobec zadłużenia obu Koron, jedyną nadzieją okazują się bogactwa Nowego Świata. Ich dostarczenie wszakże, będzie wyjątkowo trudne wobec opanowania mórz przez floty Anglii i Holandii...


Rozdział 1. Nowa załoga.

Maj 1709 roku, Sewilla,

Było pogodne, późne popołudnie. Chłodna bryza znad morza, działała kojąco na zmęczonych upałami marynarzy płynącego z La Coruny statku kupieckiego. Ubrana w ciemny, skórzany strój, brązowooka kobieta, od dłuższej chwili przyglądała się coraz bliższemu brzegowi.

Przed nią, znajdował się spalony słońcem Kadyks. Te, zabezpieczone z trzech stron skałami portowe miasto, było naturalną twierdzą. Dlatego nie ma się co dziwić, iż stało się jednym z głównych centrów handlu z Nowym Światem. Wchodząc do portu, dziewczyna widziała potężne mury twierdzy broniącej dostępu z czwartej, najbardziej odsłoniętej strony. Za nią, niebieskowłosa kobieta ujrzała chmarę statków kupieckich i połączoną eskadrę francusko - hiszpańską. Obok fregat i galeonów, znajdowały się potężne okręty liniowe, liczące po sześćdziesiąt i więcej dział. Umi aż oczy zaświeciły się z podniecenia. Po cichu liczyła na to, że została pilnie wezwana przez Dowództwo Floty aby właśnie służyć na którymś z tych kolosów.

"Donia Sonoda, już czas." Usłyszała głos marynarz statku, którym tu dotarła. "Szalupa już na panią czeka." Po czym wskazała drabinkę.

Umi kiwnęła lekko głową, podziękowała za spokojną podróż, po czym zabrała swoje rzeczy i zeszła do szalupy, która zabrała ją do portu.

Wychodząc na ląd, dziewczyna od razu poczuła, jak różna jest gorąca i słoneczna Andaluzja od jej rodzimej Galicji. W La Coruni było chłodniej, słońce nie paliło istnym żarem, wszędzie było również mnóstwo zieleni. Na wspomnienie słodkiego domu, westchnęła tylko. Trwa wojna, nie czas na rozczulanie się nad przeszłością.

Po uzyskaniu informacji, gdzie znajduje się garnizon floty od przechodzących marynarzy, brązowooka ruszyła do koszar. Było i tak zbyt późno, aby meldować się w Dowództwie Floty, przynajmniej więc sobie odpocznie.

Przemierzając kolejne uliczki, trafiła do parku, w którym postanowiła chwilę odpocząć. Przyglądając się posążkom w alejach, zobaczyła nagle, jak pewna postać ukrywa się w jednej z alej. Mogła być minimalnie niższa od niej. Jej głowę zakrywał kapelusz, a z boku wisiała szpada. Musiała więc być szlachcicem, albo bandytą. Rozważania niebieskowłosej przetrwały odgłosy biegnących ludzi i okrzyki:

"Gdzie jesteś Honoka!"

"Nie uciekniesz nam! Gonić ją!"

"Dorwiemy Cię, a wtedy pożałujesz, że żyjesz!"

Słysząc to, brązowooka była już pewna, że ma do czynienia z bandytą. Bez zawachania, wyciągnęła szpadę warcząc do ukrywającej się postaci "rzuć broń i poddaj się, albo ja, Umi Sonoda wymierzę Ci sprawiedliwość łotrze!"

Stojąca przed nią postać wzdrygnęła się, po czym szybko odwróciła się do niespodziewanego adwersarza. Na jej twarzy malowało się źdiwienie.

"T… to ni… nie tak, jak myśl" próbowała się tłumaczyć łotrzyca.

"Milcz!" niebieskowłosa nie zamierzała słuchać wyjaśnień. Od razu rzuciła się ze szpadą na oponentkę, która ku jej zdziwieniu, błyskawicznie sparowała jej cięcie, po czym błyskawicznie wprowadziła własne pchnięcie. Niezrażona niefortunnym obrotem spraw, kontynuowała atak, za każdym razem jednak, jej cięcia i pchnięcie były parowane. Spojrzała na twarz oponentki i ku swemu zdziwieniu i wściekłości, ta się do niej uśmiechała przepraszająco. Tego było już za wiele. Wprowadziła kolejne cięcie, które zostało przyblokowane, a obie szermierki zwarły się.

Ich twarze znalazły się zaledwie kilka centymetrów od siebie. Spojrzenia spotkały się. Patrząc w te radosne, błękitne oczy, Umi zarumieniła się. Tamta musiała to zauważyć, bowiem na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech, po czym nachyliła się lekko i wyszeptała:

"Widzę, iż niebiosa mi dziś sprzyjają. W końcu zesłały mi niebieskowłosą anielicę!

Świat Umi zaczął wirować w głowie. Odepchnęła dziewczynę, której spadający z głowy kapelusz odsłonił rudą czuprynę. "Bewstydna! Jesteś Bewstydna!" wykrzyczawszy swoje oburzenie, znów natarła na rudzielca. Ta jednak znów sparowała sztych i wykorzystawszy sytuację, ponownie doprowadziła do zwarcia.

Podobnie, jak za pierwszym razem, jej błękitne oczy lśniły rozbawieniem, a usta uśmiechały się do zakłopotanej dziewczyny. "Jak się nazywasz, bronzowooki aniele?" zmysłowo wyszeptała, doprowadzając ciało Umi do drżenia. "Gdzie Cię będę mogła spotkać, łamaczko niewieścich serc?".

Sonoda nie była już dłużej w stanie tego znieść. Na jej policzkach pojawiły się pierwsze łzy, co sądząc po twarzy rudzielca, musiało ją mocno zaniepokoić. Odepchnęła niebieskooką dziewczynę, która przestała już ją drażnić, zapewne domyślając się, iż przesadziła. "Jesteś bewstydna, bewstydna!" wykrzyczała.

Ku jej zdumieniu, rudzielec skłonił się przepraszająco "wybacz, jeśli Ci w czymś uchybiłam, pani. Nie miałam takiego zamiaru. Twe piękno mnie onieśmieliło, umiejętności fechtunku zachwyciły. Mam nadzieję, iż będzie mi jeszcze dane, spotkać Cię pani". Mówiąc te słowa, skłoniła się powtórnie, po czym zabrawszy kapelusz z ziemi, uciekła.

Umi była w szoku. Właśnie została pokonana przez, jak jej się zdawało na początku łotra, który z nią flirtował w czasie pojedynku, a po wszystkim grzecznie przeprosił widząc jej łzy.

Serce jej waliło jak oszalałe, jak jej się zdawało, ze wstydu spowodowanego jej klęską. Pewną myśl, iż powodem jej stanu mógł być pełen wdzięku i piękna rudzielec odrzucała całkowicie. "Jak bardzo ona jest butna, jakże bewstydna!" pomstowała "do tego łotr!". A jednak, nie mogła o niej zapomnieć.

Gdy dotarła do koszar, kwatermistrz skierowała się do przydzielonego jej pokoju na drugim piętrze. Dodała również, iż będzie miała troje lokatorów, którzy podobnie jak ona, mają się następnego dnia zameldować w Dowództwie.

Nim weszła do przydzielonego jej pokoju, usłyszała dzikie krzyki.

"C-co ty wyrabiasz, Nozomi!?"

"Sprawdzam, czy już urosłaś Nico".

"Daj mi spokój, ty krowo!"

"Jesteś niedobra, Nico. Czeka Cię kara".

"Kotori, pomóż mi!".

Umi miała złe przeczucia słysząc te wrzaski. Wyboru jednak nie miała. Po zapukaniu więc, wszedła. Jej oczom ukazała się niezwykła scena, oto fioletowowłosa dziewczyna, trzymała za piersi drobną, czarnowłosą kobietę o czerwonych oczach. Temu wszystkiemu zaś, przyglądała się szarowłosa kobieta o fryzurze dającej na myśl ptaka.

Gdy wszedła do pokoju, wszystkie trzy popatrzyły w jej stronę. Pierwszą musiało to rozbawić, bowiem uśmiechała się radośnie do niej. Druga była wściekła cała sytuacją. Trzecia wreszcie, przechyliła głowę z miną pytającą, kim jest nowy gość.

"Nazywam się Sonoda Umi. Jestem nawigatorem i podobnie jak wy, mam jutro otrzymać przydział", nie tracąc czasu, przedstawiła się "zboczonej trójcy", jak w myślach nazwała współtoważyszki.

"No, no, wyjątkowo ciekawego ptaszka nam dowództwo przysłało" powiedziała dziewczyna z fioletowymi włosami.

"Milcz, Nozomi!", odwarkła najmniejsza.

"Jestem Kotori Minami, trzeci oficer. Na poprzednim okręcie, zajmowałam się umundurowaniem. Miło mi Cię poznać, Umi". Mówiąc to, szarowłosa dziewczyna wyciągnęła do Umi dłoń.

"Chm", prychnął karzeł. "Nico Yazawa, ogniomistrz melduję się".

"To nie jest nasz kapitan, Nico. Nie musisz stawać na baczność" powiedziała ostatnia z kobiet, która się jeszcze nie przedstawiła.

"Przecież wiem, Nozomi!".

"Nozomi Tojo, miło mi" przywitała się, "Jestem kwatermistrzem, więc warto żyć ze mną w zgodzie" po czym dodała, uśmiechając się szeroko "karty mi mówią, iż w nadchodzącej podróży poznasz miłość swojego życia".

Umi zarumieniła się, słysząc to. Nozomi zobaczywszy, jej zawstydzenie, roześmiała się. "To będzie ciężki rejs, pomyślała". Sonoda.

Resztę wieczoru, dziewczyny spędziły na pogaduchach i piciu Vino de Jerez, o które to, przezornie zadbała Nozomi. W czasie tych miłych chwil, Umi nawet nie przeszło przez myśl to, co może się zdażyć następnego dnia...