Tego samego dnia, południe
- Aha – zaczęła znienacka Ola – zapomniałam ci powiedzieć, że Kaori zaprosiła nas wczoraj do siebie, żebyśmy dzisiaj wpadły.
- Och, co ty nie powiesz? – rzuciła zdawkowo Shimizu – Doktor Ozaki też chciał, żebyśmy wpadły do kliniki.
- Oo, a kiedy?
- Zrozumiałam, że dziś po południu.
- Czyli nie bierzesz pod uwagę odwiedzin u Kaori? – zapytała sarkastycznie blondynka.
- Bez jaj, jeszcze pytasz? Zadzwonię do niej do domu i powiem, że wbijamy na bibę do Kanemasy – oznajmiła stanowczo Shimizu.
- Haha, może nie przesadzaj z tą bibą. Jeśli będzie jakaś muzyczka to chyba tylko Mozart – zapewniła koleżanka.
- Hahahah… A może się jeszcze zdziwimy. Kto wie. W końcu mają dzieci, to może one wrzucą do wieży coś rytmicznego.
- Na przykład „Życie ludzi ulicy"? – zapytała Oluszka.
- Dziewczynkiiii! – rozmowę koleżanek przerwał donośny, kobiecy głos. – Obiad na stole!
- Idziemy! – odkrzyknęła Megu, nie komentując tym razem kwestii swojego wieku.
Dziewczyny położyły talerze z obiadem na metalowej tacy (zapewne zakupionej przez Megumiłę, sądząc po gustownych ozdobach), po czym wyniosły dania do ogrodu. Po zajęciu miejsc przy drewnianym stoliku, zajęły się konsumpcją potrawy i – jak można było się spodziewać -omawianiem spraw dotyczących wieczoru.
Po spędzeniu czasu na posiłku i rozmowie, przyjaciółki odniosły talerze do kuchni, gdzie pani Shimizu już zaczynała pracę przy deserze.
- Wiesz kogo dziś spotkałam, Megumi? – zapytała córki.
Świętego Mikołaja? – odparła w myślach dziewczyna. – Nie wiem, mamo. Nie każ mi zgadywać.
- Spotkałam doktora Ozakiego.
Oho…
- Wydawał się być przybity – ciągnęła dalej kobieta – podobno nie ma kto zająć się sprawą zebrania i złożenia dokumentacji leczenia pacjentów, a termin odesłania gotowych zaświadczeń mija jutro. To wszystko dlatego, że Kiyomi-san i Ritsuko-chan są na zwolnieniu. Podobno Ritsuko-chan musiała chwilowo przejąć opiekę nad kimś z rodziny.
- Kiepska sprawa – odparła beznamiętnie Shimizu.
- Powiedziałam mu, że może ty byś się tym zajęła... Jesteś całkiem dobra w porządkach. No i umiesz je przecież nawet wypełniać chociaż po części. Yasuyo-san pokazywała ci kilka tygodni temu. Pamiętasz? Opowiadałaś mi.
Megumiła natychmiast pożałowała, że wspominała rodzicielce o swoich zajęciach w klinice.
- Żartujesz? Jestem dziś umówiona. Idziemy do Kanemasy. Zresztą… co ci odpowiedział? Też go dziś spotkałam i wydawał się zrozumieć, że sprzątanie jego szpitala w tym skansenie może być jedynym moim zajęciem w ciągu wakacji.
- Powiedział, że nie możesz przyjść i że jakoś sobie poradzi. Nie narzekał, ale wszyscy wiemy, jaki jest. Nie powie nigdy, że mu ciężko. Ja i tata uważamy, że powinnaś pójść i pomóc w klinice. Przy okazji pokażesz Oli nasz szpital.
- Mamooo, to jakaś kpina. Nie mogę odmówić pani Kirishiki kilka godzin przed odwiedzinami. Co sobie pomyśli? Może już więcej mnie nie zaprosi?! – Megu powoli zaczynała wpadać w panikę.
- A zastanawiałaś się, co sobie pomyśli, jeśli dowie się, że odmówiłaś pomocy doktorowi Ozakiemu? Myślisz, że dla niego przyuczanie cię do przyszłego – jak mamy nadzieję - zawodu to rozrywka? Może pomagając ci liczy, że też mu się przydasz jak zajdzie potrzeba. Tak się odwdzięczasz?
- Jacięę, daj sobie spokój. On mnie nawet niczego nie uczy, zwykle robię kawę dla personelu i przeglądam jego książki.
- To zawsze coś, nie musisz ich specjalnie kupować. Megumi, posłuchaj mnie – ciągnęła pani Shimizu, widząc, jak córka aktorsko wywraca oczami - Jeśli nie pomożesz przy tych papierach, będzie musiała się tym zająć Yasuyo-san, a wtedy nikt nie będzie mógł czuwać nad chorymi. Państwo Kirishiki na pewno nie chcieliby, żebyś odwiedzała ich kosztem dobra pacjentów. Byliby zdegustowani tym zajściem – zapewniła kobieta, przypuszczając, że słowo zdegustowani może uczynić cud w tej sprawie.
- Lool, ale jakim zajściem? Przesadzasz – dziewczyna starła się być nieugięta. Wiązała wielkie nadzieje z dzisiejszymi odwiedzinami u nowych mieszkańców wioski i byłaby zrozpaczona, gdyby coś tak prozaicznego jak choroba pacjentów stanęło jej na drodze.
- Ola, przyznaj proszę, że mam rację – tym razem matka zwróciła się do blondynki.
- Eee… Ykhm… W sumie, Megu, nie wiem jaką masz tam niepisaną umowę z doktorem, więc nie będę się wtrącać, ale możesz mieć przypał jak ktoś przedstawi to w ten sposób. W sensie, że olałaś doktora i pacjentów, nawet jeśli nikomu nic się dziś złego nie stanie. Wątpię, żeby ktoś z personelu się wygadał, ale to mała wieś, sama mówiłaś. No wiesz… A już zwłaszcza, jak jednak jakiś chory by zasłabł na przykład.
- Ojacię, jacię...! - Megu niechętnie, ale powoli zaczynała odpuszczać – Ale w jaki sposób mam się wytłumaczyć? Może już upiekli jakieś ciasto? Zresztą nawet nie mam numeru do Kirishikich.
- Bez obaw – zapewniła ucieszona pani Shimizu, obdarzając Olę wdzięcznym uśmiechem – zadzwonię do kliniki i powiem, że przyjdziesz, a tam już pielęgniarki wszystko załatwią. Albo najlepiej sama zadzwoń. Doktor się ucieszy. A, i weźcie ze sobą ciasteczka. Przed chwilą je wyjęłam.
~o~o~o~o~o~
- Przypalone – zamruczał pod nosem wysoki mężczyzna, oparty o pień drzewa na samym skraju drogi. Podrapawszy się po niebieskowłosej głowie, wyciągnął komórkę i błyskawicznie wystukał SMSa: „Pierniki nie będą potrzebne".
