Pomyślałby kto, że 23-latka powinna już dawno wyrosnąć z seriali tego typu. A jednak nie! Zapraszam na poznanie drużyny Wasabi od całkowicie innej (i mojej) strony. Akcja uwzględnia postaci z sezonu III.

Postaci, poza April, jej rodziną i Drużyną Siódmą ze Strzelca, nie należą do mnie.


- Strzelać!

Z dwunastu luf na sygnał wysokiego mężczyzny z włosami związanymi w kucyk wystrzeliły naboje, frunąc prosto do tarcz oddalonych o kilkadziesiąt metrów. Uczniowie stali w bezruchu niemal jak posągi, słychać było jedynie płytkie i ciche oddechy.

- Załadować broń!

Dwanaście par rąk sięgnęło po naboje.

- Pozycja!

Wyprostowane plecy, oczy szeroko otwarte, biodro lekko wychylone, by można było oprzeć na nim łokieć i stabilna pozycja. April zmrużyła lekko oczy, lecz pozwoliła sobie na to jedynie przez ułamek sekundy, wstrzymując na moment oddech i czekając na komendę.

Po kilkunastu seriach i nakazie odłożenia broni, April odetchnęła lekko i nacisnęła na przycisk. Tarcza podjechała z końca hali wprost do jej stanowiska na zawieszonym sznureczku. Uśmiechnęła się lekko, widząc, czego dzisiaj dokonała. Poczuła ruch za plecami i kątem oka dojrzała umięśnioną sylwetkę dowódcy ich oddziału związku strzeleckiego. Kiedyś każdy rekrut miał mieć włosy ostrzyżone na krótko, lecz David zniósł ten zakaz kiedy tylko dostał się do kadry i otrzymał pierwszą drużynę podopiecznych. Fakt, że był starszy od April o jakieś osiem lat wcale jej nie przeszkadzał. Odrzuciła za ramię rudy warkocz sięgający do talii i zachwiała się. Po zakończeniu ćwiczeń zawsze miała zesztywniałą nogę – tą, na której opierała się, by zachować stabilność pozycji.

- Dobra robota, April – usłyszała. Ostatnią tarczę zamierzała powiesić sobie nad łóżkiem. Dziewięć „dziesiątek" i jedna „dziewiątka". Tylko dlatego, że nieco zadrżała, kiedy David stanął zaledwie metr od niej w czasie oddawania strzału.

- Dziękuję, dowódco David.

Wszyscy zaczęli pakować swoje torby, ściągać mundury i chować sprzęt. W powietrzu unosił się charakterystyczny zapach prochu, a April zawsze drgał kącik ust, kiedy patrzyła na sufit i widziała w nim kilka dziur. Niestety, na strzelnicę mógł przyjść każdy, kto zapłacił i często dochodziło tutaj do śmiesznych sytuacji, choć czasem i niebezpiecznych. Strzały w sufit były tymi zabawnymi. A te wygłupy z szefem strzelnicy i dowódcą…! Zaledwie rok była w tzw. Strzelcu, lecz czuła się tutaj szczęśliwa jak nigdzie indziej. A kiedy wyklarowała im się dwunastoosobowa drużyna, miała wrażenie jakby powiększyła się jej rodzina. Z paroma osobami chodziła nawet do jednej szkoły, a z Heather do klasy.

Żyła dla nich. Po prostu.

Gdy wreszcie wskoczyła już w normalne ciuchy, wygrzebała z torby telefon i niemal jęknęła. Miała w skrzynce kilkanaście wiadomości od mamy, każda brzmiała „Odbierz Roba o 18:00 z dojo". Robert był młodszym bratem April, miał 10 lat i uwielbiał karate. Od miesiąca udawało mu się uczęszczać na treningi do niejakiego Wasabiego. April słyszała, że o wiele lepsze są Czarne Smoki, ale Wasabi miał nieco niższe ceny, w dodatku matka bardzo polubiła tamtejszego senseia. Zerknęła na telefon. Miała dwadzieścia minut, by dotrzeć do dojo. Bluzka bez rękawów na szerokich ramiączkach i obcisłe spodnie w kolorze khaki nie nadawały się zbytnio do joggingu, ale nie miała innego wyjścia. Narzuciła na plecy kostkę, w której upchnęła mundur i wodę, i pobiegła przed siebie. Przez rok wyrobiła sobie niemal idealną kondycję, całkowicie olewając autobusy i samochód. Biegała wszędzie, gdzie tylko mogła i jeśli sytuacja pozwalała. Miała także mnóstwo treningów sprawnościowych w Strzelcu, więc sporo schudła i wyrzeźbiła sobie sylwetkę – pochłaniała jednak takie ilości jedzenia, że udało się jej zachować okrągłe biodra i biust. Mimo ćwiczeń mogła pochwalić się kobiecą figurą.

Pod dojo była dokładnie pięć minut przed osiemnastą. Przystanęła przed szklanymi drzwiami i oparła dłonie na kolanach, pochylając się lekko do przodu. Po minucie wyprostowała się i weszła do środka. Na materacu ujrzała Roba skaczącego wokół jakiegoś chłopaka z ciemnymi włosami sięgającymi ramion oraz blondynkę, która blokowała kolejne ciosy niskiego faceta. Poczuła piekące uczucie zazdrości na widok czarnego pasa blondwłosej i jej urody. Była po prostu ładna.

W loterii genowej April nie trafiło się nic dobrego. Jeszcze kilka lat temu była pryszczatą nastolatką o nijakich włosach i z nadwagą. Jej jedynym atutem były dobre stopnie w szkole, ale kogo to obchodziło, skoro czuła się brzydka? Każdy cal swojego dzisiejszego wyglądu zawdzięczała ciężkiej pracy. Pryszczy pozbyła się dzięki odpowiednim kosmetykom zrobionym własnoręcznie, włosy zapuściła i zafarbowała na rudo, schudła. Blondynka nie wyglądała na taką, co kiedykolwiek czuła się wręcz odrażająca.

Chłopak ćwiczący z Robem spojrzał prosto na nią. Przez moment miała wrażenie, że jego brązowe tęczówki zadrżały, lecz nie to ją zastanawiało. Jak, u diabła, ten koleś mógł wytrzymać w czasie treningu bez związania włosów?

Punkt osiemnasta Rob i jego dość młody nauczyciel ukłonili się i dzieciak natychmiast podbiegł do siostry.

- Widziałaś, jak szybko się poruszam? Jestem dobry! – Zawołał z dumą, na co April przewróciła oczami i wręczyła mu butelkę z wodą.

- Cześć, jestem Jack – za Robem podszedł ciemnowłosy chłopak. April dla żartu wyprostowała się i zasalutowała. Kiedy stuknęła ciężkimi butami, zdała sobie sprawę, że zapomniała je zmienić po treningu.

- April. Jesteś tutaj senseiem? – Zdziwiła się, popychając Roba w stronę szatni, by zmienił spocony strój.

- Błagam, on nawet nie wygląda na kogoś, kto mógłby mieć żółty pas – zaśpiewał z tyłu kurdupel, który ćwiczył z blondynką. Uniosła brwi i spojrzała na pas Jacka. Czarny. – JA tu jestem senseiem. Rudy, całuję rączki…

- Yyy… Dzień dobry – wybąkała skonsternowana.

- Rob ma potencjał i bardzo dużo zapału. Radzi sobie świetnie jak na tak młodego dzieciaka – powiedział sensei. April skinęła głową.

- Mama już mi to mówiła.

- A ty nie masz ochoty podzielić pasji brata?

Doskonale wiedziała, że dojo nie jest w za wesołej sytuacji. Jedynymi osobami tutaj była blondi, Jack, Rudy i Rob dopóki nie przyszła.

- Nigdy o tym nie myślałam. Ale raczej nie miałabym na to czasu. Niemal całkowicie oddałam się Strzelcowi. Nie wykluczam kariery wojskowej w przyszłości.

- Wow! – Jackowi zaświeciły się oczy. – Miałem ochotę dołączyć do Strzelca, kiedy się tu przeniosłem, ale los sprawił, że jestem tutaj. Musisz mi kiedyś opowiedzieć…

- Jack, idziemy! – Zawołała blondynka, przebrana już w różową sukienkę. April zacisnęła na moment oczy, powstrzymując ironiczny uśmieszek. Ładna dziewczyna i przystojny chłopak. Para. Jak zwykle.

- Do zobaczenia – rzucił Jack, uśmiechając się lekko, a następnie krzycząc do jasnowłosej. –Hej, ale JA się nie przebrałem!

April pokręciła głową. Gdyby doszło tutaj jeszcze kilka osób, dosłownie byłoby jak na jarmarku. Sensei-kurdupel nie wyglądał na kogoś, kto miałby równo pod sufitem. Rob tylko dopełniał tego obrazka. Jakoś nie mogła uwierzyć, że jego małpie podskoki zwiastują mu wielką karierę karateki.

- Znów śmierdzisz prochem – skrzywił się Rob, kiedy opuścili dojo. Dałaby sobie rękę uciąć, że stojący nieopodal Jack i blondynka rozprawiali o niej, ale zignorowała to, wyrzucając niemiłe wrażenie z głowy. Często była obgadywana, choć czasem sobie z tym nie radziła. Dziewczyn, które zazdrościły jej dobrego kontaktu z chłopakami i nazywały jej strzelecką pasję „pozerstwem" nie brakowało. Ale czego mogłaby chcieć blondyna? Nawet nie miała o co być zazdrosna.

- Jaki smród? Ten zapach to część mojego życia – obruszyła się, przypominając sobie, co powiedział młody.

- I naszego domu.

Wymienili jeszcze kilka uwag, aż doszli do domu. W budynku panowała kompletna cisza, która napawała April dziwnym uczuciem smutku i pustki. Ojca nie było i już nigdy nie będzie, mama robiła po 10 godzin, by móc utrzymać dom i dzieci. Dlatego zapisywała Roba i April na wszystkie zajęcia, na jakie chcieli, pozwalała na każde wyjście – bo w domu i tak siedzieliby sami. April odgrzała sobie i Robowi kurczaka, a następnie ruszyła do siebie, by odrobić lekcje. Jutro była sobota – weekendy były bez treningów, chyba, że wyjeżdżali na krótkie wycieczki na poligon. Nie miała żadnych planów, ale Rob wybierał się na kolejną sesję karate. Będzie musiała go zaprowadzić i odprowadzić i jakoś nakarmić… Może w czasie jego treningu pochodzi po sklepach? Zbliżały się urodziny Heather, a wciąż nie miała nowej sukienki z tej okazji. Mimo zamiłowania do militarnych ubrań, ciężkich butów i plecaka kostki, lubiła czasem wdziać coś dziewczęcego.

Całe szczęście, że znajomi byli dostępni na czacie, bo chybaby kompletnie zgłupiała w czasie tych wieczorów w pustym domu.