XXXVII
"Wielki sukces Biura Aurorów, Rogogony schwytane" – krzyczały nagłówki wszystkich gazet magicznego świata. Nie tylko w Proroku czy Żonglerze, ale nawet w modowej Czarownicy nie pisano o niczym innym. Rozpisywano się na wielu stronach o całej akcji przeprowadzonej w Hogwarcie i snuto przeróżne teorie, choć wiele z nich było bardzo odległych od prawdy, gdyż całość wydarzeń była objęta tajemnicą śledztwa, więc aurorzy bardzo dbali, by do prasy docierały tylko pożądane informacje. Największą sensację wzbudzało oczywiście nagłe zmartwychwstanie Albusa Pottera, które zostało podane do publicznej wiadomości, kilka dni po zakończeniu działań w Hogwarcie. Dziennikarze wszelkimi sposobami próbowali się z nim kontaktować, ale ten zapadł się pod ziemię i pozostawał nieuchwytny dla wszystkich. Nie mniejsze zainteresowanie budziła również osoba Scorpiusa, którego udział w całych zajściach także został dostrzeżony, głównie z powodu jego ojca, który musiał często pojawiać się w Ministerstwie. Zresztą sam Harry Potter zasugerował ujawnienie ich znaczenia w walce z Rogogonami, by uciąć wszelkie inne, negatywne spekulacje.
Podano również do wiadomości, że na skutek zaciętej walki, jaka się wywiązała między Rogogonami, a obrońcami szkoły, zginął jeden auror i jeden z nauczycieli, a pięciu obrońców zostało rannych. Większość z zamachowców poniosła śmierć i zaledwie kilku z nich poddało się, kiedy zostali otoczeni.
Najcięższe walki trwały pod Wielką Salą, gdzie zastawiono pułapkę na przywódcę grupy. Mimo podjętych środków ostrożności, jeden z Rogogonów zdołał rzucić Pożogę, która zasiała spustoszenie w szeregach obu grup.
Ofiarami tej sytuacji okazał się auror Dean Thomas, a także nauczyciel Starożytnych Runów, profesor Mirreck.
Informacja o ich śmierci była dla Scorpiusa prawdziwym szokiem, zwłaszcza, że obu znał osobiście. Dean Thomas pomógł mu w sprawie Peggy White, a z profesorem Mirreckiem miał wielokrotnie do czynienia w czasie zajęć. Dopiero to w pełni uzmysłowiło mu, w jak poważnym zagrożeniu się znajdował. Niby cały czas o tym wiedział, ale tak naprawdę nigdy nie dopuszczał do siebie myśli, że mógłby zginąć.
Dowiedział się także, że wśród ofiar znajdował się sam Torchfool, który do samego końca nie złożył broni. Słysząc o tym, Scorpius poczuł oczywiście ulgę, ale gdzieś w głębi również żal. Wiedział, że Romuald był bezwzględny i postępował bez cienia litości, ale Scorpio nie potrafił zapomnieć, że w dużej mierze to nie były jego wybory. Odepchnięty przez świat czarodziejów i zmanipulowany przez ciotkę, był też ofiarą rzeczywistości, w której przyszło mu żyć. Scorpius jednak szczerze wątpił, by ktokolwiek prócz niego był w stanie to dostrzec. Dziennikarze widzieli w Torchfoolu tylko zwyrodnialca, z którego śmierci należy się cieszyć. Nie stała za tym żadna refleksja.
Aurorzy aresztowali również Lidię Slithorn, a niecały tydzień później trafili na trop i ostatecznie dopadli byłego śmierciożercę Corbana Yaxley'a, zwanego przez Rogogony Ministrem. Stało się to za sprawą pewnego podstępu, który opracował ojciec Rose. Różnym pracownikom Ministerstwa przekazywali inne informacje na temat losu Torchfoola. Część z nich zawierała informacje, że został schwytany i będzie transportowany do Azkabanu, część mówiła, że zbiegł i gdzieś się ukrywa.
Kiedy jeden z domniemanych transportów Torchfoola został dwa dni później zaatakowany przez Rogogony, Aurorzy od razu wiedzieli, kto był kretem w Ministerstwie. Okazał się nim Rufus Knot, bratanek dawnego Ministra Magii. To on przekazywał informacje Yaxley'owi, ale sam był osobą słabą i podatną na wpływy, więc przyciśnięty, bez wahania wydał wszystkich, z którymi współpracował.
Po schwytaniu Yaxley'a, Biuro Aurorów mogło ogłosić pełen sukces w walce z szajką Rogogonów, choć tak naprawdę wszyscy mieli świadomość, że ten smok mógł mieć dużo więcej głów. Biorąc jednak pod uwagę niezbyt pochlebną opinię jaką Biuro miało ostatnio w magicznym świecie, ten sukces był im bardzo potrzebny, by podreperować nieco reputację. Był również przestrogą dla wszystkich, którzy chcieliby pójść w ślady Rogogonów, że nie pozostaną bezkarni.
O tym wszystkim Scorpius dowiedział się już po fakcie, głównie od ojca, który pozostawał w stałym kontakcie z aurorami i wielokrotnie udawał się do Ministerstwa w celu składania wyjaśnień.
Sam Scorpio najpierw trafił na trzy dni na obserwację do Munga, na wyraźne polecenie pani Pomfrey i mimo jego zapewnień, że czuje się zupełnie dobrze. Przetrzymali go w izolatce przez siedemdziesiąt dwie godziny, a w odwiedziny do niego mogli przychodzić jedynie rodzice i to również w obstawie aurorów. Bez wątpienia ci obawiali się, że Rogogony zechcą się na nim zemścić, stąd ograniczyli wszelkie jego kontakty ze światem zewnętrznym do niezbędnego minimum. Co oczywiście nie spowodowało, że czuł się samotny, bo Astoria praktycznie nie opuszczała jego pokoju. Widział po wyrazie jej twarzy, jak bardzo ta sytuacja się na niej odbiła. Co prawda przy nim starała się robić dobrą minę, ale domyślał się ile znowu łez musiała wylać z jego powodu. Ta świadomość nie poprawiała mu nastroju, ale teraz nie miał na to żadnego wpływu. Pozostało mu tylko zapewniać Astorię, że już nigdy, przenigdy w życiu nie zrobi niczego równie lekkomyślnego. Choć oboje wiedzieli ile warte są takie jego obietnice.
Kiedy wreszcie wypuścili go z Munga, ku jego zdumieniu nie trafił, ani do domu, ani tym bardziej do Hogwartu. Ojciec za pomocą sieci Fiuu poprowadził go do mrocznego domu pod adresem Grimmuald Place 12. Tam w salonie czekali na niego Harry Potter i Ronald Weasley.
Choć już dwukrotnie składał zeznania, to i tym razem musiał wszystko powtórzyć. Siedząc w staromodnym salonie i mając przed sobą butelkę kremowego piwa, opowiadał ze szczegółami jeszcze raz wszystko, co miało miejsce od chwili gdy ranny Draco pojawił się w domu.
Aurorzy notowali wszystko skrupulatnie i dopytywali o jakieś szczegóły. Potem pokazali mu serię zdjęć przedstawiających różne osoby, zarówno te schwytane w Hogwarcie, jak i później. Scorpius niektórych potrafił zidentyfikować, a paru widział przelotnie w posiadłości pani Lidii. Najdłużej zatrzymał się przy zdjęciu Torchfoola. Mężczyzna był na nim bez wątpienia martwy, bo duża, sczerniała rana zionęła z jego klatki piersiowej. Scorpio starał się mówić bez emocji. Po raz ostatni ukrył je wszystkie za maską zimnokrwistego Ślizgona, by nie zamazywały mu obrazu całej sytuacji. Powtarzał wszystko, o czym rozmawiał z Romualdem i inne rzeczy, które usłyszał w czasie pobytu w posiadłości. Jednak gdzieś w głębi nie potrafił zdusić myśli, że równie dobrze to on mógłby być na podobnym zdjęciu. Gdzieś w przyszłości, która, miał nadzieję, nigdy się nie wydarzy.
– To prawdopodobnie nie jest nasze ostatnie spotkanie w tym temacie – powiedział pan Potter na zakończenie. – Pewnie wrócimy z kolejnymi pytaniami, gdy pojawią się nowe fakty.
Scorpius zadbał, by nawet jeden mięsień mu nie drgnął na to oświadczenie, choć wewnętrznie skręcało go nieco na myśl o kolejnym podobnym maratonie. W sumie, z jedną krótką przerwą, przesiedzieli w salonie prawie osiem godzin, a Ślizgon czuł, że nie będzie w stanie mówić przez najbliższy miesiąc.
Najwyraźniej dostrzegając jego zmęczenie, Pan Potter wstał ze swojego miejsca i poklepał go w ramię.
– Idź na górę, na drugie piętro. W pierwszym pokoju po prawej masz przygotowane łóżko i czeka tam na ciebie niespodzianka. Zasługujesz na trochę odpoczynku.
– Długo będę musiał tutaj zostać? – zapytał, spoglądając na mężczyznę.
– Póki nie zyskamy pewności, że nic ci nie grozi. To najbezpieczniejsze miejsce w Londynie, jakie znam.
Ślizgon westchnął nieznacznie. Znając szybkość działania Biura Aurorów i samego Ministerstwa, wiele wody mogło upłynąć, zanim wróci do szkoły. Nie zamierzał jednak z tym dyskutować, doskonale wiedząc, że miał przeciwko sobie zarówno ojca, jak i dwójkę Aurorów. Dlatego pogodzony z losem, pożegnał się, po czym poszedł na górę, żeby trochę się przespać.
Odnalezienie wskazanego pokoju nie było specjalnie trudne, a gdy bez wahania otworzył drzwi, zobaczył, że na jednym z łóżek leży z książką w ręku Albus. Zatrzymał się w pół kroku i przez dłuższą chwilę w milczeniu patrzył na Gryfona. Jak rzadko kiedy autentycznie zabrakło mu słów. Niby wiedział, że Potter był cały i zdrowy, ale mimo to zdarzało się, że w koszmarach prześladowała go wizja chłopaka leżącego bez życia, gdzieś na odległym Skye.
Albus, kiedy go zobaczył, odłożył na bok książkę i wstał z łóżka, po czym uśmiechnął się krzywo.
– Cześć – powiedział ledwo słyszalnie.
– Cześć – mruknął Scorpius, a potem wszedł do środka, zatrzaskując za sobą drzwi.
Ten dźwięk jakby złamał zaklęcie, bo Gryfon podszedł bliżej i bez wahania go uściskał.
– Na Merlina, jesteś najgorszym przypadkiem idioty, jakiego znam – rzucił jednocześnie, dziwnie drżącym głosem.
Scorpius nieco zaskoczony tą nagłą wylewnością ze strony Pottera, ostatecznie poklepał go po plecach.
– Beczysz? – zapytał, rozbawieniem maskując własne emocje.
– Nawet jeśli, to nic ci to nie pomoże. Mam ochotę cię udusić gołymi rękoma, albo przynajmniej tłuc tak długo po głowie, aż ci wbiję trochę rozsądku. Tylko ty mogłeś wpaść na tak debilny pomysł, żeby się przyłączyć do Rogogonów.
– Ej, nie było czasu na subtelności. Musiałem improwizować – zaczął bronić się Scorpius, a ostatecznie zdołał wyswobodzić się z uścisku i spojrzał w absurdalnie czerwoną twarz Gryfona. – Z naszej dwójki po tobie płakałoby więcej osób – dodał poważniej.
– Jak babcię kocham, naprawdę zaraz ci przywalę za podobne teksty. – Trudno było powiedzieć czy Albus był bardziej zły czy wzruszony.
– Dajesz, bo nie zamierzam cofnąć ani słowa. Poza tym trochę dramatyzujesz, zdawałem sobie sprawę z konsekwencji.
Potter jęknął i wywrócił oczami.
– Jakby mi płacili Galeona za każdym razem, gdy słyszę od ciebie to zapewnienie, to byłbym dziś bogatym człowiekiem. Przecież mogłeś do cholery zginąć!
Scorpius przymknął na chwilę oczy, a resztki rozbawienia zniknęły z jego twarzy. Kiedy ponownie spojrzał na Gryfona, po sarkastycznym Ślizgonie nie pozostał ślad.
– Wiem, ale w tamtej chwili o tym nie myślałem. Widziałem ciebie wykrwawiającego się na ziemi i wiedziałem, że muszę działać. W tamtym momencie uratowanie ciebie było dla mnie ważniejsze niż własne bezpieczeństwo.
Na te słowa Albus gwałtownie zacisnął pięści i odwrócił wzrok.
– Masz świadomość, że gdybyś zginął, nigdy bym sobie tego nie darował?
– To działa w dwie strony. Nigdy bym sobie nie darował, gdybym niczego nie zrobił. Tak to chyba działa, nie? Ta cała cholerna przyjaźń. Ale co ja tam wiem, jestem tylko przebrzydłym Ślizgonem.
Albus przez chwilę nic nie odpowiadał, jedynie rękawem przetarł twarz.
– Tak, tak to właśnie działa – rzucił.
Przez długi czas stali tak naprzeciwko siebie, patrząc w przeciwległe ściany. A może dalsze dyskusje nie były w ogóle potrzebne. Albus przecież doskonale znał Scorpiusa i z pewnością rozumiał jego pobudki. Tymczasem Ślizgon zdawał sobie sprawę, że przysporzył wszystkim zmartwień, ale wiedział też, że w tamtej chwili zrobił to, co powinien.
– Dziękuję – odezwał się w końcu Potter.
Scorpius skinął głową, po czym dodał nieco pogodniej.
– Proszę bardzo, tylko nie każ mi tego powtarzać.
Albus również się uśmiechnął, choć w jego przypadku brakowało w tym uśmiechu sarkastycznej nuty.
– Bez obaw, nie mam żadnych planów na ten tydzień.
Scorpius parsknął śmiechem i w końcu zmusił nogi do współpracy, bo zdołał dojść do przygotowanego dla niego łóżka po drugiej stronie pokoju. Z nieukrywaną przyjemnością położył się wśród miękkiej pościeli z rękoma założonymi pod głowę. Czuł się zmęczony, nie tyle fizycznie, co psychicznie i po prawdzie nie marzył o niczym innym, jak o powrocie do szkoły i wyrzuceniu z pamięci całej tej historii. Dobrze wiedział jednak, że to drugie nie nastąpi szybko.
Albus poszedł za jego przykładem i z rękoma wspartymi na kolanach, usiadł na swoim miejscu.
– Chcesz o tym w ogóle rozmawiać?
Cały Potter. Ze wszystkich ludzi, tylko on pomyślał, że Scorpius może już rzygać tym tematem.
– Nie wiem – mruknął Ślizgon, patrząc w sufit z którego ze starości odpadło już sporo tynku. – Mam wrażenie, że od kilku dni nie mówię o niczym innym, z drugiej strony są sprawy, które nie dają mi spokoju. Wiesz, suche fakty nie oddają tego wszystkiego, co tam się działo.
Mówiąc to, czuł na sobie skupione spojrzenie Albusa. Gryfon o nic nie pytał, ale po prostu pozwalał mu się wygadać.
– Dzisiaj twój tata pokazał mi zdjęcie zabitego przywódcy Rogogonów, Romualda Torchfoola i wiesz, co jest najbardziej w tym porąbane. Że mi gościa było żal. On sobie na to nie zasłużył. Oczywiście dla Ministerstwa jest winny i w świetle prawa był przestępcą. Za samo to, co zrobił tobie, powinienem chcieć go widzieć martwym, ale nie potrafię. Nie umiem się z tego cieszyć, bo wiesz, ja z nim sporo rozmawiałem i to nie był jakiś chory psychol, tylko ktoś kogo granice wytrzymałości zostały przekroczone. On chciał się jedynie zemścić za swoją rodzinę, nic więcej. I chcąc nie chcąc ja to rozumiem, bo też bywałem mściwą szują. I tak sobie myślę, że gdyby w którymkolwiek momencie ktoś zainteresował się jego losem, to to wszystko mogłoby się w ogóle nie wydarzyć. Aurorzy świętują sukces, ale to tylko wierzchołek góry lodowej. Ilu jest takich, którzy nienawidzą Ministerstwa i ciągłego zginania karku? Przecież sam byłem w tej grupie, wiem jakie to uczucie, taka bezradność. I drażni mnie, bo mam świadomość, że nic nie zdołam na to poradzić. A rozbicie Rogogonów niczego nie zmieni, bo to nie rozwiązuje problemu u podstaw. Nie likwiduje kwestii, które pchnęły tych ludzi do takich działań. Frustruje mnie to, bo zastanawiam się ilu jeszcze będzie takich Romualdów, którzy skończą martwi, bo świat czarodziejów miał ich za śmieci.
Albus przysłuchiwał się temu w ciszy z poważnym wyrazem twarzy, a kiedy w końcu Scorpius umilkł, powiedział z namysłem.
– Po tym co się wydarzyło, nie potrafię współczuć temu człowiekowi, ale rozumiem co masz na myśli. I zgadzam się, że to jest złe. Ale wiesz co? Jestem Gryfonem, a ostatnio pewien Ślizgon uratował mi życie i teraz wszyscy uważają go za bohatera. To chyba zapowiedź zmian na lepsze.
Scorpius uśmiechnął się lekko.
– Chcesz zmienić świat, zacznij od siebie, co? To trochę czasochłonna metoda.
– Wiesz czemu Rogogony są na z góry przegranej pozycji? Bo chcą rewolucją naprawiać to, gdzie potrzebna jest ewolucja.
Wbrew sobie Scorpio parsknął śmiechem.
– Zabrzmiałeś, jak jakiś polityk. Czyżbyś zamierzał startować na Ministra Magii?
Albus również się roześmiał.
– Nigdy w życiu, a szczerze mówiąc, to wcześniejsze stwierdzenie przeczytałem wczoraj w Żonglerze.
– No właśnie, naczytasz się tych szmatławców, a potem wygadujesz takie głupoty.
– Wiesz, tutaj nie ma zbyt wiele innego do roboty.
– No to teraz będziemy się nudzić razem.
Przez większość czasu Scorpius wraz z Albusem przesiadywali w pokoju, bo jak ostrzegł Gryfon ten stary dom pełen był nieprzyjemnych niespodzianek. Czytali, grali w szachy czarodziejów albo ćwiczyli proste zaklęcia. Co prawda chyba nie powinni teraz czarować, ale ten budynek był tak przesiąknięty magią, że najlepszy nawet namiar nie byłby w stanie tego rozpoznać.
Różne osoby przewijały się przez dom na Grimmuald Place. Oczywiście Potterowie i Weasleyowie, ale także sporo osób, których Scorpius zupełnie nie kojarzył. Zapewne byli to aurorzy czy jacyś pracownicy Ministerstwa. Często również przychodził Draco, czasami na jakieś spotkanie, czasami po prostu, by sprawdzić czy Scorpius jest tam gdzie go zostawił.
Jednego wieczora zobaczył ojca samotnie stojącego w salonie i patrzącego na duży gobelin powieszony na ścianie. Zaintrygowany Scorpius wszedł do środka i przyjrzał się przedstawionemu tam drzewu rodowemu. Ku swojemu zdumieniu na dole gobelinu zobaczył podobiznę Draco, Astorii i swoją własną.
– To samouzupełniający się materiał, bez niczyjej ingerencji dodaje kolejne osoby, gdy tylko się narodzą.
– Nie wiedziałem, że jesteśmy spokrewnieni z właścicielami tego domu.
Draco pokręcił głową.
– Teraz dom należy do Pottera, w przeszłości jednak zamieszkiwali go przedstawiciele rodu Blacków. Moja matka pochodziła z tej rodziny.
Scorpius powiódł wzrokiem od podobizny ojca, wyżej do Narcyzy Malfoy i jej rodzeństwa. Jedna z osób została jednak wypalona z gobelinu. Zresztą nie tylko ona. W kilku miejscach widoczne były ślady ognia.
– A co tutaj się stało? – wskazał, na wypalone miejsce koło Narcyzy.
– Andromeda Black wyszła za mąż za mugola i straciła swoje miejsce w rodzinie, podobnie jak inni, którzy mieli odmienne zdanie – odparł Draco, a potem wyraz jego twarzy stwardniał. – Ród Blacków cenił sobie czystość krwi ponad wszystko, do tego zamiłowanie do czarnej magii sprawiło, że byli idealnymi sprzymierzeńcami dla Czarnego Pana.
To powiedziawszy, ojciec przeniósł spojrzenie na wizerunek drugiej z sióstr Black – Bellatrix.
– Tę znałem osobiście, cudowna cioteczka Bella. Nigdy nie poznałem większej psychopatki. Mogę nie lubić Weasleyów, ale Molly Weasley oddała światu przysługę, pozbywając się tej wariatki.
Sarkazm w głosie ojca mógł przyprawiać o dreszcze. Naraz Scorpius zdał sobie sprawę ile mrocznych wspomnień musi przywodzić ten gobelin. Większość znajdujących się na nim osób już nie żyła, ale nadal potrafiła sprowadzać koszmary z przeszłości. Widział to w stalowych oczach ojca i mocno zaciśniętych szczękach.
– Ale babcia nie była chyba do niej podobna?
Wspomnienie Narcyzy wyraźnie złagodziło wyraz twarzy ojca.
– Nie, ale była z nich trzech najsłabsza i nie potrafiła powstrzymać szaleństw siostry. Z czasem zaczęła się jej wręcz obawiać. Moja matka nie chciała brać udziału w wojnie, ale jak w przypadku wielu innych, nikt nie pozostawił jej wyboru. Z mężem śmierciożercą i siostrą, która kochała Czarnego Pana obłąkańczą miłością, robiła wszystko, by uchronić przed niebezpieczeństwem swoją rodzinę, uchronić mnie. – Po twarzy Draco przeszedł cień uśmiechu. – Tak naprawdę była bardzo odważna, na swój specyficzny sposób. To jej wszystko zawdzięczamy. Gdyby nie jej odwaga i determinacja, ten świat i nasze życie wyglądałoby zupełnie inaczej. I choć działała z egoistycznych pobudek, to miała swój mały wkład w zwycięstwo obrońców szkoły. A to pozwoliło przetrwać naszej rodzinie. Wielka szkoda, że nie dożyła do dzisiejszego dnia, byłaby z ciebie bardzo dumna. Zresztą tak samo jak ja.
W jednej chwili Scorpius zdał sobie sprawę, że nie wie, gdzie podziać oczy. Mimo że tak wiele na przestrzeni ostatnich lat zmieniło się w jego relacjach z ojcem, to nadal nie przywykł do pochwał z jego strony. Jednak nie zamierzał zachowywać się jak dziecko, ostatecznie przezwyciężył tyle trudności, by umieć zachować się jak na dumnego Ślizgona, jak na Malfoya przystało.
Dlatego wyprostował się i spojrzał na ojca.
– Dziękuję – odparł, po czym uśmiechnął się przebiegle. – Uczę się od najlepszych. Ty też pokazałeś klasę.
Draco wzruszył lekko ramionami.
– Nie robiłem tego, by komukolwiek coś udowadniać. Robiłem to przede wszystkim dla ciebie, byś nigdy, w żadnych okolicznościach nie znalazł się w takiej sytuacji jak ja w młodości. Ten świat nie jest sprawiedliwy i nigdy nie będzie, ale na ile to możliwe, chcę byś miał wybór. Byś sam mógł o sobie decydować.
Scorpius zamyślił się na chwilę. W przeszłości nienawiść między czarodziejami sprawiła, że Voldemort zdołał zyskać tak wielką potęgę. Kto wie do czego doprowadziłyby działania Rogogonów, gdyby nikt nie zdusił ich w zarodku. Nie przypuszczał jednak, że właśnie taka była motywacja ojca. Po raz kolejny udowadniał, że rodzina jest dla niego najważniejsza i świadomość tego powodowała, że Scorpio czuł przyjemne ciepło w piersi. Może Draco nie był najmilszym i najbardziej życzliwym czarodziejem w okolicy, ale z pewnością był wspaniałym ojcem. Scorpius mógł jedynie żałować, że musiało się tyle wydarzyć, by to do niego dotarło.
Po raz ostatni spojrzał na gobelin.
– Może też powinniśmy sobie taki w domu zrobić, ale taki, żebyście ty i mama byli na górze. Wiem, że przeszłość jest ważna, ale nie powinna definiować tego, co robimy. Ja nie zamierzam się temu poddać. Może w moim żyłach płynie krew wielu pokoleń czarnoksiężników, ale to nie świadczy o tym kim jestem, ani co robię. Na pewno znajdą się tacy, którzy będą próbowali przypiąć mi różne łatki, udowadniać, że wiedzą lepiej kim jestem niż ja sam. Dawniej się tego obawiałem, ale teraz, chyba jestem gotowy pokazać im wszystkim środkowy palec. Jestem Scorpius Malfoy ani więcej, ani mniej.
Na to oświadczenie Draco położył rękę na jego ramieniu. Nic nie dodał, ale Scorpius widział w szarych oczach ojca, jak bardzo cieszą go te słowa. Wiele się wydarzyło, tych dobrych i tych złych rzeczy, ale przynajmniej jednego Scorpius był pewien. Będzie szedł z podniesioną głową i podejmował takie decyzje, by móc bez obrzydzenia spoglądać w lustro. A jeśli ktoś będzie miał z tym problem, to… no cóż… nie zadowoli się wszystkich.
Tydzień później Scorpius wraz z Albusem dostali polecenie, by wieczorem byli gotowi do drogi. Zebrawszy pośpiesznie swoje rzeczy, obaj zeszli tuż przed kolacją do mrocznego salonu na Grimmuald Place. Ku swemu zdumieniu zobaczyli tam stojącą przy kominku profesor Lunę Skamander.
Chcąc nie chcąc Scorpius uśmiechnął się na jej widok. Mogła być ekscentryczna i nieco oderwana od rzeczywistości, zwłaszcza jeśli tak jak teraz patrzyła na nich tym swoim rozmarzonym spojrzeniem, ale była jednym z tych nauczycieli, o których Scorpius wiedział, że nigdy nie odmówi nikomu pomocy, nawet narażając własne życie.
– Cieszę się, że wróciła pani do zdrowia – powiedział, podchodząc bliżej.
Kobieta skinęła głową.
– Na szczęście wszyscy wyszliśmy z tej awantury obronną ręką. Nawet Grzywek znalazł drogę do domu.
Scorpiusa jakoś nie zdziwiło, że profesor Skamander wspomniała hipogryfa. Zapewne martwiła się o zwierzę nie mniej niż o uczniów.
– Gotowi? – zapytała po chwili, spoglądając na chłopców.
Scorpius wymienił spojrzenie z Albusem, a potem obaj pokiwali głowami.
Pani Skamander przeprowadziła ich kominkiem wprost do gabinetu dyrektorki. Profesor McGonagall siedziała na swoim miejscu i przywitała ich zwyczajowym łagodnym uśmiechem.
– Szkoła została dwukrotnie sprawdzona, a wszystkie znane nam wyjścia zostały obłożone dodatkowymi zabezpieczeniami – powiedziała, kiedy chłopcy usiedli na wskazanych im miejscach. – Żywię szczerą nadzieję, że żaden z was nie będzie próbował ani miał potrzeby z nich korzystać. Liczę również, że w tym roku szkolnym waszym największym zmartwieniem będzie jak najlepsze zaliczenie SUM–ów.
– Pani profesor – wtrącił Scorpius. – Ja naprawdę o niczym innym nie marzę.
Albus również pokiwał głową na zgodę.
– Wierzę, ale oboje wiemy, że masz niepokojącą skłonność do ściągania na siebie problemów – dodała pół żartem, pół serio profesor McGonagall. – Na szczęście obecność pana Pottera zdaje się nieco niwelować ten efekt.
Albus przełknął ciężko na to oświadczenie.
– Postaram się przypilnować, by nie wpakował się w żadne nowe kłopoty.
– Oboje się na tym skupimy.
Scorpius nieco zdumiony spojrzał najpierw na nauczycielkę, a potem na przyjaciela. Oboje zdawali się zawiązać jakieś przymierze w kwestii dbania o jego dobre prowadzenie się. Nie był pewien czy bardziej go to cieszy czy przeraża. Miał przeczucie, że szybko nie odzyska pełnej samodzielności. Z drugiej strony tej dwójce zawdzięczał tak wiele. Gdyby nie oni, nie siedziałby tutaj. Może wciąż uczęszczałby do szkoły, a może już dawno z niej uciekł i teraz w najlepsze karmiłby swoją nienawiść, tak jak ci, którzy przyłączali się do Rogogonów. On jednak obrał zupełnie inną ścieżkę, to oni, właśnie ta dwójka, pokazali mu, że nie jest skazany tylko na jedną konkretną, paskudną przyszłość. Uwierzyli i pomogli mu uwierzyć, że może być czymś więcej. Więcej niż tylko synem śmierciożercy, więcej niż kłamliwym Ślizgonem, więcej niż oślizgłym wężem. Był kimś więcej i zamierzał udowodnić to całemu czarodziejskiemu światu.
– Macie sporo materiału do nadrobienia z zaległych trzech tygodni – skwitowała w końcu McGonagall. – Ale tym zajmiemy się jutro. Teraz idźcie na kolację.
Chłopcy bardzo chętnie przystali na tę propozycję i wstali z miejsc. Nim jednak Scorpius wyszedł z gabinetu, jeszcze raz odwrócił się i spojrzał na siedzącą za biurkiem dyrektorkę, po czym uśmiechnął się. Ta odpowiedziała tym samym, a potem gestem dłoni dała mu znać, że nie powinien tu więcej marnować czasu.
Szli korytarzem w stronę Wielkiej Sali. Było już dość późno, ale liczyli, że zdążą się jeszcze załapać na końcówkę kolacji. Nie spodziewali się zastać tam zbyt wielu uczniów, ale tak może było i lepiej, nie potrzebowali jeszcze większego rozgłosu wokół siebie. Prorok wystarczająco już naskrobał o niespodziewanym zmartwychwstaniu syna Harry'ego Pottera i o Scorpiusie, który przyczynił się do rozbicia niebezpiecznej zgrai wykolejeńców. Mimo to ani on, ani Albus nie mieli wątpliwości, że będą główną atrakcją szkoły przez następne tygodnie, a przynajmniej do najbliższego wyjazdu do Hogsmeade. Po prawdzie żaden z nich nie miał na to większej ochoty. Tym bardziej ta późna kolacja była im na rękę, dzięki temu mogli przynajmniej do jutra odwlec…
Scorpius wraz z Albusem stanęli jak wryci, kiedy zobaczyli trzy czwarte uczniów stojących w Wielkiej Sali. Patrzyli w osłupieniu, jak kolejne osoby zaczynają klaskać, aż w końcu wrzawa ogarnęła całe pomieszczenie.
Nagle drzwi się za nimi zatrzasnęły, a kiedy się odwrócili zobaczyli stojących na straży Karla i Zacka.
– Chyba nie sądzicie, że damy wam nawiać – odezwał się blondyn z niezwykle ślizgońskim uśmiechem wymalowanym na twarzy.
– Nigdy więcej nie spuścimy cię z oka – dodał od siebie Karl, patrząc nieco poważniej na Scorpiusa. – Ciebie po prostu nie można zostawić samego.
Mimo rozbawienia, Ślizgon miał w oczach wypisaną troskę i Scorpius zdał sobie sprawę, że McGonagall i Albus to nie jedyne osoby, które zawsze stały po jego stronie. Swoim kumplom z Domu również wiele zawdzięczał. Pewnie nawet nie zdawał sobie do końca sprawy, jak wiele.
– Albus! – Usłyszeli nagle wołanie, a po chwili tuż koło nich zatrzymała się Lily. Gryfonka najpierw uściskała brata, a potem uwiesiła się na szyi Scorpiusa.
– Strasznie za wami tęskniłam! – powiedziała, kiedy opanowała się nieco.
Scorpius ostatni raz widział ją, kiedy nieprzytomna leżała na grzbiecie hipogryfa. Tym bardziej się cieszył, że nie odcisnęło to na niej żadnego piętna.
– Mnie też brakowało twojego entuzjazmu – rzucił z przekornym uśmiechem. Gryfonka jednak nie wyglądała na dotkniętą, bo tylko uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
– Wszyscy tutaj słyszeli, co zrobiłeś żeby ratować Albusa – pociągnęła nieco poważniej. – To było strasznie głupie i niesamowicie odważne.
Scorpius z trudem powstrzymał wywrócenie oczami. Nie czuł się bohaterem, zresztą to nigdy nie było dla niego ważne.
Nagle Lily wspięła się na palce i pocałowała go w policzek.
– Uratowałeś mnie i mojego brata. Nigdy tego nie zapomnę – dodała stanowczo.
Scorpius poczuł się nieco skonsternowany, zwłaszcza, że czuł na sobie wiele bardzo dwuznacznych spojrzeń. I nagle wśród wielu par oczu spostrzegł te, których nie spodziewał się tutaj zobaczyć.
Pośród dziewcząt ze swojego roku stała Elizabeth i z łagodnym uśmiechem przyglądała się całej scenie.
Nie zastanawiając się wiele, Scorpius wyminął Lily i przeszedł przez salę w kierunku Krukonki. Miał wrażenie, że ją również widział wieki temu. Przed oczami stała mu scena, jak z rannym Draco znikała w kominku w posiadłości Malfoyów. W tamtej chwili jej pomoc okazała się nieoceniona.
Będąc wśród Rogogonów nie mógł sobie pozwolić na sentymentalną tęsknotę, ale teraz z pełną siłą zdał sobie sprawę, jak bardzo brakowało mu jej obecności.
– Co tutaj robisz? – zapytał, zatrzymując się krok przed nią.
Lizzy obrzuciła go nieco krytycznym spojrzeniem, a potem skrzyżowała ręce na piersi.
– Trzy dni temu skończyłam siedemnaście lat – odparła. – Twoja mama nawet upiekła ciasto.
– Rozumiem. Czyli nie musisz się już ukrywać.
Dziewczyna pokręciła głową i na moment odwróciła spojrzenie.
– Nie muszę i zresztą nie zamierzam. Rozmawiałam z ojcem Albusa i składałam zeznania.
Scorpius poczuł nagle nieprzyjemne wyrzuty sumienia. To na pewno nie było dla niej proste, a jego nie było przy niej, choć obiecywał, że będzie ją wspierał. Po chwili jednak twarz Elizabeth rozpogodziła się i dziewczyna ponownie przeniosła na niego wzrok.
– Postanowiłam wziąć z ciebie przykład. Skoro ty mogłeś stanąć twarzą w twarz z Rogogonami, to ja mogę zmierzyć się z własnymi demonami – dodała stanowczo.
Scorpius pokiwał ze zrozumieniem głową.
– Cieszę się, to bardzo dobra decyzja.
– Mam nadzieję, bo teraz już nie mam odwrotu.
Scorpius spojrzał na dziewczynę i choć jej twarz była spokojna, to widział wciąż ten głęboko tajony lęk. Mimo wszystko to z pewnością nie była dla niej łatwa decyzja.
Nagle, niczym za sprawą impulsu, pokonał dzielącą ich odległość i dotknął jej twarzy.
– Od wielu rzeczy nie ma już odwrotu, prawda? – zapytał i nie czekając na odpowiedź, bez wahania ją pocałował.
Słyszał za sobą zdumione szepty i zaskoczone pytania innych Krukonek, ale ani jednymi, ani drugimi nie zamierzał się przejmować. Wrócił do szkoły i był otoczony przez bliskie mu osoby. Pewnie jeszcze nie raz wpakuje się w kłopoty, nie raz będzie pomstował na przewrotny los, ale teraz był zwyczajnie szczęśliwy, i na Merlina, nie zamierzał za to przepraszać.
Koniec.
30.11.2020
CORBAN YAXLEY SKAZANY!
Przeszło dwa miesiące od schwytania zakończył się proces byłego śmierciożercy i obecnego przywódcy Rogogonów – Corbana Yaxley'a. Wizengamot nie miał wątpliwości, różdżka czarnoksiężnika została komisyjnie zniszczona, a on sam trafił do Azkabanu, gdzie odsiadywać będzie wyrok dożywotniego więzienia. Możliwość ubiegania się o zwolnienie warunkowe sędziowie ustanowili za czterdzieści dziewięć lat.
– To wielki sukces dla magicznego wymiaru sprawiedliwości – wypowiadał się dla naszego dziennikarza prokurator naczelny. – Ten człowiek już nigdy nie zagrozi naszemu społeczeństwu, ani nie będzie przeciągał w stronę czarnej magii młodych czarodziejów. Dzisiejszy dzień możemy uznać za ostateczne pokonanie gangu Rogogonów.
01.12.2020
ZNISZCZENIE MIENIA PUBLICZNEGO.
Dzisiejszej nocy nieznani sprawcy wypalili na drzwiach budynku Wizengamotu plugawy napis. Choć urzędnicy natychmiast go usunęli, to nasz reporter dotarł do osoby, która pierwsza go zauważyła. Według jej słów, napis głosił: „Raniąc smoka, nie można go zabić, można go tylko rozjuszyć."
15.02.2021
WYSOKI WYROK NA WPŁYWOWYM CZŁONKU MINISTERSTWA.
Po kilku miesiącach procesu, ostatecznie został skazany Ambroży Nash. Sędziowie przychylili się do argumentów prokuratury i uznali go winnym za znęcanie się nad żoną i córką, a także wielokrotne wręczanie łapówek i wykorzystywanie posiadanych wpływów w celu ukrycia swoich działań. Powołany psycholog ze szpitala Świętego Munga, orzekł, że pan Nash był w pełni świadom popełnianych czynów i nie może być uznany za niepoczytalnego. Z tego też powodu sąd wycofał wniosek o umieszczeniu go w oddziale zamkniętym. Zamiast tego zasądzone zostało osiem lat osadzenia w Azkabanie.
Jednocześnie wciąż prowadzona jest sprawa jego syna, który wielu z zarzucanych mu czynów dokonał nie będąc jeszcze pełnoletnim. Wobec niego na ten czas zostały postawione zarzuty fizycznego i psychicznego znęcania się nad siostrą, a on sam został osadzony w zakładzie psychiatrycznym, gdzie przechodzi leczenie.
01.09.2021
HISTORYCZNE ZMIANY W HOGWARCIE
Po raz pierwszy od swego założenie dzisiejszego dnia nie odbyła się ceremonia przydzielenia uczniów do czterech Domów. Tiara nie pojawiła się na inauguracji nowego roku szkolnego, natomiast uczniowie zostali podzieleni na grupy, ciągnąc losy. W ten sposób utworzone zostały cztery klasy, które jednak nie przynależą do żadnego z wcześniejszych Domów.
– Starsze roczniki pozostaną jeszcze w układzie Domów, natomiast od tego roku, po długich naradach z nauczycielami, rodzicami i przedstawicielami ministerstwa, ich działalność będzie stopniowo redukowana – tłumaczyła w ekskluzywnym wywiadzie dla Proroka dyrektor szkoły Minerwa McGonagall. – Na przestrzeni lat coraz jaśniej zdawaliśmy sobie sprawę, że tak wczesne dzielenie dzieci na zdefiniowane grupy, powodowało tworzenie trwałych podziałów w ich przyszłym życiu. Szkoła powinna być miejscem rozwoju, a nie nadawania piętna jednej czy drugiej frakcji. Wiem, że dla wielu ta zmiana będzie uderzeniem w wielowiekową tradycję, ale nie powinniśmy przyjmować za pewnik czegoś, tylko dlatego, że tak jest przyjęte od lat. Założyciele szkoły stworzyli Domy, głównie dlatego, że nie potrafili dojść do porozumienia. Po części były one odzwierciedleniem ich własnych konfliktów. Czy więc musimy ślepo za tym podążać? Czy ostatnie dwie dekady nie pokazały nam jak destrukcyjne te podziały są dla naszego społeczeństwa? Hogwart ma być miejscem budowania jedności wśród czarodziejów i do tego będziemy dążyć. Taki postawiliśmy sobie cel na najbliższe lata naszej działalności.
01.09.2027
NOWY ROZDZIAŁ W HISTORII HOGWARTU
Z dniem dzisiejszym oficjalnie pożegnaliśmy dawny ustrój szkoły. Z końcem poprzedniego roku szkolnego, ostatnie roczniki uczące się w Domach, zakończyły swoją edukację. Wraz z tym Gryffindor, Ravenclaw, Hufflepuff i Slytherin oficjalnie przeszły do historii. Dziś po raz pierwszy w czasie uroczystości rozpoczęcia, w wielkiej sali nie wisiały godła czterech Domów. Wielu zapewne będzie wspominać je z sentymentem, ale jak pokazały ostatnie lata, kierunek obrany przez dyrektor McGonagall nie wpłynął negatywnie na poziom kształcenia w Hogwarcie.
Jednocześnie jak relacjonował nasz wysłannik, wielu uczniów twierdzi, że brak stresu związanego z przydziałem do Domu pierwszego dnia szkoły, zmienił sposób postrzegania przez nich tego wydarzenia.
Dodatkowo dowiedzieliśmy się o zmianach kadrowych wśród nauczycieli. Miejsce nauczyciela Mugoloznastwa, objęła w tym roku Estera Moonbrown, o której głośno było kilka lat temu, kiedy na szerszą skalę zapoczątkowany został program repatriacji czarodziejów ze świata Mugoli. Pani Moonbrown była jedną z pierwszych, która wznowiła swoją edukację w Hogwarcie, po trzech latach nauki w mugolskiej placówce.
Drugą ze zmian było przejście na emeryturę profesora Filiusa Flitwicka, wieloletniego nauczyciela Zaklęć i Uroków. Ogłoszone zostało, że jego obowiązki przejmie protegowany samej dyrektor McGonagall – Scorpius Malfoy. Artykuł poświęcony ciekawemu życiorysowi tego młodego czarodzieja możecie przeczytać na stronie 16.
That's all folks.
Dziękuję wszystkim, że przetrwaliście ze mną aż do tego miejsca. Mam też nadzieję, że mój fik sprawił wam choć odrobinę przyjemności.
W szczególności chciałam podziękować Błotniakowi Stawowemu, która betowała większość z powyższych rozdziałów, a także Gii, na której komentarze zawsze mogłam liczyć i która motywowała mnie do pisania.
Nie będę się zarzekać, że nigdy nie napiszę już nic o Scorpiusie, bo naprawdę lubię tę postać, jednak na ten czas nie planuję żadnej kontynuacji. Dajmy chłopakowi trochę spokoju, zasłużył na to ;).
Jednak gdyby komuś wciąż było mało, to daję Wam jeszcze jeden dodatek, który prezentuję poniżej.
Jeszcze raz serdecznie dziękuję wszystkim i każdemu z osobna i do zobaczenia w przyszłości.
Cephiednomiko
