Informacja: Kochani, bohaterką tego fanfiction jest Victoria Malfoy – OC, która występowała także w moim innym opowiadaniu, tj. w „Czarnej Pani". Zwracam się do osób, które czytały „Czarną Panią": losy Victorii Malfoy z tego fanfiction nie mają nic wspólnego z jej losami z tamtego fanfiction. Nie jest to też żadna kontynuacja „Czarnej Pani" – to opowiadanie w żaden sposób się z „Czarną Panią" nie łączy. Miłego czytania!
Szedł ciemnym korytarzem, przeklinając w duchu człowieka, który kolejny raz tego dnia go do siebie wzywał. Czyżby stary Dumbledore zapomniał, że zaczął się rok szkolny, co oznaczało, że miał z powrotem na głowie obowiązki nauczycielskie?
Nie znosił, kiedy przeszkadzano mu w pracy, a patronus dyrektora Hogwartu pojawił się w jego gabinecie akurat wtedy, kiedy sprawdzał eseje siódmoklasistów, które zadał im do napisania już na pierwszych zajęciach. Uśmiechnął się złośliwie, kiedy przypomniał sobie ich miny tydzień temu, przepełnione niedowierzaniem, że już pierwszego września nakazano im w ramach pracy domowej napisać wyjątkowo trudne wypracowanie z eliksirów. Był jednak pewien, że na egzaminach końcowych będą z wdzięcznością wspominać nacisk, jaki na nich wywierał, zwłaszcza w ostatniej klasie.
– Cieszę się, że zjawiłeś się tak szybko, Severusie. – Dumbledore uśmiechnął się do niego, kiedy wszedł już do okrągłego gabinetu. Wskazał mu krzesło, które stało przed jego biurkiem.
– Oby chodziło o coś ważnego – odparł Snape, zajmując miejsce i spoglądając na starszego człowieka ze skwaszoną miną. – Godzinę temu zdawałem ci raport z dzisiejszego zebrania śmierciożerców, dosyć obszerny, biorąc pod uwagę fakt, że owe spotkanie z Czarnym Panem trwało kilka godzin, w czasie których miało miejsce, jak sam wiesz, wiele ciekawych rzeczy. Miałem nadzieję spędzić resztę tego dnia na sprawdzaniu esejów, chyba pamiętasz jeszcze, że jestem tutaj nauczycielem, prawda? Nie tylko twoim szpiegiem i powiernikiem. – Ostatnie słowo wymówił z lekką ironią, jakby chciał dać Albusowi do zrozumienia, że nie może się nadziwić, iż ten zawierza swoje prywatne sekrety i sprawy właśnie jemu – Severusowi Snape'owi.
– Wiem, Severusie, że wymagam od ciebie zbyt wiele. I nie mówię tylko o dzisiejszej sytuacji, kiedy to zmuszony jesteś odłożyć swoje obowiązki czy też inne zajęcia na bok, bo wzywam cię do siebie kolejny raz w ciągu jednego dnia. Niemniej… jestem pewien, że to, co za chwilę usłyszysz, bardzo cię zaciekawi. Oczywiście nie zamierzam ci tego wyjawić z tego względu, że mam ochotę podzielić się najświeższymi plotkami. Chcę… znów cię o coś poprosić, ale zrobię to dopiero wtedy, gdy już opowiem ci, co się wydarzyło.
– No tak, śmiało. Przecież poświęcam parę godzin w ciągu doby na sen. Jestem pewien, że zamiast tego mogę wykonywać dla ciebie jakieś kolejne zadania. Dla ciebie bądź tego drugiego… Bez znaczenia. Obydwoje sprawiacie, że zaczynam tracić poczucie własnej tożsamości. Całe moje życie kręci się wokół waszej dwójki.
Dumbledore doskonale wiedział, że tym „drugim" był Voldemort. Westchnął cicho i wpatrzył się w czarnowłosego czarodzieja.
– Jesteś dziś rozemocjonowany, Severusie – zauważył. – Chodzi o to, że młodzi Malfoyowie przyjęli Mroczny Znak?
– Rzeczywiście w pewien sposób mnie to martwi – odparł po chwili namysłu Snape. – Znaleźli się na tej samej drodze, po której kroczyłem ja, gdy byłem w ich wieku. Na drodze zła. To są moi podopieczni, Dumbledore. Ślizgoni, których miałem pod swoją pieczą przez ostatnie lata. Za wszelką cenę próbowałem wszystkim Ślizgonom, a tej właśnie dwójce szczególnie, włożyć do głowy myśl, że służenie Czarnemu Panu nie jest wcale czymś, co czyni czarodzieja potężnym. Nie wyszło, jak widać, przez co jestem na siebie zły. Z drugiej strony… czy mogłem zmienić tok myślenia osób, które urodziły się w rodzinie, gdzie najwyższą wartością jest czystość krwi, pochodzenie? Czarny Pan jakiś czas temu ustanowił dom Lucjusza Malfoya główną siedzibą śmierciożerców… Czy więc jego dzieci mogły nie skończyć jako śmierciożercy, skoro gospodarzem ich domu stał się w zasadzie sam Czarny Pan?
Mówiąc to, wpatrywał się w blat biurka. Nie zauważył więc, że Dumbledore uśmiechał się lekko.
– Chyba się nie doceniasz, Severusie – powiedział w końcu. – Mogę powiedzieć już o tym, dlaczego cię tutaj wezwałem?
Snape podniósł na niego wzrok, po czym kiwnął głową.
– Pół godziny temu przyszła do mnie panna Malfoy… Nie było z nią jej bliźniaka, Dracona, aczkolwiek przypuszczam, że może on tkwić w podobnym położeniu, jak Victoria. Powinieneś spróbować się tego dowiedzieć. Wracając do panny Malfoy… Przyszła tutaj z bardzo niepewnym wyrazem twarzy, jakby do ostatniego momentu nie była przekonana, czy postępuje właściwie. Na początku nie mogła wydusić z siebie ani słowa. Byłem naprawdę zaniepokojony, w końcu miałem świadomość, że dopiero co przyjęła Mroczny Znak. Przyznam, że nawet przez chwilę pomyślałem, iż może przybyła tutaj, by spróbować mnie zamordować, gdyż naiwnie uwierzyła, że skoro dołączyła do śmierciożerców, to powinna próbować zadowolić swego pana, Lorda Voldemorta, jak najbardziej. Każdy wie, że Voldemort mnie nienawidzi, więc może pomyślała, że ucieszy się, gdy mnie zabije? W każdym razie szybko się przekonałem, że moje myśli były tak daleko od rzeczywistości, jak tylko się dało.
Zamilkł na dłuższą chwilę i sięgnął po jednego z cukierków, które walały się po jego biurku.
– Możesz przestać robić te dramatyczne przerwy? – zapytał zniecierpliwiony Severus.
– Jak sobie życzysz – odparł Dumbledore, gdy zjadł już cukierka. – Panna Malfoy zwierzyła mi się z tego, że została zmuszona do przyjęcia Mrocznego Znaku przez ojca. Powiedziała też, że wcale nie popiera w głębi ducha Lorda Voldemorta i że nie ma pojęcia, co robić. Boi się, iż za jakiś czas będzie musiała dla niego zabić, w ramach jakiejś misji na przykład. Zastanawia się, co stanie się z jej duszą, jeśli będzie wypełniała jego polecenia. Ma tylko osiemnaście lat, a bardzo mi zaimponowała… Wyjawiła, że zdaje sobie sprawę, iż nie może się sprzeciwić Voldemortowi, ponieważ wtedy nie tylko ona będzie zagrożona, ale także jej bliscy. Była bardzo zdołowana, gdyż przeczuwała, że znajduje się w sytuacji bez wyjścia. Jeśli będzie wypełniała rozkazy Voldemorta, mrok pochłonie ją całkowicie, nie będzie umiała spojrzeć sobie w oczy. Ale jeśli nie będzie ich wypełniała, to narazi na niebezpieczeństwo całą swoją rodzinę. Spodziewałeś się tego po niej, Severusie?
Snape uniósł brwi, jednak był to jedyny wyraz głębokiego zdumienia, na jaki sobie pozwolił. Nie. Zupełnie się tego nie spodziewał. Czy to możliwe? Czy naprawdę ta dziewczyna, która tak bardzo przypominała mu młodą Bellatriks – z tym wyjątkiem, że miała niebieskie oczy po Lucjuszu, a nie ciemne, jak jej ciotka, oraz pełne usta, nie wąskie, a jej włosy były trochę jaśniejsze, bo ciemnobrązowe, nie czarne – nie zamierzała iść w ślady reszty rodziny?
– Prędzej po Draconie – odparł w końcu Snape. – Jeśli chodzi o pannę Malfoy, to zastanawiałem się niejednokrotnie, co się u niej ujawni jako pierwsze… chora duma i chłód Malfoyów czy szaleństwo i okrucieństwo Blacków.
– Rzeczywiście… korzenie tej dziewczyny można byłoby scharakteryzować jako zepsute. Zanim cię wezwałem, rozmyślałem głęboko nad tym właśnie, czy z zepsutych korzeni może wyrosnąć zdrowe drzewo.
– I do jakich wniosków doszedłeś?
– Cóż, z pewnym zawahaniem pozwoliłem sobie na wysunięcie teorii, że takie drzewo może być zdrowe. Lub… wydawać się tylko zdrowym. Mam do ciebie dwie prośby, Severusie.
– Jeszcze kilka minut temu mówiłeś o jednej…
– Bo obie te prośby dotyczą jednej osoby, mój drogi, właśnie Victorii. Mogę więc dalej twierdzić, że to jedna prośba, a wtedy brzmieć będzie tak: zajmij się Victorią Malfoy. Jeśli jednak wniknąłbym głębiej w tę jedną prośbę, to można z niej utworzyć dwie oddzielne. Po pierwsze proszę, abyś przekonał się, czy nasza Victoria to rzeczywiście zdrowe drzewo czy tylko na pozór zdrowe. Musimy mieć pewność, że ona nie kłamie. Że nie chce tylko uśpić naszej czujności. Może sam Lord Voldemort kazał jej odegrać takie przedstawienie, by sprawdzić, co z tym zrobimy? Musimy mieć pewność, bo… jeśli ona rzeczywiście mówi prawdę, że nie popiera tak naprawdę Voldemorta, a musi być w jego kręgach siłą rzeczy, to myślę, że mogę pomóc jej w uratowaniu siebie, bo przecież tego właśnie ta dziewczyna pragnie – nie poddać się mrokowi.
Snape wpatrywał się w Dumbledore'a przez kilka chwil, zanim pojął prawdziwy sens jego słów.
– Ty chcesz zrobić jej to samo, co mnie – powiedział nagle, mrużąc oczy. – Chcesz uczynić z niej szpiega i wmówić jej, że to ją uratuje, nawet jeśli będzie musiała zabijać…
– Tak, chciałbym zrobić z niej drugiego szpiega, ale wasze sytuacje nie są takie same. Ty jesteś szpiegiem, ponieważ odkupujesz swoje winy. Ona nie ma żadnych win. Jest skazana na życie, które ty kiedyś sam świadomie wybrałeś. Nie została śmierciożerczynią dlatego, że tego chciała. O ile mówiła mi prawdę, oczywiście. Została śmierciożeczynią, ponieważ nie miała wyboru. Gdy będzie musiała zabijać, to też nie będzie miała wyboru, bo jeśli tego nie zrobi, Voldemort ukaże ją i jej rodzinę. Rozumiesz? Nie chcę jej wcale wmawiać, że powinna dla mnie szpiegować, bo to pozwoli jej uchronić duszę przed potępieniem. Chcę, aby dla mnie szpiegowała, ponieważ wtedy będzie miała poczucie, że mimo iż działa w imię kogoś, kogo tak naprawdę nie popiera, to jednocześnie pomaga tej drugiej stronie, która dąży do obalenia zła, przez którym ona chce uciec. Rozumiesz? Sama przed sobą będzie mogła uzasadnić działania, które będzie musiała wykonywać, a które ją przerażają i brzydzą.
– Czyli podasz jej na tacy wytłumaczenia jej przyszłych zbrodni oraz samego służenia Czarnemu Panu, dzięki czemu będzie mogła czuć się w miarę dobrze w sytuacji, w której się znalazła, a z której nie ma rzekomo żadnego wyjścia. W porządku, uznajmy, że rozumiem. Nurtuje mnie za to inna kwestia. Chcesz mieć drugiego szpiega w szeregach śmierciożerców, zrozumiałe. Ja oczywiście nie jestem wszędzie, poza tym Czarny Pan traktuje mnie bardzo poważnie, dzieli się ze mną nie wszystkim, a rzeczami najważniejszymi. Ona mogłaby więc być twoimi oczami i uszami, jeśli chodziłoby o sprawy mniej znaczące dla śmierciożerców, ale mające dużą wagę dla ciebie, dla Zakonu Feniksa.
Dumbledore kiwnął głową, a Snape kontynuował:
– Ale zastanawia mnie to, czy ty sobie zdajesz sprawę, jak mocną trzeba mieć psychikę, siłę umysłu, perswazji, samokontroli, by po kilku dniach wszyscy z obozu, którego szpiegujesz, nie zorientowali się, że jesteś czyjąś wtyczką?
– Tego właśnie dotyczyć będzie moja druga prośba. Jeśli już będziemy mieć pewność, że Victoria rzeczywiście nie jest prawdziwą zwolenniczką Voldemorta oraz gdy zgodzi się szpiegować, to… będziesz musiał ją wszystkiego nauczyć.
– Czyli przerobić osiemnastoletnią dziewczynę na twojego pionka, pozbawionego emocji, umiejącego w każdej sytuacji się kontrolować, stawiającego siebie na ostatnim miejscu oraz…
– Tak, Severusie – przerwał mu Dumbledore. – Będziesz musiał uczynić z niej siebie. Ty jesteś szpiegiem idealnym, nikt nie jest w stanie zajrzeć pod twoją maskę. Jeśli tylko ona wyrazi na to swoją zgodę, to oczekuję, iż dasz jej wszelkie lekcje tego, jak taką maskę utworzyć oraz jak ją nosić, by nikt nigdy nie zorientował się, że nie jest to prawdziwa twarz, a jedynie maska. – Po dłuższej chwili milczenia, w czasie którego Snape wpatrywał się w ścianę, rzekł: – Możesz już iść, Severusie. Na dzisiejszy wieczór mam jeszcze zaplanowane spotkanie z Harrym.
