(Disclaimer: Hetalia © Hidekaz Himaruya)

A/N: Dlaczego rogal? Bo historia kulinariów może być równie ciekawa co historia wojen (i tak samo pełna mitów).


- Mon Dieu! To nie może być! – w sali rozległ się wzburzony głos Francji .

Właśnie odbywała się kolejna światowa konferencja – zdaniem wielu równie bezużyteczna, co wszystkie poprzednie, ale wystarczyło jedno spojrzenie na grobową minę siedzącego u szczytu stołu Niemiec, aby każdy, kto ma choć trochę rozumu i instynktu samozachowawczego, zachował tego typu opinie dla siebie.

Po kilku godzinach nużących prelekcji, sporządzania notatek i – w co poniektórych przypadkach – dyskretnego przysypiania w fotelach zarządzono wreszcie półgodzinną przerwę, ku wielkiej uciesze i uldze zebranych.

Większość państw zdecydowała się wyjść na zewnątrz, pospacerować sobie po ogrodzie, aby przynajmniej w niewielkim stopniu skorzystać z przyjemnej pogody (konferencja odbywała się tym razem we Włoszech, w zabytkowym pałacu na północy kraju).

Tylko nieliczni pozostali w sali konferencyjnej, a pośród nich Francja, który właśnie usiłował – ku swojemu zaskoczeniu, jak dotąd nieskutecznie – namówić Turcję do poczęstowania się jego słynnymi wypiekami.

- Doprawdy, ja tego zupełnie nie rozumiem, Turquie! Dlaczego nie chcesz nawet spróbować? – dopytywał się Francja, żywo przy tym gestykulując. Choć nie podniósł mocno głosu, dźwięcznie roznosił się on po przestronnym, bogato zdobionym pomieszczeniu z wysokimi renesansowymi oknami.

Jak wiadomo, Francuzi rzadko podnoszą głos, ponieważ oni się nie kłócą, lecz dyskutują. (A tak szczerze, to kłócą się jak wszyscy inni, tylko robią to ciszej, bo tak jest bardziej dystyngowanie. Francja-elegancja i tak dalej.)

- Kuchnia francuska słynie przecież na cały świat, jest uwielbiana przez miliony! – perorował w uniesieniu Francja, niczym misjonarz nawracający niewiernych w Afryce.

Turcja tymczasem obserwował go ze swego miejsca za stołem z lekko znudzoną miną, starając się ukryć zniecierpliwienie. Co chwila rzucał zza swojej maski lekko zirytowane spojrzenie na pudełko domowych ciastek i innych słodkości, leżące przed nim na stole i będące przedmiotem dyskusji.

A tak propos maski, to miał z nią sporo problemów przy wejściu. Ostatnio przez to całe zagrożenie terroryzmem wszyscy zrobili się mocno nerwowi. Kto by pomyślał, chodził w masce przez kilka ostatnich stuleci (ale zdejmował do mycia, jakby co) i nie było żadnego kłopotu, a teraz nagle musi ją za każdym razem zdejmować do kontroli, bo inaczej ochroniarze dostają apopleksji.

Francja tymczasem niestrudzenie ciągnął dalej:

- Już nie wspominając o tym, że to jest po prostu niegrzeczne! To ja tutaj chcę cię ugościć jako przyjaciela – Turcja parsknął pod nosem, na co Francja uniósł lekko brew, ale poza tym udał, że nie słyszy – a ty odrzucasz moją gościnność i dobre serce!

Doprawdy, Francja był wspaniały w swoim świętym oburzeniu: złociste włosy, rozwiane niby na wietrze, iskrzące czystą determinacją błękitne oczy, wzniesiona w górę jasna dłoń – jakby lada chwila miała opaść i wydać rozkaz do ataku i rozpoczęcia bitwy; dłoń, która kieruje tysięcznymi armiami, zdobywa miasta, podbija narody!

- Fascynujące! – zachwycił się w myślach i jednocześnie zdumiał Turcja – Gdybym tego nie wiedział, to w życiu bym nie pomyślał, że mu chodzi o ciastka!

Choć w sumie, aż tak zaskakujące to nie było. Wszyscy doskonale wiedzieli, że Francja traktuje swoją kuchnię naprawdę poważnie. Bardzo poważnie. I że oczekuje zachwytów. (Które zresztą wyliczał skrupulatnie i z dziką satysfakcją Anglii.) To nie była tylko sprawa jedzenia, dla Francji kuchnia – jego kuchnia – to była kwestia prestiżu, ba! – kwestia życia!

Turcja uznał, że jest winien Francji jakieś wyjaśnienia.

- Ja niczego nie odrzucam! – odezwał się poprzez słowotok Francuza. Ten, umilknąwszy, wpatrywał się w niego wyczekująco. – Dla mnie twoje wypieki są po prostu… za mało słodkie! – wyrzucił z siebie trochę niezręcznie.

To przecież nie tajemnica, że tureckie słodycze są słodkie jak ulepek i powodują cukrzycę pięć minut po spożyciu, prawda? Po czymś takim wszystko inne wydaje się gorzkie. Wyjaśnienie całkiem logiczne i nawet po części prawdziwe, co z tego, że nie do końca? Tego już Francja nie musi wiedzieć.

- Za mało słodkie?.. – spytał zduszonym głosem Francja. Jego rozszerzone w zdumieniu oczy były wielkie jak spodki. Było oczywiste, że nie takiej odpowiedzi się spodziewał.

Mon Dieu, jakim cudem francuskie wypieki mogą być za mało słodkie? C'est impossible! Francja, otrząsnąwszy się po pierwszym szoku, już zbierał się, aby wygarnąć Turcji co o tym myśli, kiedy nagle rozległ się w pobliżu trzeci głos.

- Tu wcale nie chodzi o zawartość cukru, Frankreich. – stwierdził spokojnym tonem Austria, który przysłuchiwał się rozmowie, niezauważony, już od pewnego czasu. – Türkei ma po prostu złe wspomnienia. – dodał z lekkim uśmieszkiem, spoglądając na Turcję. Jego mina bardzo subtelnie, acz wyraźnie mówiła, iż doskonale wie o co Turcji chodzi i nie ma zamiaru przepuścić okazji, aby o tym „porozmawiać". Napotkawszy niechętne spojrzenie Turcji uśmiechnął się szerzej i niedbałym gestem strzepnął nieistniejący pyłek z ramienia odzianego w elegancką marynarkę.

Turcja zasępił się. – Proszę, proszę, niby taki arystokrata, a potrafi być równie złośliwy co wszyscy inni – skrzywił się w duchu. Niestety, wiedział, że teraz już się nie wykręci.

- Złe wspomnienia? Jakie złe wspomnienia? Moje wypieki mogą się tylko dobrze kojarzyć! – zaperzył się Francja, teraz już porządnie rozzłoszczony. No, doprawdy! Najpierw twierdzą, że jego słodkości są za mało słodkie (Francja prawie się udławił na samą myśl), a teraz coś takiego?

- Tak, oczywiście – próbował ugłaskać go Austria. – Tyle, że… twoje słynne croissanty - tu Francja pokiwał gorliwie głową (Ha! To mało powiedziane, że słynne!) – zostały tak naprawdę wymyślone we Wiedniu. – dokończył Austria.

Francja przestał kiwać głową tak gwałtownie, że o mały włos nie zwichnął sobie szyi.

- Że co? – zaskrzeczał. Sacre bleu, to już trzecia obelga w ciągu kilku minut! Dobrze, że Anglia ciągle siedzi w ogrodzie z tym swoim Jankesem i tego nie słyszy! Co za wstyd, co za upokorzenie! Niech no by tylko Francja miał z powrotem swojego małego kaprala, już on by im wszystkim pokazał!.. Ukróciłby te herezje wraz z korzeniami!..

- Niestety to prawda – uśmiechnął się przepraszająco, acz nieszczerze Austria – Rogale zostały wymyślone przez wiedeńskiego cukiernika po tureckim oblężeniu mojej stolicy w 1683 roku. – ciągnął dalej Austria – Ich kształt nawiązywał do islamskiego półksiężyca i symbolizował zwycięstwo nad Imperium Ottomańskim. – zakończył uroczyście.

Jego rozmówcy wpatrywali się w niego tępym wzrokiem. Ich miny wskazywały dobitnie, że jego mały wykład nie zrobił na nich wrażenia.

Po chwili ciężkiej ciszy Francja prychnął i wycedziwszy przez zęby:

- Doprawdy, co to za bzdury! Skąd ty bierzesz informacje, z Wikipedii? – obrócił się na pięcie i pomaszerował na swoje miejsce. Odchodząc, rzucił jeszcze przez ramię:

- I tak moje croissanty są najlepsze!

Austria spojrzał niepewnie na Turcję.

- Gdyby ci Polska z Litwą wtedy nie pomogli, to zamiast zwycięstwa miałbyś jasyr i robił u mnie za podnóżek! – rzucił pogardliwie Turcja i wstał, aby znaleźć krzesło na drugim końcu sali. Po przerwie będzie musiał jakoś wykopać poprzedniego właściciela…

Opuszczony Austria, nieszczęśliwy i cały czerwony na twarzy, pozostał na swoim miejscu. Po chwili podniósł jednak wzrok w kierunku drzwi i wyraźnie się rozchmurzył. Zabrawszy ze stołu zapomniane pudełko słodkości, o które toczyła się przecież cała dyskusja, udał się pospiesznie w kierunku wracającej z ogrodu Węgier.


Przypisy:

croissant: rogal z ciasta francuskiego. Historia z odsieczą to legenda, źródła historyczne podają, że pierwsze drożdżowe wypieki w tym kształcie pojawiły się w Austrii w Średniowieczu; pierwszy przepis na croissanty stworzył w 1839r. wiedeński cukiernik August Zang (mieszkający w Paryżu).
Francuzi rzadko podnoszą głos: zaobserwowane przeze mnie i moją mieszkającą w Paryżu siostrę. (Ale za to uwielbiają trąbić klaksonami przy byle okazji.)
turecki przysmak: słynne tureckie słodycze, nie-Turków przymulają po pierwszym kawałku.
Mały Kapral: tak europejscy monarchowie nazywali Napoleona Bonaparte (dopóki nie skopał im tyłków).