OD TŁUMACZKI: Dzisiaj przychodzę do was z króciutkim, ale bardzo przyjemnym opowiadaniem autorstwa Ausland, której dziękuję za udzielenie mi zgody na tłumaczenie (thank you!).

Another Rainy Day - kolejny deszczowy dzień, przekonajcie się jak spędzili go Severus i Hermiona.

Disclaimer: Wszystkie prawa należą do J.K. Rowling


Zanim zaczęło padać, szare chmury tworzyły się złowieszczo przez co najmniej dobę. Słaby z początku deszcz, na kilka godzin przed świtem zamienił się w prawdziwą nawałnicę. Wtulona w ciepłe ciało Severusa Snape'a Hermiona Granger otworzyła oczy na dźwięk lekkiego bębnienia o okiennice, a gdy krótki błysk światła potwierdził, że rzeczywiście na zewnątrz była burza, zamknęła je z uśmiechem. Westchnęła radośnie, głaszcząc ramię, które obejmowało ją troskliwie. Kochała burze. Kochała Severusa, kochała spokój i kochała ten domek, w którymi mieszkali podczas letnich miesięcy z daleka od Hogwartu, bezpieczni, osiem lat po wojnie. Ten spokój był jej drogi i czasami Hermiona miała wrażenie, że ceni go aż do przesady.

Sen również był bliski jej sercu, wróciła więc do odpoczynku, czując się zadowolona w objęciach ukochanego i słysząc dźwięk deszczu.


Kolejne przebudzenie Hermiony było spowodowane Severusem i jego ciepłymi pocałunkami, które składał na jej ramieniu, przesuwając językiem po piegach, które się na nim znajdowały. Westchnęła ze szczęścia, przesuwając i odchylając głowę, żeby dać mu lepszy dostęp do swojej szyi. Nie będąc osobą, która zlekceważyłaby taką rzecz, Severus szybko zrobił użytek z pełnego odsłonięcia gładkiej skóry.

W końcu dotarł do szczęki, do policzka, później do nosa i wreszcie do jej ust. Pocałował ją delikatnie, odsuwając się tylko na moment.

- Dzień dobry - powiedział, uśmiechając się, co było dla niego rzadkością. Ogólnie ciężko było uzyskać jakikolwiek widoczny znak radości od poważnego mężczyzny z którym mieszkała, ale w deszczowe, niedzielne poranki w ciepłym łóżku było to bardzo możliwe do osiągnięcia.

- Dzień dobry. - Hermiona uśmiechnęła się pięknie w odpowiedzi. Jej głos był ciągle zaspany i niższy niż zazwyczaj.

- Wyjątkowo dobry - mruknął, podpierając się na ramieniu tak, że znajdował się lekko nad nią. - Pada deszcz.

- Burza zaczęła się w nocy - poinformowała go Hermiona, nadal uśmiechając się leniwie. - Ma trwać cały dzień, jeśli radio się nie myli.

Oboje wiedzieli jak minie ten dzień. Kolejny deszczowy dzień, kolejny spokojny poranek spędzony na uprawianiu seksu, piciu kawy, a później obiad z resztek znalezionych w lodówce. Popołudnie zakłócone wyłącznie szelestem przewracanych stron, bulgotaniem w kociołku i stukanie deszczu o dach. Brzęczenie kaloryfera i może czarno biały film, o ile Hermiona znajdzie jakiś, który pasowałby do jej nastroju, a Severus zgodzi się go z nią obejrzeć.

Kąciki jego ust uniosły się jeszcze bardziej.

- A więc przypuszczam, że nie mamy nic do roboty, a mamy tylko i wyłącznie czas - powiedział. - Nie wiem co ze sobą zrobię.

- Może zrób coś ze mną? - Hermiona uniosła na niego brew, wyciągnęła ręce ponad głowę i przeciągnęła się. Słychać było kilka cichych chrupnięć w jej kręgosłupie, na co on zawsze się krzywił.

- Oczywiście. - Jego głos był teraz bardziej aksamitny, a w jego oczach pojawił się wyraźnie szelmowski błysk. - Nie chciałbym cię zaniedbywać. - Teraz był już odpowiednio ułożony nad nią. Jego dłoń zaczęła wędrówkę od jej biodra do jej lewej piersi, rysując szerokie okręgi, które łaskotały bardziej niż cokolwiek innego.

- Cóż, lepiej zacznij już coś robić, bo czuję się bardzo zaniedbana - powiedziała Hermiona i westchnęła, gdy wędrująca dłoń wreszcie musnęła małą wypukłość, która zdążyła już stwardnieć w oczekiwaniu na to, co miało nadejść. Pocałował ją mocno i słodko, a ona objęła go ramionami za szyję i wsadziła swoje palce w jego włosy.


Nie ubrali się jak należało, aż do drugiej po południu, dopóki ich kubki z kawą, które Severus przywołał z kuchni (uparcie odmawiając opuszczenia ciepłego łóżka, żeby musieć przejść po zimnych kafelkach w kuchni) nie zostały opróżnione, nie ostygły i nie odesłali ich z powrotem do zlewu.

Jej Severus był piękny, poczynając od blizn pokrywających jego szyję, po te które znajdowały się na jego plecach i reszcie ciała. Jego rysy twarzy były ostre, jego włosy tłuste, jego dowcip cięty, a jego język… nikczemny. Jego dłonie również były cudowne, nawet jeśli sięgały po to, żeby rozpiąć jej stanik albo ciągnęły za wiązanie jej spódnicy.

- Przestań - powiedziała ostro, gdy był już w połowie - albo nigdy nie dojdziemy do kuchni a ja umrę z głodu.

Darowała sobie ubieranie się i zarzuciła na siebie tylko szlafrok, naśladując Severusa, który opierał się teraz o ścianę, mając na sobie tylko spodnie od piżamy i właśnie szlafrok.

- Ja bym nie umarł - powiedział Severus. Z jego twarzy można było wyczytać, że mówił całkowicie poważnie, ale w jego oczach był ślad rozbawienia i stłumiony śmiech w jego głosie. - Mam sporo wigoru.

Nie mogąc się powstrzymać, zaśmiała się i sięgnęła, żeby przyciągnąć jego głowę. Jeśli oczekiwał czegoś więcej niż tylko krótkiego pocałunku, to się pomylił. Chwilę później był już w kuchni i badał zawartość lodówki. Gdy do niego dołączyła, opierając się o blat, ciągle patrzył na nią z niezadowoleniem.

- Nie mamy dużo - poinformował ją. - Oliwki, szampan, który trzymaliśmy na przyszły tydzień i trochę sera. O, i resztki szynki z wczorajszego wieczoru.

- To nie może być wszystko - powiedziała Hermiona, marszcząc lekko brwi. Wsunęła mu się pod ramię i wtuliła w jego ciało. Burknął coś, ale dopasował się do niej. - Mamy masło, drożdże, mleko. W szafce musi być mąka. Upiekę chleb.


Severus pomyślał, że nic nie zdołałoby lepiej wymazać wspomnienia mrocznych dni z przed wojny i z czasów jej trwania niż widok nucącej Hermiony, która zagniatała samodzielnie zrobione ciasto.

Podczas mrocznych dni walczyła u jego boku i wygrali - on prawie umarł, ona prawie umarła, ale wygrali. Jego krew spłynęła na podłogę Wrzeszczącej Chaty, podczas gdy jego szyja paliła, a poza zielonymi oczami Harry'ego Pottera widział kobietę z tak wielkim bólem i współczuciem wypisanym na twarzy, że pomyślał, że może umrzeć w spokoju.

A jednak nie umarł. Magomedyczka, która leczyła Artura Weasley'a zapamiętała, co mu pomogło i ocaliła go. Przeszedł przez proces i został oczyszczony z zarzutów.

Severus wrócił do Hogwartu, żeby uczyć eliksirów, bo tylko takie życie znał. Zastanawiał się nad otwarciem swojego własnego sklepu, ale to wymagało ludzi, którzy chcieliby kupować u niego, a nie Sluga i Jiggera albo u innych ze sporej konkurencji.

I kto jeśli nie on miałby się opiekować jego ślizgonami?

Hermiona Granger zaczęła uczyć transmutacji, gdy Minerwa została dyrektorką. Była miła i dobra dla uczniów, nawet dla tych ze Slytherinu. Była także całkowicie genialna i zwróciła się do niego w sprawie projektu dotyczącego transmutacji składników do eliksirów oraz samych eliksirów.

I oto byli tutaj teraz.

Deszcz padał na ich wspólny dach, ta piękna kobieta nuciła, rozwałkowując ciasto, a on ją obserwował, drapał ich starego kota za uszami i odpoczywał.


Jakoś tak wyszło, że na końcu znowu kochali się na kanapie kompletnie ignorując włączony w tle film. (Właściwie to nie "jakoś", tylko przez Severusa, który poświęcał uwagę odsłoniętej szyi Hermiony niż filmowi, bo szczerze mówiąc więcej rozrywki dostarczała ona, wiercąca się w jego ramionach i grożąca, że wstanie i zmieni miejsce).

Wyglądała pięknie z zarumienioną twarzą i eksplozją loków na głowie.

- Jestem szczęściarzem, że cię mam - wyszeptał w jej szyję, gdy poruszał się nad nią.

Hermiona wydała z siebie kwilący dźwięk, łapiąc go za ramiona.

- Kocham cię.

Nie dała mu czasu na odpowiedź, całując go mocno.

Wspaniale było móc trzymać tę nagą kobietę w swoich ramionach i dzielić z nią ciepło w kokonie z koców, obserwując jak próbuje obejrzeć film do końca. Wznoszenie się i opadanie jej piersi, ciepły, kawowy zapach jej ciała, miękkość jej loków oraz jej sylwetka w jego ramionach były czymś, czego pragnął przez całe życie i nareszcie miał. Nie miało znaczenia, że była od niego prawie dwadzieścia lat młodsza, albo że był jej nauczycielem. Ważne było, że on kochał ją, a ona w równym stopniu kochała jego, a to było dla niego prawie jak cud.

Gdyby tylko wiedział, że tak będzie wyglądała jego przyszłość, kiedy stanął przed Czarnym Panem i zaoferował swoje ramię. Wtedy sprawa wydawała się być beznadziejna.

Ale już nie. Teraz - teraz widział przed sobą życie i uśmiech. Teraz widział uczenie podczas roku szkolnego, powracanie latem do tego małego domku z Hermioną, warzenie eliksirów, czytanie i wielbienie tej kobiety, która rozjaśniła jego świat na nowo.

- Uśmiechasz się - stwierdziła rzeczowo.

Starał się skrzywić, ale nie dał rady.

- Nie jesteś do mnie nawet odwrócona przodem.

- Ale czuję to - powiedziała radośnie. - Jesteś. Szczęśliwy.

Severus pocałował ją w miejscu, gdzie szczęka łączyła się z szyją.

- Zdaje się, że tak.


Deszcz nasilił się w okolicach pory obiadowej. Czytała, Krzywołap leżał zwinięty na jej kolanach i mruczał, a Severus warzył. W salonie było ciepło pomimo zimna panującego na zewnątrz, dzięki palącemu się w kominku ogniu.

To było ich spokojne życie. Ich ciche życie. Ich szczęśliwe życie.

Kiedy w Czarodziejskim Radiu zaczęła grać muzyka, machnęła różdżką, żeby ją pogłośnić, zerkając przy tym na Severusa.

Patrzył na nią z wyrazem twarzy mówiącym: jesteś bardzo przewidywalna, kochanie. Pokazała mu język. Wiedziała, że to tylko przez to, że znał ją tak dobrze.

- Czytam - powiedziała wyniosłym głosem. Do niczego się nie przyznam.

Uśmiechnął się złośliwie.

- Warzę eliksir. Wymieniamy rzeczy, które robimy, czy których raczej nie chciałabyś robić? Znam cię i to pełne nadziei spojrzenie.

Hermiona westchnęła.

- Proszę? - W porządku.

- Dwie minuty - odparł, wzdychając przy tym. - Później mogę to nastawić, żeby mieszało się samo.

Jak powiedział, tak zrobił, podszedł, żeby podnieść ją z kanapy i obrócić w ramionach do rytmu łagodnej, jazzowej muzyki dochodzącej z radia. W pokoju było ciemno, jedyne światło dawała lampa, przy której czytała Hermiona i te ustawione przy jego kociołku. Ogień już prawie wygasł i nie dawał już tyle światła, co ciepła.

- Nie musisz udawać, że jesteś taki zdenerwowany tylko dlatego, że tańczysz - droczyła się z nim, gdy stała, a samotny i naburmuszony Krzywołap, miauczał na kanapie.

Severus westchnął i przyciągnął ją bliżej.

- Mam reputację do podtrzymania - wymruczał jej do ucha. - Co powiedzieliby twoi nieznośni przyjaciele, gdybyś im zdradziła, że byłem zadowolony robiąc coś tak radosnego jak tańczenie?

- Prawdopodobnie udawaliby, że się krztuszą i wymiotują - przyznała Hermiona. - Ale to nie ma znaczenia.

Zaśmiał się i obrócił ją szybko.

- W takim wypadku wolno mi wyszeptać, że uwielbiam z tobą tańczyć.

Uśmiechnęła się do niego. To był jej Severus, ten, którego nie widział nikt inny. Jej, ten szczęśliwy, który mógł być uroczy, zrzędliwy i złośliwy.

- Uwielbiam cię.

- Wiem - powiedział, schylając głowę tak, że dotykali się nosami. - I zadziwia mnie to każdego dnia.


Koniec ulewy obudził Hermionę. Uśmiechnęła się lekko, a później wróciła do spania, z ciałem wtulonym w mężczyznę leżącym za nią.

Kolejny deszczowy dzień zaczął się i skończył i był wspaniały.