115. Rozdział, w którym nadal siedzimy w umyśle Snape'a.
Od tamtego popołudnia minęło sporo czasu zanim Lucjusz znów położył na nim swoje ręce. Malfoy był słowny. Nigdy nie próbował uwodzić Severusa. Nie domagał się ani razu kolejnego pocałunku czy czegokolwiek innego związanego z seksem. Nigdy też nie użył na nim swoich mocy.
To Snape był tym, który zażądał ust Malfoya pewnej soboty. Lucjusz odmówił, twierdząc, że przecież seks został wykreślony z umowy i nie zamierza wykorzystywać Severusa dla swojej przyjemności.
- Tamto, wtedy, nie powinno się wydarzyć, to było głupie, że w ogóle cię do tego namówiłem, poniosło mnie – powiedział Malfoy.
- Żałujesz? – spytał brunet.
- Nie wiem – odparł Lucjusz.
- Ja nie – stwierdził Severus i pocałował blondyna. Bez pytania. Po prostu chwycił jego twarz w swoje dłonie i przyciągnął do siebie. Lucjusz pozwolił się pocałować, ale po chwili odsunął go od siebie. – Potraktuj to jak chcesz. Ale jeśli za chwilę nie poczuję na sobie twoich dłoni, zwariuję. Eksploduję. Nie gap się tak. Spędzam z tobą co drugie popołudnie, ucząc się od ciebie cholernej czarnej magii. Nie sądziłeś chyba, że pozostanę obojętny, pamiętając co potrafią te usta. Udowodniłeś już, że jesteś gentlemanem. A teraz mnie, kurwa, pocałuj! – warknął wściekle.
Lucjusz mierzył go swoim surowym spojrzeniem, Snape pamiętał jak bardzo upokorzony się wtedy poczuł, wydawało mu się, że się wygłupił, że blondyn wyrzuci go wtedy z treningów i skończy całą zabawę. A jednak frustracja nie dawała za wygraną i rozgościła się na dobre w jego ciele. Przymknął lekko oczy i nabrał powietrza, by wykrzyczeć mu w twarz, że dłużej nie może spędzać z nim czasu wolnego. W tym momencie poczuł gorące usta na swoich. Szczupłe, silne dłonie zatonęły w jego włosach, a pięknie wyrzeźbione ciało przylgnęło do jego własnego.
Otworzył oczy, by zobaczyć srebrzyste tęczówki. Chciał widzieć tę twarz. Wtulić się w te ramiona i tak zostać. Już miał się uśmiechnąć, gdy Malfoy odruchowo zamknął oczy i odskoczył jak oparzony.
- Przepraszam. Moja krew musi na ciebie działać. Nie powinieneś spędzać ze mną tyle czasu. – Lucjusz odwrócił się gwałtownie i zaczął krążyć nerwowo po olbrzymiej sali treningowej, w której ćwiczyli. Snape miał tego dość. Wiedział doskonale, że żadna krew wili nie miała nic wspólnego, z tym co zbudowali przez ostatnie miesiące, ani z chęcią bliskości którą w sobie nosił. A jednak jego niepewność przejęła kontrolę nad rozumem. Może dla Malfoya świat wyglądał inaczej? Musiał wiedzieć, nawet jeśli ta wiedza sprawi mu ból.
- Nie chcesz mnie? – Severus zapytał wprost. Lucjusz odwrócił się gwałtownie i spojrzał w czarne oczy. Na jego twarzy malowała się frustracja.
- Niczego nie pragnę bardziej w tym momencie. Ale przysięgałem ci, że nigdy nie użyję na tobie mojej mocy.
- Jeśli mocą jest ten kłótliwy temperament i genialne pomysły na czary... albo cierpliwość do moich wrednych odzywek… to masz rację, powinieneś pójść i nigdy nie wrócić do Pokoju Życzeń, w którym teraz stoimy.
- Pragnę cię, dzieciaku... Odkąd stanąłeś naprzeciw mnie, nie bojąc się niczego. Z tymi cholernymi iskrami pewności siebie płonącymi w twoich oczach... Ale staram się być odpowiedzialny.
- Więc bądź sobie odpowiedzialny gdzie indziej. Ale nie próbuj mnie chronić przed samym sobą. Nie złamiesz mi serca. Ono jest już zajęte przez kogoś innego. Ale jeśli jest w tobie więcej emocji niż powiedziałeś, to właśnie masz szansę zniknąć z mojego życia, żeby uniknąć komplikacji. Bo chcę żebyś mnie dzisiaj całował. Nie chcę nic więcej. Nie chcę seksu. Nie chcę zobowiązań. Nie potrzebuję żebyś mnie kochał. Ludzie, którzy twierdzą, że kochają, zwykle czegoś ode mnie chcą.
- Nigdy nie będę cię kochał, Snape. Byłbym idiotą, gdybym to uczynił – szepnął Lucjusz i pocałował Severusa bardzo powoli. Tego wieczora nie ćwiczyli już żadnych czarów.
Severus uśmiechnął się do wspomnienia. Było przyjemne. Nie zdążył się jednak nim nacieszyć, bo chwilę później jego umysł przeniósł go w kolejną reminiscencję, tym razem mniej radosną.
Severus leżał w pokoju gościnnym w Malfoy Manor. Lucjusz poznał by ten pokój z zamkniętymi oczami. Sam często tu spał, gdy nie chciał widzieć Narcyzy. Brunet otworzył oczy i spojrzał na Lucjusza stojącego nad nim. Dziwnie było spoglądać na samego siebie w cudzym umyśle.
- Coś ty zrobił? – mruknął niezadowolony Snape i schował twarz w dłonie.
- Uratowałem twoje chude dupsko – odpowiedział z wściekłą miną Lucjusz.
- Po co? – jęknął brunet.
- Po co?! Ty się mnie jeszcze masz czelność o to pytać?! Jesteś głupi.
- Ona wzięła ślub.
- Jakie to ma znaczenie teraz?! Wiedziałeś, że tak się to skończy. Wyrzuciłeś ją jak zaszła w ciążę – rzuciła młodsza wersja jego osoby.
- Nie rozumiesz.
- Nie. Nie rozumiem. – Lucjusz przysiadł na łóżku i spojrzał z troską na Severusa.
- To co jest między nią a mną...
- Tak. Tak, słyszałem to już setki razy – Lucjusz jak na dłoni mógł dostrzec zazdrość i rozgoryczenie we własnej postawie. Czy Severus też to wtedy widział? – Rzygać mi się chce. Weź się w garść. Będziesz tak miauczał, bo ona spała z kimś innym? Ja musiałem wziąć ślub z Cissy!
- To co innego i wiesz doskonale jaka jest różnica! – Severus usiadł prosto i wpatrywał się teraz wściekle w blondyna przed sobą.
- Wiem! – wypluł z siebie wściekle Malfoy. – Tylko ona zasługuje na twoją uwagę.
- Przestań. Czemu wszystko musi się kręcić wokół ciebie?
- Zejdź na ziemię, Snape! Od dawna nic nie kręci się wokół mnie. Wszystko kręci się wokół ciebie, tej rudej wywłoki i jej parszywego bękarta!
Sev zerwał się z łóżka i rzucił na Lucjusza z pięściami. Uderzył go w brzuch, zwalając na podłogę i przewrócił, po czym siadł na nim okrakiem i zaczęli się szamotać. Lucjusz nie mógł powiedzieć, że mu się nie należało. Dzisiaj pewnie sam sobie dałby za to w mordę. Wtedy jednak złość przesłaniała mu resztki rozsądku. Po chwili młodszy "on" leżał na plecach, a Snape przyciskał jego dłonie do podłogi.
- Wypluj to! – wrzasnął brunet wściekle.
- Ani mi się śni. Ty się odsuniesz i zarobię w twarz śliną. – Snape uśmiechnął się drwiąco, słysząc słowa blondyna. – No, w końcu jakieś emocje, poza użalaniem się nad sobą. Twoje życie nie kończy się wraz z jej odejściem.
- Nie rozumiesz.
- Nie i nawet nie będę się starał tego pojąć, ale nie waż się... nawet nie próbuj powtarzać tej głupoty. – W oczach młodego Lucjusza był strach. Czy to wtedy Snape próbował spalić dom z jej rzeczami? To wtedy był o krok od śmierci? – Nie będę stał spokojnie nad twoim trupem! Rozumiemy się?
- Grozisz? – Czarne oczy zdawały się jeszcze pociemnieć, a twarz Severusa przybrała bardzo zdeterminowany wyraz.
- Obiecuję – szepnął dwudziestokilkuletni Malfoy i uśmiechnął się pod nosem.
A potem chwycił jego włosy i przyciągnął do pocałunku. Severus nawet nie próbował walczyć. Po prostu dał się całować. Pozwolił się dotykać. Pozwolił się zdominować, kiedy Lucjusz warczał w jego ucho, że nie wszystko w życiu kręci się wokół niego i Lily. I że jak jeszcze raz Sev spróbuje się zabić przez tą dziwkę, to Lucjusz osobiście wyśle go na tamten świat, a ją zaraz za nim.
Lucjusz pamiętał jak Severus szarpnął go za włosy i pociągnął na łóżko.
- Wszystko ma być wokół ciebie? – Skrzywił się Severus. – Chcesz tego? Będę cię pieprzył tak długo, aż się porzygasz. Będzie cię bolała dupa przez następne dwa tygodnie. Tego chcesz? Być ważniejszy? – wysyczał wściekle brunet, skupiając całą uwagę na kochanku, po czym transformował dłoń w pazury i ciął przez brzuch Malfoya na odlew. Początkowy szok i cień bólu, zniknął zastąpiony przez uśmiech blondyna. Lucjusz przemknął palcami po rozciętej skórze, po czym oblizał zakrwawioną dłoń. Zmarszczył lekko nos i trzasnął w odwecie Severusa w twarz, aż ten się zatoczył.
- Klękaj – warknął i Snape wykonał polecenie. Lucjusz rozpiął spodnie i rozkazał mu, by zaczął ssać. Do dziś Lucjusz nie ma pojęcia, czemu wściekły i ranny Snape wykonał instrukcję. Bez zastanowienia. Lucjusz nie pamięta skąd wziął gorący wosk, który rozlał po plecach bruneta, gdy ten go zaspokajał. Pamięta natomiast ból, kiedy Sev wbił pazury w jego pośladki w odpowiedzi. Lucjusz wrzasnął, spuszczając się w jego usta. Severus spojrzał po wszystkim z ciekawością w twarz kochanka.
- Merlinie, to było... – jęknął po chwili blondyn, podnosząc Severusa z kolan. – Coś ty zrobił?
- Nie chciałem. To był odruch, gdy mnie poparzyłeś... – odparł Snape niepewnie. Lucjusz pocałował go w odpowiedzi.
- To było... niesamowite – wymamrotał po chwili.
- Ból?
- Myślę, że tak – powiedział Lucjusz i przywołał nóż z nocnej szafki. Podał go brunetowi. – Chcę jeszcze raz. – Tylko... w takim miejscu, żeby blizny nie były widoczne...
- Głupek – zaśmiał się Snape. – Masz eliksir leczący, który ci ostatnio przysłałem? Ten w maści?
- Mam. – Lucjusz machnął dłonią w kierunku łazienki.
- Więc nie martw się o blizny. – Severus oblizał wargi i przemknął palcem po wciąż krwawiącej ranie na brzuchu Malfoya.
A potem pociął jego gładkie, zadbane ciało. Przypalił i pogryzł. Mijały minuty, kwadranse, godziny skąpane w bólu, krwi i przyjemności. Lucjusz dochodząc kolejny raz tej nocy, szepnął „przepraszam" bardzo złośliwym tonem i rzucił Crucio w kochanka pod sobą. Severus poczuł jakby wszystko w nim zostało wywrócone na drugą stronę. W tej samej chwili, w której impuls rozkoszy docierał do jego mózgu prosto z prostaty, mieszając się z niewyobrażalnym bólem wywołanym magią, Severus krzyknął i ten dźwięk nawet teraz wywołał podniecenie Malfoya obserwującego wspomnienie.
Ból i przyjemność tak idealnie pasowały do ich życia w tamtym momencie. Severus był sam. Bez Lily. Bez perspektyw na rodzinę. Przepełniony złością. A jednak płomień na skórze i ból uziemiały go, dodając mu jednocześnie sił do dalszej walki. Lucjusz sprawił tej nocy, że był choć jeden powód, by chciał zostać na tej przeklętej planecie. Seks.
Z Lucjuszem było podobnie: wściekłość na rodzinę za konieczność ślubu z kobietą, której nie kochał... z kobietą w ogóle... tak, to był wieczór, w którym ich relacja osiągnęła taki poziom, że nazywanie tego zwyczajnie zaufaniem wydawało się po prostu śmieszne. Musieli stać się jednomyślni, by nie zrobić sobie krzywdy. Zadając sobie ból, byli zmuszeni poznać granice własnej wytrzymałości. Być w tym szczerzy... stać się jednym umysłem. Zamieniać się rolami, by sprowadzać się po wszystkim do rzeczywistości.
Lucjusz uśmiechnął się w duchu. Od czasu pierwszych kontaktów ich seks ewoluował. Były okresy niepewności, momenty agresji, dominacji i podległości. Był czas abstynencji, a ostatnio nawet faza delikatności. Jednego czego nie można było powiedzieć o ich seksie – że osiągnęli stadium rutyny.
Jeszcze chwilę temu Severus był przekonany, że to Lucjusz próbuje go wyciągnąć i szpera po wspólnych wspomnieniach. Gdy jednak nagle przeniosło go w kolejne odmęty jego umysłu, nie był już tego pewien. Okoliczności zmieniły się tak nagle, jak zjawiły się poprzednie i cały emocjonalny nastrój gdzieś wyparował.
- No chodź, Śmiecierusie! – złośliwy ton dochodzący z oddali. Odważny gryfon znów ukrywał się za murkiem, by cisnąć w niego klątwę. Severus spoglądał jak nastoletnia wersja jego samego nieznacznie poruszyła dłonią i Bombarda wysadziła murek, za którym chował się Potter. Idiota był jednak szybki i odskoczył zwinnie. Ku niezadowoleniu Snape'a, był także uparty i cisnął w niego Diffindo w odwecie. Tym razem ślizgon nie był wystarczająco czujny i koszula na jego plecach została pocięta w paski.
Co ten człowiek miał w głowie, ciągle niszcząc jego rzeczy? Severus upewniał się na każdym kroku, że Potter musiał mieć nie po kolei w głowie, by ciągle znęcać się właśnie nad nim. Jasne, nie znosili się od pierwszego roku, ale patrząc na to z perspektywy bezcielesnej manifestacji umysłu, Severus widział w tym obecnie jedynie niezdrową obsesję, którą najwyraźniej podsycał jego niezrównoważony kolega Syriusz. Jakby nie potrafili zająć się sobą, czy spożytkować energii na zrobienie czegoś rozumnego.
Młodsza wersja jego nie wiedziała wtedy, że ci dranie mieli coś co ułatwiało im znęcanie się nad jego osobą. Jedyna sensowna rzecz jaką stworzyli od tej pory, przynajmniej według wiedzy Severusa, to mapa tej cholernej szkoły. I wykorzystywali ją głównie do tego by rozrabiać, unikać kar i śledzić go, sprawdzając czy nie zbliżył się za bardzo do ich ulubionej gryfonki. Nawet teraz Severusowi robiło się niedobrze na myśl, jak wiele informacji mogli zebrać dzięki temu narzędziu. Gdyby Snape nie wiedział tego z pierwszej ręki, byłby przekonany, że całość była pomysłem Lupina. Nigdy nie podejrzewał, że reszta tych idiotów, byłaby zdolna do tak twórczego pomysłu. A jednak. To przypomniało mu, że następnym razem jak spotka Pettigrew – bezpieczniej będzie go zabić i pozbyć się ciała, niż pozwolić mu się kręcić po domu i zbierać informacje.
Młodszy „on" wysyczał coś pod nosem w odpowiedzi i z bardzo niezadowoloną miną ruszył na Pottera. W powietrze poleciały kolejne klątwy, lecz żadna nie trafiła celu, jakby ktoś otoczył ich tarczą ochronną. Chwilę później na ich drodze stanął nauczyciel Obrony przed Czarną Magią, przywołał ich do siebie i sugerował naukę mniej rzucających się w oczy czarów. Oskarżył, że ich intencje są widoczne z daleka i że obaj muszą popracować nad ich ukrywaniem, inaczej nigdy nie będą w stanie zaskoczyć przeciwnika.
Severus pamiętał to zdarzenie bardzo wyraźnie. Wziął je sobie do serca i długo później trenował, zanim nie pozbył się tego denerwującego ruchu nadgarstka w trakcie rzucania czarów bezróżdżkowych. Dzięki temu nikt postronny, a tym bardziej mugol, nie mógł dostrzec, że dzieje się coś więcej, niż tylko pojedynek spojrzeń. Potter zignorował radę i bardzo szybko przestał być godnym przeciwnikiem w pojedynkach, pozostał jedynie muchą brzęczącą nad głową. Muchą, która jednak wiedziała gdzie ugryźć, żeby zabolało.
Weszli do Wielkiej Sali, gdy Dumbledore przemawiał i chwalił krukonów za zwycięstwo w klasyfikacji domów. Malfoy usiadł obok Severusa przy stole. To był jego ostatni dzień w Hogwarcie, zanim wyjedzie do Włoch uczyć się w St. Raven. Jedyne co miało pozostać po miesiącach spędzonych wspólnie i ostatniej nocy, to sowy wysyłane sporadycznie, ze względu na… cóż, geografię. Musiał zostawić Severusa na pastwę tych żmij z piekła rodem i wszystko w tej sytuacji przyprawiało go o niepokój.
- Alex, – Lucjusz zwrócił się do Notta, siedzącego naprzeciw – utrzymałeś do przyszłego roku pozycję prefekta? – Szósto roczny chłopak przytaknął, podekscytowany. – Temu tu gadowi nie spadnie ani jeden włos z głowy. Rozumiemy się? Ani jemu, ani żadnej osobie, którą wskaże. Żadnej – podkreślił ostatnie słowo blondyn.
- Malfoy każe kogoś chronić w przyszłym roku? – zmrużył oczy chłopak.
- Malfoy mówi, że to przyjaciel. Kto zadziera z przyjaciółmi Malfoya, staje się jego wrogiem. Przekaż to komu uważasz za słuszne. – Nott przełknął ślinę i chwycił puchar z sokiem dyniowym, głównie po to, by się za nim ukryć.
– Załatwione – wymamrotał w końcu. Lucjusz mrugnął porozumiewawczo do Severusa, uśmiechnął się uroczo do Alexa i sięgnął po grzankę, by posmarować ją dżemem truskawkowym.
– Młody robi dobre eliksiry. Jeśli będziecie czegoś potrzebowali... wiecie gdzie jest dormitorium trzeciego roku.
Snape spojrzał na Lucjusza podejrzliwie. Czy Malfoy właśnie załatwił mu lewy interes? Wiedział, że dzięki temu będzie miał trochę galeonów, których ojciec nigdy mu nie da… a jednocześnie na głowie wszystkie szumowiny w Hogwarcie...
Więc tak wyglądał plan blondyna na posiadanie swojego małego szpiega w szkole? Miał mu zdawać relacje z poczynań tych idiotów? Severus nie wiedział czy był zadowolony z tej sytuacji, ale w głowie miał ciągle noc spędzoną w ramionach kończącego kadencję prefekta Slytherinu i w tej chwili polityczne zagrywki nie mogłyby go obchodzić mniej.
Mimo to Severus nigdy nie napisał do Malfoya w tamte wakacje.
Wrócił do domu i zastał chaos. Po śmierci matki dom zmienił się w regularną melinę i było mu najzwyczajniej wstyd, napisać o tym w liście. Poza tym był przekonany, że Lucjusz ma odpowiednio dużo na głowie w związku z przeprowadzką do obcego kraju i nowa szkołą. Nie chciał zanudzać go tak idiotyczną sprawą, jak tęsknota i bieda. Blondyn i tak zrobił już dla niego sporo.
Udało mu się znaleźć pracę i spędzał w niej większość czasu. Czasem nawet wyszli gdzieś z Lily na spacer nad rzekę. Przez pierwszy miesiąc zdołał unikać ojca i jego durnych kolegów. Spędzał czas na pracy do późna, starając się zarobić choć trochę na jedzenie. A potem nadszedł sierpień, który w ciągu jednej awantury z tym potworem zmienił się w piekło. Bydlak zabrał mu różdżkę. Związał jak baleron i tłukł ile mu sił starczyło. Szczęściem dla niego, bydle upijało się już drugim piwem, bądź drinkiem i spał potem nieprzytomny gdzieś w kuchni. Severus nie ma pojęcia jak przeżył. Jakim cudem jego czaszka nie pękła, kiedy ta karykatura ojca tłukła nią o podłogę. Jak to się stało, że któryś z kolegów wypuszczał go czasem do łazienki, dawał coś do żarcia i wodę. Nie pamięta jak udało mu się uprosić tego gnoja, między jednym ciosem a drugim, by pozwolił mu wrócić do szkoły...
Miał trzynaście lat, gdy cały jego świat runął w gruzach, a wszystkie złudzenia jakie zdążył wyhodować do tej pory, zostały brutalnie zamordowane na jego oczach i wybite pięścią z jego serca.
- Moja mama powiedziała, że możesz u nas zostać – powiedziała rudowłosa dziewczyna, mogła mieć może z czternaście – piętnaście lat. Lucjusz, obserwujący scenę, nie mógł stwierdzić dokładniej. Nie widywał w tym okresie Severusa zbyt często, a już na bank nie widywał panny Evans.
- To niewłaściwe – odpowiedział Severus. Zdecydowanie miał koło piętnastu lat, a jego włosy miały tę przyjemną długość, która zawsze podobała się Lucjuszowi…
- A właściwe jest, żeby cię katował? Boże, jak ja go nienawidzę!
- Więc pozwól mi jechać. – Brunet zamachał jej jakimś listem przed nosem.
- Do Włoch? Ale nie znasz ani słowa po włosku – oponowała Lily.
- Znam. Lucjusz gdzieś tam studiuje. Ostatnie listy przysyłał tylko po włosku. Musiałem się nauczyć podstaw.
- Malfoy? Przecież nie masz pojęcia gdzie on jest, nigdy ci tego nie zdradził.
- To nieistotne gdzie jest Lucjusz. Mam adres szkoły i pieniądze. Prince ponoć wszystko załatwił. Może nie chce oglądać mojej półkrwistej dupy, ale najwyraźniej nie chce też mojej śmierci. Może wystarczyło mu, że ten gnój zabił mu córkę. Może ma jeszcze w sobie jakieś resztki ludzkich emocji. Nie rozumiesz, Lily? To jest szansa, żebym tam nigdy nie wrócił. Muszę ją wykorzystać.
- Sev... – Jej oczy były smutne.
- Nie martw się. Będzie dobrze. Będzie lepiej, niż gdybym wrócił do domu.
- Ale... – przygryzła wargę, patrząc na niego z troską.
- Napiszę do ciebie, jak tylko się zadomowię – zapewnił.
- Żebyś wiedział. Jeśli do następnego tygodnia nie dostanę ani słowa… przysięgam, że tam polecę i cię znajdę. Żebym miała z-Imperiować całą straż papieską!
- Lil... nawet magiczna sowa leci trzy dni... daj mi chwilę.
- Ty nie wrócisz. Prawda?
- To tylko wakacyjny kurs. Zobacz, co napisał Prince. Szkolenie. Oczywiście, że wrócę. Nigdy bym cię nie zostawił – szepnął. Lily pochyliła się i pocałowała jego policzek. W jej oczach tańczyły łzy, ale powstrzymała się od płaczu.
- Będę tęskniła.
- Nie bardziej ode mnie – zapewnił.
- Chcesz się założyć? – przygryzła wargę. Czy to w te wakacje zatęskniła wystarczająco, by z nim potem być? A może dopiero w następne? Lucjusz wzruszył eterycznymi ramionami, nie miało to teraz żadnego znaczenia.
- Idź już. Mama na ciebie czeka. A ja muszę złapać pojazd, który zabierze mnie do Europy. – Lily spoglądała na niego przez chwilę, a potem rzuciła mu się w ramiona, przytulając z całych sił. Sev wtulił się w nią, zaciągając zapachem jej włosów.
- Uważaj na siebie – szepnęła prosto w jego ucho.
- Yhm – mruknął tylko w odpowiedzi. – Biegnij, ruda. Nie pozwól im dłużej czekać.
Potem zniknęła, uśmiechając się na odchodne i machając do niego. Severus odwrócił się w stronę centrum dworca i poszedł szukać kas biletowych.
Lucjusz wiedział co było potem. Severus zjawił się w Rzymie, skąd Calisto aportowała go do St. Raven, gdzie akurat ćwiczyli z Sergio walkę w animagicznych formach. Lucjusz pamięta doskonale szok, gdy zobaczył go stojącego na polanie w blasku słońca. Pamięta szum w swoich uszach, kiedy nie słyszał nic, poza biciem swojego serca. Pamięta każdy krok, który wtedy zrobił, by pocałować tego idiotycznego bruneta na powitanie. Świat mógłby spłonąć w jednej sekundzie i on miałby to kompletnie w nosie, bo w końcu miał go znów obok.
Przymknął oczy. Potrzebował go obok. Teraz. Zaraz. Natychmiast. W swoich ramionach.
Lucjusz znalazł się w jakimś obskurnym pomieszczeniu, w którym nie było okien. W powietrzu unosił się zapach krwi i eliksirów, a do jego uszu docierał dźwięk nerwowych kroków. W półmroku pomieszczenia mógł dostrzec dwóch mężczyzn. Lucjusz przełknął głośno ślinę, pojmując w jednej chwili gdzie się znalazł.
Snape otworzył powoli oczy. Był przywiązany. Ranny i zakrwawiony. Pozbawiony różdżki. Jego szata była w strzępach, a twarz nosiła ślady wcześniejszych uderzeń.
- Wypuścisz mnie natychmiast, albo zrobi się nieprzyjemnie – warknął skrępowany Mistrz Eliksirów.
- Nieprzyjemnie dla mnie czy dla ciebie? – Znajomy, złośliwy ton Alexandra Notta zmroził Lucjusza przyglądającego się tej scenie. – Doprawdy Sev, szesnaście lat mnie zwodzisz, rozpychając w tym czasie dupę Malfoya. Jeśli myślisz, że nie wiem czemu Draco ma same wybitne, czemu to on jest prefektem... Byłem cierpliwy. Tolerancyjny. A ty wciąż mnie unikałeś, jakbym był pyłem niegodnym osiąść na twoich butach. Ale Lucjusz chciał, żebym mu obciągnął, wiesz? Nie zależy mu na tobie. – Oczy Notta były szeroko otwarte, błyszczące szaleństwem, na skroniach można było dostrzec kropelki potu.
- Nigdy mu nie zależało. Nie zorientowałeś się jeszcze, że zależy mu tylko na tym, by ładnie wyglądać? – prychnął Severus. Lucjusz poczuł ukłucie bólu. Czy Severus naprawdę tak myślał?
- Nie brzmisz na urażonego – zdziwił się wyraźnie Alex.
- A czym miałbym czuć się urażony? Twoją nędzną próbą wzbudzenia mojej zazdrości nieumiejętnym robieniem loda? – Na twarzy Severusa pojawił się złośliwy uśmiech, który Alex starał się zlikwidować uderzeniem w twarz.
- Crucio – przecięło powietrze. Lucjusz jęknął widząc ból na twarzy kochanka, który najwyraźniej nie zamierzał dać temu bydlakowi satysfakcji krzycząc. To tylko rozsierdziło Notta.
Alex nie użył kolejny raz niewybaczalnego. Nie ciskał klątwami. Rzucił czar pobudzający w Severusa, ale ten kolejny raz gdzieś odleciał mentalnie, ignorując zaklęcie, i wściekły śmierciożerca aż zawarczał pod nosem. Nott ciął nożem przez pierś Severusa, po sam pępek. Krew pociekła żwawym strumieniem, co Severus skwitował jedynie zaczepnym – Tylko na tyle cię stać? – Nott uderzył go w twarz kolejny raz tego dnia.
- Zamknij się, szlamo – wysyczał Nott.
- Och... teraz to szlamo... a pamiętam jak proponowałeś, że założysz perukę. Lucjusz był naprawdę ubawiony. Może spróbujesz na następne Halloween? Kto wie, może jak nam się spodobasz, pozwolimy ci popatrzeć. – Kolejne uderzenie w twarz i cholerny pierścień rodowy Notta rozorał mu drugi policzek. Brunet zrobił kilka nerwowych kroków i spojrzał z wyrzutem w oczy Severusa.
- A tak chciałem żeby było miło – zacmokał arystokrata.
- I właśnie dlatego mnie przywiązałeś? Żeby było mi miło? Przyznam, że nie do końca rozumiem twoje pojęcie dobrej zabawy.
- Och, to nie ty masz się dobrze bawić.
- A wydawało mi się, że próba zrobienia mi dobrze, sprawiła ci przyjemność. Niestety, nie mogę powiedzieć tego o sobie. Cóż, śmierdzi ci z pyska. Jesz stanowczo za dużo ryb. Naprawdę za nimi nie przepadam. A może zapach zdrady przeszedł na ciebie z Anny? Słyszałem, że Francuzi, w których gustuje, uwielbiają owoce morza. Nie obrzydza cię to? – Kolejne smagnięcie ostrza na skórze.
- Zamknij się!
- Myślałem, że lubisz mój język? – Snape skrzywił się z pogardą, patrząc na wyprowadzonego z równowagi śmierciożercę.
- Silencio! Popamiętasz mnie bydlaku! – rzucił tylko Nott i uderzył kolejny raz Severusa, rozcinając mu wargę. W tym samym momencie ubrania Snape'a zniknęły, oprawca zostawił mu jedynie buty. Dłoń na podbrzuszu Severusa. – A może ci go odetnę? Lucjusz będzie taki zawiedziony – szepnął śpiewnym tonem Alexander. W jego dłoni zmaterializował się pejcz, którym ten szaleniec zaczął okładać Mistrza Eliksirów. Jak już się znudził biciem, popchnął go niczym szmacianą lalkę i dusząc, zaczął gwałcić.
Lucjusz patrzył na to z przerażeniem. Czy to on był temu winny? Czy jego fortel naprawdę doprowadził do takiej eskalacji ze strony arystokraty? Severus nigdy potem o tym nie wspominał… ale może, jak tamten czas po śmierci matki, gdy ojciec znęcał się nad nim przez pół wakacji… może zamknął to w swoim umyśle i nigdy do tego nie wracał.
Lucjusz był pewny, że gdyby miał teraz cielesną formę, płakałby jak dziecko.
- Zabiję cię, skurwysynu. Zabiję cię, skurwysynu. Zabiję cię, skurwysynu – Malfoy mógł odczytać ruch warg kochanka, który mamrotał teraz bezgłośnie, wciąż uciszony czarem. Po jego twarzy płynęły łzy. Kolejne pchnięcie bioder Alexa i Sev przymknął oczy, prawdopodobnie uciekając znowu w głąb własnego umysłu.
Lucjusz zakrył twarz dłońmi, nie mogąc znieść dłużej obrazu przed sobą. W tej potwornej, porażającej chwili, zdał sobie sprawę, że nigdy w życiu nie czuł tak obezwładniającego bólu. Ktoś robił krzywdę mężczyźnie, którego kochał, a on nawet nie mógł tego pomścić.
Z jego ust wydobył się skowyt, a po policzkach popłynęły łzy. I wtedy coś dotknęło jego ramienia. Kiedy otworzył oczy stał przy nim Severus. Nie poturbowany i zakrwawiony. Ten zagubiony, po którego Lucjusz tu przyszedł. Na jego twarzy nie było śladów po pierścieniu Notta ani oznak cierpienia. Malował się na niej spokój.
- Spójrz – powiedział wyraźnie i wskazał na odgrywającą się przed ich oczami scenę. Lucjusz niechętnie zwrócił wzrok w kierunku rozgrywającej się obok sceny.
Związany Severus zaryczał wściekle. Wokół niego zatańczyły drobne błyskawice. Jego ręce przekształcały się w łapy o długich pazurach. Oczy zdawały się rosnąć, uszy zmieniały położenie. Twarz porastała sierścią. Jego usta wykrzywił złowrogi uśmiech, podczas gdy długie, białe kły wyrastały bardzo szybko w miejsce normalnych zębów. Był w końcu wolny. Transformowane kocie łapy z łatwością wydostały się ze sznura. Nott wycofał się przerażony. W pośpiechu zaczął podciągać spodnie i sięgnął po różdżkę, widząc zmieniającego się czarodzieja.
- Chciałeś się zabawić? – Posępny głos wydostał się z gardła poturbowanego mężczyzny. Nott cofał się z szeroko otwartymi oczami, wpatrując się w zmieniającą się twarz Severusa, który wyciągnął łapę, z której wciąż zwisały resztki magicznych więzów, w stronę gardła napastnika. Snape miał tylko jeden cel. Zabić. Masywne, czarne cielsko kota rzuciło się na arystokratę.
- Chodźmy stąd – szepnął Severus i chwycił dłoń Lucjusza. Wokół nich znów zaczęły przemykać wspomnienia, tak szybko, że Lucjusz nie mógł dostrzec co ma przed sobą. W głowie mu się kręciło i było mu niedobrze, skupił więc całą swoją uwagę na tym, by trzymać się kurczowo dłoni kochanka.
Był ostatni dzień roku szkolnego, gdy Severus przestąpił próg pokoju prefektów.
- Gdzie jest Black? – spytał, rozglądając się z ciekawością po pomieszczeniu, w którym bywał ostatnio dość często, studiując czary i zaawansowane eliksiry z podręczników Lucjusza.
- Spaceruje po błoniach ze swoją wiedźmą. Czego jeszcze chcesz, Sev? Już dawno po egzaminach, odpuść naukę na chwilę – spytał Malfoy. Był ostatni dzień szkoły. Wieczorem miała odbyć się uczta i pożegnalne imprezy. Severus wiedział, że szybko nie zobaczy Malfoya. Chłopak kończył jutro swoją edukację w Hogwarcie.
- Przyszedłem się pożegnać – powiedział niepewnie. Chciał ostatni raz pocałować te idealne usta. Robił to często w ciągu ostatnich dwóch miesięcy i wiedział, że będzie mu tego brakowało jak diabli.
- Doprawdy? – głos blondyna był zimny i odległy.
- I podziękować. Nadal nie wiem czemu zrobiłeś dla mnie to wszystko...
- Nudziło mi się. – Ton Malfoya był jakiś dziwny. Snape zaczął się niepokoić, że może mimo przysięgi, Malfoy'owi udało się go jakoś oszukać i za chwilę wbije mu sztylet zdrady w plecy.
- Czemu łżesz? – Severus podszedł do niego i spojrzał głęboko w oczy.
- Idź już, podziękowania przyjęte – odparł chłodno blondyn. Brunet poczuł kulę lodu w swoim żołądku. Chciał uderzyć bydlaka przed sobą, ale powstrzymał się i postanowił być racjonalny.
- Co się dzieje?
- Nic – burknął Lucjusz. Snape zacisnął zęby, urażony. A jednak nie zamierzał teraz odpuścić. Nie kiedy podjął decyzję…
- Rozkapryszony bufon – parsknął i wyciągnął dłoń w kierunku Malfoya. Zwykle to działało, by skrócić dzielący ich dystans.
- Nie. – Lucjusz powstrzymał jego dłoń, by nie mógł go dotknąć, ale jej nie puścił. – To nie ma sensu.
- Co nie ma sensu?
- Wyjeżdżam.
- Wszyscy jutro stąd wyjeżdżamy. Jest koniec czerwca, jakbyś nie zauważył. – Wzruszył ramionami młody ślizgon.
- Wyjeżdżam z kraju. Nie będzie mnie jakiś czas. Nie wiem czy się jeszcze spotkamy. – Sev odsunął się gwałtownie i wciągnął powietrze. Lucjusz przygrabił się i otoczył się ramionami, jakby było mu zimno.
- I zamierzałeś mi o tym powiedzieć kiedy?
- Nigdy. – Szare oczy były smutne, nie patrzyły na niego. Coś było nie tak i Severus nie byłby sobą, gdyby się nie dowiedział. Metoda drzwiami w twarz powinna w tym wypadku poskutkować. Zwłaszcza, że były to naprawdę spore i rozpędzone drzwi. Snape podszedł bardzo blisko i oparł swoje czoło o czoło Malfoya.
- Moja matka nie żyje. Podobno od dawna. Dyrektor mnie wczoraj poinformował – szepnął. Lucjusz jęknął cicho, a jego broda lekko zadrżała. Chwycił ramiona Severusa i przyciągnął go do siebie, obejmując z troską. Brunet trząsł się z nadmiaru emocji. Najpierw wieczorne wieści od Dumbledore'a, teraz to. Czuł się postawiony pod ścianą i Lucjusz zdawał się to rozumieć. Blondyn chciał jakoś pocieszyć przyjaciela, a jednak nie bardzo wiedział od czego zacząć. Zdawał sobie sprawę, że resztki murów jakie próbował sobie zbudować, runęły u jego stóp, gdy tylko Severus przekroczył próg jego pokoju. Nie miał pojęcia jak mu pomóc, więc zaczął go całować. Po chwili spojrzał w czarne oczy ze smutkiem.
- Nie możesz jechać ze mną. – Przemknął palcami po policzku młodszego ślizgona. – Ale jeśli będziesz czegoś potrzebował... pisz. Tylko nie martw się, jak sowa nie wróci przez kilka dni…
Severus pocałował go delikatnie w odpowiedzi.
- Chcę cię poczuć – brunet szepnął prosto w jego usta, owijając kosmyk jasnych włosów wokół swojego palca. Wszystkie włoski na skórze Malfoya stanęły na baczność w odpowiedzi.
- Sev... to nie jest dobry pomysł...
- Zapamiętasz mnie. – Czarne oczy wpatrywały się uparcie w płynne srebro przed sobą.
Lucjusz oderwał wzrok od wizji i spojrzał na bruneta, wciąż trzymającego jego dłoń. Wyraz jego twarzy był nieodgadniony i blondyn poczuł narastającą panikę.
- Czy to kolejne przykre wspomnienie? – spytał ze smutną miną. Doskonale pamiętał, że kilka minut później wylądowali w łóżku. To wtedy pierwszy raz… – Zawsze myślałem, że tego chciałeś. Mogłem być mądrzejszy… zachować się bardziej odpowiedzialnie… jak dorosły…
- Nie byłeś dorosły – powiedział Severus.
- Ale…
- To był najlepszy pierwszy raz, jaki mógłbym sobie wtedy wymyślić – powiedział Snape łagodnie. Widząc jednak, że Lucjusz nadal mu nie wierzy, dodał – z kimś, komu ufałem. Komu nadal ufam.
Severus patrzył w oczy Malfoya, bawiąc się kosmykiem jego włosów, w dokładnie ten sam sposób co jego młodsza wersja ze wspomnienia. Dokładnie tak samo, jak każdego ranka, gdy budzili się razem. Ani na moment nie puścił jego dłoni, czekając aż ten blond włosy idiota w końcu zrozumie, że to co ma przed oczami, to dobre wspomnienie, które sam dostarczył. Gdy w końcu przesłanie wskoczyło na miejsce, w oczach Lucjusza tańczyły łzy, których ten oczywiście nie zamierzał wypuścić i Severus wiedział, że dotarli na wystarczająco stabilny grunt, by zmienić temat. Spojrzał na kochanka bardzo poważnie.
- Co się stało? Co robisz w mojej… pułapce? – spytał w końcu, przechodząc w tryb szpiega.
- Zaatakował cię… Nott… Theo… został zmieniony w…
- Wilkołaka… – przypomniał sobie nagle Snape i scena walki z dzieciakiem, która odbyła się w Pokoju Życzeń, zmaterializowała się za ich plecami. – Czy to znaczy, że będę teraz szczekał na księżyc? – Uśmiechnął się brunet ponuro.
- Nie wiemy. Dziadek powiedział, że dowiemy się dopiero w pełnię czy któryś z nas przejdzie transformację.
- Któryś z nas? – Snape natychmiast nabrał czujności.
- Cóż, ja… – Lucjusz spuścił wzrok. Brunet chwycił jego twarz w swoje dłonie i spojrzał mu w oczy.
- Jesteś przerażony – szepnął Severus, stwierdzając fakt. Lucjusz nie protestował. Wiedział, że nie ma sensu. Mężczyzna znał go za dobrze, a najwyraźniej jego eteryczna forma była jeszcze mniej zdolna do ukrywania prawdy, niż cielesny oryginał.
- Nawet nie każ mi zaczynać, Sev. Nie wiedziałbym gdzie. Próba nazwania tego, co teraz czuję rozsadzi mi głowę – szepnął Malfoy, a w jego oczach znów widać było łzy. – Wszystko co wcześniej mi się zdawało… jest niczym… to, co tu widziałem… jest mi tak strasznie przykro, Sev…
- To są tylko wspomnienia.
- Ale…
- Ale czas wrócić do rzeczywistości, jakkolwiek straszna by się nie wydawała. – Severus uśmiechnął się półgębkiem. – Pomyśl, jeśli zostaniemy wilkołakami, już nigdy nie będziemy musieli się ich bać.
- Idiota – prychnął oburzony Lucjusz, chcąc zaprotestować. Zamiast tego uśmiechnął się szczerze i chwycił kochanka za rękę. – Wychodzimy? – spytał. Brunet tylko skinął głową w odpowiedzi i Lucjusz drugą, wolną dłonią dotknął tatuażu na swojej piersi.
Uderzenie serca później nad jego głową pojawiły się drzwi z cienia, za którymi majaczył znajomy pysk czarnej pantery. Obraz rozmył się i coś szarpnęło go w górę, prosto w tę ciemność. Kolejny raz miał wokół siebie strumień świadomości, obrazy przemykające z zawrotną prędkością i kakofonię dźwięków, ale jego uwaga skupiona była na dzieciaku czekającym po drugiej stronie i powrocie do rzeczywistości. Rzeczywistości, w której Severus budzi się ze swojego stanu śpiącej królewny.
