Cześć.

Tekst zainspirowane moim innym opowiadaniem. Planowałam zrobić z tego nieco dłuższą miniaturkę, ale jednak zostało jak jest.

Mam nadzieję, że będziecie wyrozumiali, bo to moje pierwsze potterowskie drabble, a drugie w ogóle.

Zapraszam do czytania i czekam na Wasze opinie.

Historia cichej towarzyszki

Ludzie myślą, że jestem tylko rzeczą. Niezbędną, ale jednak rzeczą. Nic bardziej mylnego. Zostałam stworzona za pomocą magii i żyję nią. Ta ludzka ignorancja nas bardzo denerwuje, a zarazem smuci. Bo chociaż jesteśmy „tylko rzeczą", wielu ludzi nie wyobraża sobie życia, gdyby nas zabrakło...

Ale nie o tym chciałam...

Jestem niemal nieśmiertelna. Człowiek może mnie zniszczyć, ale nie zabić. Jednak teraz mam ochotę umrzeć. Razem z moim towarzyszem. Nie chcę go zostawiać. Zbyt wiele przeszedł. A teraz ku niemu po raz kolejny zmierza klątwa śmierci. A on stoi i na nie czeka. I chociaż kocham to, kim jestem, teraz nie potrafię się nie nienawidzić. Bo nie mogę nic zrobić. Krzyknąć, odepchnąć go... Po prostu nic. A najgorsze jest to, że jeśli bym coś zrobiła, nie zadziała. Przeklęta niech będzie moja bliźniaczka.

Mój towarzysz wie, co go czeka. A jest na to gotowy. Polegnie w walce. Ale da światu spokój. Spokój, którego świat nie chciał dać jemu. Żałuję, że nie mogę pójść z nim. Po tym wszystkim nie wyobrażam sobie, by być z kimś innym. Nie. On jest moim towarzyszem.

Klątwa sięga celu.

Widzę jak upada.

Dalej mnie trzyma, więc padam razem z nim.

Do śmierci byłam jego towarzyszką.

Jego różdżką.