Rozdział 57

Syriusz Black jako poszukiwany przestępca, który musiał się ukrywać w domu rodzinnym, bywał gorszy niż dziecko. Jednak Syriusz Black, który odzyskał wolność i dobre imię bywał jeszcze gorszy i Harry miał wielką ochotę kopnąć go czasem ponownie w czułe miejsce. A zaczęło się tak niewinnie.

Następnego dnia po procesie pierwszą stronę Proroka Codziennego zdobiło wielkie zdjęcie Syriusz, przechadzającego się po ulicy Pokątnej. Cały artykuł opierał się, o dziwo na samych potwierdzonych faktach i oficjalnych informacjach, jakie zostały przekazane dziennikarzom przez przedstawiciela ministerstwa. Wspomniano także, że animag jest ojcem chrzestnym samego Harry'ego Pottera i nadmieniono dla przypomnienia, że jest kawalerem pochodzącym ze starego rodu z tradycjami.

– Zaraz puszczę pawia – mruknął zdegustowany Harry, odkładając gazetę na stół.

Ron popatrzył na niego pytająco.

– Prorok znowu coś nakłamał? – spytał.

– Nie. Za to przedstawili Syriusza jak jakiś kawał mięsa na sprzedaż.

– No wiesz… Jego wartość rynkowa jest wysoka…

– Ronie Weasley – mruknęła Hermiona. – Wiesz, jak seksistowsko to zabrzmiało?

– Powiedziałem prawdę. Nie moja wina, że stare, czystokrwiste rodziny często aranżują małżeństwa pod kątem potencjalnych korzyści. Nawet Harry ma swoją „cenę rynkową".

Harry popatrzył na niego w takim szoku, że jego szczęka aż opadła. Przez dobre kilka chwil nie mógł wydusić z siebie ani słowa.

– Że co mam? – spytał w końcu.

– Jakby nie patrzeć jesteś jednym z najbardziej pożądanych kawalerów w czarodziejskim świecie – zauważył rudzielec. – Mógłbyś mieć cały harem, gdybyś chciał.

– Przypominam ci, że jestem gejem i mam kogoś.

– A czy ja mówię, że to musiałby być harem dziewczyn?

Złoty Chłopiec mógł jedynie jęknąć cicho i ukryć twarz w dłoniach. Co to się robiło z tym światem? Nie dość, że Voldemort ze swoimi dziwnymi zapędami maniaka żądnego władzy poluje na niego, to teraz jeszcze się okazało, że ma jakąś wartość rynkową. Cudownie. Jakby tego było mało, kilka godzin później Syriusz nagle zjawił się w Hogwarcie. Stwierdził, że w końcu może odwiedzić chrześniaka, bez martwienia się, że zostanie złapany. Oczywiście od razu dopadł do Harry'ego, obejmując go mocno.

– Syriuszu! Nie mogę oddychać! – zdołał powiedzieć Gryfon i dopiero wtedy został uwolniony z ramion ojca chrzestnego.

– Przepraszam szczeniaczku – powiedział, szczerząc się w najlepsze. – Cieszę się, że cię widzę.

– Widzieliśmy się kilka dni temu – zauważył Harry.

– To nie wolno mi się stęsknić za chrześniakiem? – Syriusz zrobił typową minę zbitego psa. Złoty Chłopiec miał na końcu języka, że jeszcze brakuje, że zrobił te słynne, wielkie, psie gały.

– Molestujesz uczniów, Black? – Harry niemalże wywrócił oczami, słysząc nagle mroczny głos Mistrza Eliksirów. Nigdy nie przepuściłby okazji, żeby w pewien sposób pokłócić się z animagiem.

– Uważaj Snape – odparł Syriusz, unosząc wargi, tak jak robią to rozzłoszczone psy. – To, że jesteś nauczycielem, nie daje ci prawa do wtrącania się między mnie, a mojego chrześniaka.

– Widzę, że masz krótką pamięć i zapomniałeś już o pewnym incydencie.

Syriusz najpierw zbladł, a potem zaczerwienił się mocno, kiedy zrozumiał, o czym mówił opiekun Ślizgonów.

– To był cios poniżej pasa – burknął.

– O ile dobrze pamiętam, to dostałeś wtedy porządnego kopniaka.

– Moglibyście przestać? – spytał nagle Harry, po czym popatrzył na animaga. – Obiecałeś, że będziesz się hamował. Pan też, profesorze.

– Potter! Nie będziesz mi mówił, jak mam się zachowywać! – warknął Severus.

Harry z prawdziwym trudem powstrzymał się od komentarza, że w końcu Mistrz Eliksirów musi dbać o swoją opinię najwredniejszego nauczyciela w szkole. Gdyby tylko inni wiedzieli, że mężczyzna posiada też swoją drugą, znaną jedynie Harry'emu stronę. Ron wiedział, z kim Złoty Chłopiec się spotyka i nadal to usiłował przetrawić. Taktownie jednak nie pytał o szczegóły, twierdząc, że im mniej wie, tym lepiej dla jego psychiki.

Zielonooki Gryfon uznał, że lepiej tego nie komentować. To i tak był cud, że Ron nie zaczął go przekonywać, że to związek nie dla niego. Raz tylko spytał, co Harry widzi w tym facecie, bo na pewno nie wygląd.

– Traktuje mnie normalnie – powiedział Harry wprost. Mina Rona jasno dała mu do zrozumienia, że oczekuje dokładniejszych wyjaśnień. – Nie rozczula się nade mną, nie traktuje jak dzieciaka. No dobra, czasem traktuje, jeśli zrobię jakąś wybitną głupotę. Pozwala mi się wygadać, kiedy tego potrzebuję.

– Mnie też możesz się wygadać – zauważył Ron. Złoty Chłopiec uśmiechnął się.

– Wiem, ale to inny rodzaj wygadania się. Chodzi o jego doświadczenie życiowe – przyznał, podciągając kolana pod brodę. – On mi nie mówi, że wszystko będzie dobrze, tylko uczy mnie, co zrobić, żeby faktycznie tak było. Powiedzmy sobie szczerze, że jeśli mamy stanąć do walki z Voldemortem, to w tej chwili mamy marne szanse.

– Ja pokusiłbym się o stwierdzenie, że Dumbledore jest psychiczny, skoro nie kazał nas uczyć przydatnych zaklęć na wypadek ataku – mruknął Ron.

– Powiedz to przy swojej mamie. – Harry wyobraził sobie oburzoną minę Molly Weasley.

– Żeby mnie oskórowała? Jeszcze mi życie miłe. Wystarczy, że będę musiał ją uświadomić, że jej przyszła synowa jest mugolką.

– Myślałem, że twoja mam nie ma nic przeciwko mugolom.

– Bo nie ma, ale jest różnica między mugolem gdzieś wśród dalszych krewnych, a w bliskiej rodzinie, bo tata zacznie świrować na całego. Więc może lepiej, że planuję przeprowadzkę do Stanów.

Harry uśmiechnął się. Ron potrzebował uniezależnić się od swojej rodziny, a głównie od Molly. Jakkolwiek lubił tę kobietę, tak nie mógł zrozumieć jej ciągłej zaborczości i dyrygowania innymi. Może ojcu Rona to pasowało, ale najwyraźniej jej dzieciom nie. Żadne z nich nie lubiło mieć nad głową nadopiekuńczej matki, która patrzyła im na ręce. Wcale się nie dziwił, że wszyscy Weasleyowie po kolei wynosili się na swoje. Za rok obaj z Ronem ukończą Hogwart i również wyjadą.

– Wiesz, że stoczysz pewnie niezłą batalię ze swoją mamą? – spytał, patrząc na rudzielca.

– Wiem i już mogę to sobie wyobrazić. Tylko poczekaj, co będzie, jak się dowie, że ty też zamierzasz wyemigrować. Żyć nam nie da.

– Nade mną nie ma żadnej władzy. Na te kilka miesięcy Syriusz został moim magicznym opiekunem, jako mój chrzestny.

– No to będzie próbowała przekonywać jego, żeby przemówił ci do rozsądku – mruknął tylko najmłodszy z braci Weasley.

Harry westchnął cicho. Cieszył się, że widmo powrotu do Dursleyów zniknęło bezpowrotnie, ale z drugiej strony wiedział, że będzie musiał w końcu powiedzieć ojcu chrzestnemu o kilku sprawach. Kiedy ten dowie się, że syn jego przyjaciela związał się z gościem, którego nie znosi, jak nic dostanie piany w pysku. Jeśli byłby wtedy w swojej animagicznej formie, to nawet byłoby to dość dosłowne.

Gryfon jednak nic nie mógł poradzić na to, że zwyczajnie się zakochał. Był nastolatkiem, a to w tym wieku normalny stan. W jego przypadku różnica polegała na tym, że zakochał się w kimś dużo starszym od siebie, ale jego gusta nie obejmowały rówieśników. Wydawali mu się zbyt dziecinni pod wieloma względami. Może dlatego tak bardzo przylgnął do Snape'a?

Mistrz Eliksirów sprawiał, że Harry czuł się bezpiecznie i normalnie. Chłopiec nie miał złudzeń. Severus nie był miłym człowiekiem w normalnym rozumieniu tego słowa. Był wredny, sarkastyczny i uwielbiał wyżywać się na uczniach, ale miał też swoją drugą stronę, którą poznał tylko Harry.

Severus nie ukrywał przed nim, że nigdy nie brał pod uwagę takiego związku. Nigdy nie patrzył na żadnego z uczniów w ten sposób.

– I nadal nie patrzysz – zapewnił go Harry. – Nawet na mnie. To się po prostu stało. Żaden z nas przecież tego nie planował. Nikogo nie robimy na złość.

– Opinia publiczna może mieć na ten temat inne zdanie – przypomniał mu mężczyzna.

– A czy opinia publiczna musi o czymkolwiek wiedzieć?

– Nie utrzymamy tego w sekrecie przez całe życie.

– Całe życie to nie, ale cenię sobie nasza prywatność – przyznał Harry, opierając głowę o jego ramię. – Wiesz? Nie oczekuję, że ktokolwiek zaakceptuje mój wybór. Syriusz pewnie dostanie piany w pysku, kiedy się zorientuje.

– To będzie bardzo interesujący widok – zgodził się Snape. – Będę miał pretekst, żeby wypróbować na nim kilka zaklęć.

– Severusie! – oburzył się. – Myślałem, że zakopaliście w końcu topór wojenny?

– Poniekąd, ale kiedy w grę wchodzisz ty, to już nie jest takie pewne – przyznał.

Harry naprawdę mógł się tego spodziewać. Oczywiście doceniał fakt, że obaj mężczyźni zachowywali się w miarę cywilizowanie w ostatnim czasie. Nadal nie szczędzili sobie złośliwości, ale przynajmniej nie rzucali w siebie klątwami, a to już było coś.

,,,

List od Grimmera dotarł do Harry'ego kilka dni później. Nie chciał go czytać przy wszystkich w Wielkiej Sali, dlatego podziękował Hedwidze, podsuwając jej kawałek bekonu i schował list do torby. Dopiero kilka godzin później sięgnął po niego i zaczął czytać.

Goblin był więcej niż zaskoczony pytaniami Harry'ego i lekko oburzony, co wynikało z treści listu. Polityka goblinów stanowczo sprzeciwiała się wpuszczaniu czarodziejów do cudzych skrytek bankowych, jednak wystąpiły pewne okoliczności, które mogłyby przychylić się prośby Harry'ego.

Prorok Codzienny co jakiś czas pisał próbach szantażu na goblinach ze strony Czarnego Pana. Oczywiście najpierw złożył im ofertę przyłączenia się do niego, ale kiedy stworzenia odmówiły odejścia od swojej neutralności, sprawa nabrała innych barw. Nieoficjalnie mówiło się o wypadku w jednej z kopalni, z której gobliny wydobywały rzadkie metale szlachetne. Harry czytał jednak między wierszami i wiedział, że to na pewno nie był wypadek. Gobliny mogły być dziwną rasą, skupioną na swoich bogactwach. Były chciwe i miały dziwne zwyczaje, ale czy z kolei dla nich ludzie nie byli dziwni? Harry często odnosił wrażenie, że łatwiej jest mu zrozumieć magiczne stworzenia, niż innych czarodziejów.

Grimmer stwierdził, że może mu pomóc, ale oczywiście nie za darmo. Gryfon zdziwiłby się, gdyby goblin nie chciał czegoś w ten sposób ugrać. Nie miał jednak pojęcia, czego chciałby w zamian, ale postanowił pozostawić na razie ten temat. Musiał na razie skupić się na zdobyciu horkruksa i zamienić dwa słowa z Severusem i Malfoyem.

,,,

– Witam ponownie panie Potter. – Grimmer uśmiechnął się złowieszczo. – Panie Snape, panie Malfoy.

Nie było łatwo namówić Malfoya na wizytę w banku Gringotta, ale to była jedyna opcja na powodzenie planu. Do skrytki Bellatrix musiał wejść ktoś, kto był z nią blisko spokrewniony, a Draco był jej siostrzeńcem. Harry miał szczerą nadzieję, że nie będzie żadnych problemów.

– Musicie wiedzieć, że to nie do pomyślenia, żeby wpuszczać obcych do czyjejś skrytki. Nikt nie może się o tym dowiedzieć – powiedział Grimmer, kiedy ciężkie drzwi, prowadzące do jakiegoś bocznego korytarza, zamknęły się za nimi. – Wszyscy mielibyśmy poważne kłopoty, ale myślę, że nie muszę wam o tym mówić?

– Oczywiście, że rozumiemy – zapewnił go Malfoy, krzywiąc się. Harry dyskretnie kopnął go w kostkę, żeby się zachowywał.

– Czego chcesz w zamian za pomoc? – spytał Harry wprost. – Jasno dałeś mi do zrozumienia, że coś za coś.

Grimmer uśmiechnął się ponownie.

– Miło z panem robić interesy, panie Potter. Od razu przechodzi pan do rzeczy – przyznał. – W Hogwarcie znajduje się przedmiot, który miał wrócić w posiadanie goblinów dawno temu. Obiecano nam to i słowa nie dotrzymano. Chciałbym, żeby pan się tym zajął.

– Co to za przedmiot?

– Wykonaliśmy go dla Fineasa Blacka, który był dyrektorem Hogwartu. To sztylet wykonany z w całości ze szmaragdów. Nałożono na niego potężne zaklęcia – wyjaśnił. Pstryknął palcami i w powietrzu zmaterializował się obraz sztyletu. – Nie wiem, gdzie go ukryto.

– Jeśli wykonano go dla kogoś z rodu Black, to może Syriusz będzie coś o nim wiedział? – podsunął Złoty Chłopiec.

– Pański ojciec chrzestny nie widział go nigdy na oczy. Mamy pewność, że ten artefakt znajduje się nadal na terenie szkoły. Nigdy nie opuścił tego miejsca.

– Dobrze. Poszukam go. Mam pewne podejrzenia, gdzie może się znajdować.

– Zatem przyjmuje pan moje warunki? – spytał Grimmer.

– Tak. Przyjmuję – powiedział Harry. – Jeśli ten sztylet naprawdę jest w Hogwarcie, tak jak twierdzisz, odszukam go i przekażę w twoje ręce.

– Żeby wszyscy czarodzieje mieli tyle rozumu co pan.

Harry usłyszał za sobą prychnięcie Malfoya. Severus taktownie powstrzymał się od komentarza. Złoty Chłopiec i tak doskonale wiedział, co Mistrz Eliksirów myśli o większości czarodziejów. Według niego jedynie niewielki ich odsetek potrafił używać mózgu.

Grimmer poprowadził ich w głąb wąskiego korytarza do kolejnych wielkich drzwi. Za nimi czekał na nich wózek, który miał och zabrać do odpowiedniej skrytki.

– Aż dziwne, że nie ma z nami Weasleya – mruknął Draco, kiedy wózek ruszył.

– Miał z nami iść, ale doszliśmy do wniosku, że to byłoby za bardzo podejrzane. Ktoś musiał zostać na miejscu i kryć nas w razie czego – powiedział Harry. – Poza tym jest do tyłu z wypracowaniem na zaklęcia.

Dobre piętnaście minut zajęło im dotarcie do skrytki Bellatrix. Gryfon zastanawiał się, jak głęboko się znajdują w tej chwili. Zerknął w górę, ale nie dostrzegł sklepienia.

– Musimy być cicho – mruknął Grimmer, kiedy otworzył skrytkę kluczem należącym do banku. – Pan pierwszy, panie Malfoy.

Ślizgon powoli wszedł do skrytki. Jeśli były na nią nałożone zaklęcia zabezpieczające, to uznały, że miał prawo wejść do środka.

– Chyba wszystko w porządku – mruknął, dając znak, żeby Harry i Severus weszli.

Skrytka Bellatrix przypominała jedną ze skrytek Potterów. Była wypełniona najróżniejszymi przedmiotami, co do bezpieczeństwa, których Złoty Chłopiec miał poważne wątpliwości.

– Jak rozumiem, lepiej niczego nie dotykać? – spytał, patrząc na blondyna.

– To oczywiste – potwierdził, rozglądając się wokół. – Rodzina Lestrange zabezpiecza swoje rzeczy nie gorzej niż Blackowie.

– No to mamy kumulację – mruknął Harry.

– Podyskutujecie później – upomniał ich Severus. – Przypomnę wam, że mamy niewiele czasu.

Obaj chłopcy skinęli głowami. Wszyscy szukali czegoś, co mogło należeć do Helgi Hufflepuff. Severus stanowczo zakazał im używania tutaj jakichkolwiek zaklęć. Bellatrix była tak obsesyjnie wierna Czarnemu Panu, że na pewno zabezpieczyła przedmiot na wszelkie możliwe sposoby. Wątpił, żeby miała świadomość, co tak naprawdę otrzymała na przechowanie. Radość sprawiał jej sam fakt, że może przysłużyć się swojemu panu.

Severus wielokrotnie z trudem powstrzymywał torsje, jakie go ogarniały na widok umizgów tej szalonej kobiety. Nie byłby specjalnie zaskoczony, gdyby zdradzała swojego męża niemalże na jego oczach. Dla niej liczył się tylko Czarny Pan. Nie raz widział, z jaką nienawiścią czarownica patrzy na Nagini, która swobodnie mogła się zbliżać do niego. Mógł się założyć, że chciałaby być na miejscu tego węża.

– Tu coś jest. – Z rozmyślań wyrwał go głos Harry'ego. Chłopak stał przy jednej z wnęk, wypełnionej księgami. Na nich stała mała czarka, przypominająca swoim kształtem kielich. – Jest na nim jakiś symbol – przyznał, kiedy podeszli.

– Borsuk – powiedział Draco, przyglądając się czarce nieco pod kątem. – Ale jaką mamy pewność, że tego właśnie szukamy.

– Nie mamy – zgodził się Severus. – Ale możemy mieć – dodał, zerkając na Gryfona. – Gdybyś był uprzejmy zasyczeć, Potter.

Harry popatrzył na niego zaskoczony. Że też sam na to nie wpadł. Diadem Ravenclaw znalazł tylko dlatego, że usłyszał syczenie. Kiedy jego więź z Voldemortem została zniszczona, jego zdolność wężomowy nie zanikła. Severus doszedł wtedy do wniosku, że chłopak po prostu się z nią urodził. Możliwe, że wśród swoich przodków miał kogoś obdarzonego taką umiejętnością.

Po chwili Harry skupił wzrok na czarce i zasyczał kilka, niezrozumiałych dla swoich towarzyszy słów. Przez chwilę nic się nie działo i już myślał, że muszą szukać dalej, ale nagle usłyszał znajome syczące dźwięki.

– To tego szukaliśmy – powiedział.

– Ja nic nie słyszałem poza tobą – mruknął Draco.

– Najwyraźniej pan Potter ma wyczulony słuch, jeśli chodzi o syczące dźwięki – skomentował Severus. Harry wywrócił tylko oczami.

Przez kilka minut zastanawiali się, jak najbezpieczniej będzie zdjąć czarkę. Dotknięcie jej gołą ręką nie wchodziło w grę. Mistrz Eliksirów doskonale pamiętał, jak kiedyś dyrektor dotknął jednej, obłożonej bardzo paskudną klątwą księgi. Z trudem udało mu się ją zatrzymać, a potem spędził dobry tydzień, warząc skomplikowane eliksiry lecznice.

Z torby, którą zabrał ze sobą, wyjął długi pręt zakończony haczykiem, którego używał czasem do zbierania składników. Harry'emu podał płócienny woreczek.

– Powinno się udać – mruknął.

– Myśli pan, że Bellatrix naprawdę rzuciła na czarkę jakąś klątwę? – spytał Harry.

– Jestem tego pewien. To prawdziwa wiedźma, która uwielbia torturować innych. Nasłuchałem się na jej temat, będąc w Hogwarcie. Szaleństwo Blacków odezwało się z nią z wielką siłą. Dołóżmy do tego wrodzone skłonności do sadyzmu i mamy mieszankę wybuchową.

– Ciotka Bella nigdy chyba nie była zbyt normalna – zgodził się Draco. – Słyszałem kilka opowieści od matki.

– Obgadujesz swoją ciotkę? – spytał ciekawie Harry.

– Może być moją ciotką, ale to nie zmienia faktu, że próbowała mnie przekonać, żebym poszedł w jej ślady. Jest szalona do tego stopnia, że zrobi wszystko, żeby zadowolić Czarnego Pana. Nawet ja to widzę.

– Bellatrix jest szalona, ale nie jest głupia – odezwał się Snape. – A to czyni ją podwójnie niebezpieczną. Jeśli masz kontakt z szaleńcem, możesz liczyć na to, że w pewnym momencie zawaha się i popełni błąd. W jej przypadku nie ma zawahania się. Ona wie, co robi i lubi sprawiać innym ból. W pierwszej kolejności musimy się pozbyć najpierw jej.

– Myśli pan, że można ją przechytrzyć? – Złoty Chłopiec patrzył uważnie, jak Severusowi udaje się podnieść na haczyku czarkę i ostrożnie zdejmuje ją ze stosu ksiąg.

– Jeśli znasz jej słabe punkty, jest to możliwe.

– To ona ma jakieś słabe punkty?

– Każdy jakieś ma. Niektórzy po prostu dobrze je maskują – wyjaśnił. – Draco, pomóż mu – polecił Severus, wskazując na trzymany przez Harry'ego worek. Obaj chłopcy rozłożyli go najszerzej, jak się dało, żeby przypadkiem nie dotknąć czarki. Odetchnęli z ulgą, kiedy znalazła się w środku. – Idziemy.

Harry pokiwał głową. Zdecydowanie chciał już stąd iść. To miejsce było niesamowicie upiorne i nie zamierzał przebywać w nim więcej, niż było to absolutnie konieczne.

,,,

Dziękuję wam za wszystkie komentarze^^

Agnieszka: Tak, „Odbicie" będzie kontynuowane, jako następne opowiadanie, gdy skończy się „Kłamca". ^^

Misharisser: Syriusz odzyskał wolność, ale jak widać nie powinno się go jeszcze spuszczać ze smyczy XD

S: A ja cieszę się, że fanfik ci się spodobał^^

Alexandrinne: Staram się dodawać nowe rozdziały w środy i soboty^^ Jeśli mam więcej czasu, to dodaję je częściej^^