John i Chase grali w szachy
Wiedz chase poza ostatnim coś ciekawego? Zapytał John
'Ostatnie' oznaczało kłótnie między Rocky a Skye
Nie powiedział Chase
John wpatrywał się w kamienną twarz Chase'a , starając się odczytać z niej jego kolejny ruch.
Owczarek niemiecki zaś spoglądał na rozstawione na planszy białe i czarne figury, w myślach analizując i rozważając różne opcje.
John jakiś czas temu namówił go na naukę ludzkiej gry, nazywanej szachy.
Do szachów zachęcał go mówiąc, iż rozwijają zmysł strategii i taktyki na polu walki.
Chase z miejsca polubił tę grę.
Teraz siedział, nie mogąc zdecydować, czy poświęcić konia i zwabić w pułapkę królową Johna , czy może lepiej zaryzykować ruch wieżą i postarać się od razu zrobić mata.
Chase w zamyśleniu podrapał się po nosie.
Raz , grozi , śmierć. pomyślał, wyciągając łapę po wieżę.
Nie zdążył jednak wykonać swojego ruchu, gdyż do środka wpadła niczym burza, Skye we własnej, wściekłej osobie.
Obaj zamarli widząc w różowych oczach gromy.
Stała przed nimi starając się złapać oddech.
Wyglądała, jakby biegła przez całą drogę.
Cisza, jaka zapadła po wparowaniu Skye była tak gęsta, iż można by ją kroić nożem na plasterki.
Dzień… dobry? zaryzykował przerwanie milczenia chase , jednocześnie przygotowując się psychicznie na cios.
Co. Wyście. Mu. Zrobili. Skye zaakcentowała dobitnie każde słowo.
John i Chase przyoblekli najniewinniejsze miny, na jakie było ich stać.
Ale, o co chodzi? spytał Chase żałując w tej chwili, iż nie posiada rzęs, którymi mógłby rozbrajająco zatrzepotać.
Podobno takie sztuczki rozładowują napięcie.
Tak przynajmniej twierdziła zuma .
O Rocky'ego ! Leży w szpitalu cały poobijany, ze złamaną łapą i wybitymi trzema zębami! A trafił tam potem, jak wrócił od was! Więc pytam grzecznie. Co wyście mu zrobili?!
„Uprzejme" pytanie zostało wykrzyczane z mocą, od której zatrzęsły się figury szachowe, to nie wróżyła niczego dobrego.
Chase ucieszył się w duchu, iż psy nie mogą blednąc, bo w tej chwili byłby koloru ściany .
Swoją drogą, Skye było bardzo twarzowo w tym kolorze różowy … Rzut okiem na Johna szybko wywiał mu z głowy rozmyślania na temat wyglądu Skye miał już dziewczynę .
John uśmiechał się nieznacznie, ze wszystkich sił starając się nie wybuchnąć śmiechem.
Oj tam, oj tam, wielkie rzeczy. Drobny wypadek samczyk miał, niepotrzebnie robisz tyle krzyku rzucił od niechcenia John .
Drobny? Skye uniosła pytająco w górę jedną brew.
Oj, nie jest dobrze. pomyślał chase , szybko interweniując.
No bo Rocky tak sobie to niechcący zrobił… zaczął pośpiesznie, z lękiem obserwując, jak brew Skye unosi się wyżej... Rocky faktycznie był tu wczoraj , ale był tu jedynie przez moment, bo szukał ciebie … No i ten tego, ciebie tu nie było… Więc praktycznie zabawił tu kilka minut… No wszedł i zaraz wyszedł… Chase'owi zaczął plątać się język.
I między „wszedł i zaraz wyszedł", zdołał poobijać sobie wszystkie żebra? głos Skye był spokojny.
Za spokojny.
No… nie całkiem... Chase podrapał się zakłopotany po głowie...Bo jemu się śpieszyło, i tak prędko stąd wypadł. I się potknął. A schody są długie…
Że co? Skye powoli zaczynała się w tym wszystkim gubić.
Ten kretyn chce powiedzieć, że Rocky tu był, ale zaraz wyszedł. Z tym, że się niefortunnie potknął i wyjebał na schodach...przerwał Chase'owi John... W dalszym ciągu nie rozumiem, o co tyle krzyku. dodał, wzruszając ramionami.
Skye poczuła, jak zaczyna rozjaśniać się jej w głowie.
Zupełnie, jakby ktoś zapalił jej w środku maleńką żarówkę.
Chcecie mi powiedzieć, że Rocky nabawił się tych wszystkich obrażeń, spadając ze schodów? spytała już łagodnym tonem.
One długie są… - wymamrotał chase modląc się, by Skye uwierzyła w tę bajkę.
A spadł, ponieważ się potknął? dopytywała się Skye .
Tak niefortunnie… Na źle dużo nie trzeba…
No, potknął się. Na łapie chasa. rzucił od niechcenia John .
ŻE CO?!
Zginę. Umrę i zostanie po mnie mokra plama. pomyślał zrozpaczony chase .
Ale nie drzyj japy, Skye . To było niechcący. zapewnił ją ze stoickim spokojem John .
Zupełnie niechcący! wykrzyknął chase , zrywając się ze swojego miejsca, rozdarty pomiędzy błaganiem o litość, a biciem się w pierś.
No… Zupełnie niechcący mu tę łapę podstawił. ciągnął John tym samym wypranym z emocji głosem.
Chase bliski był zawału.
CHASE !
Ale mówiłem, żebyś się nie darła... uspokajał Skye John...To wszystko było tylko nieszczęśliwym wypadkiem. Byłem przy tym, widziałem i nawet próbowałem złapać Rocky'ego .
Serio? w głosie Skye słychać było powątpiewanie.
Jasne, że serio. Tyle, że mi się wymsknął…
Czekaj...przerwała mu Skye ... Chcesz mi powiedzieć, że wy dwaj specjalnie zrzuciliście Rocky'ego ze schodów? Pogięło was?! Mógł sobie skręcić kark!
Gówno prawda, nic mu nie było... zaprzeczył John...Zajebiście szybko się pozbierał, jak do niego strzelałem.
STLRZELAŁEŚ DO NIEGO?! Skye warknęła .
No , a jak miałem stąd sprawdzić czy przeżył upadek?
Po ostatnim oświadczeniu, pod Skye ugięły się łapy .
Bez słowa, z rozdziawionymi ustami stała, wpatrując się na przemian to we Johna , to w chasa .
Chase dyskretnie odetchnął z ulgą. Wyglądało na to, iż jakimś cudem przeżyją.
Odwrócił się w stronę stolika, sięgając, po stojący obok szachownicy talerz.
Ciasteczko? zaproponował całkiem niewinnie.
