(14 marca 2051 roku)

Życie potrafi zaskoczyć. Nieważne, czy to niezapowiedziana kartkówka z matematyki, czy sarny na twoim podwórku. Los zawsze ma coś w kieszeni, byleby tylko zrobić ci niespodziankę.

Ray ze znużeniem spoglądał przez szybę w oknie klasy od biologii. Ile to już minęło... Pięć lat? Pięć długich lat, odkąd przybył do tego miasteczka i zaczął uczęszczać do Zespołu Szkół Ponadpodstawowych Harvins. Drugoklasista z głową opartą o dłoń, wpatrywał się w powolne chmury na niebie. Rozmyślenia chłopaka przerwał dzwonek oznaczający koniec lekcji na dziś.

- Pamiętajcie o zrobieniu pracy domowej na czwartek - rzuciła pani Kane w stronę wybiegających uczniów z klasy. Westchnęła i zaczęła porządkować biurko. Gdy zauważyła ciemnowłosego, który kierował się w stronę wyjścia, zawołała:

- Ray, poczekaj!

Nastolatek zatrzymał się. Przełożył plecak na drugie ramię i podszedł do nauczycielki.

- Słucham - odparł.

- Mam do ciebie pewną sprawę - zaczęła czterdziestopięciolatka. - Pewnie słyszałeś o Balu Wiosennym. Bardzo możliwe, że nawet na nim byłeś, przecież chodzisz do tej szkoły już kawał czasu...

- I co w związku z tym?

- Chodzi o to, że w tym roku nie mamy wielu chętnych do pomocy przy przygotowaniach. Nauczyciele nie mają niestety na to zbytnio czasu, a studenci, którzy w poprzednich latach organizowali przyjęcie albo skończyli edukację, albo nie mają już wolnej chwili przez egzaminy. Oprócz osób z samorządu uczniowskiego zgłosiło się kilkoro pierwszorocznych, ale to jedyne co mamy. Mógłbyś wyświadczyć mi przysługę i się tym zająć? Potrzebuję przynajmniej trójki, a ty niezbyt się udzielasz...

- Myślę, że mogę pomóc - odrzekł po chwili zastanowienia. - Wybrała już pani pozostałą dwójkę?

- Tak, ale potrzebowałam jeszcze tylko ciebie - pani Kane pokiwała głową i uśmiechnęła się. - Jedyne zajęcia dodatkowe na jakie uczęszczasz to inżynieria, więc sądzę, że twoje zdolności manualne są w porządku.

- Chyba - odpowiedział Ray, wzruszając ramionami, wyglądając jakby bardziej interesowała go zdechła mucha na parapecie niż ta rozmowa, jednak kobieta nie podupadła na duchu.

- Wspaniale! - rzekła szczęśliwa. Zerknęła na zegar wiszący na ścianie, który pokazywał równą czternastą. - Przygotowania zaczynają się dzisiaj o osiemnastej, więc mam nadzieję, że będziesz obecny. Przyjdź do pokoju samorządu, tam ci resztę wyjaśni przewodnicząca. Do widzenia i miłego dnia, Ray!

- Do widzenia, pani Kane - mruknął na odchodne, opuszczając salę biologiczną.


- Kto wymyślił, żeby przychodzić do szkoły o osiemnastej, gdy cholerne słońce już zaszło? - wymamrotał siedemnastolatek, gdy otwierał drzwi wejściowe. Naprawdę nie miał ochoty wracać po nocy do domu, ale był prawie pewny, że zajmie im to prawdopodobnie kilka godzin. Szedł prostym, lecz długim korytarzem, gdy z sekretariatu wyszła średniego wzrostu kobieta z długimi włosami spiętymi w kok.

- Och, witaj Ray. Przyszedłeś udekorować salę? - zapytała dyrektorka Zespołu Szkół Ponadpodstawowych, Isabella Hoover. Spojrzała na niego wyczekująco fioletowymi oczami, dzięki którym stała się łatwo rozpoznawalna w niewielkim miasteczku.

- Tak - odrzekł, nie odwracając wzroku. Dyrektorka tylko uśmiechnęła się z uznaniem. - Dobrze, że zacząłeś się w końcu udzielać w szkolnych przedsięwzięciach. Powinieneś to zrobić już dawno, zazwyczaj się nie angażujesz.

- Przyszedłem z prośby pani Kane.

- Ach, Jane. Przemiła kobieta, cieszę się, że zdołała cię namówić.

Zielonooki tylko spiorunował ją wzrokiem.

- Dobrze więc - powiedziała Isabella. - Miłej zabawy. Do zobaczenia.

Ray nic nie odpowiedział.

- Witajcie wszyscy! Zebraliśmy się tu dziś, żeby... - zaczęła przewodnicząca samorządu, Emma. Miała rude włosy do ramion, a jej uśmiech wręcz błyszczał na widok zgromadzonych.

- Nie wszyscy - przerwała jej Gilda, która była w pierwszej klasie. Drugoklasistka jeszcze raz rozejrzała się.

- Nie? - zapytała ze zdumieniem, w głowie licząc ilość uczniów w pokoju. W pomieszczeniu oprócz niej znajdowało się sześć osób. - Rzeczywiście, przepraszam. Wiadomo kogo jeszcze nie ma?

- Pani Isabella mówiła o...

Bez uprzedzenia rozległo się trzykrotne pukanie do drzwi, po czym otworzyły się, ukazując ciemnowłosego drugoklasistę - Raya.

- Och! Wspaniale, teraz wszyscy są obecni. Z której jesteś klasy i jak się nazywasz? - zapytała uradowana Emma. Nastolatek tylko spojrzał na nią beznamiętnie bez słowa, co najwyraźniej ostudziło jej zapał.

- Wiesz, chodzę z tobą do klasy - skomentował, wchodząc do środka. Zielonooka spojrzała na niego z niedowierzaniem i zdziwieniem.

- Słucham? To dlaczego cię nie kojarzę?

- Nie wyróżniam się z tłumu, a ty masz gdzieś nudnych ludzi.

Dziewczynie opadła szczęka. Jaki bezczelny! Po za tym, nie było tak, że celowo ignorowała ludzi! Potrząsnęła głową i wzięła wdech. Tak, musiała się uspokoić.

- Dobrze, panie niemiły. Przepraszam, że cię ignorowałam. Na pewno to nie było celowe. Zacznijmy w końcu. Nazywam się Emma Harris, chodzę do drugiej klasy. Przewodzę samorządem uczniowskim. Dostałam wiadomość od nauczycieli, że znajdę tu gdzieś listę grup i zadań. Z tego co wiem powinny być trzy: dwie dwuosobowe i jedna trzyosobowa. Czy ktoś znalazł może tu tę kartkę?

Niska blondynka podeszła do rudowłosej i podała jej notatkę.

- Dzięki - Emma uśmiechnęła się przyjaźnie. - Zespoły są takie: Gilda z Bridget robią transparenty, Irvin i Andy sprzątają podłogę oraz ostatnia: ja, Don i Ray robimy resztę dekoracji, przenosimy meble. Znajdźcie partnerów i wykonajcie swoją robotę. Jak nie skończycie w ciągu dwóch godzin, spokojnie. Poproszę o inne terminy żebyśmy zdążyli. Jednak jeśli skończycie wcześniej, prosiłabym was o pomoc innym grupom.

Większość osób kiwnęła głowami i zaczęła się rozchodzić, aby dotrzeć do ogromnej sali gimnastycznej. Gdy została tylko trójka, Emma westchnęła i spojrzała na przypisanych jej kompanów. Pierwszy z nich prawdopodobnie dopiero zaczął liceum, mimo że prawie dorównywał wzrostem drugiemu. Jego cera była bardzo opalona, czupryna ciemnobrązowa, a twarz uśmiechnięta w jej stronę, gotowa do pracy. Natomiast siedemnastolatek stojący obok wyglądał jak zupełne przeciwieństwo młodszego - blada skóra, czarne włosy, znudzona mina.

- Okej, mnie już znacie. Więc, który z was to Don? - zapytała.

- To ja - odpowiedział pierwszoroczny.

- Czyli pan niemiły ma na imię Ray. Dobrze wiedzieć - wymamrotała, po czym z uśmiechem klasnęła w ręce. - Nie ma czasu do stracenia! Chodźmy. Myślę, żeby najpierw przenieść meble. Dacie radę?

- Tak - odpowiedział z pewnością siebie Don. Zerknęła na Raya. Pokiwał głową.

Tak jak powiedzieli, ławki zostały wyniesione bez problemu. Chociaż martwiła się o to, czy Ray sobie poradzi, (bo wyglądał raczej krucho ze swoją szczupłą sylwetką i jasną cerą), ale wykonał polecenie bez marudzenia. Była szczęśliwa - trafiła na dobrych partnerów.

- Chodzicie na jakieś zajęcia dodatkowe? - zapytała, widząc praktycznie brak zmęczenia po wyniesieniu raczej ciężkich ławek (według Emmy, która w sportach najgorsza nie była).

- Gram w piłkę nożną!

- Inżynieria.

Rudowłosa pokiwała głową. Nawet zrozumiałe.

- Teraz czas na dekoracje! - krzyknęła z radością, udając się w stronę pudła z materiałami i przyrządami. Ray jęknął. Zapowiadało się męczące półtorej godziny.