Rozdział 60

10 lat później

Severus Snape rozglądał się zirytowanym wzrokiem po swoim laboratorium i zastanawiał się, jaką karę wymierzyć winowajcy całego zamieszania. Dwa tygodnie warzenia poszło na marne, a zawartość fiolek i buteleczek leżała roztrzaskana na kamiennej podłodze.

– No dobrze – odezwał się w końcu. – Powtórzmy sobie kilka rzeczy, bo chyba to nadal do ciebie nie dotarło – mówił, łypiąc na czteroletniego chłopca, który przynajmniej wyglądał na skruszonego. – Ile razy ci powtarzałem, że masz tutaj sam nie wchodzić?!

– Dużo? – spytał chłopiec, nie mając odwagi podnieść wzroku.

– Właśnie. Dużo, ale to i tak chyba za mało, skoro uznałeś, że możesz tu sobie sam wejść.

– Nie byłem sam. Zoe był ze mną – zauważył.

Severus policzył w myślach do dziesięciu. Oczywiście! Czyli było dwóch winowajców. Dziecko i wąż! Duet idealny.

– Solaris! Ile razy powtarzamy ci, że nie możesz wchodzić tutaj sam?! Mogłeś wysadzić dom w powietrze. Wiesz, co to znaczy?

Chłopczyk popatrzył na niego i pokiwał głową. Severus wiedział, że nie do końca zrozumiał skalę zagrożenia, ale przynajmniej dotarło do niego, że mogło stać się coś złego. Jednym ruchem różdżki usunął cały bałagan, a potem podniósł dziecko i wyniósł na zewnątrz.

– Co się stało? – Harry, który wyjrzał przez okno w kuchni, popatrzył na nich. – Nie mów, że znowu nie posłuchał?

– Nie posłuchał – przyznał starszy czarodziej, wchodząc do domu.

– Solaris? – Drobny mężczyzna o zielonych oczach i czarnych włosach, splecionych w warkocz, popatrzył na dziecko.

– Przepraszam…

– Za złamanie zakazu, czy za to, że dałeś się złapać? – spytał. – Kara cię nie ominie – dodał stanowczo. – A teraz siadaj na stołku w kącie i porozmawiamy sobie, kiedy minie piętnaście minut. No już. Zoe też. Jestem pewien, że był z tobą. Tak myślałem – mruknął, kiedy zobaczył małego węża, który wysunął się z rękawa chłopca.

Solaris nie miał wyjścia, jak iść do kąta i przemyśleć sobie swoje zachowanie. Kiedy usiadł, Harry popatrzył na Severusa.

– Dużo zniszczeń? – spytał.

– Dwutygodniowa praca – odparł, niemal zgrzytając zębami. Cudem zachowywał spokój. – Specjalnie zabrałem się za to wcześniej, a tu oczywiście jestem do tyłu z robotą, bo naszemu dziecku zachciało się samowolki.

Harry westchnął tylko. Długo namawiał Severusa na dziecko. Starszy czarodziej w końcu uległ i znaleźli surogatkę, która urodziła ich synka. Wiedział, że jego małżonek kochał chłopca, ale nie znosił nieposłuszeństwa. Zapominał czasem, że Solaris był tylko dzieckiem i nie wszystko jeszcze rozumiał. Na szczęście Harry potrafił załagodzić większość konfliktów.

– Młody znowu narozrabiał? – odezwał się ze swoich ram Hardwin. – Może powinieneś go wdrażać w warzenie eliksirów? – podsunął, patrząc na Severusa.

– Na razie jego specjalizacją jest ich niszczenie – mruknął, robiąc sobie kawy.

Od kiedy Harry skończył szkołę, mieszkali na magicznej farmie i ich życie w końcu się uspokoiło. Przynajmniej na tyle, że żaden maniakalny czarodziej nie polował na nich. Oczywiście pamiętał, jakie kazanie dostał od opiekunki Gryfonów po tym, jak zginął Voldemort.

,,,

Harry siedział na łóżku w skrzydle szpitalnym, a madame Pomfrey opatrywała jego kostkę, która spuchła do niemożliwych rozmiarów. Na krześle obok w gniazdku z udrapowanego szalika siedział napojony odpowiednimi eliksirami Furkotek i dochodził do siebie. Mały ptaszek drzemał właśnie, nieświadomy całego zamieszania, które działo się wokół.

Poza Severusem wszyscy obecni w skrzydle szpitalnym nauczyciele i dorośli patrzyli na Harry'ego z niedowierzaniem. Złoty Chłopiec odwzajemniał im się zaciętym spojrzeniem i ani myślał przepraszać za cokolwiek. Ron i Draco odnieśli tylko niegroźne rany. Rudzielec oberwał kilka razy niezbyt mocnymi klątwami, rzuconymi przez osłabionych Śmierciożerców, a Draco potłukł się, upadając na posadzkę.

– Dajcie mu spokój – zawarczał Syriusz, który zjawił się w Hogwarcie, kiedy tylko zrozumiał, że Voldemort próbuje zabić Harry'ego. Obserwował wszystko przez lusterko, które dał chrześniakowi i kiedy zostało zniszczone, natychmiast aportował się na teren szkoły. Odetchnął z ulgą, kiedy okazało się, że nic poważniejszego mu się nie stało. – Zrobił, co musiał, bo wam nie chciało się kiwnąć palcem.

– To tylko nastolatek! – zauważyła Minerwa.

– Na którego chcieliście zrzucić odpowiedzialność za wojnę, którą powinni prowadzić dorośli – warknął.

– W życiu nie myślałem, że to powiem, ale Black ma rację – odezwał się nagle Severus. Prychnął, widząc oburzone spojrzenie opiekunki domu lwa. – Nie patrz tak na mnie. Wiesz, że to prawda. Kto zaproponował temu chłopakowi jakąkolwiek pomoc? Nikt. Dziwisz się zatem, że wziął sprawy w swoje ręce? Jeśli chcesz szukać winnego, to zrzuć wszystko na Albusa.

– Snape ma rację – powiedział psi animag. – Słyszałem od Harry'ego, że nie mówiłeś mu o niczym. Gdyby nie przypadek nie miałby pojęcia o tych całych horkruksach.

– Nie mogłem mu powiedzieć – przyznał dyrektor. – Nie chciałem, żeby się załamał informacją, że ma w sobie cząstkę duszy Voldemorta.

– Załamać? – odezwał się nagle Harry grobowym głosem. – Ja się załamałem na piątym roku, kiedy ta różowa ropucha doprowadziła mnie na skraj! – warknął. – Gdyby profesor Snape mnie nie znalazł, od dawna byłbym trzy metry pod ziemią!

– O czym ty mówisz, Potter? – spytała McGonagall.

– O tym, że chciałem się zabić – powiedział, zdejmując opaskę z nadgarstka. Uniósł rękę, żeby wszyscy mogli zobaczyć wciąż widoczną bliznę, po zaklęciu tnącym. – Do tego doprowadziła mnie ta wariatka i ci, który zrzucili na mnie to całe bagno. Czyli całe to pieprzone społeczeństwo czarodziejów Wielkiej Brytanii. Nikt z was nawet nie zauważył, że coś jest nie tak. A wiecie dlaczego? Bo było wam tak wygodnie.

Wszyscy patrzyli na niego z zaskoczeniem, kiedy ponownie założył opaskę, zakrywając bliznę. Ron szybko usiadł obok przyjaciela i objął go ramieniem.

– Wiedziałeś o wszystkim? – nauczycielka transmutacji popatrzyła w szoku na Severusa.

– Oczywiście, że wiedziałem – parsknął. – Myślisz, że kto miał go na oku, żeby znowu nie próbował zrobić takiej głupoty?

– Niczemu nie zauważyliśmy – przyznała.

– Bo nie chciał, żebyście wiedzieli. Pokazaliście mu, że nie może na nikogo liczyć. Wiecie jaką batalię z nim stoczyłem, żeby w ogóle chciał sobie pozwolić pomóc? Do pięknego stanu go doprowadziliście.

Dyrektor Hogwartu już chciał coś na to odpowiedzieć, kiedy do skrzydła szpitalnego wbiegli nagle rodzice i bracia Rona.

– RONALDZIE WEASLEY! – krzyknęła Molly. – Co ty sobie myślałeś, stając naprzeciwko Śmierciożerców?! Życie ci niemiłe?!

– No i się zaczyna… – mruknął Ron. – Jestem pełnoletni – zauważył.

– Nie dyskutuj ze mną! Nie skończyłeś nawet szkoły! Wróć tylko do domu na wakacje, a zobaczysz, czym jest uziemienie!

– Na wakacje to ja mam plany – powiedział. – Razem z Harrym zaplanowaliśmy sobie wyjazd.

– Jaki wyjazd?! Nigdzie nie pojedziesz! Harry też nigdzie nie pojedzie!

– Nie możesz mu tego zabronić Molly – zauważył Syriusz. – Jest pod moją opieką i to ja teraz o nim decyduję. Jeśli chce gdzieś jechać i nie jest to niebezpieczne, to niech jedzie.

– A ty się nie odzywaj Syriuszu! – warknęła na niego. – Niby gdzie oni mogliby jechać?!

– A mamy kilka rzeczy w planach – odezwał się Harry. – Na przykład koncert w Dublinie. Myślałem też o zapolowaniu na potwora z Loch Ness. Może uda nam się sprawdzić, czy istnieje? Możemy też się wybrać do mugolskiego muzeum. Mają wystawę mugolskiej technologii – przyznał z uśmiechem. Ledwo powstrzymał chichot, widząc zainteresowanie ze strony ojca Rona i blednącą Molly, która musiała wziąć kilka głębokich oddechów.

– I tak nigdzie nie pojedziesz, Ron – powiedziała stanowczo do swojego najmłodszego syna.

– Właśnie, że pojadę. Chcę się zobaczyć ze swoją dziewczyną – powiedział stanowczo. Jego słowa sprawiły, że Molly Weasley zamilkła. Przez kilkanaście sekund była w stanie jedynie otwierać i zamykać usta.

– Jaką dziewczyną?! – krzyknęła w końcu. – Ty nie masz dziewczyny!

– Mam! Tylko o niej nie wiesz! I od razu zacznij się przyzwyczajać, że kiedyś to będzie twoja synowa.

Matka Rona po raz kolejny wzięła kilka głębokich oddechów.

– No dobrze. Masz siedemnaście lat, wiec to normalne. Jestem pewna, że z niej bardzo miła czarownica.

– A kiedy ja powiedziałem, że to czarownica? – spytał Ron.

Po jego słowach Molly Weasley najzwyczajniej w świecie zemdlała.

,,,

– Możesz wyjść z kąta – powiedział w końcu Harry.

Solaris wstał z krzesełka i powoli podszedł do rodziców. Poparzył na nich niepewnie swoimi dużymi, zielonymi oczami.

– Wiesz, że zrobiłeś źle? – spytał go Severus, przyklękając. Chłopczyk pokiwał głową. – I wiesz, dlaczego się złoszczę? – Ponowne kiwnięcie. – Co masz mi do powiedzenia?

– Zrobiłem źle. Nie wolno mi tam wchodzić samemu – powiedział cicho.

– A dlaczego?

– Bo może mi stać się krzywda.

– No właśnie. Za karę nie będziesz oglądał jutro kreskówek – powiedział stanowczo. Solaris jęknął cicho, ale wiedział, że z ojcem nie ma dyskusji, kiedy ten coś postanowi.

Harry również to wiedział i dlatego tak ciężko było mu czasem przekonać męża do niektórych rzeczy. Batalię o telewizor w domu toczyli miesiąc. Oczywiście urządzenie po zakupie zostało odpowiednio zaczarowane. Severus nigdy się do tego nie przyznał, ale lubił oglądać programy naukowe i kryminalne. Zawsze szybciej od bohaterów domyślał się, kto stoi za kolejną zbrodnią. Za to wszelkie telenowele określał mianem „cholernych wyciskaczy łez" i stanowczo odmawiał oglądania czegoś takiego.

– To dobre dla wierzących w niedorzeczny romantyzm czarownic i mugolek – prychał tylko.

– Może Ron powinien zaznajomić z nimi swoją mamę? – chichotał Harry.

Severus popatrzył na niego z niedowierzaniem.

– Telenowelę to ona ma od czasu, kiedy Ronald oznajmił jej, że jego dziewczyna jest mugolką. Cuciliśmy ją wtedy dobre piętnaście minut.

Młodszy z mężczyzn zaśmiał się. Doskonale to pamiętał. W przeciwieństwie do żony Artur był zachwycony taką perspektywą, ale przede wszystkim zależało mu na szczęściu syna. Pierwsze spotkanie Molly i Abby było dość wybuchowe. Kuzynka Harry'ego miała bardzo silny charakter i nawet będąc w domu pełnym czarodziejów, potrafiła rozstawić wszystkich po kątach. Ojciec Rona w końcu miał komu zadawać swoje dziwne pytania. Z początku sam Ron obawiał się, że jego rodzina przerazi jego dziewczynę, ale nic takiego nie miało miejsca. Abby była ulepiona z twardszej gliny, niż się mogło wydawać. Z czasem nawet Molly przekonała się do niej. Pomogła w tym na pewno rozmowa, którą odbyła z Arturem i starszymi synami. Najbardziej pomocny okazał się Bill, który miał podobne przejścia, kiedy zaczął spotykać się z Fleur.

Za to sprawa związku Harry'ego i Severusa nie była już tak różowa. Złoty Chłopiec zamierzał o wszystkim powiedzieć, dopiero kiedy skończy szkołę. Nie chciał, żeby jego partner miał przez niego problemy, ale oczywiście plany sobie, a życie sobie. Harry do dziś czuł ciarki na plecach na samą myśl, że wszystko mogło się skończyć dużo gorzej.

,,,

Zgodnie z wakacyjnymi planami Harry i jego koledzy z Gryffindoru wybrali się do Dublina na koncert. Rodzice Seamusa nie mieli nic przeciwko odwiedzinom chłopców. Jego mama wyczarowała nawet dodatkowe posłania w pokoju syna, żeby mieli gdzie się potem położyć.

– Twój ojciec chrzestny nie robił afery? – spytał Seamus, patrząc na Harry'ego. Oczywiście wcześniej razem z mamą wyjaśnili jego niemagicznemu ojcu, kim jest Harry.

– Czemu miałby zrobić? – zdziwił się Złoty Chłopiec, kładąc swój plecak z zapasowymi ubraniami na jednym z materacy.

– Jeszcze nie jesteś pełnoletni, a niedobitki Śmierciożerców nadal gdzieś tam krążą – zauważył. – Mógłby nie chcieć puścić cię samego.

Słysząc to Ron, zaczął się śmiać.

– Afera to była, ale dlatego, że Syriusz chętnie wybrałby się z nami. Nie mogło do niego dotrzeć, że to nasz grupowy wypad – rechotał w najlepsze.

– Nieco odpuścił, kiedy okazało się, że to mugolski koncert. Stwierdził, że iść to on może na „Fatalne Jędze" – burknął Harry.

– Ale na mugolski bar nie narzekał – przypomniał sobie rudzielec. – Mówiłeś, że ostatni urządził sobie popijawę z Lupinem, ze Snapem i jeszcze z kilkoma osobami z ich szkolnych lat.

– Ze Snapem? – spytał Dean, robiąc wielkie oczy.

– A dajcie mi spokój! – jęknął zielonooki chłopak. – Skutek tego chlania był taki, że Syriusz zaczął się popisywać swoimi zdolnościami animaga, kiedy wracali z tego baru. Snape nie wytrzymał i w końcu wyczarował ukradkiem smycz i kaganiec, kiedy Syriusz zaczął gryźć go po łydkach.

Wszyscy chłopcy ryknęli głośnym śmiechem. Pomijając już ich ogromne zdziwienie, że ojciec chrzestny Harry'ego poszedł się napić z ich najbardziej nielubianym nauczycielem, to cała historia była naprawdę zabawna. Sam Złoty Chłopiec przyznał, że widok Snape, który wprowadził do domu Syriusza na smyczy i w kagańcu na pysku był dość nietuzinkowy. Z początku zaspany chłopak był pewien, że coś mu się śni i tak naprawdę leży w łóżku w swoim pokoju, podczas gdy część dorosłych wyszła się odstresować. Rozbudził się mniej więcej dopiero w momencie, kiedy Severus wcisnął mu do rąk smycz animaga i mrucząc pod nosem przekleństwa, poszedł do pokoju, który zajmował w czasie pobytu na Grimmauld Place.

– Niezła historia – przyznał Seamus, ocierając łzy z oczu.

Po południu wyszykowali się na koncert. Harry nie przepadał za tłumami ludzi, ale w tym przypadku uznał, że zrobi wyjątek. W końcu na koncertach tłumy to coś normalnego. Dla Rona i Neville'a przebywanie w obecności tylu mugoli było zupełnie nowym doświadczeniem. Żaden z nich nie wiedział, gdzie powinien najpierw patrzeć.

Kilka godzin później wracali już zmęczeni, ze zdartymi od śpiewu gardłami i zadowoleni. Wszyscy zasnęli, kiedy tylko przyłożyli głowy do poduszek.

– A właśnie – powiedział Neville, kiedy następnego dnia jakimś cudem wstali. Każdy z nich musiał koniecznie wypić eliksir na ból gardła, bo żaden z nich nie mógł normalnie mówić. – Razem z Harrym uznaliśmy, że zrobimy wspólną imprezę urodzinową.

– Czemu razem? – spytał ciekawie ojciec Seamusa.

– Ja mam urodziny trzydziestego lipca, a Harry trzydziestego pierwszego – wyjaśnił. – Tak śmiesznie wyszło, że jest między nami tylko dzień różnicy.

– Fajny pomysł – przyznał Dean. – I gdzie będzie impreza?

– W domu Neville'a – przyznał Harry. – W domu mojego chrzestnego nie ma ogrodu, a poza tym nadal nie udało nam się zdjąć ze ściany portretu jego matki. Wrzeszczy przy byle okazji. Nie wiedziałem, że portret może znać tyle wyzwisk.

To akurat była prawda. Pod względem wyzywania ludzi matka Syriusza mogłaby śmiało konkurować z Wozakiem. Harry czasem zastanawiał się, które z nich było bardziej kreatywne na tej płaszczyźnie.

Po powrocie na Grimmauld Place chłopak miał naprawdę świetny humor. Tak dobry, że uśmiechnął się szeroko na widok Snape'a. Rozejrzał się szybko wokół, a potem objął jego szyję ramionami i pocałował.

– Rozumiem, że dobrze się bawiłeś – mruknął starszy czarodziej po chwili.

– Nawet bardzo dobrze – zapewnił go, nadal obejmując jego szyję. Ten właśnie momenty wybrał Syriusz, żeby wejść do salonu.

– DLACZEGO OBEJMUJESZ MOJEGO CHRZEŚNIAKA?! – wrzasnął na cały dom. Harry podskoczył przestraszony.

– Cześć Syriuszu. Już wróciłem – powiedział, zastanawiając się, jak wybrnąć z tej niezręcznej sytuacji, którą niechcący stworzył.

– Nie próbuj zmieniać tematu! – warknął Syriusz.

– Uspokój się, kundlu – mruknął Severus, wyjmując różdżkę. – Chyba że chcesz znowu nosić kaganiec?

Animag wyglądał, jakby właśnie usiłował sobie przypomnieć wszystkie najbardziej paskudne klątwy, których jeszcze nie użył przeciwko Snape'owi. Przez następne pół godziny Harry siedział w kącie i nie mógł zrobić nic, jak tylko patrzeć na walczących zaciekle mężczyzn. Odważył się ruszyć, dopiero kiedy obaj zmęczeni runęli na podłogę. Podpełzł do nich niepewnie.

– Niech cię diabli, Snape! – warknął tylko zmęczonym głosem Syriusz. – Zdemoralizowałeś mi chrześniaka!

– Nie zrobiłem niczego, czego sam by nie chciał, Black – odparł Severus.

– Gdybym miał jeszcze trochę siły, udusiłbym cię gołymi rękami.

– Syriuszu! – oburzył się Harry, patrząc na chrzestnego.

Animah popatrzył na niego.

– Nie mogłeś sobie wybrać jakiegoś kolegi ze szkoły? – spytał tylko.

– Nie gustuję w rówieśnikach. Są dziecinni – przyznał szczerze. Wywrócił oczami, widząc niedowierzającą minę ojca chrzestnego.

– Ale Snape? – jęknął, zakrywając twarz dłońmi. – Tylu facetów chodzi po tym świecie.

– Dramatyzujesz. Jego przynajmniej znam dość długo, więc pogódź się z tym, że to coś poważnego. I nie waż się o tym wspominać komukolwiek – zaznaczył od razu Gryfon, kiedy Syriusz już otwierał usta, żeby coś powiedzieć. – Daliście sobie po mordach, więc teraz ma być spokój. Zresztą po szkole i tak się wyprowadzam.

– Niby gdzie?!

– Do Stanów. Mówiłem ci przecież, skąd się wziął Furkotek – przypomniał mu.

Syriuszowi nie pozostało nic innego, jak jęknąć z bezsilności.

,,,

– Co się tak głupio uśmiechasz? – spytał Severus, patrząc na małżonka. Nakrywali właśnie stół do kolacji.

– Przypomniało mi się, jak Syriusz dowiedział się o wszystkim – zachichotał.

Mistrz Eliksirów prychnął.

– Ten kundel chyba do dziś nie pogodził się z tym i mogę się założyć, że spisuje sobie wszelkie możliwe klątwy, które mógłby na mnie wypróbować.

– Nie przesadzaj. Odpuścił mocno po narodzinach Solarisa – zauważył Harry.

– Obwołał się samozwańczo jego dziadkiem! – warknął cicho starszy czarodziej.

– Jest moim ojcem chrzestnym, a ponieważ nie ma własnych dzieci, patrzy na niego jak na wnuka.

– Jest zbyt dziecinny, żeby mieć własne dzieci, więc niańczy wszystkie wokół. Jakim cudem został instruktorem animagii, to do dziś jest dla mnie zagadka. O psie mowa – mruknął, kiedy ogień w kominku zapłonął na zielono i spomiędzy nich wyłonił się Syriusz.

– Solaris! – wyszczerzył się, łapiąc małego chłopca w objęcia. – Byłeś niegrzeczny? Znaczy grzeczny? – poprawił się szybko, widząc karcące spojrzenie chrześniaka.

– Tak! – pisnął chłopiec. – I mam karę – dodał ciszej.

– Opowiesz mi o wszystkim później?

– Nie nakłaniaj mojego dziecka do idiotyzmów, Black – warknął stanowczo Severus.

– Przecież nic takiego nie robię – zapewnił, podnosząc się z podłogi z chłopcem na rękach. – Spodziewacie się gości? – spytał, widząc więcej nakryć na stole.

– Ron i Abby, mają wpaść – przyznał Harry. – Caleb też się zapowiedział.

– Wszyscy u nas pomieszkują – westchnął Severus tylko.

Harry zachichotał. Jego mąż nigdy nie był przesadnie towarzyskim człowiekiem, ale wiedział, że lubi, kiedy ktoś ich czasem odwiedza. Krewnych Harry'ego nawet lubił, podobnie zresztą jak Caleba. On i Rick chcieli prosić Severusa, żeby został ich mentorem. Obaj planowali zostać Mistrzami Eliksirów.

Uśmiechnął się, lewitując na stół kolejne talerze i sztućce. On sam dopiął swego i został pierwszym psychologiem w świecie czarodziejów. Kiedy otworzył swój gabinet, obawiał się, że ludzie będą do niego nastawieni bardzo sceptycznie. W końcu czarodzieje nie zwykli mówić obcym o swoich problemach z psychiką.

Ku jego zaskoczeniu już w pierwszym tygodniu pojawili się pierwsi pacjenci. Rodzice przyprowadzili do niego swoje dzieci, które miały jakieś poważne problemy, ale nie chciały o nich mówić. Ich magia wybuchała agresywnie za każdym razem, kiedy rodzice próbowali siłą dowiedzieć się, co się stało. W końcu zdesperowani postanowili skorzystać z usług Harry'ego.

Jego pierwszym pacjentem okazał się dziesięciolatek, które magia powinna się już stabilizować w tym wieku. Tymczasem potrafiła wybuchnąć, niszcząc różne rzeczy. Spędził wtedy godzinę, po prostu siedząc obok dziecka i zagadując je co jakiś czas o różne zwykłe rzeczy. Chłopiec z początku patrzył na niego bardzo nieufnie, ale w końcu zaczął mówić o sobie i Harry dotarł do sedna problemu. Wyjaśnił rodzicom, że potrzebna będzie terapia, bo dziesięciolatek nie ma zupełnie pewności siebie.

– Z tego, co mówił, zrozumiałem, że ktoś z bliskiego otoczenia bardzo go krytykuje, ale na razie nie chce mi powiedzieć, o kogo chodzi – powiedział. Potrzebował jeszcze kilku spotkań, żeby dowiedzieć się wszystkiego i móc pracować z chłopcem nad jego psychiką. Ucieszył się, kiedy rok później sowa przyniosła mu list od chłopca, który chwalił się, że rozpoczął naukę i dostał się do domu Rogatego Węża w Ilvermorny.

Potem miał coraz więcej pacjentów. Zyskał sobie odpowiednią renomę i mierzył z różnymi przypadkami. Oczywiście trafiali też do niego mugole, którym urodziło się magiczne dziecko. Harry zaczarował swoje wizytówki tak, żeby trafiały do potrzebujących jego pomocy osób. Oczywiście mugole często nie mogli się zjawić u niego na wizytach, więc aportował się do nich i spokojnie wszystko im wyjaśniał.

Kiedy okazało się, że w Stanach nie ma osób bezpośrednio odpowiedzialnych za wprowadzenie mugolaków do magicznego świata, zaproponował przedstawicielom tutejszego rządu, że jako psycholog może rozmawiać z rodzicami takich dzieci. Pozwolono mu robić to początkowo na próbę. Z czasem Harry stał się swoistym łącznikiem między oboma światami. Jego praca dawała mu wiele satysfakcji. Często w terapiach pomagały mu zwierzęta z farmy. Młodsze dzieci szczególnie upodobały sobie nieśmiałą Lunaballę o wielkich oczach i Niuchacza, z którym bawiły się w poszukiwaczy skarbów. W ten sposób Harry prowadził z nimi terapię.

– Jesteśmy! – zawołał Ron, kiedy razem z Abby, weszli do domu. Harry uśmiechnął się. Jego przyjaciel niósł na rękach swoją roczną córkę, Emily. Na razie ciężko było stwierdzić, czy mała będzie czarownicą, ale rudzielec zapewniał, że to nieważne. Była tak urocza, że nawet Molly Weasley miękła przy niej od razu.

– Miło was widzieć – powiedział Harry, kiedy z kominka wyłonił się Caleb i również przywitał się ze wszystkimi.

Złoty Chłopiec rozejrzał się po jadalni. Właśnie o takim życiu zawsze marzył. Z osobami, które kochał i które zawsze mówiły mu prawdę. Czuł, że był tam, gdzie być powinien od zawsze.

W domu.

The End

I to już koniec moi drodzy^^ Mam nadzieję, że ostatni rozdział was nie rozczarował i dostarczył odpowiedzi na wasze pytania albo chociaż na ich część. Nie sądziłam, że ta historia urośnie aż do takich rozmiarów. Pierwotnie planowałam może jakieś 15 rozdziałów, a nie cztery razy tyle. Dziękuję wam, że dotrwaliście do końca i za wszystkie wasze komentarze^^

Do przeczytania.