Witajcie ponownie, wyznawcy Świętej Kaczki.
A oto sequel, część druga, kontynuacja przygód niesamowitego Pana Blacka.
(Warto by się zapoznać z częścią pierwszą).
Autor oryginału: Rorschach's Blot. Cudowne 16 rozdziałów.
Zgodę mam.
Postacie nie są moje i należą do JK i Rorschacha.
Betowała Lilamanila
To wszystko i bon appetit
Jeśl zobaczycie to opowiadanie na Wattpadzie, dajcie mi proszę znać. Bo to nie ja, a widziałam już moje prace na tej stronie.
Rozdział 1.
Uwaga: Wzgórza żyją i zjadają ludzi… uważa się za ostrożne unikanie wzgórz. Jeśli to jednak niemożliwe, zaleca się podchodzenie do nich posiadając broń i należy być przygotowanym na walkę z potworami wzgórzowymi. To tyle.
Profesor i Pomocnica spojrzeli na siebie nerwowo, wzięli głęboki wdech i przygotowali się do zapukania do drzwi pokoju ich przyjaciela. Harry wydawał się być… inny po śmierci Czarnego Pana, która nastąpiła nie tak dawno.
To Pomocnica odważyła się w końcu zapukać i z zapartym tchem czekała na odpowiedź.
- Proszę – zawołał Harry.
- Witaj, Harry – powiedziała z uśmiechem Pomocnica. – Jak się czujesz?
- W porządku.
- To jakie masz teraz plany? – zapytał powoli Profesor.
- Harry Potter nie żyje – odparł Harry. – Teraz jestem Panem Blackiem. Świat go potrzebuje, a nie wydaje mi się, żebym mógł tak po prostu przestać.
- Jesteś pewny? - zapytała zmartwiona Pomocnica. - Może warto byłoby zatrzymać tożsamość Harry'ego Pottera.
- Byłoby warto, gdyby on nie był tak cholernie popularny. Nie mogę tego zrobić, za duże ryzyko ujawnienia mnie – zauważył ze śmiechem Harry.
- Ale nadal warto byłoby go zachować, nie jest z tym wcale tak dużo roboty - nalegał Profesor.
- Taaa, popieram - dodała Pomocnica.
- Niech wam będzie. Ale wracając do tematu. Skoro świat potrzebuje Pana Blacka, to ja nim zostanę.
- I jak zamierzasz to zrobić? - zapytał Profesor z nutą niepewności w głosie.
- Będę się kręcił w okolicy i zobaczę, co się stanie - powiedział Harry, wzruszając ramionami. - Kilka zajęć tu, przypadkiem zabić grupę czarnoksiężników tam, wiecie jak to wygląda.
- Tak... cóż... - Profesor posłał Pomocnicy zaniepokojone spojrzenie.
- To może my ci powiemy dlaczego powinieneś zostać Harrym Potterem - wtrąciła Pomocnica.
- Proszę bardzo.
- Wiem, że nie lubisz faktu, że sława Harry'ego Pottera ma korzenie w czymś, czego nie pamiętasz - powiedziała Pomocnica.
- Tak? A skąd to wiesz? - zapytał Harry.
- Niemcy - wyjaśnił Profesor. - Naprawdę się rozgadałeś.
- Okej - odparł Harry.
- Dlaczego nie rozsławić twojego nazwiska czymś, co rzeczywiście zrobiłeś? Może dobrze byłoby mieć za sobą coś, co nie ma nic wspólnego z Czarnymi Panam - zaproponowała Pomocnica.
- A jak mam to zrobić bez bycia atakowanym zarówno przez prasę jak i fanów? - Harry wiedział, że przegrał i że decyzja już zapadła.
- Ponieważ do samego końca nikt nie będzie wiedział, że to ten sam Harry Potter - kontynuowała Pomocnica. - Pomyślałam... pomyśleliśmy, że Harry Potter może być jednym z archeologów, którzy będą badać Atlantydę. Wspomniałeś, że chciałbyś zostać pierwszym magicznym archeologiem.
- To może być ciekawe - zgodził się Harry.
- Są magiczne szkoły w Kanadzie i Australii, które mają system nauczania korespondencyjnego - wyjaśnił Profesor. - Może Harry Potter mógłby zdobyć papiery z jednej z tych szkół i później dostać się na uniwersytet, żeby zostać archeologiem.
- Dlaczego nie od razu na uniwersytet? - zapytał Harry.
- Niby możemy podrobić wszystkie potrzebne dokumenty - zgodziła się Pomocnica. - Ale po co zadawać sobie tyle trudu, skoro legalnie zdobędziemy je równie łatwo.
- Niech wam będzie - powiedział powoli Harry. - Podobała mi się Australia. Z drugiej strony nie byłem jeszcze w Kanadzie.
- Znaleźliśmy kierunek z podwodnej archeologii na amerykańskim uniwersytecie - dodał szybko Profesor. - W teksańskim A&M, ponoć jeden z najlepszych na świecie.
- Jeśli będziesz ciężko pracował i podejdziesz teraz do kilku przedmiotów to możesz mieć dyplom w kilka lat. Możesz być Panem Blackiem za dnia i Archeologiem w nocy. Harry Potter może zostać zapamiętany za ważne odkrycia w Atlantydzie i za bycie pierwszym magicznym archeologiem.
- Brzmi jak plan - powiedział z uśmiechem Harry. - Jak długo to planowaliście?
- Odkąd zdaliśmy sobie sprawę, że nie wrócisz do Hogwartu - odparła Pomocnica.
- Myślałem, że nie chciałaś, żebym wracał do Hogwartu.
- Bo tak jest - zgodziła się Pomocnica. - Nadal uważam, że lepiej by ci było z nami.
- To jaki jest problem?
- Palisz mosty - powiedziała smutno Pomocnica. - Wydaje ci się, że tylko dlatego, że jesteś Panem Blackiem, to nie możesz być Harrym Potterem. I moim zdaniem to jest błąd.
- Więc robicie to dla mojego dobra? - zapytał z uśmiechem Harry. - Często to słyszę.
- Chcę tylko, żebyś był szczęśliwy. Nie wychodzisz ze swojego pokoju. Odkąd tu jesteś widziałam cię zaledwie kilka razy. Chcę mojego przyjaciela z powrotem.
- Och... to o to chodzi? O to, że nie wychodzę z pokoju?
- Tak.
- Przepraszam. Pracuję nad czymś, nie chciałem was odciąć - powiedział zmieszany Harry.
- Skoro to sobie wyjaśniliśmy, to nad czym tak pracujesz?
- To ja już sobie pójdę - zaproponował Profesor. - Skoro nie ma już żadnego problemu, to oznacza, że mogę wrócić do moich eksperymentów, prawda?
- Tak, tak, idź - powiedziała Pomocnica nieobecnym głosem.
- Zajęcia z gotowania - odpowiedział Harry na zadane mu pytanie. - Przygotowuję się do zajęć na wyspie.
- Więc uczysz się przepisów, żeby być lepiej przygotowanym? - powiedziała Pomocnica, doznając nagłego olśnienia. - Mogę pomóc?
- Oczywiście - zgodził się Harry. - Myślałem, żeby zacząć od czegoś prostego... może coś z tej książki, którą zgarnąłem z Atlantydy.
- Brzmi dobrze.
Harry Potter, Chłopiec-Który-Nie-Istniał
Luna Lovegood
Jak wy wszyscy, doskonale zdaję sobie sprawę, że Harry Potter zniknął... a co jeśli nie? To, co zostanie napisane w tym artykule to tylko hipoteza, pomysł, który pasuje do faktów znanych Żonglerowi. Nie jest to prawda, najprawdopodobniej nigdy nie dojdziemy do sedna tej sprawy i zostaną nam tylko gdybania i teorie. Wierzymy, że Harry Potter albo zmarł razem ze swoimi rodzicami, albo został uratowany przez Pana Blacka. Podejrzewamy, że Pan Black zajął miejsce tego dziecka, albo nakazał to jednemu ze swoich agentów. Jak inaczej wyjaśnić fakt, że jako uczeń, Harry Potter wielokrotnie pokonał Voldemorta i jego śmierciożerców? Jak inaczej wyjaśnić, że uczniowi na drugim roku udało się zabić króla węży, bazyliszka? Trudno wyobrazić sobie ten wyczyn, gdzie dziecko nie tylko przeżywa takie spotkanie, ale i triumfuje. Dostępne dowody sugerują, że Pan Black wyznaczył swojego agenta, aby ten przyjął rolę Harry'ego Pottera, a sam Pan Black osobiście pojawił się na ostatecznej walce o kamień filozofów oraz przy śmierci bazyliszka.
Powody do ponownego ujawnienia się Pana Blacka są nam nieznane. Jednak wierzymy, że coś musiało go zdenerwować na tyle, że zainteresował się stanem czarodziejskiego świata. Niestety nie mamy żadnych dalszych informacji na temat szczegółów danego wydarzenia. Z drugiej strony, możliwe jest, że Pan Black jest po prostu na wakacjach. Można powiedzieć, śmierć na urlopie...
...Żegnamy młodego Harry'ego i mamy nadzieję, że znalazł to, czego szukał
- Luna, jak mogłaś coś takiego napisać? - Hermiona rzuciła czasopismem w młodszą dziewczynę. - Co to za bzdury, że Harry nie istnieje?
- On by tego chciał. Nigdy nie chciał swojej sławy... Chciałam tylko odwrócić uwagę publiki, żeby w końcu mógł trochę odetchnąć... Może jak się sprawy wyciszą, to do nas wróci.
- Och, Luna. - Po policzkach Hermiony zaczęły lecieć łzy.
- Harry to mój przyjaciel - powiedziała smutno Luna. - Był dla mnie miły... Tęsknię za nim.
- Wszyscy za nim tęsknimy - zapewniła koleżankę Hermiona.
- To co teraz zrobimy? - zapytała Luna, wyjątkowo przechodząc od razu do konkretów.
- Znajdziemy Harry'ego i do nas wróci. Harry tak ma, czasami się głupio zachowuje. Kiedy go znajdziemy, to ten dupek na pewno nam powie, że zrobił to, bo chciał nas chronić, czy inne tego typu bzdury. Musisz pamiętać, że mimo swoich cnót, Harry to nadal chłopak i czasami to wchodzi w drogę jego poczuciu zdrowego rozsądku.
- Okej - zgodziła się Luna. - Znajdziemy Harry'ego i go przyprowadzimy go z powrotem do Hogwartu.
- No i o to chodzi. Porozmawiam z kilkoma osobami, może uda mi się znaleźć jakieś wskazówki.
- To brzmi jak doskonały pomysł. - Oczy Luny znowu straciły skupienie. - Chyba zrobię coś podobnego.
- Spotkamy się w bibliotece za godzinę, żeby podzielić się informacjami i ustalić dalszy plan - oznajmiła Hermiona.
- Do zobaczenia - powiedziała Luna przez ramię, w podskokach idąc tam, gdzie Luna zwykle idzie.
Przez krótki moment, Hermiona zaczęła żałować, że zgodziła się zabrać Lunę na tę wyprawę. To logika zniszczyła ten jedyny sprzeciw, jako że wszystkie dowody wskazywały na to, że Harry jest z Panem Blackiem. A to właśnie Żongler miał o nim najwięcej artykułów i najwięcej informacji na jego temat. Obecność Luny może być niezbędna, jeśli ta misja ma się udać.
Hermiona natychmiast podeszła do najbliższego kominka, który był podłączony do sieci Fiuu. Biorąc garść proszku do ręki, wrzuciła go do ognia i powiedziała, dokąd ma ją połączyć.
- Departament Przestrzegania Prawa Czarodziejów.
- Tak? - W kominku pojawiła się głowa. - Jak mogę pomóc?
- Muszę porozmawiać z auror Tonks.
- Proszę poczekać.
Głowa zniknęła, a po chwili pojawiła się twarz uwielbianej przez wszystkich aurorki.
- Cześć Hermiona. Jak tam? - zapytała Tonks z uśmiechem.
- Słabo. Potrzebuję każdej informacji, jakie masz na temat Pana Blacka.
- A do czego tego potrzebujesz? Esej na obronę? - zapytała zmęczonym głosem Tonks.
- Chcę znaleźć Harry'ego - odparła Hermiona. - A wydaje mi się, że jest z Panem Blackiem.
- Dobra myśl. Zawsze jakiś początek.
- To co, pomożesz mi? - zapytała Hermiona.
- Zobaczę, co mogę zrobić - potwierdziła Tonks. - A wraz z śmiercią Voldemorta mam dużo wolnego czasu… potrzebujecie kogoś ze sobą?
- A mogłabyś? - zapytała szybko Hermiona.
- Mogłabym - powiedziała z uśmiechem Tonks. - Remus by mi nie wybaczył, gdybym nie poszła z wami. Jestem pewna, że jeśli my dwie będziemy współpracować, to znajdziemy go w mgnieniu oka.
- Trzy - poprawiła młodsza dziewczyna. - Myślę, że Luna też z nami pójdzie.
- Dobry wybór - zgodziła się Tonks. - Jej rodzina ma dużo informacji na temat Pana Blacka i dużo kontaktów, które mogą się przydać. Przeszkadzałoby ci, gdyby zrobić z tej grupy równe cztery?
- Cztery?
- Remus - powiedziała Tonks, w jej oczach widoczne zmartwienie. - On sam planuje szukać Harry'ego. Zrobi sobie krzywdę jeśli nie będzie miał mnie w pobliżu, żeby mu przypominać, że ma jeść i spać.
- Oczywiście, że Remus może iść z nami.
- Dziękuję - odparła Tonks z widoczną ulgą.
- To ja tobie dziękuję. Za wszystko.
- Nie ma problemu. Dobra, to ja idę zobaczyć, co mamy na jego temat. Do zobaczenia później.
- Pa - pożegnała się Hermiona. Wstając z kolan, Hermiona odwróciła się i udała się do następnego punktu.
Hermiona wzięła głęboki wdech, żeby uspokoić nerwy i podniosła rękę, żeby zapukać do gabinetu McGonagall.
- Tak? Co mogę dla ciebie zrobić, Hermiono?
- Chciałabym napisać moje egzaminy wcześniej - powiedziała szybko Hermiona.
- Pewnie po to, żeby móc poszukać pana Pottera - odparła profesor. - Wszystkim się zajmę. Porozmawiam również z moimi kontaktami w środowisku edukacyjnym. Mamy dobre szanse go znaleźć, jeśli zdecyduje się kontynuować swoją naukę gdzieś indziej.
- Dziękuję, pani profesor.
- To minimum, co mogłam zrobić - odparła McGonagall. - I Hermiono…
- Tak?
- Przyprowadź go do domu - dokończyła McGonagall zduszonym głosem pełnym emocji.
- Tak zrobię - obiecała dziewczyna.
- W takim razie do pracy, panno Granger. Im wcześniej, tym szybciej przyprowadzi go pani do domu.
- Tak, pani profesor - zgodziła się szybko Hermiona. Następnie opuściła gabinet i udała się na poszukiwania swojego najlepszego przyjaciela. Znalazła go na trybunach Gryffindoru, patrzącego się na boisko.
- Hej, Ron. - Hermiona zajęła miejsce obok.
- Hej, Miona - odparł nieobecnie Ron. - Pamiętasz jak Harry chwycił znicz w ustach? Harry zawsze wygrywał. Jeśli tylko była szansa na wygraną, Harry ją znajdywał i wykorzystywał.
- To prawda, Ron - zgodziła się Hermiona. Ignorując te kilka przypadków, kiedy Harry'emu się jednak nie udało.
- Myślę o zostaniu aurorem - oznajmił nagle Ron. - Departament Przestrzegania Prawa Czarodziejów ma wolne miejsca dla wszystkich, którzy byli w GD… powiedzieli, że każdy, kto otrzymał szkolenie od Pana Blacka ma miejsce.
- I pomoże ci to szukać Harry'ego.
- I pomoże mi to szukać Harry'ego. Jak myślisz, gdzie on jest?
- Nie wiem. - Hermiona pokręciła głową. - Ale będę go szukać.
- A co ze szkołą? - Ron uśmiechnął się ponuro. - Po tobie najmniej bym się spodziewał rzucenia szkoły.
- Wcześniejsze egzaminy - odparła Hermiona. - Moje oceny nie są może aż tak dobre, jak te, które bym miała, gdybym miała czas na naukę…
- Ale jestem pewny, że są lepsze od większości - westchnął Ron. - Chcesz, żebym poszedł z tobą?
- Nie. - Hermiona wytarła łzę, która spłynęła jej po policzku. - Nie wiem, jak długo to zajmie i jestem pewna, że wytrenowany auror będzie dużą pomocą.
- Naprawdę myślisz, że to zajmie tak długo? - Ron bał się odpowiedzi, bał się usłyszeć na głos to, co krążyło po najciemniejszych zakamarkach jego umysłu.
- Nie wiem. - Hermiona próbowała odegnać łzy. - Tonks i Luna obiecały, że pomogą mi szukać.
- Czy… - Ron nienawidził się za samą sugestię. - Czy myślisz, że on jeszcze żyje?
- Jestem tego pewna. Pan Black powiedziałby nam gdyby tak nie było. Harry po prostu jest idiotycznie szlachetny i trzeba wbić mu trochę rozumu do głowy.
- On nie wie, gdzie jest Harry, sam tak powiedział. - Ron ze złością wytarł łzy ze swojej twarzy. - Skąd on może wiedzieć, czy Harry cały czas żyje?
- Oba listy przyszły w tym samym momencie - odparła Hermiona. - Więc Pan Black musiał go znaleźć.
- Masz rację - powiedział Ron, uśmiechając się szeroko. - Dzięki, Hermiono.
- Pracuj ciężko, kiedy mnie nie będzie. W końcu nie będzie mnie obok, żeby cię poganiać.
- Obiecuję - zgodził się Ron. - Muszę, jeśli mam zostać aurorem. Pan Black załatwił mi tylko miejsce w szkole, muszę zapracować na to, żeby zdać.
Idąc ścieżką na ulicy Pokątnej, Luna zmusiła się do skupienia na swoim zadaniu. Otwierając drzwi do znanego jej sklepiku turystycznego, podeszła do lady i ponuro spojrzała na sprzedawcę.
- Gdzie jest Harry?
- Czemu ci się wydaje, że coś wiem? - zapytał Sprzedawca z uśmiechem.
- Pana rodzina nie jest jedyną przeklętą przez bogów - warknęła Luna. - Może nie widzę przyszłości, ale widzę wystarczająco.
- Dobrze zdaję sobie z tego sprawę, Lovegoodowie, przeklęci, żeby widzieć to, co niewidoczne i żeby dryfować między światami… ciekawe, że bierzecie swoje imiona od księżyca - zgodził się Sprzedawca. - Jednak mam też świadomość tego, jaka klątwa ciąży na młodym panu Potterze.
- Klątwa? - zapytała zszokowana Luna.
- Szczęście… wydaje mi się, że to od strony matki. Ni to dobre szczęście, ni to pech.
- Szczęście?
- Ulubieniec, albo i nawet potomek bogini Tyche i jej przyjaciółki Nemesis - odpowiedział Sprzedawca. - Pierwsza tworzy sytuację, która ma być rozwiązana przez tę drugą. To te oczy, nie każdy ma taki odcień.
- Ale nadal nie odpowiedział pan na moje pytanie. Gdzie jest Harry?
- Zagubiony, może i na wieki - odparł smutno Sprzedawca. - Oderwał się od mojego splotu i nie jestem w stanie stwierdzić, czy kiedykolwiek wróci.
- Kto może go znaleźć? - wyszeptała Luna.
- Pan Black jest jedynym, który może go znaleźć, ale nie mogę powiedzieć czy mu się to uda i czy będzie próbował.
- Gdzie jest Pan Black? - zapytała sfrustrowana Luna.
- Pn Black jest strachem w sercach złoczyńców i nadzieją w duszach tych dobrych i niewinnych, Pan Black jest wszędzie i nigdzie - odparł Sprzedawca.
- Bez zagadek, proszę - krzyknęła Luna. - Gdzie on jest?
- Dziwne, żeby jakiś Lovegood żądał prostej odpowiedzi - powiedział Sprzedawca z uśmiechem. - Zwłaszcza biorąc pod uwagę wasze rodzinne motto Si vos can't caecus lemma per scientia , baffle 'em per bovis excrement.*
- Do rzeczy - westchnęła Luna.
- Dlaczego szukasz pana Pottera? - zapytał poważnie Sprzedawca.
- Ponieważ to mój przyjaciel, bo był dla mnie miły - odparła dziewczyna.
- Rozumiem… Pan Black jest jedynym, którego znam, który będzie w stanie znaleźć pana Pottera. A że mój wzorzec został zaburzony, ciężko mi zobaczyć wszystkie prawdopodobne ścieżki przedstawione przez Pana Blacka. Pan Potter sam się odciął i się zgubił. - Sprzedawca zastanowił się przez moment. - Pan Black może znaleźć pana Pottera, ale nie będzie szukał, jeśli nie dostanie odpowiedniej motywacji. Księżyc, ulubienica Ateny i ta, która nie ma formy mogą mu bez obaw tę motywację zapewnić.
- Co znaczy ta ostatnia część? - zapytała szybko Luna. - I bez urozmaiceń, bo zacznę rozsiewać porównania do tego oszusta u mnie w szkole.
- Ty jesteś księżycem, twoja przyjaciółka Hermiona jest ulubienicą Ateny, a tą bez formy jest ta aurorka z rodziny Black - wyjaśnił Sprzedawca. - Chciałem tylko dodać trochę dramatu.
- Na przyszłość radzę nie - odparła Luna. - A co znaczy reszta?
- Nie mogę powiedzieć bez złamania tajemnicy - odparł Sprzedawca ze zmarszczonymi brwiami. - Najlepiej by było, gdybyście same to rozwiązały.
- Dobra.
- Nie zapomnijcie wrócić tu, żeby się zaopatrzyć we wszystkie potrzebne rzeczy zanim ruszycie na poszukiwania - zawołał Sprzedawca za Luną, która gniewnie wyszła ze sklepu. - Dam wam nawet zniżkę!
Minerwa właśnie wracała do pracy, kiedy przeszkodziło jej ponowne pukanie do drzwi.
- Proszę.
- To tylko ja, Minerwo - oznajmił dyrektor, wchodząc do gabinetu.
- Co mogę dla ciebie zrobić, Albusie? - zapytała Minerwa z rosnącym niepokojem. Przez te wszystkie lata, w których nauczała w Hogwarcie, Albus przyszedł do jej gabinetu tylko dwa razy… obie sytuacje nie były spowodowane pozytywnymi wydarzeniami.
- Przez ostatnie kilka dni analizowałem moje zachowanie i działania w stosunku do pana Pottera - zaczął Albus. - I doszedłem do raczej… niezręcznych wniosków. Chciałbym udać się na poszukiwania pana Pottera, aby upewnić się, że jest bezpieczny i żeby zaoferować mu moje przeprosiny.
- Rozumiem - odparła powoli Minerwa. - Chciałbyś, żebym zajęła się szkołą kiedy cię nie będzie?
- Jeśli byś mogła. Chciałbym też, żebyś się przygotowała na ewentualne przejęcie mojego stanowiska, jeśli poszukiwania zajmą dłużej niż rok. Nie byłoby sprawiedliwe powierzyć ci te obowiązki bez stanowiska.
- Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie - powiedziała Minerwa ze smutnym uśmiechem. - Miałam nadzieję na jeszcze kilka lat zanim będę musiała zasiąść w twoim gabinecie.
- Ja również.
- Chciałabym, żebyś był ze mną w kontakcie - powiedziała surowo Minerwa. - Żadnego odcinania się od wszystkich i przekonania, że musisz wszystko zrobić sam.
- Oczywiście - odparł Dumbledore.
- Wiem jeszcze o kilku innych grupach, które chcą iść na poszukiwania - kontynuowała Minerwa. - Z chęcią mogę zostać koordynatorką przebiegu informacji. To jedyna słuszna opcja przy tylu różnych grupach.
- Dziękuję, Minerwo. Naprawdę doceniam to, co robisz - powiedział dyrektor, wstając z krzesła.
- Znajdź go i upewnij się, że jest bezpieczny. I będziemy kwita.
- Dziękuję, Minerwo. Nie wiem, co bym bez ciebie zrobił - powiedział Albus.
Luna wróciła do zamku i od razu ruszyła na poszukiwania swojej towarzyszki.
- Witaj, Luna - odezwał się głos Hermiony za plecami blondynki, która podskoczyła zaskoczona.
- Witaj, Hermiono - odparła nieobecnym głosem Luna. - Znalazłaś jakieś informacje na temat Harry'ego?
- Nie. Ale zajęłam się przygotowaniami do naszego wyjazdu.
- W porządku - odparła z uśmiechem Luna. - Ja coś mam.
- Co takiego? - zażądała Hermiona.
- Tylko Pan Black może znaleźć Harry'ego - odparła Luna. - Ale Pan Black nie zacznie szukać dopóki ktoś go nie poprosi. Ty, Tonks i ja możemy go zapytać bez obawy, że go zdenerwujemy i przedwcześnie skończymy nasz żywot.
- O… kej - odparła niepewnie Hermiona.
- Mam również dla nas zniżkę w sklepie turystycznym. Czy to nie cudowne?
- Skoro tak uważasz, Luna - zgodziła się Hermiona.
- Mój przyjacielu - zawołał Profesor do Harry'ego. - Jesteśmy gotowi do odlotu.
- W porządku - odparł Harry. - Muszę tylko załatwić kilka spraw w Gringocie.
- Poczekamy do twojego powrotu - odparł Profesor.
- Postaram się, żeby nie zajęło mi to długo - odparł Harry. - Teleportuj mnie w dół.
Harry pojawił się przed wejściem do magicznego banku i wszedł przez podwójne drzwi do przedsionka. W środku Harry nie spodziewał się zobaczyć takiej długiej kolejki ludzi, którzy czekali na spotkania z goblinami. Nigdy jeszcze nie widział, żeby było tutaj tyle ludzi. Wzdychając głęboko, Harry zajął miejsce w kolejce.
- Ach, Pan Black - powiedział mężczyzna stojący przed nim, nie odwracając się. - Jaka miła niespodzianka.
- Taaa - zgodził się Harry. - Niespodzianka. Co pan tu robi?
- Zwykła wizyta w banku - odparł Sprzedawca z uśmiechem. - Miałem przeczucie, że to będzie dobry pomysł.
- Jakieś inne przeczucia?
- Cóż, myślę, że w Amsterdamie jest coś, co chciałby pan zobaczyć, a odwiedzenie mojego kuzyna w Norwegii wydaje się być dobrym pomysłem. Ale tak poza tym…
- Dzięki - powiedział niechętnie Harry.
- Służę pomocą - odparł Sprzedawca. - Teraz musisz mi wybaczyć, ale chyba widzę wolne stanowisko.
- Ja też - powiedział Harry. - Śmiesznie, że bank tak opustoszał, kiedy powiedział pan moje imię.
- Przypadek, jestem tego pewny - zawołał przez ramię Sprzedawca, podchodząc do wolnego okienka.
- Na pewno - wymamrotał Harry pod nosem.
- Pan Black, tak? - zapytał goblin z zębatym uśmiechem. - Jeden z naszych starszych kierowników chciałby się z panem spotkać.
- W porządku - zgodził się Harry. - Akurat mam czas na spotkanie.
- Doskonale - powiedział goblin z entuzjazmem. - Proszę za mną.
Harry poszedł za goblinem do bogato urządzonej poczekalni.
- Tutaj się odbędzie to spotkanie?
- To jest poczekalnia. Dyrektor za chwilę do pana zejdzie.
- Dziękuję.
- Panie Black - zawołał goblin w podeszłym wieku. - Przepraszam, że musiał pan czekać
- Nic się nie stało - odparł Harry. - Nawet nie zdążyłem usiąść.
- Zapraszam do mojego biura. Proszę się rozgościć.
- Dziękuję - powiedział Harry, zastanawiając się, dlaczego gobliny się tak dziwnie zachowywały. Następnie wszedł do gabinetu i zajął miejsce.
- Na początek - powiedział starszy goblin. - Uznałem za najlepsze, żeby poinformować pana, że znamy pana prawdziwą tożsamość, w końcu mamy dostęp do pana wyciągów bankowych.
- Rozumiem - powiedział spokojnie Harry.
- Chciałbym też pana zapewnić, że Gringott ma bardzo ścisłą politykę prywatności, nikt nie usłyszy nawet jednego słowa z tego, co udalo się nam wydedukować - dokończył goblin. - Przepraszam, zapomniałem się, nazywam się Billhuk i jestem doradcą dla starszego kierownictwa.
- Miło mi pana poznać - odparł Harry, kiwając głową. - Czy mogę zapytać, dlaczego zachowujecie się tak…
Harry bez powodzenia próbował znaleźć słowo, które pasowałoby do sytuacji, jednocześnie nie będąc obrazą.
- Dziwnie? - zapytał z uśmiechem Billhuk. - Ponieważ ma pan coś, co mało który człowiek zdobył. Nasz szacunek. Nie odziedziczył pan dużej części swojej fortuny, ale ją zarobił. Odkrył pan setki zaginionych grobowców wypełnionych niezliczoną ilością bezcennych artefaktów i jest pan współzałożycielem jednej z najlepiej prosperujących firm w historii. Biznesmen to biznesmen. Jak możemy nie szanować kogoś, kto był w stanie zrobić tyle w tak krótkim czasie, mając tak niewiele.
- Dziękuję - wyszeptał Harry.
- Dostałem pozwolenie na złożenie panu oferty od moich przełożonych - zaczął Billhuk. - W zamian za pozwolenie na korzystanie z pana ultra pilnie strzeżonego obiektu na pana wyspie, jesteśmy w stanie zaoferować panu pierwszą skrytkę Gringotta oraz pomoc w różnorodny sposób.
- Zgadzam się, ale mam pewne warunki - powiedział Harry. - Żadna transakcja nie przejdzie bez wiedzy mojego pracownika, Architekta. Budowa tego obiektu będzie opłacona przez bank oraz nadzór nad nią będzie sprawował Architekt.
- Ja… - powiedział zaskoczony goblin - miałem zażądać, żeby to właśnie on nadzorował budowę i miałem zaproponować pełne pokrycie kosztów przez bank.
- Ciekawe jak działa los, prawda? - powiedział Harry z zimnym uśmiechem. - Mamy umowę?
- Tak, mamy. Robić z panem interesy to sama przyjemność, Panie Black - odparł Billhuk.
- Cała przyjemność po mojej stronie - poprawił Harry. - Zanim pójdę, chciałbym załatwić jedną rzecz.
- Jaką, Panie Black?
- Chciałbym zobaczyć testamenty moich rodziców i Syriusza Blacka - odparł Harry. - Dlatego przyszedłem dziś do banku.
- Oczywiście - zgodził się szybko goblin i po chwili odpowiednie dokumenty leżały na jego biurku.
- Jest tutaj napisane, że mam rozdzielić pieniądze między żyjącymi jak uważam za stosowne - powiedział Harry, czytając testament Syriusza. - Chciałbym podarować następujące kwoty tym osobom…
- Okej - powiedziała Hermiona do swojej partnerki. - Sprawdźmy wszystko z listą.
- Okej - zgodziła się Luna. - Gumowe spodnie?
- S… - Hermiona zatrzymała się. - Może lepiej ja przeczytam tę listę?
- Ale nie powiedziałaś, czy mamy - zaprotestowała Luna. - Skąd mamy wiedzieć, że mamy gumowe spodnie, skoro nie powiedziałaś "są"?
- Nie potrzebujemy gumowych spodni - powiedziała Hermiona ze sztucznym uśmiechem. - Teraz jest moja kolej na czytanie listy.
- Ale możemy potrzebować gumowych spodni - kontynuowała Luna. - I gdzie znajdziemy gumowe spodnie w naszym rozmiarze o tej porze?
- Może będziemy się tym martwić później, okej? - zaproponowała Hermiona. - Skupmy się na rzeczach, które musimy zrobić zanim zaczniemy nasze poszukiwania.
- Jak kupowane gumowych spodni?
- Tak - zgodziła się Hermiona przez zaciśnięte zęby. - Jak kupowanie gumowych spodni.
- Okej.
- Dobra. - Hermiona zmusiła się do wzięcia kilku głębszych oddechów. - Myślałaś już, co zrobisz ze swoją dalszą edukacją?
- Dlaczego miałabym o tym myśleć? - zapytała ze szczerym zdziwieniem Luna.
- Chodzi mi o egzaminy i ich zdanie - powiedziała powoli Hermiona.
- Hmmm? - Luna wyglądała na zagubioną. - Aaaa, egzaminy zdałam już dawno temu.
- Co? - zapytała zszokowana Hermiona. - Więc dlaczego jesteś w szkole?
- Bo tu są wszyscy moi przyjaciele. Dla jakiego innego powodu miałabym chodzić do szkoły?
- Żeby… dobra, zapomnijmy o tym - stwierdziła Hermiona. - Jak ci poszło na egzaminach?
- Myślałam, że mamy o tym zapomnieć?
- Nie to - powiedziała szybko Hermiona.
- Naprawdę musisz się nauczyć być bardziej decyzyjna, Hermiono - powiedziała Luna, marszcząc brwi.
- Po prostu odpowiedz na pytanie - warknęła Hermiona.
- Okej - zgodziła się Luna. - Hmmmm… pamiętam coś o tym, że miałam trzeci najwyższy wynik w ciągu ostatnich pięćdziesięciu lat. Pomoże ci to w czymś?
- Ja… - Hermiona otworzyła szeroko usta, a jej oczy zaszły mgłą.
- Ojejku - powiedziała smutno Luna. - Chyba ją złamałam… ciekawe czy Harry będzie na mnie zły, jeśli się o tym dowie?
Po chwili kontemplacji, Luna doszła do wniosku, że Harry rzeczywiście może ją trochę obwiniać za jej rolę w doprowadzeniu Hermiony do szaleństwa.
- Teraz tylko, gdzie schować dowody.
- Dowody? - zapytała Hermiona zaalarmowana.
- Dowody, które znajdziemy szukając Harry'ego - powiedziała niewinnie Luna.
- W porządku… Profesor McGonagall wspomniała coś, żeby wszystko wysyłać do Hogwartu i ona się tym zajmie - powiedziała Hermiona cały czas patrząc na koleżankę dziwnym spojrzeniem.
- O jak miło - zachichotała Luna. - Skoro wszystko jest na swoim miejscu, możemy ruszać.
- Ja… chodźmy - powiedziała zrezygnowana Hermiona.
- Do Gringotta - zawołała Luna, ciągnąc swoją przyjaciółkę do najbliższego kominka podłączonego do sieci Fiuu. - Ale będzie ubaw.
- Tak - zgodziła się Hermiona. - Ubaw.
Luna zaczęła nucić pod nosem "Pójdziemy do Gringotta" jednocześnie potykając się przy wyjściu z kominka.
- No chodź, Hermiono - powiedziała Luna, podnosząc koleżankę z ziemi. - Chcę zobaczyć czy mają tutaj głośno ustne belony**.
- Może najpierw skupmy się na Harrym? - zaproponowała Hermiona.
- Okej - zgodziła się Luna, uśmiechając się szeroko. - Przepraszam, panie goblinie kasjerze?
- Jest… och, witam, panno Lovegood. Jak się ma pani ojciec?
- Nadal myśli, że kontrolujecie Ministerstwo Magii za pomocą robaka, który zjada mózgi - powiedziała wesoło Luna. - Gdyby tylko wiedział…
- Tak… dokładnie - zgodził się goblin. - Zakładam, że jesteście tu na odczyt testamentu Syriusza Blacka?
- Nie - zaprzeczyła Luna. - Przyszłyśmy tu, żeby zabrać trochę złota, żebyśmy mogły urządzić polowanie na Harry'ego…
- Ale z przyjemnością to zrobimy po odczytaniu testamentu - wtrąciła Hermiona.
- W takim razie proszę tędy - rozkazał goblin. Dziewczyny podążyły za nim przez liczne korytarze do dużego pokoju, w którym czekali już inni ludzie. - Zajmijcie miejsca, odczyt zacznie się za moment.
Elegancko ubrany mężczyzna wszedł do pomieszczenia, zajął miejsce u szczytu stołu i odchrząknął, żeby oczyścić gardło.
- Skoro wszyscy już się pojawili, najwyższa pora zacząć. "Ja, Syriusz Black, chciałbym przekazać następujące przedmioty tym osobom. Lunatykowi, mojemu bratu Remusowi Lupinowi, przekazuję dziesięć tysięcy galeonów oraz moje mieszkanie na ulicy Pokątnej. Dobrze z niego korzystaj, przyjacielu i widzimy się po drugiej stronie. Mojej kuzynce Tonks daję dziesięć tysięcy galeonów i moją kolekcję hipisowskich koszulek. Mam nadzieję, że spodobają ci się tak bardzo, jak podobały się mi. Przyjaciółce Harry'ego, Hermionie Granger, zostawiam dziesięć tysięcy galeonów. Dziękuję, że byłaś wsparciem dla Harry'ego. Tę samą kwotę i podziękowania przekazuję przyjacielowi Harry'ego, Ronowi Weasley'owi. Mojemu chrześniakowi, Harry'emu Potterowi, zostawiam pozostałość mojej fortuny."... Jakieś pytania?
- Nie - powiedział Remus ze ściśniętym gardłem. - Dziękujemy.
- W takim razie pożegnam się z państwem.
- Witaj, Hermiono - przywitał się smutno Remus. - Jak się masz?
- W porządku, Remusie - odparła Hermiona. - A ty?
- Staram się żyć życiem jeden dzień na raz.
- Hej, Hermiona - powiedziała Tonks, która zatrzymała się u boku Remusa. - Będę musiała do was dołączyć trochę później. Dostałam ofertę uczestnictwa w kilku zajęciach na wyspie Pana Blacka. To była zbyt cudowna okazja, żeby z niej nie skorzystać.
- Plus to chyba najlepsze miejsce, żeby zdobyć jakieś wskazówki na temat pobytu Harry'ego - dodała Hermiona. - Dobra robota Tonks, ale co z…? - Wzrok Hermiony powędrował w stronę Remusa.
- Idzie ze mną - wyjaśniła Tonks. - Ludzie Blacka powiedzieli, że może.
- Poprosili mnie, żebym poprowadził zajęcia na temat ciemnych kreatur i inne na temat życia jako wilkołak.
- Dobrze pau pójdzie - oświadczyła Luna. - Był pan cudownym nauczycielem i nauczyłam się od pana prawie tyle, co od Harry'ego.
- Dziękuję, Luna - przyjął komplement Remus.
- Nie chcę być niegrzeczna, ale naprawdę musimy już iść - wtrąciła Hermiona.
- Rozumiem - powiedział Remus. - Znajdźcie go, proszę.
- Zrobimy, co w naszej mocy - obiecała Hermiona. - Chodźmy, Luna.
- Pa - rzuciła przez ramię Luna. - Jeśli zobaczycie Pana Blacka, to powiedzcie mu, że mój tata chce tę książkę o tym, co robił z wilami.
- Gdzie najpierw? - zapytała Hermiona, gdy dotarły do głównego holu.
- Sugeruję wziąć to - wtrącił się goblin. - Będzie wam łatwiej wypłacać pieniądze z waszych nowych kont.
- Nowych kont? Ale Luna przecież…
- Wczoraj stworzyłą nowe - wyjasniła Luna. - Pod imieniem Pani White… jaką nową tożsamość wybrałaś?
- Hermionę Granger? - zapytała słabo Hermiona.
- To jest takie subtelne - zgodziła się Luna. - Może też powinnam zmienić tożsamość z powrotem na Lunę Lovegood. Nikt się nie będzie spodziewał, że będziemy używać naszych prawdziwych nazwisk.
- Oni… nieważne. Gdzie zaczynamy?
- Sklep dla podróżników da nam zniżkę - zaproponowała Luna. - Może chodźmy tam.
- Dobry pomysł, Luna. Chodźmy.
Hermiona poszła za przyjaciółką do dziwnie wyglądającego sklepu.
- To tutaj - powiedziała wesoło Luna. -Wejdźmy do środka.
- Okej.
- Mam wasze zakupy przygotowane, a wasze plecaki są za ladą - odezwał się Sprzedawca, gdy dziewczyny tylko weszły do sklepu. - Na każdym plecaku jest lista przedmiotów, powiedzcie mi, jeśli coś pominąłem.
- Okej. Powiemy - odparła Luna.
- Luna, co…
- Po prostu sprawdź listę - zaproponowała Luna. - Chcę mu zadać kilka pytań.
- Okej - zgodziła się Hermiona z zaskoczonym wyrazem twarzy.
- Co chciałabyś wiedzieć? - zapytał Sprzedawca.
- Gdzie powinnyśmy pójść najpierw? - zapytała Luna.
- To nie jest ważne - odparł Sprzedawca, wzruszają ramionami. - Możecie iść wszędzie tam, gdzie Pan Black już był… albo i nie. To naprawdę nie ma znaczenia.
- Czy Pan Black to jeden z was?
- Jeden z nas? - zapytał Sprzedawca z szerokim uśmiechem. - Co masz na myśli?
- Tak - dołączyła się Hermiona. - O czym ty mówisz?
- Jasnowidze - odparła Luna. - Oni wszyscy to jasnowidze.
- Prawda - zgodził się Sprzedawca. - Jestem jednym z dzieci Kasandry, przeklęty przez bogów.
- Przeklęty przez bogów? - zapytała Hermiona.
- To całkiem normalne, że w starszych rodzinach panuje klątwa albo błogosławieństwo. Na przykład, mamy młodego Harry'ego Pottera, który umiłowany został przez boginie i mamy rodzinę Lovegoodów.
- Rodzina Lovegoodów? - zapytała z przyzwyczajenia Hermiona.
- Są w połowie wróżkami - odparł z uśmiechem Sprzedawca. - Bardzo się zmienili, gdy wyszli ze swojego świata, a i to tylko połowicznie. Musi cię to wiele kosztować, to skupienie. Imponujące.
- Robię za to wszystko, co mogę, żeby nie zamienić pana w jaszczurkę.
- Może tak byłoby mi lepiej - zaśmiał się Sprzedawca. - Uznam, że obie listy były satysfakcjonujące?
- Dokładnie tak - potwierdziła Hermiona. - Luna, chodź.
- Okej - zgodziła się Luna i obie dziewczyny wyszły ze sklepu.
- Luna - zatrzymała przyjaciółkę Hermiona.
- Tak? - odparła Luna, rozmarzony wyraz twarzy pojawił się u niej z powrotem.
- Czy to prawda, co on powiedział o tym, że jesteś pół wróżką? - zapytała niepewnie Hermiona.
- Nie wszystko. Mam problem, żeby skupić się na jednym, bo jest tyle rzeczy dookoła, tyle bodźców. Przepraszam, to trochę tak, jakby spróbować wytłumaczyć kolory ślepemu.
- Chyba rozumiem - powiedziała cicho Hermiona. - A o co chodziło w tej części o Harrym?
- Fortuna i Sprawiedliwość - odparła Luna, chichocząc. - Jest ich umiłowanym synem, jedna pomaga Harry'emu ich postawić na nogi, druga ich z tych nóg zwala.
- Ale co to znaczy?
- Nie wiem - przyznała Luna. - Ma to coś wspólnego z greckim panteonem, moja rodzina nigdy się nimi nie zajmowała. Ale nazywają się Tyche i Nemesis, jeśli ci to pomoże.
- Tak, bardzo. Dziękuję, Luna.
- No to gdzie lecimy? - zapytał z uśmiechem Profesor.
- Amsterdam - odparł Harry. - Potem na Finlandię, a potem… a potem może możemy ogarnąć sprawy w Kanadzie.
- Już to załatwiliśmy - odezwała się Pomocnica.
- To kiedy zaczynam?
- Za kilka tygodni - odpowiedziała Pomocnica, wzruszając ramionami. - Nie jest to jakoś ważne, jestem pewna, że są bardzo elastyczni.
- Dzięki - odparł Harry, uśmiechając się szeroko. - To po tym… może z powrotem na wyspę?
- Brzmi super - zgodził się Profesor.
- Minerwo - powiedział z uśmiechem Albus. - Najwyższy czas, żebym ruszał w drogę.
- Powodzenia, Albusie - odparła Minerwa. - Jeśli wszystko zawiedzie, upewnij się przynajmniej, że jest bezpieczny.
- Obiecuję - przyrzekł dyrektor. - Weź to, upewnij się, że każdy z poszukiwaczy ma jedną.
- Co to takiego? - zapytała Minerwa, odbierając od dyrektora duże pudło.
- Zapalniczki Zippo - odparł Albus. - Użyłem moich znajomości, żeby zdobyć model dla aurorów. Są bezpieczniejsze od standardowych modeli i mają opcję konferencyjnego połączenia. Pomoże nam to zostać w kontakcie.
- Przekażę komu trzeba. Dobry pomysł, Albusie.
- Dziękuję - odparł dyrektor. - Dobrze wiedzieć, że od czasu do czasu uda mi się jeszcze wpaść na dobry pomysł.
- Gotowy, Remusie? - zapytała nerwowo Tonks w strachu, że w ostatniej chwili się wycofa.
- Tak - potwierdził Remus. - Jestem spakowany, ale jesteś pewna, że musimy mieć razem pokój?
- Oczywiście, że tak - odparła Tonks oburzona. - Jesteś tam jako gość, nie byłoby możliwe przyznanie ci oddzielnych kwater.
- Tak… ale - zaczął Remus. - Jesteś pewna, że wypada, żeby mężczyzna mieszkał z niezamężną kobietą?
- Jestem pewna - odparła Tonks. Była w stu procentach pewna, że ten pokój będzie miał tylko jedno małe łóżko, jedną dużą wannę, którą trzeba będzie się dzielić, żeby wystarczyło ciepłej wody i całą półkę eliksirów energetyzujących. Zajęło to trochę czasu i planowania, ale na szczęście większość jej próśb zostało zaakceptowanych. Jedyne, co jej się nie udało, to zaklęcie na framudze, które automatycznie zdejmowało ubranie z osoby, która wchodziła… cholera.
- Skoro tak mówisz - zgodził się nerwowo Remus.
- Tak mówię i koniec - powiedziała Tonks z drapieżnym uśmiechem. Remus zbyt długo był sam… i na dobrą sprawę ona też.
* Jeśli nie możesz ich oślepić nauką, oszukaj ich krowimi odchodami.
** belona - drapieżna ryba morska
Betowała Lilamanila, dziękuję 3
Wróciłam do krainy żywych i mam nadzieję tu zostać.
Dziękuję za cierpliwość i mam nadzieję, że dobrze będzie się wam czytało.
Niech żyje Święta Kaczka i do następnego.
