Dni zlewały się z nocą tworząc poczucie względnego bezpieczeństwa. Co może się złego stać, skoro nie wychodził ze swojej kryjówki od kilku tygodni a może nawet kilkudziesięciu miesięcy. Nie czuł potrzeby aby stawić czoła czekającym na niego problemom i sprawą do załatwienia, które piętrzyły się z każdą chwilą. Nie miał siły ani ochoty znaleźć się znowu na celowniku opinii publicznej, gdy ta pałała do niego nienawiścią. Gdyby nie to, że pracował w domu to już dawno podupadł by na zdrowiu psychicznym. Izolacja może doprowadzić do załamania nerwowego, depresji i nawet popchnąć słabsze jednostki do samobójstwa. Jednak w jego przypadku, całkowite odcięcie od świata było jego własną i dobrze przemyślaną decyzją. Miejsce, w którym mieszkał nie należało do niego i nikt poza właścicielem nieruchomości nie wiedział, że jest jego lokatorem. Czasami zastanawiał się co by się stało, gdyby wreszcie po tak długim czasie pokazał się publicznie. Wizja prawdopodobnego linczu społecznego skutecznie powstrzymywała go przed opuszczeniem budynku. Żył a jednocześnie tak naprawdę nie żył, pracował ale sam wyznaczał sobie godziny pracy, nie trzymając się żadnych wytycznych. W końcu samozatrudnienie pozwala na wolność w podejmowaniu decyzji, kiedy i jak długo wykonuje się zadania. Chociaż na papierze firma nie należała do niego ze względów na niechęć jakie budziło jego nazwisko. Dlatego też potrzebował pomocy jednego z przyjaciół, których i tak została garstka, aby mógł otworzyć własną działalność. Sporo czasu minęło od momentu ostatniego wyroku skazującego kolejnego człowieka, którego znał. Miał szczęście, że nie wylądował tak jak inni w Azkabanie, chociaż był nastolatkiem w tamtym okresie, to nic nie tłumaczyło jego działań. Gdyby nie to dziecko, z rozwichrzonymi ciemnymi włosami i jasnymi oczami to pewnie siedziałby w mrocznych murach więzienia. Przez otwarte okno do domu wpadał ciepły wiatr późnej wiosny a pomimo tego, wzdrygnął się. Czuł, że powinien pamiętać kim jest chłopiec, który mu wtedy pomógł lecz w głowie miał zupełną pustkę. Za każdym razem kiedy starał się sobie przypomnieć cokolwiek z pobytu w szkole a nie związane z lekcjami, napotykał na niewidzialną barierę. Dobrze wiedział, że ktoś rzucił na niego czar aby zapomniał o wszystkim co miało miejsce pomiędzy zajęciami. Wiedział, że ludzie go nienawidzą ale nie pamiętał co takiego zrobił. Może było tak lepiej, chociaż wcale nie spał spokojniej. Magia, czary, zło, dobro, światło, mrok. Pustka, wszechogarniająca pustka i ciągłe niepokojące uczucie wielkiej straty.

Harry Potter siedział w swoim gabinecie przy zawalonym stertami papierów biurku. Miał w nawyku, zaraz po przyjściu do pracy, pobieżne przejrzenie „Proroka Codziennego". Prawie zawsze gazeta lądowała w koszu w ciągu piętnastu minut, gdyż był to zwykły nic nie warty brukowiec. Krzykliwe tytuły, które zwodziły czytelników, denerwowały mężczyznę i gdyby nie to, że była to również część jego pracy to w życiu by nie sięgnął po ten tytuł. Współczesne dziennikarstwo opierało się na kłamstwach i wymyślonych wiadomościach. Po etyce zawodu dziennikarza zostało tylko wspomnienie, nic więcej. Pokój, który zajmował był mały dlatego dwa biurka zwrócone były do siebie przodem tak, że widział swojego partnera. Nikogo nie dziwił fakt, że pracował ze swoim wieloletnim przyjacielem. Nie wyobrażał sobie, że mógłby komuś innemu zaufać. Ron Weasley był od kilku dni w szpitalu po ostatniej akcji, podczas której jeden z przestępców rzucił na niego czar łamiący wszystkie kości w nogach. Paskudny, okrutny i bardzo bolesny, dlatego mężczyzna przez co najmniej jeszcze tydzień nie opuści Św. Munga. Harry w związku z tym miał całe pomieszczenie tylko dla siebie, co go przytłaczało. Optymizm Weasley'a działał kojąco na Harrego, chociaż czasem doprowadzał go do szewskiej pasji. Tak jak wtedy, kiedy mieli w ciągu kilku godzin odnaleźć porwaną dziewczynkę a zbliżała się dwudziesta piąta godzina od zaginięcia dziecka. Nie mieli nic, żadnych poszlak, podejrzanych, śladów. Tak jakby sześciolatka w ogóle nie istniała. Ron był pewny, że znalezienie dziecka jest tylko kwestią czasu dlatego dobry humor go nie opuszczał. Niestety po siedemdziesięciu ośmiu godzinach trafili na zwłoki dziecka porzucone w ślepym zaułku. Kiedy małe ciało zabrał patolog do kostnicy Weasley już nie żartował tak jak wcześniej. Ta sprawa była ich porażką a wykrzywione bólem twarze rodziców do teraz prześladowały Potter'a w snach. Tamtego dnia obiecał sobie, że nie dopuści do tego aby kolejne dziecko powieliło los drobnej sześciolatki. Nie chciał nigdy więcej przekazywać tak smutnej informacji rodzinie, która żyła nadzieją na odnalezienie ich pociechy. Jak do tej pory wszystkie sprawy udawało im się rozwiązać i już żadna niewinna osoba nie ucierpiała.

Przekartkował gazetę i wrzucił ją do kosza, po czym wziął pierwsze akta z wysokiej kupki i zagłębił się w sprawę. Czytał zapisane na protokole kolejne słowa z niedowierzaniem wypisanym na twarzy. Kiedy dobrnął do końca z westchnięciem odłożył szarą teczkę na blat biurka i ściągnął okulary. Przetarł oczy, jednocześnie zastanawiał się dlaczego akurat teraz dostał tą sprawę, kiedy nie mógł nawet liczyć na wsparcie innego aurora. Wiedział, że inni są zawaleni swoją sprawą i do momentu, kiedy Ron nie wydobrzeje nie dostanie tymczasowego współpracownika. Przez braki kadrowe wszyscy pracowali ponad swoje siły, dniami nie wracając do domu. Założył z powrotem okulary i wstał z krzesła przeciągając się tak mocno, że aż kości ostrzegawczo zgrzytnęły. Zerknął z niechęcią na teczkę i wziął ją po chwili wahania do ręki, w ciągu kilku sekund prawie bezszelestnie opuścił swój gabinet. O tej porze korytarz był opustoszały, co nie oznaczało, że nikogo nie było w pracy. Wręcz przeciwnie, większość pracowników już dawno siedziała przy swoich biurkach. Pozostała część zbierała informacje, dotyczące przydzielonych im spraw, poza gmachem. Potter szybko przemierzył dzielącą go odległość od drzwi jego przełożonego i bez pukania wszedł do środka. Jak się spodziewał, Kingsley Shacklebolt stał zamyślony przy oknie, dopiero kiedy odchrząknął minister odwrócił się w jego stronę. Wyglądał mizernie, podkrążone oczy i pomięty garnitur z wyciągniętą ze spodni koszulą sprawiał, że wyglądał niechlujnie.

- Harry, w czym mogę tobie pomóc? – spytał zmęczonym głosem.

Wskazał ręką na fotel stojący naprzeciwko biurka a sam zasiadł za ogromnym drewnianym meblem. Potter opadł na wygodne siedzisko i położył akta na blacie aby przełożony mógł spojrzeć na sprawę, z którą przyszedł. Shacklebolt otworzył teczkę i szybko przeczytał pierwszą stronę starannie zapisaną prostym i czytelnym pismem. Nie zagłębiając się dalej popatrzył pytająco na swojego podwładnego. Harry przez chwilę zastanawiał się czy powinien poprosić o to co pierwsze przyszło mu do głowy studiując protokół. Istniała szansa, że nie ma żadnego związku pomiędzy jednym a drugim ale dopóki tego nie sprawdzi to nie będzie miał pewności. Praca aurora nauczyła go jednego, zawsze trzeba rozważyć wszystkie możliwości nawet jeśli powiązania między sprawami wydają się znikome.

- Proszę o całkowity dostęp do wszystkich dokumentów dotyczących Draco Malfoy'a – powiedział po chwili krępującej dla niego ciszy.