113. Rozdział o skrzynkach, lusterkach i pałacach.

Draco został sam w salonie Severusa Snape'a, kompletnie oniemiały. Dyrektor, który nie wiedzieć czemu ulotnił się przez kominek, tak szybko jak się pojawił, wyglądał jakby go ktoś poważnie zniechęcił do życia, a do rozmowy w szczególności. Natomiast sądząc z jego nieskładnego mamrotania pod nosem, kompletnie odjechał mu tramwaj poczytalności psychicznej.

A jednak pozostawała kwestia huku, który go obudził. Może ten sam huk ściągnął tu dyrektora?

Malfoy podrapał się po karku i poszedł zajrzeć do Severusa. Sypialnia była pogrążona w ciemności i Draco wszedł tam po cichu, choć bardzo wątpił, żeby scena, która właśnie miała tu miejsce, nie zaalarmowała Pottera, gdyby tu był. Rzucił Lumos i jego oczom ukazało się kompletnie puste pomieszczenie.

- Wiedziałem – warknął pod nosem. Nie miał pojęcia kiedy, ale te dwie żmije w między czasie ustaliły coś istotnego, co najwyraźniej umknęło jego uwadze. Żałował, że nie ma teraz dostępu do myślodsiewni ojca, żeby przejrzeć pod lupą całe popołudnie… A jednak czegoś się nauczył pracując z ciotką i ucząc się klątw.

Zirytowany ponad wszelką miarę, zraniony, z rosnącym poczuciem, że został oszukany, postanowił powędrować do fortu, który zbudował w swojej jaźni, w nadziei, że znajdzie tam jakąś wskazówkę zniknięcia obu brunetów. Zajęło mu to chwilę, bo serce waliło mu jak oszalałe, a krew w skroniach pulsowała natarczywie, ale w końcu zanurzył się w tak dobrze znajomy sobie chłód własnego pałacu pamięci.

Powoli wszedł do sadzawki, na powierzchni której skrzył się lód. Mógł niemal poczuć w kościach przenikający wszystko mróz i poczuł się z nim bezpiecznie. Zimno zawsze mu pomagało. Nawet jako dziecko, gdy był bardzo zdenerwowany, to właśnie śnieg go uspokajał. Pamięta, że dużo trudniej było mu się wyciszyć latem, kiedy cały świat skąpany był w słońcu i duchocie. Lato zawsze czymś pachniało… podczas gdy zima, była po prostu czysta.

Wokół niego panowała głucha cisza. Żadnego ćwierkania ptaków, żadnego powiewu wiatru. Czując względny spokój opuścił sadzawkę i stanął bosymi stopami na skrzących się w promieniach słońca drobinkach lodu. Był w domu. Wystarczyło tylko wejść do posiadłości stojącej przed nim i zajrzeć do świeżo powstałego pokoju. To tam ukrył się podstęp, to tam siedziała zdrada, tam znajdowała się chwila, w której Harry postanowił znów coś przed nim zataić. Gdy przez chwilę wydawało mu się, że sprawy z ojcem można ułożyć, że można na niego liczyć, że zjawia się właśnie wtedy, gdy jest najbardziej potrzebny… on kradnie mu Harry'ego sprzed nosa.

Draco czuł jak lód skuwa jego serce, gdy tylko przekroczył próg budynku. Umysł przejął kontrolę, widzenie nabrało ostrości. Emocje zostały za progiem. Nie były mu do niczego potrzebne. Wszedł w głąb srebrzystego korytarza, którego każda powierzchnia pokryta była lodem i skierował swe kroki do pokoju najbliżej wyjścia. Nacisnął klamkę i znalazł się twarzą w twarz z samym sobą, siedzącym na łóżku z lusterkiem w dłoni.

Widział jak przerywa na chwilę rozmowę z ojcem i znika na moment z wizji, żeby wygrzebać z kieszeni magiczną monetę Granger. Wymamrotał kilka słów do przedmiotu, po czym znów schował go w spodnie.

- Harry zaraz tu będzie. – Uśmiechnął się promiennie i przygryzł wargę. – Jak... Jak się czujesz?... Rety, mam tyle pytań...

- Draco... – zaczął ojciec.

- Wiem, zaraz mi powiesz, że są ważniejsze rzeczy na głowie... Należy mi się. Ale... – Szare oczy spojrzały na niego smutno. – Potrzebowałem cię, myślałem, że zobaczę Bloody Mary. Zapomniałem, że Harry dał ci... I nagle jesteś. Właśnie teraz. – Uśmiechnął się łagodnie.

- Smoku... – Lucjusz przymknął oczy. Czuł, że emocje znów nie chcą go słuchać. – Ja...

Chłopak siedzący na łóżku poprawił włosy.
- Nie teraz, tato... Będzie czas na tę rozmowę. Na wyjaśnienia... Mam... Jesteś bezpieczny? Czy możesz w ogóle mi coś powiedzieć? Czy... Jak się czujesz? Jak w ogóle...

Odgłos otwierania drzwi wszystko przerwał.

- Hej kocie! O co ten raban? – Harry stał w progu pokoju, z różdżką w dłoni i bardzo czujną miną. Draco ponaglił Pottera, wskazując na lusterko. – Pieprzysz?! – Brunet rozpromienił się i natychmiast doskoczył do łóżka, na którym siedział Malfoy, wsadzając głowę w pole widzenia Lucjusza. – No w końcu! – wypalił z uśmiechem – mamy tu niezły bałagan. Nie chciałem użyć tatuażu, ale sami sobie nie poradzimy, myślę że... Matko, wyglądasz jak kupa goblina. Coś ty tam miał za misję?

Lucjusz uśmiechnął się niepewnie, pierwszy raz tego wieczora.
- Wiesz doskonale, że to nie czas ani miejsce. Dziadek i tak ma mnie po dziurki w swoich włochatych uszach za niesubordynację. Nie ma na to czasu. Co z Severusem? – Harry posmutniał w jednej sekundzie.

- Źle, bardzo źle. Nott rozwalił tatuaż... A wszyscy wiemy co się dzieje, jak magiczne bestie bawią się tatuażami, w których są zaklęte... no wiesz, czary.

- Możesz mi na siedem piekieł wyjaśnić czemu nie wezwałeś pomocy stada? – spytał mężczyzna.

- Dziewięć.

- Co? - spytali jednocześnie Harry i Lucjusz.

- Dziewięć piekieł – wtrącił Draco, wciąż w szoku, widząc zażyłą komunikację między tą dwójką. Harry wyszczerzył się i pocałował Draco w policzek, po czym jego uwaga wróciła znów do starszego Malfoya, a twarz nabrała ostrości rysów.

- Może dlatego, że jak ostatnio Nott gwałcił Sev'a, stary nie ruszył dupy z Włoch i musiałem obiecać temu siwemu cukierkożercy z Hogwartu, że go wesprę z Riddlem, żeby uzyskać jakąkolwiek pomoc od kogoś dorosłego.

- Harry... – odparł Lucjusz smutno i westchnął.

- To w porządku. Voldemort zasługuje na śmierć. Teraz przynajmniej mam w sobie wystarczająco nienawiści, żeby rzucić Avadę na nich obu...

- Skup się, Harry, musicie mi powiedzieć co się stało. Po kolei. Jeszcze nie wiem jak, ale przyrzekam, że coś wymyślę. Severus musi... – Lucjusz urwał i wypuścił powietrze z płuc. – Smoku, może ty zaczniesz? – powiedział łagodnie mężczyzna, spoglądając na syna. – Jeszcze raz, jak najdokładniej.

Harry zamknął się i spojrzał na kochanka. Dopiero teraz zdawał się dostrzec jego napięcie. Czy Draco był już wtedy zły? Smutny? Harry zdawał się z jakiegoś powodu niepewny, ale ojciec najwyraźniej wiedział co robi. Wzrok Pottera wrócił do twarzy w lusterku. Mężczyzna był przerażony i teraz Draco widział to jak na dłoni... wtedy, kompletnie mu to umknęło. Harry nie wyglądał nic lepiej, co Draco zrzucał na niewyspanie i martwienie się o Severusa. Coś jednak było nie tak. Lucjusz wydawał się... rozbity... rozkojarzony… a może pokonany? Czyżby jego misja nie poszła najlepiej? O jakiej w ogóle misji wspominał Potter? Musiał o to potem dopytać, jeśli będzie kogo, inaczej imploduje z ciekawości.

Skończyli rozmawiać chwilę przed północą. Lucjusz nie wyglądał na zadowolonego po tym co usłyszał, co tylko wzmogło niepokój Pottera. Ojciec spisał wszystkie czary i eliksiry, których próbował Harry do tej pory, po czym obiecał sprawdzić w laboratorium i poszukać w notatkach wujka jakiś rozwiązań. Powiedział, że będzie kontaktował się później, prosząc żeby któryś z nich miał przy sobie lusterko, Potter natychmiast schował je w kieszeń. To miało sens. Dlaczego Harry nie wpadł na to wcześniej? Ach tak, był zbyt zajęty szukaniem rozwiązań pod własnym nosem, żeby marnować czas na próby skontaktowania się z czarodziejami we Włoszech. To nie tak przecież, że któryś się tu zjawi.

Gdy skończyli, Harry chodził po pokoju Draco, wydeptując kręgi w dywanie. Nosiło go i chciał coś zrobić, najchętniej przyłożyć komuś. Nie znosił bezczynności i strachu, a oba te zjawiska towarzyszyły mu już kolejny dzień. Zatrzymał się nagle i spojrzał na Malfoya.

- Draco, rety, strasznie cię przepraszam. Pewnie chciałbyś pogadać z Lucjuszem dłużej, i nie o Severusie, tylko o… no, wiesz, o was. - Brunet podrapał się po głowie, robiąc bałagan w i tak już potarganych włosach. - Macie tyle do nadrobienia. On musi ci to wszystko opisać. Wyjaśnić. Ja mógłbym jakieś skrawki, które znam… ale to nie moje. Prawda?

- Prawda – odparł Draco cicho.

- Jesteś zły? – Zielone oczy wpatrywały się w jego własne.

- Nie – skłamał płynnie. A jednak już wtedy skłamał. Nie wie co wkurzało go bardziej, to że Harry z taką swobodą rozmawiał z jego ojcem, czy może to, że Lucjusz zdawał się uśmiechać, gdy patrzył na bruneta. Kiedy natomiast jego wzrok padał na jego własne odbicie, Lucjusz spinał się, a jego twarz nabierała nieprzyjemnego wyrazu. Draco trudno było to rozszyfrować. W ciągu tej jednej pogawędki, jeśli tak można by nazwać ten raport, przez twarz jego ojca przewinęło się więcej emocji, niż Draco pamiętał z całego swojego życia.

Powoli, wycofując się tą samą drogą, którą się tu znalazł, Draco opuścił najpierw pokój, potem cały fort, by po chwili znów siedzieć na dywanie w salonie Snape'a.

Nie fatygował się żeby wstać. Nie miał na to ochoty. Otoczył kolana ramionami i schował głowę między nimi. Łzy płynęły po jego twarzy i nie zamierzał ich zatrzymywać. Był sam, w pokoju mężczyzny, który kłamał zawodowo, opuszczony przez ojca, którego nie znał ani trochę, którego ekspresji nie potrafił odczytać. Znał tylko maskę, wiedział jak czytać z tej maski, gdy pojawiały się na niej drobne cienie. Potrafił mówić do tej maski i potrafił jej słuchać. To dzięki niej jest tym kim jest. Dzięki temu wychowaniu ma swój lodowy pałac w głowie i bez trudu kontroluje wszystko co związane ze śniegiem.

A teraz się okazało, że człowiek, który go stworzył, zbudował od podstaw… był tylko złudzeniem, stworzonym na potrzeby jakiejś głupiej misji. W tej jednej chwili Draco pojął, że ojciec, Lucjusz Malfoy którego znał… umarł tamtego dnia w Ministerstwie Magii.


Lucjusz długo się zastanawiał jak powinien postąpić. Z jednej strony jego serce było już wystarczająco poranione i chciał to wszystko załatać. Przytulić syna i wszystko mu powiedzieć. Wszystko. Od początku całej tej absurdalnej historii. Kim jest dziadek, co robią i dlaczego wybrał Severusa, a nie jego matkę. Znał jednak Draco na tyle dobrze iż wiedział, że nie obejdzie się bez trzaskania drzwiami, obrażonej miny, dąsania się, aż po zrozumienie, które w końcu nadejdzie. Zawsze nadchodziło.

A jednak teraz nie miał na to czasu. Miał do uratowania kochanka, zrobienie porządku z rozoranym tatuażem, sprawdzenie jego zdrowia i wyciągnięcie go ze stanu zbyt zbliżonego do stuporu Longbottomów. Lucjusz w tej chwili czuł potworny ból głowy. Emocji było za dużo, jednak to strach wybijał się na czoło peletonu i nie wiedział czy potrafi go oswoić na tyle, by spokojnie wejść do głowy kochanka. Obecność Draco tylko by to potęgowała. Nie mógłby być sobą, obawiając się reakcji syna.

Draco kochał Severusa. Całe życie uważał go za przyjaciela rodziny, wujka i opiekuna. Ojca chrzestnego. A jednak Lucjusz potrzebował teraz pocałować nieprzytomnego bruneta, jakby to go miało obudzić, jak w bajkach. Potrzebował odgarnąć włosy z jego policzka i obiecać gwiazdkę z nieba. Ale przede wszystkim potrzebował traktować jak kochanka, za którym szaleje od ponad dwudziestu lat. Do tego musiał pozostać sobą, a Draco w tej chwili nie był gotowy na poznanie swojego ojca bez masek. A może to Lucjusz nie był gotowy pokazywać się bez nich przed swoim synem?

Calisto oczywiście zdała raport szefowi z ich planów. Nie miał pojęcia po co jej cokolwiek powiedział, chyba zwyczajnie wydawał się sam sobie za słaby, by przez to przebrnąć bez wsparcia. El Grinni zjawił się niemal natychmiast i ku zaskoczeniu Lucjusza, nie dość że nie oponował, dodatkowo obiecał dezaktywować tatuaż Snape'a, żeby resztki jego magii nie robiły zamieszania. Lucjusz był zdziwiony układnym zachowaniem dziadka. Wzbudziło w nim podejrzenie, że albo stan Severusa był bardzo krytyczny, albo on sam zamieniał się w bestię i dziadek chciał uprzyjemnić mu resztki życia, jakie mu zostały, pobłażając przez chwilę.

Nie potrzebował wiele, jedno zdanie posłane lusterkiem bezpośrednio do Pottera, by chłopak przygotował wszystko do aportacji. Jedno zdanie, by kolejny raz zdradzić swoją krew. Potem już tylko Omelhorn i kominkiem do Hogwartu. Wierzył, że nie będą zablokowane na jego sygnaturę magiczną, skoro był uznany za martwego od kilku miesięcy.

Nie miał czasu na emocje. Kiedy wkroczył w zielone płomienie, wylądował bez przeszkód w salonie w lochach. Wzrok jego i Pottera spotkał się i chłopak z gotową torbą pod ręką, ruszył bez słowa do sypialni Mistrza Eliksirów. Lucjusz zacisnął szczęki, widząc kochanka w tak podłym stanie i bez namysłu wziął go na ręce. Severus zdawał się lekki, jakby schudł odkąd się ostatnio widzieli, a może to Lucjusz zdobywał nieludzką siłę wilkołaków? Snape pewnie by mu wyłożył jakieś naukowe teorie o adrenalinie... Skup się Malfoy, pomyślał, po czym skinął głową na chłopaka, a ten patrząc na niego załzawionymi oczami, chwycił go za ramię. Lucjusz wziął wdech, jakby zaciągał się mocą i aportował ich obu prosto do Włoch.

- Draco mi tego nie daruje – syknął Harry, gdy tylko wylądowali. Lucjusz nawet na niego nie spojrzał, nie miał sił odpowiadać. Położył trzymanego na rękach Severusa i zacisnął usta, jakby chciał powstrzymać krzyk. Chłopak musiał słyszeć jak Lucjusz stara się opanować oddech, a z nim swoje emocje i wycofał się instynktownie.

Lucjusz klęknął przy łóżku, na którym położył kochanka i nie był w stanie dłużej powstrzymać emocji. Łzy pociekły po jego policzkach, a drżące dłonie dotknęły twarzy bruneta. – Sev...
Harry chciał coś dodać, rozweselić Lucjusza, ale jakaś silna dłoń szarpnęła go za ramię i wyprowadziła z sypialni.
- Ty? – Zielone oczy spojrzały zdziwione na mężczyznę. Ten tylko objął chłopca ramieniem i sprowadził go na dół, zamykając drzwi od sypialni.

- Możesz mi wyjaśnić, baranie jeden, dlaczego nie użyłeś tatuażu?!

- Ostatnio jak tego próbowałem olałeś nas. – Harry patrzył na szefa bez cienia strachu w oczach.

- Mogliśmy się zająć Severusem kilka dni temu. – W głosie mężczyzny słychać było złość.

- I żądać jakiś przysiąg, kłamstw? Kiedy mogę tu sprowadzić Draco? Dlaczego teraz nie mógł zniknąć z nami? Jeśli chcesz się ukrywać przed nim... On i tak już wie o tobie. Wszystko mu powiedziałem.

- Wszystko? – El Grinni uniósł brew i spojrzał w oczy Pottera, chwilę później wyszedł z jego głowy. Jego mina jasno wskazywała, że nie był zadowolony. – Wszystko co wiedziałeś… prawie. Z wyjątkiem więzów krwi... A potem się dziwisz, że trzymam cię w nieświadomości?

- W dupie to mam. Wyciągnij Severusa z tego. Może być nawet wilkołakiem, jakoś to przeboleje, tylko go wyciągnij.

- Obawiam się, że to nie moja walka.

- Nie twoja? Jest twoim żołnierzem! Zrób coś! – Harry uderzył mężczyznę w ramię, a ten przyjął cios spokojnie. Niebieskie oczy były pełne bólu. Gdyby Potter nie był w tej chwili skupiony na własnych emocjach, mógłby dostrzec strach w oczach starca. A jednak złość i niewyspanie zaślepiały dzieciaka. Jego twarz wykrzywił złośliwy grymas. – Co? Nie masz odpowiedzi? Jesteś taki sam jak Dumbledore!
Mężczyzna cofnął się, jakby dostał w twarz. Nic jednak nie odpowiedział.

- Harry...
Chłopak usłyszał głos Calisto za sobą i odwrócił się natychmiast.

- On jest nieprzytomny. Cały ten czas – powiedział do czarownicy.

- Wiem, Harry, nie czuliśmy go. – Kobieta postukała się w pierś.

- I nie przyszło wam do głowy zjawić się w Hogwarcie i sprawdzić?! – Tupnął chłopak.

– Lucjusz... Jak już odzyskał przytomność, cały czas próbował go złapać swoimi sposobami. Nie było też jak dotrzeć do ciebie, twój tatuaż działa tylko w jedną stronę. Nie mogłam wrócić na zamek. Albus zablokował wszystkie przejścia...

- A on? Taki niby super potężny? – Harry spojrzał z wyrzutem na szefa, ale mężczyzny nie było już w salonie.

- Harry, on miał tu co robić. Lucjusz...

- Co Lucjusz?! – wysyczał wściekle Potter.

- Lucjusza też zaatakował wilkołak. Wciąż nie wiemy... – Harry wciągnął z sykiem powietrze i spojrzał wielkimi zielonymi oczami na wiedźmę.

- Żartujesz? Ich dwóch... W tym samym czasie? – powiedział w końcu cicho chłopak. – To nie może być zbieg okoliczności. To przecież... Skąd Riddle mógłby wiedzieć gdzie szukać Malfoya? To dlatego tak źle wygląda? Ma blizny? O Merlinie! Jak...
- Harry – Calisto przerwała mu słowotok i zagarnęła go w swoje ramiona, przytulając. Chłopak oddał uścisk i powoli się rozluźnił. Zielone oczy spojrzały na nią po chwili. – Już rozumiesz czemu Draco musiał zostać w zamku?

Harry pokręcił głową uparcie, był to w zasadzie tylko gest buntu, z przyzwyczajenia. Rozproszył jednak wiedźmę wystarczająco, by osłabić jej czujność. Chwilę później wparował bez zapowiedzi do jej umysłu. Czar szepnął cicho, ale wystarczająco skutecznie, by wskoczyć do jej umysłu. Musiał zobaczyć co przydarzyło się Lucjuszowi i czemu właściwie nikt nie zainteresował się tym co się dzieje w Anglii.


Dwie godziny później Harry przemierzał nerwowo salon w tę i z powrotem. Uzyskał kilka odpowiedzi, ale one zrodziły kolejne pytania. Nikt nie był na niego zły, ale też nikt mu nic sensownego nie wytłumaczył. Ani o planach, ani o opcjach jakie są dostępne. A przecież mając magię po swojej stronie, jakieś możliwości powinny leżeć na półce i czekać na odkorkowanie ich z magicznej butelki. Calisto siedziała na kanapie z gorącą herbatą w dłoni i przyglądała mu się spokojnie.

- Ile czasu to zajmie? Jak trudne może być zdjęcie tatuażu, który sam zamontował? – spytał. Calisto nie odpowiedziała. Wyglądała na zmęczoną. Harry zmarszczył nos i spojrzał na nią. – Wyobrażasz sobie, że za trzy tygodnie obaj mogą być wilkołakami? Czym to uczyni Lucjusza? Będzie srebrzystowłosym wilkołakiem, który będzie gwałcił zamiast zjadać swoje ofiary? A może straci moce wili?

- A może po prostu umrze, przy pierwszej przemianie... – szept Lucjusza doleciał zza pleców Harry'ego.

- Nie. – Potrząsnął głową Potter, natychmiast odwracając się w jego stronę. – Draco nigdy... – W jego oczach łzy walczyły o wolność, a szczęka drżała wyraźnie. – Nie... – Lucjusz zrobił krok w kierunku chłopca, a ten rzucił mu się na szyję i uścisnął z całych sił. – Nie możesz umrzeć – szepnął prosto w jego ucho. – Nie możecie mnie obaj zostawić. Nie teraz...

Lucjusz pogładził lekko plecy chłopaka, po czym odsunął go od siebie i spojrzał mu w oczy. Harry mógł dostrzec spuchnięte powieki i przekrwione białka. Lucjusz nie trzymał się ani trochę lepiej od niego.

Chwilę później dołączył do nich szef, wykładając na stół pomysł o wyprawie do umysłu Severusa. Twierdził, że niewielu czarodziei udało się wyciągnąć z pułapki ich własnych umysłów, a właśnie tam, jak wierzyli obaj czarodzieje, znajdował się Snape. El Grinni tłumaczył coś o traumie, która mogła odnowić stare urazy i sprawić, że brunet schował się przed nimi do jakiegoś swojego bezpiecznego schronienia. Jeśli mieli rację, można było dokonać naprawy jedynie od środka i szef uznał, że Lucjusz i Harry powinni współpracować, jeśli chcą szansy na odzyskanie Mistrza Eliksirów.

- Jeśli mi się nie uda... – zacisnął wargi Malfoy – musisz mi coś obiecać... – Harry chciał protestować, ale jego głowa skinęła bezwiednie. Zgodziłby się teraz na wszystko, byle sprawy wróciły do stanu sprzed kilku tygodni. – Draco musi wiedzieć, że próbowałem go przed tym ochronić. Że... – Po policzku arystokraty potoczyła się łza, a za nią kolejna.

- Chłopcy, to tylko wyprawa do umysłu Snape'a, nie na biegun północny. – Calisto stała blisko, dotykając ich ramion.

- Myślę, że na biegunie szanse przetrwania były by większe – rzucił Potter bez namysłu. Lucjusz parsknął w odpowiedzi. – To ja powinienem tam wejść, mówił mi gdzie to jest – powiedział Harry. Lucjusz natychmiast pokręcił głową.

- Wskazówki się przydadzą, żebym się tam nie kręcił w nieskończoność, ale tym razem to robota dla kogoś dorosłego. Nie potrzebujesz trafić prosto w jego traumy.

- Jesteś pewny, braciszku? – Calisto spojrzała na niego z troską. – A co jeśli nie doszedłeś jeszcze do pełni sił po Lizbonie?

- Mam wystarczająco. Poza tym, mam kilka pomysłów gdzie go szukać. Widziałem przecież skutki tego się działo, byliśmy blisko od dawna – szepnął Malfoy.

- To nie to samo, co wylądować w samym centrum.

- Może i nie. Ale Severus mnie potrzebuje i do diabła z moimi problemami, jeśli miałbym go teraz zostawić.

Harry przełknął ślinę i przygryzł wargę słysząc słowa Malfoya.

- Uważaj na siebie. Draco by mi nigdy nie wybaczył…

- Draco wszystko wybaczy, jak tylko wrócisz do zamku z Severusem. Zrozumie.

- Może powinienem po niego wrócić? – spytał chłopak.

- Kochani, Lucjusz nie idzie na wojnę, nie musicie się żegnać. To może być trudna podróż, ale to tylko wycieczka do czyjejś jaźni – powiedziała wiedźma, po czym spojrzała na blondyna, widząc jego niepewność. – Musisz się teraz skupić na tym jednym, konkretnym zadaniu. Gdyby Harry sprowadził tu Draco… nie byłbyś w stanie odciąć się od tego emocjonalnie.

- Gotowi? – El Grinni stał oparty o framugę. – Potrzebujecie czegoś? Energii? Eliksiru? To znaczy innego, niż tego, który jest potrzebny do tej podróży?

- Czegoś do jedzenia, jak skończymy – odparł Malfoy.

- Przygotuję to co lubisz, braciszku – wtrąciła Calisto.

- Wiesz co masz robić? – spytał szef, patrząc na dzieciaka.

- Przejść przez pułapki, otworzyć skrzynkę, wpuścić tam Lucjusza, zmienić się w kota i czekać, żeby znów podnieść wieko – odparł jednym tchem Harry. – Przypomnij mi jeszcze raz czemu ty tam nie wejdziesz, skoro jesteś mistrzem legilimencji?

- Bo to wy dwaj macie z nim emocjonalną więź. Jego umysł nie potraktuje was jak wrogów.

- Skąd możesz wiedzieć?

- Pewnie próbował – szepnął Lucjusz i spojrzał na dziadka. Ten potwierdził skinieniem głowy.

- Jeśli coś pójdzie nie tak, wyciągam was.

- Będziemy próbować do skutku – rzucił Harry uparcie. Lucjusz pokręcił głową.

- Jeśli coś pójdzie nie tak, wyciągnij najpierw Harry'ego. – Szare oczy spojrzały w błękit tęczówek starca z determinacją i Potterowi bardzo nie spodobało się to spojrzenie. El Grinni skrzywił się z niezadowoleniem, ale w końcu przymknął znacząco powieki.


Lucjusz miał wrażenie, że w nieskończoność leci w dół przez ciemność. Próbował sobie przypomnieć, że to tylko iluzja, pułapka na wrogów, że gdzieś tam jest Harry, który wie jak wyjść z tej ciemności. Przymknął powieki i nie zauważył różnicy. Czyżby ciemność była tylko w nim? Otworzył oczy, stał na ziemi, wokół pulsowała woda, jakby magiczne wodospady całego świata postanowiły go utopić. Ale Lucjusz nie bał się wody. Woda płynęła w nim niczym tsunami poruszona emocjami, które go tu sprowadziły. Była srebrem jego włosów i blasku księżyca, czuł jak zbiera energię będąc w tym miejscu. Nie mógł jednak w nim zostać.

Pamiętasz co dalej?" – zabrzmiał głos w jego głowie. Dalej będą ostrza. Ostrzy się nie bał, zawsze go podniecały. Lucjusz przez chwilę miał wrażenie jakby bariery w umyśle Severusa były stworzone dla niego. Nie jako przeszkoda, a wskazówka. Wielki neon zapraszający głębiej, do środka, do ciasnych ramion mężczyzny, które obejmą go tak mocno, że straci oddech. A wszędzie wszechogarniająca czerń: czerń szat, czerń włosów, czerń spojrzenia. Lucjusz czuł się tak gdy budził się rano, a Severus całował go powoli, systematycznie, jakby doskonale wiedział gdzie znajdują się wszystkie guziki, które należy wcisnąć, by obudzić jego desperackie pragnienie.

Mógłby tu zostać, bezpieczny i szczęśliwy, bo właśnie otrzymywał dowód na to, że Severus był jego, choćby tylko podświadomie. A jednak nigdy nie powiedział tego wprost... I Lucjusz bardzo potrzebował to usłyszeć. Skrzynka. Harry miał czekać przy skrzynce. Czy Lucjusz pamiętał jakieś skrzynki? Gdzie znajdowało się przejście? Były kasetki na składniki eliksirów, był jego tajny schowek na trucizny, był kufer z Hogwartu... Była też szkatułka, w której Severus chował różdżkę swojego dziadka...
Mrugnięcie powiek później Lucjusz stał przy Potterze. Chłopak zdawał się lekko rozmywać na krawędziach, jakby był jedynie widmem. Czy on też tak wyglądał? Nie myślał o tym wcześniej. Zielone oczy błyszczały mocą, a płomienie zdawały się tańczyć w jego aurze. Podobnie postrzegał go wtedy, gdy wybuchło ambulatorium. Jako źródło mocy. Czy Harry widział sam siebie?
- Dotarłeś – słowa falowały, przychodziły i odchodziły niczym niekończące się echo. Lucjusz czuł, że robi mu się niedobrze.
- Otwieraj – wskazał na szkatułkę. Harry zafalował, jego moc zabuzowała niczym ul, po czym jednym machnięciem różdżki Aarona Prince'a otworzył skrzynkę. Lucjusz poczuł zapach krwi i bez namysłu ruszył w tamtą stronę. Małe pudełko zmieniło się w drzwi utkane z cienia, w które Malfoy wszedł bez chwili zwłoki.