Smocze włókna
29 stycznia 1925
– Specjalizuje się pan w jakiejś konkretnej dziedzinie magii?
– W zaklęciach. – Flitwick z trudem oderwał wzrok od piętrzących się pod sufit opakowań i ich ozdobnych, tłoczonych etykiet, połyskujących gdzieniegdzie w bladych smugach światła. – Głównie teoria magii, przełamywanie uroków, magia niewerbalna, ochronna… ofensywna…
– Zajmuje się pan pojedynkami?
– Tak. Między innymi.
Gervaise Ollivander obrzucił krótkim spojrzeniem leżącą na blacie, pękniętą różdżkę, płynnym ruchem zwinął miarkę i zdjął z półki wypłowiałe pudełko.
– Osika – zaprezentował z nieskrywaną dumą biały, idealnie gładki egzemplarz, w niepokojący sposób przypominający kość. – Proszę wziąć ją do ręki i rzucić jakieś zaklęcie. To gatunek niezwykle ceniony w sztuce pojedynków, do tego stopnia, że dawniej dopuszczano do nich tylko posiadaczy różdżek z tego drewna… Poprzednią pan odziedziczył, prawda?
– Zgadza się.
– Różdżki przekazywane w rodzinie potrafią wykształcić swoistą moc ochronną, są też niezwykle lojalne, ale zawsze powtarzam, że najlepsze rezultaty osiąga się z tymi, które zostały dobrane indywidualnie. Proszę spróbować z tą. Orzech włoski i pióro z ogona feniksa, czternaście i pół cala, sprężysta. Bardzo zrównoważona i łatwo dostosowująca się do ręki.
Wypróbowywał po kolei jarzębinę, olchę, wierzbę i jesion, ale Ollivander wciąż nie wydawał się usatysfakcjonowany.
– To zawsze zajmuje dużo czasu, czy jestem szczególnie kłopotliwym klientem? – zapytał w końcu Flitwick, bez wysiłku, ale z rosnącym znużeniem wyczarowując stado maleńkich, nakrapianych motyli.
– Nie ma reguły, proszę pana, w ostatecznym rozrachunku to zawsze różdżka wybiera czarodzieja. Czasem już pierwsza próba okazuje się strzałem w dziesiątkę, a czasem znalezienie idealnego połączenia wymaga dwóch czy trzech godzin… Buk i włókno ze smoczego serca, średnio sprężysta. – Uchylił wyjątkowo podniszczone wieczko i dodał: – Jeśli się pan spieszy, możemy w każdej chwili przerwać.
– Nie, w zasadzie nie. Po prostu… wszystkie wydają się dobre.
– No właśnie – skwitował niejasno Ollivander. – Sosna, włos z ogona jednorożca, sztywna. Świetna do zaawansowanych zaklęć i magii niewerbalnej. Nie, nie… Świerk i pióro feniksa, jedenaście i pół cala. Trochę kapryśna, ale myślę, że nie miałby pan z nią problemów. Proszę spróbować.
Różdżka była jasnożółta, lśniąca i przyjemnie lekka. Starszy czarodziej przez chwilę przyglądał się jej z namysłem.
– Nieco większa gęstość i większy skurcz wzdłuż włókien – mruknął pod nosem, ignorując kicającego po sklepie zająca. – Przeszedł wzdłuż regałów, nadal mamrocząc niezrozumiałe określenia, i wrócił z naręczem kolejnych pudeł.
– Czerwony dąb i włókno ze smoczego serca, dwanaście cali, dość sztywna. Błyskawicznie odczytuje intencje właściciela. Proszę spróbować.
Niespodziewane uderzenie gorąca przechodzące przez łokieć, nadgarstek i palce sprawiło, że prawie wypuścił różdżkę z dłoni. Powietrze stało się nagle gęste i ciężkie, zdawało się iskrzyć, przenikać przez skórę i łaskotać od środka. Mógł niemal wyczuć wibracje rdzenia, gdy bawił się subtelnymi zmianami natężenia światła.
– Tak – skomentował sprzedawca, opierając się o ladę. – Ta jest odpowiednia.
– Jest dłuższa i cięższa niż ta, którą miałem do tej pory – ocenił Flitwick, ważąc różdżkę w dłoni. Kunsztowne, choć proste w formie żłobienie wiło się przez całą jej długość. – Wezmę ją, oczywiście. Może czymś zaskakiwać?
Ollivander ujął ją obiema dłońmi i ostrożnie umieścił w wyłożonym welurem opakowaniu.
– Nie powinna sprawiać problemów – odparł, wprawnym ruchem czyszcząc pokrywę z kurzu. Rozłożył na blacie brązową bibułę pakowną i podjął dopiero po chwili:
– Czerwony dąb to dość kruche, podatne na przebarwienia i pękanie drewno, uciążliwe w obróbce i rzadko używane w różdżkarstwie. Rdzeń smoczego serca nadaje mu jednak rys wyjątkowej wytrzymałości i temperamentu. To niecodzienna kombinacja, ale – jak mówiłem – różdżka sama wybiera właściciela. Jestem pewien, że będzie panu dobrze służyć.
Uśmiechnął się szeroko, przekazując niezbyt poręczny pakunek.
– Sześć galeonów i piętnaście sykli.
