ALERT! Jest coraz to lepiej, moi drodzy. W końcu zaczynam mieć więcej czasu na tłumaczenie, choć do wcześniejszego tempa jeszcze daleko. Zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby okiełznać życie i wstawiać po jednym rozdziale na 2–3 tygodnie. Co mogę jeszcze dobrego powiedzieć? W międzyczasie ekspresowo zakończone zostało angielskie tłumaczenie, za co jestem niezmiernie wdzięczna wspaniałej, wytrwałej duszy : )

Z „Albusem (...)" postaram się utrzymać tempo jednego chaptera na miesiąc-dwa, gdyż są one zdecydowanie dłuższe i bardziej wymagające, ale nie obiecuję.

Jednocześnie wstawiam poprawiony rozdział „Narodzin Mrocznego Sojuszu" (^.^) i rozpoczynam publikację tekstów na wattpadzie. Jeżeli ktoś woli czytać tłumaczenia tam, zapraszam: -Glenka-.

Do następnego!


Rozdział 63

Diabeł mający obsesję na punkcie swojego ojca!


Grudzień 1943 r.

Tom nie wiedział, do czego pije Harry, ale niejasno się ukierunkował, napędzany własnymi przekonaniami.

Owszem, nazywał się Tom Riddle, ale nie lubił swojego imienia.

Było zwyczajne, plebejskie – gdyby ktoś wykrzyknął je na ulicy, bez wątpienia obejrzałoby się przynajmniej tuzin głów. Co gorsza, nazwany został po mężczyźnie, który spoczywał już sześć stóp pod ziemią.

Zazwyczaj nie stanowiło to problemu. Syn często dziedziczył imię ojca, a w niektórych przypadkach był to nawet zaszczyt, ale czy jeden głupi, mugolski ignorant mógł zostać tak wyniesiony na piedestał?

Pewnego dnia ślizgon oderwie od siebie łatkę „brudnej półkrwi szlamy" i zadebiutuje w społeczeństwie jako potomek Salazara Slytherina. Do tego czasu „Tom Marvolo Riddle" zostanie porzucony, bo zyska tytuł, który sprawi, że wszyscy będą truchleć na samą jego myśl.

Nie mógł zdradzić swych motywów i planów – a raczej się nie odważył – ponieważ Harry stał naprzeciwko.

Od chwili, gdy opiekun zszedł do Komnaty Tajemnic i zawołał wychowanka, maska dziecka całkowicie się roztrzaskała, odsłaniając światu piekielnie ostre kły ukrytej wewnątrz bestii.

Harry w końcu został wtajemniczony – w końcu doszło pomiędzy nami do konfrontacji!

Ślizgon, mając do wyboru władzę i „ojca", nawet przez chwilę się nie wahał – nawet jeżeli pozyskanie mocy oznaczało przeciwstawienie się. Nie żałował podjętej decyzji, lecz nadal się obawiał.

Wiedziony strachem, owinął ramiona wokół talii mężczyzny, tworząc substytut lodowatych kajdan.

Nawet kiedy najmroczniejsza, najbardziej obrzydliwa część jego osobowości ujrzałaby światło dzienne, nawet jeżeli jego najbardziej groteskowe karty zostałyby wyłożone na stół, nawet kiedy został obdarzony pełnym odrazy, zniesmaczonym spojrzeniem...

I tak nie masz prawa mnie zostawić, Harry...

– Łączą nas więzy krwi? – zapytał przytłumionym głosem, zanurzywszy twarz w zagłębieniu szyi opiekuna i wdychając jego zapach. Z perspektywy rozmówcy głos ten wydawał się chrapliwy, ostrożny. Tom Marvolo Riddle był najlepszy w tego typu sztuczkach, a tę konkretną podłapał dwanaście lat temu od Billy'ego, który trzymał wtedy w dłoniach królika. Wystarczyło zaledwie zmienić postawę, oczarować towarzysza i wymruczeć: – Mówisz tym... Słyszałem, jak tym mówisz... jak mówisz naszym językiem...

Zszokowany Harry nie mógł powstrzymać drgnięcia. Zawsze zbyt dobrze myślał o ludzkiej naturze.

– Nie, chociaż jestem twoim ojcem... A przynajmniej z nazwy... – westchnął.

Fasada Toma znów wywarła pożądany efekt. Chłopiec nie wiedział, czego tak naprawdę się spodziewał. Czy było więcej ludzi jemu podobnych? I pomyśleć, że zaledwie trzy miesiące temu osobiście zakończył żywot biologicznego rodziciela.

Nastolatek był szczupły, ale jednocześnie też dobrze zbudowany. Bliskość ciała wychowanka sprawiała, że Harry zatracał się w zazwyczaj zahibernowanej, głęboko skrytej sile, która teraz dawała o sobie znać. Wtem ciepły oddech owiał mu policzek.

– Tamta dziewczyna... – Mężczyzna przymknął ze znużenia oczy, kiedy poczuł nagły bezdech młodzieńca, a następnie uśmiechnął się gorzko do siebie. – Pochowano ją na wzgórzu nad Czarnym Jeziorem. Odwiedź ją, jak będziesz miał czas.

– Hm. – Wzrok Toma stężał. Opiekun był do niego odwrócony plecami, więc nie mógł dostrzec jego delikatnego załamania się emocji.

Harry wiedział, że to nie zrobi żadnej różnicy. Wszystko, co mógł uczynić, to poprosić ślizgona, aby ten odwiedził grób dziewczyny, chwytając się promyka nadziei, że taki czyn pociągnie za sobą wyrzuty sumienia, a co za tym idzie, rozgrzeszy go chociaż z co poniektórych przewinień.

Jakby nie spojrzeć, wszystko sprowadzało się do Toma Riddle'a.

W milczeniu stali tak w chłodnej przestronnej komnacie, a wokół nich słychać było tylko szum wody.

Harry pragnął konfrontacji. Dzięki starannie dobieranym słowom był w stanie zachować ostrożną równowagę. Jakim cudem, nawet w swej nieskończonej mądrości, chłopiec nie rozumiał jego zamiarów?

– Nie naciskaj na mnie, Tom. – Nie potrafił opanować drżenia w głosie. Nie chciał tego – nie chciał nieustannie strzec się dziecka, które sam wychował; dziecka, które pokochał. Najzwyczajniej w świecie chciał go złapać za ramiona i mocno nim potrząsnąć; chciał zapytać: „Co jest złego w pozostaniu Tomem Riddle'em? Dlaczego nie chcesz pozostać MOIM Tomem?" Dopiero wtedy spełniony Harry mógłby w końcu zostać ojcem, trzymać niemowlę w ramionach, chodzić z brzdącem za ręce i patrzeć, jak dorasta, bierze ślub i wychowuje własne dzieci...

Jest wiele sposobów na odniesienie sukcesu, dlaczego więc skłaniać się ku temu najbardziej destrukcyjnemu?

Ślizgon wzmocnił uścisk. Ściskał czarodzieja tak mocno, jak tylko potrafił – tak samo jak w dzień swoich narodzin.

Też nie naciskaj.

Twarz Toma nadal była ukryta w zagłębieniu szyi Harry'ego, a wargi przyciskał do miejsca, w którym wyczuwalny był puls. Z trudnością zwalczył chęć otwarcia ust. Bał się, że w momencie, gdy się odważy, zatopi zęby w ciele mężczyzny – a to z kolei sprawi, że zostanie opuszczony.

Nigdy nie zapomni tamtego sierpniowego dnia, kiedy Harry przeszedł przez drzwi, ani tego, jak wyglądała jego sylwetka w świetle księżyca.

„Nawet w największej rozpaczy można odnaleźć najwspanialsze niespodzianki" oraz „Nurzać się w największej stracie można nawet w towarzystwie najpiękniejszych uśmiechów" – kto mógł coś takiego znieść? Zdecydowanie nie Tom Riddle.

Samolubny, chciwy, paranoiczny ślizgon nigdy nie zadał sobie trudu, żeby roztrząsnąć sprawę, czy Harry Potter by potrafił.

Ktoś niegdyś zapytał: „Ile ścieżek musi przejść chłopiec, aby stać się mężczyzną?". Dlaczego nie polemizowano nad: „Ile razy człowiek musi znosić rozwianie nadziei, zanim zostanie zmuszony do całkowitego jej porzucenia?".

Nie zadawszy pytania, ktoś udzielił odpowiedzi. „Gryfoni pochopni są w swych aktach odwagi, w swojej niezachwianej naturze potęgi większej, aniżeli oni sami. Uosabiają powód, dla którego nazywa się ich ukoronowanych wieńcami odwagi rycerzami. Gryfoni nie wybierają bohaterstwa, gdyż to żaden wybór. Waleczność jest im z góry przypisana".

– Tom, po prostu... bądź Tomem Riddle'em, dobrze? – Głos Harry'ego się załamał. Brzmiał na zbolałego.

Ślizgon przystopował, rozważając opcje.

– W porządku. – Szybko zrozumiał intencje opiekuna. Tylko Tomem Riddle'em – uprzejmym, inteligentnym chłopcem. Zacisnął usta i z trudem stłumił szkarłatny błysk w oku.

Dopóki nie znikniesz.

Stając przed rozwidleniem dróg, przed wyborem mocy a Harry'ego, nigdy nie zawahałby się wybrać pierwszego zamiast drugiego. Jakby na to nie spojrzeć, siła to potęga, czyż nie? A potęga z kolei była wszystkim, nad czym pracował, wypruwał sobie żyły – wszystkim do czego dążył.

A jednak.

Wstrzymał się z dywagacjami. Westchnął i wciągnął do nozdrzy zapach Harry'ego. Po raz pierwszy od dłuższego czasu poczuł się wstrząśnięty.


Harry ostatecznie pozostał w Hogwarcie.

Co więcej, wszystko wskazywało na to, że stan zdrowia profesor Merrythought się pogarszał, bo coraz częściej były za nią wypisane zastępstwa. Siła asystenta rosła.

Chociaż uczniowie okazywali zmartwienie nauczycielem, nie odrzucili Harry'ego – w końcu prowadził lekcje lepiej i ciekawiej.

– W porządku. Z racji tego, że tak mnie prosicie, zrobimy małą demonstrację. Kto zgłasza się do roli mojego partnera? – Uśmiechnięte oczy mężczyzny omiotły całą klasę, z premedytacją ignorując uniesioną w górę rękę ukochanego ślizgona. – Hm... Podejdź, Parkinson.

Mało wyraźny uśmieszek Toma nie osłabł i chłopiec po prostu się przyglądał, jak Ovi wstaje ze swojego miejsca i podchodzi do wykładowcy.

– Tom? – zagaił siedzący obok Cygnus.

Riddle uniósł brew, przesuwając na towarzysza wzrok.

– Jakiś problem?

– Ty... – Black zmarszczył brwi, najwyraźniej dokonawszy oceny. – Nieważne, to nic.

Tom odwrócił głowę, ani o jotę nie zmieniwszy ekspresji.

Jak mógł nie zauważyć? Opiekun go unikał.

Dlaczego? Przecież jakby na to nie spojrzeć, doszli do porozumienia.

Harry Potter pochodził z przyszłości. Dobrze wiedział, co Tom ukrywa i czego się dopuścił. Nie był jednak wszechwiedzący – chłopiec wciąż miał tajemnice, które nie ujrzały światła dziennego.

Potter nigdy nie dowie się o wstrętnej niegodziwości skrywanej pod piękną fasadą Toma.

Szóstoroczny ślizgon, który popisał się już temperamentem, siedział teraz w szkolnej ławce z oślepiająco niewinnym uśmiechem, którym przekonałby każdego; zauroczeni ludzie zaś nie dostrzegają czerwieni skrytej w jego oczach.

– Wspaniale, Ovi! – Harry nie zawahał się pochwalić dobrze sobie radzącego, choć z nadal widocznymi brakami, rzucającego zaklęcie rozbrajające ucznia. – Pięć punktów dla Slytherinu! – Nagradzając podopiecznych, zawsze używał Snape'a jako odwróconego odniesienia. Nie szczędził miłych słów. Czy w grę wchodził Gryffindor, czy też Slytherin, zawsze był sprawiedliwy.

Parkinson uśmiechnął się nieśmiało i wrócił do ławki. Odkąd Abraxas ukończył szkołę, przestał go zmuszać do robienia nieprzyjemnych rzeczy, stał się bardziej radosny i odważny. Kiedy komuś wraca siła, pomysły, które zostały zawczasu stłumione, wracały do głowy.

Zaledwie rok temu Ovi był pod wielkim wpływem innych, był tchórzliwy, unikał wzięcia odpowiedzialności za pobrudzenie sobie rąk i nie chciał zrezygnować z przywilejów, które mu pozostały. Teraz Parkinson nie bał się spojrzeć na uśmiechniętego asystenta Pottera i zacisnąć usta.

Mijając stół Ridlde'a, napotkał oceniające spojrzenie ciemnych oczu. Mimo że nie odbijały się w nich żadne emocje, Ovi odbierał je jako nadzwyczaj przerażające.

Przyspieszył kroku.

Tom Riddle, adoptowany syn pana Pottera, był demonem mającym obsesję na punkcie swojego ojca!

Doznawszy objawienia, Ovidius był zdeterminowany, aby naprawić błędy przeszłości i wziąć stery losu we własne ręce. Chciał otworzyć swe ramiona i nieść pomoc ludziom spoza rodziny.

Pomogę ci uciec przed synem, Harry Potterze, postanowił.